Jaki triumf?

Alessandro Pronzato

publikacja 01.04.2012 11:00

Nienawiść i zdrada są tylko ramą zdarzenia, marginesem wobec głównej sceny, jaką tworzy miłość.

Jaki triumf?

...Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem... (Iz 50,4-7).
...Ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, sta­jąc się podobnym do ludzi... (Flp 2,6-11).
...Gdy siedział za stołem, przyszła kobieta z alabastro­wym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bar­dzo drogiego. Rozbiła flakonik i wylała Mu na głowę... (Mk 14, 1-15,47).


Fragment książki "Oto Słowo Boże! Rok B. Komentarz do trzech czytań niedzielnych", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Salwator


Święto źle zakończone

Jeszcze dziś można usłyszeć kaznodzieję mylnie interpretują­cego opowiadanie dotyczące Niedzieli Palmowej: „Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy".
Z tekstu Ewangelii można błędnie odczytać pewne infor­macje (choćby tylko je poszerzając czy wręcz wypaczając), składniki (także wątpliwości) tej ogromnej scenerii towarzy­szącej Jezusowi: mobilizacja tłumów, nieopanowany entu­zjazm, wystawne dekoracje, poparcie ludu, skandujące śpiewy, oklaski brzmiące wzdłuż przejazdu.
Niektórzy, mówiąc o Bogu i Jego chwale, używają określeń zaczerpniętych z opisów spektakularnego sukcesu w skali międzynarodowej. Wielkość Boga może być według nich celebrowana tylko w bogatych strojach i z oprawą godną faraonów, z najbardziej okazałymi orszakami.
Pozostaje rozżalenie z powodu rozczarowującego zakoń­czenia. Uroczysta procesja, przemieniająca się w bezładny tłum, z którego rozlegną się odgłosy wyzwisk i wrzasków przeciwko Skazańcowi prowadzonemu na miejsce ukrzyżo­wania.
Szkoda, bo wszystko tak dobrze się zaczęło... Święto nie powinno zostać zepsute tak żałosnym finałem...
Faktycznie, zamiast zwycięstwa mocy i władzy, widzimy triumf pokory, skromności i łagodności.
Jedyne zdobycze, na jakie stać tego Króla, to te otrzymane siłą miłości. Oklaski, jakie przyjmuje, nie są powierzchowne i łatwe, ale wypływają z wolności i wiary poszczególnych osób. Zresztą Jemu nie zależy na aplauzie, Jego interesują serca i przekonania.

Przyznanie się do Jezusa

Chrystus dziś, w tym tygodniu Męki, chce być rozpoznawany jako Król w swojej bezbronnej słabości, przyjęciu prześlado­wania, braku oporu wobec przemocy, brutalnych tortur i upo­korzenia, którego doznaje od wrogów (pierwsze czytanie).
Jezus oczekuje, aby być uwielbionym jako Syn Boży, w swoim niewiarygodnym „wyzuciu się", w oszałamiającym „zejściu", w „postaci sługi", w solidarności z ludzkim położe­niem (drugie czytanie).
Z tego powodu wierzący, według wskazań świętego Paw­ła, jest wezwany, aby „zginać kolana" przed Panem, który nie korzysta z przywilejów władzy i panowania, podejmuje los niewolnika i jest „posłuszny" planom, które doprowa­dzą Go do najbardziej hańbiącej śmierci przez ukrzyżo­wanie.
Chrześcijanin wzywa „Imienia", które jest „niesławne" i po­gardzane przez wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy się liczą w tym świecie.
Przyznanie się do wiary w Jezusa nastąpi na Kalwarii w zdumiewający i niemal cudowny sposób: „Setnik zaś, który stał naprzeciw Niego, widząc, że w ten sposób wyzio­nął ducha, rzekł: «Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym»" (Mk 15,39).
Poganin nie wyznaje swojej wiary w egzaltowanym momen­cie triumfu, ale w „zgorszeniu" porażki. Odkrywa tożsamość Jezusa poprzez Jego „klęskę" na krzyżu.

Miłość w centrum

Prawdziwego aktu wiary dokonała także bezimienna kobieta z Betanii, wykonując gest, do którego Marek przywiązuje wielkie znaczenie, i o którym czytamy na początku opowia­dania o Męce Pańskiej (14,1-11).
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na miejsce epizo­du w Ewangelii. Marek, w typowy dla siebie sposób, umiesz­cza ten fragment między opisem spisku przywódców a relacją o układzie, jaki zawarli ze zdrajcą Jezusa.
Technika wiele razy używana w tej Ewangelii służy do podkreślenia pewnego związku albo też, jak w poprzednim przypadku, uwydatnienia kontrastu. Nienawiść - miłość, zdrada - wierność, ślepota - przezorność, skąpstwo - hoj­ność, niezrozumienie - empatia.
„Opowiadanie o Betanii wyjaśnia nam, że także te­raz, przed Paschą, działa coś innego niż nienawiść, oszu­stwo i zdrada. Pomaga zrozumieć, że Jezus, kiedy szedł na krzyż, doświadczył także gestów szlachetnej miłości" (H. Schlier).
Jest jednak jeszcze inne istotne wskazanie: nienawiść i zdrada są tylko ramą zdarzenia, marginesem wobec głównej sceny, jaką tworzy miłość. Tak naprawdę miłość jest w cen­trum, buduje trwalszą rzeczywistość pokonującą podłe kalku­lacje i wrogość, które ją otaczają.

 

Niezdolni, by zrozumieć

Wobec oburzenia - wyrażonego przez niektórych obecnych, uzbrojonych w kryteria oceny czysto ekonomicznej i uży­tecznej - na widok „marnotrawstwa", Jezus bierze kobietę w obronę, bezwarunkowo uznaje jej gest („Spełniła piękny uczynek względem Mnie" moglibyśmy przetłumaczyć też jako: „Uczyniła rzecz bardzo piękną"). Odsłania głębokie znaczenie intencji kobiety, która to zrobiła, upomina krytyku­jących i stwierdza, że ten gest będzie wspominany wszędzie, gdzie będzie głoszona Ewangelia, która przekroczy granice Galilei i obejmie cały świat.
Można powiedzieć, że powyższe wydarzenie było postrze­gane na trzy różne sposoby: dwa wyrażone słowami („narze­kających" i Jezusa) i jedno bez słów (kobieta).
1. Ci, którzy dostrzegają marnotrawstwo, mają raczej krót­kowzroczną i ubogą wizję życia, ponieważ nie potrafią przejść ponad małostkowe wyrachowanie (nawet jeśli maskowane niepokojem o jałmużnę), nie są zdolni żyć w perspektywie powszechności i bezinteresowności, nie umieją też dostrzec wartości osoby Jezusa i Jego obecności.
2. Kobieta bezimienna ze swoim „pięknym" czynem pragnie wyrazić cześć i szacunek wobec Jezusa oraz swoją miłość. Ponadto rozpoznaje w Jezusie prawdziwego ubogie­go. W tamtym momencie Chrystus był ubogim w pełnym tego słowa znaczeniu: odrzucony przez władze religijne, opuszczony przez tłumy, zdradzony przez przyjaciela, niezro­zumiany przez uczniów, ofiara samotności, bez asysty, władzy, bez osiągnięć i wsparcia.
Święty Paweł powie: „Znacie przecież łaskę Pana nasze­go Jezusa Chrystusa, który będąc bogatym, dla was stał się ubogim, by was ubóstwem swoim ubogacić" (2 Kor 8,9).
3. Jezus widzi jeszcze dalej. Kobieta przyszła zobaczyć to, czego inni nie widzą. Ale jej widzenie pozostaje ogra­niczone. Spojrzenie Jezusa sięga dużo dalej, dając czy­nowi kobiety proroczą interpretację, która przekracza sam zamiar kobiety: „Namaściła moje ciało na pogrzeb" (Mk 14,8).

Widzieć inaczej

Jezus widzi dalej także w innym sensie. Właśnie w chwili, kiedy Jego dzieło zdaje się być wstrzymane i skazane na klę­skę, zapowiada zasięg Ewangelii na cały świat: „Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również na jej pamiątkę opowiadać o tym, co uczyniła" (Mk 14,9).
Centrum ewangelicznego przepowiadania tworzyć będzie opowiadanie o Męce Jezusa, a w tym opowiadaniu szczególne miejsce zajmie ta bezimienna kobieta.
Można więc powiedzieć, że to wydarzenie podkreśla przede wszystkim kontrast (i może być podstawowym te­matem dzisiejszej uroczystości) między „płytkim widzeniem" a zdolnością widzenia dalej, głębiej.
Wobec przerażającej rzeczywistości krzyża chrześcijanin może przeżyć kryzys wiary, jeśli nie będzie umiał przejść „ponad" to, co widzialne dla oczu. Tylko spojrzenie wiary pozwala przeskoczyć mur przerażenia.
Z wiarą bez proroctwa (rozumianego jako zdolność prze­widywania) można także powiedzieć rzeczy słuszne, rozum­ne, zrobić dokładne kalkulacje, nie rozumiejąc ich jednak.
Częściowa wizja może być grubym błędem. Najdokład­niejsze i pedantyczne obliczenia, ograniczone tylko do jedne­go aspektu rzeczywistości, prowadzą do mylnego wniosku.
Jedynym sposobem dla wierzącego w Chrystusa jest wi­dzieć dobrze, to znaczy widzieć inaczej.