Dziewicze narodzenie

Benedykt XVI

znak.com.pl |

publikacja 26.12.2012 07:00

Fragment książki Benedykta XVI "Jezus z Nazaretu" publikujemy za zgodą wydawnictwa "Znak".

Dziewicze narodzenie Wydawnictwo Znak Benedykt XVI: Jezus z Nazaretu

Musimy z całą powagą zapytać: Czy to, co na różny sposób i na podstawie różnych tradycji obydwaj ewangeliści, Mateusz i Łukasz, opowiadają nam o poczęciu Jezusa za sprawą Ducha Świętego z Dziewicy Maryi, jest historyczną rzeczywistością, wydarzeniem historycznym, czy też jest to pobożna legenda, która na swój sposób chce wyrazić i wyjaśnić tajemnicę Jezusa?

Przede wszystkim, od czasów Eduarda Nordena († 1941) i Martina Dibeliusa († 1947), źródeł relacji o dziewiczym narodzeniu Jezusa próbowano szukać w historii religii i dopatrywano się ich szczególnie w odkrytych opowiadaniach o poczęciu i narodzeniu egipskich faraonów. Drugi obszar pokrewnych idei znaleziono w starożytnym judaizmie, też w Egipcie, u Filona z Aleksandrii († po 40 roku po Chr.). Te dwie sfery idei bardzo różnią się od siebie. W opisie boskiego poczęcia faraonów, w których bóstwo zbliża się cieleśnie do matki, mamy w końcu do czynienia z teologicznym uzasadnieniem kultu władcy, z teologią polityczną, która pragnie umieścić króla w sferze boskości i tym sposobem uprawnić jego boskie roszczenia. Pochodzący od Filona opis poczęcia synów patriarchów z boskiego nasienia ma natomiast charakter alegoryczny. „Żony patriarchów … stają się alegorią cnót. Jako takie zostają zapłodnione przez Boga i rodzą swym mężom personifikowane przez siebie cnoty” (Gnilka, Matthäus I 25). Trudno powiedzieć, jak dalece wychodzi się tu poza alegorię i rozumie się to w sposób konkretny.

Jeśli się dokładniej temu przyjrzymy, oczywiste się staje, że ani w pierwszym ani w drugim przypadku nie ma rzeczywistego paralelizmu z dziewiczym narodzeniem Jezusa. To samo odnosi się do tekstów pochodzących z obszaru grecko-rzymskiego, w których chciano widzieć pogańskie wzorce historii poczęcia Jezusa za sprawą Ducha Świętego - do związku Zeusa z Alkmeną, z którego miał się narodzić Herkules; związku Zeusa z Danae, z którego miałby się wywodzić Perseusz itd.

Różnica dzieląca te obrazy jest tak głęboka, że – jak powiedziano – nie może być mowy o rzeczywistych paralelach. W opisach Ewangelii zachowana zostaje jedyność Boga i nieskończona różnica między Bogiem a stworzeniem. Nie ma ani zmieszania, ani pół-boga. Jedyną przyczyną sprawczą nowości jest stwórcze słowo Boga. Jezus, który się rodzi z Maryi, cały jest Bogiem i cały człowiekiem – bez pomieszania i oddzielenia, tak jak to dokładnie określi chalcedońskie wyznanie wiary w roku 451.

Opisy u Mateusza i Łukasza nie są szerzej rozwiniętymi mitami. W swym najgłębszym rozumieniu są one mocno osadzone w biblijnej tradycji Boga Stwórcy i Odkupiciela. W swej konkretnej treści pochodzą z tradycji rodzinnej, są przekazywaną tradycją, zachowującą w pamięci wydarzenia.

To, co Joachim Gnilka, powołujący się tu na Gerharda Dillinga, wyraża w formie pytania, chciałbym uważać za jedyne zgodne z prawdą objaśnienie tych opisów: „Czy tajemnica narodzenia Jezusa […] została dopiero później umieszczona na pierwszym miejscu, czy też widać tutaj wyraźnie, że tajemnica ta była znana? Nie chciano tylko jej rozgłaszać i czynić z tego wydarzenia znanego wszystkim” (s. 30).

Wydaje mi się rzeczą normalną, że dopiero po śmierci Maryi tajemnica ta mogła stać się powszechnie znaną tradycją rodzącego się chrześcijaństwa. Wtedy też mogła zostać włączona w rozwój doktryny chrystologicznej i dodana do wyznania wiary w Jezusa jako Chrystusa i Syna Bożego – jednak nie w tym sensie, że z jakiejś idei stworzono opis, przeobrażając ideę w fakt; było akurat odwrotnie: wydarzenie, znany już teraz fakt, stał się przedmiotem refleksji i szukano jego wyjaśnienia. Z całości postaci Jezusa Chrystusa padało światło na to wydarzenie i na odwrót: na podstawie wydarzenia lepiej też rozumiano Bożą logikę. Tajemnica początku rozjaśniała to, co nastąpiło później i na odwrót: rozwinięta już wiara w Chrystusa ułatwiała zrozumienie początku i jego głębokiego sensu. W ten sposób rozwijała się chrystologia.

Będzie może stosowną rzeczą przypomnieć w tym miejscu pewien tekst, w którym tradycja zachodnia od najdawniejszych czasów widziała niejasną zapowiedź tajemnicy dziewiczego narodzenia. Mam tu na myśli czwartą eklogę Wergiliusza z jego cyklu poematów zatytułowanego Bucolica (poematy pasterskie), która została napisana około 40 lat przed narodzeniem Jezusa. W zabawnych wersetach o życiu na wsi, pobrzmiewa niespodziewanie zupełnie inny ton: zapowiedź nowego wielkiego ładu świata, powstającego z „czegoś nienaruszonego” (ab integro). „Iam redit et virgo – wraca już dziewica.” Nowy ród przychodzi z wysokiego nieba. Rodzi się chłopiec, który położy kres rodowi „żelaznemu”.

Co stanowi przedmiot tej obietnicy? Kim jest dziewica? Kim jest chłopiec, o którym jest tutaj mowa? Podobnie jak w związku z Iz 7,14, tak i tutaj uczeni szukali historycznego odpowiednika i tak samo na próżno. O czym więc jest tu mowa? Materiału wyobrażeniowego całości dostarczał starożytny obraz świata. W tle znajduje się tu doktryna mówiąca o cyklu eonów i mocy przeznaczenia. Te stare wyobrażenia nabierają jednak świeżej aktualności na skutek oczekiwania, że już nadeszła godzina wielkiej zmiany eonów. To, co do tej chwili było tylko odległym schematem, nagle staje się teraźniejszością. W epoce Augusta, po wszystkich wstrząsach powodowanych wojnami domowymi i innymi, przez kraj przechodzi fala nadziei: teraz powinien wreszcie nastąpić długi okres pokoju, zapanować nowy ład świata.

Jednym z wątków tej atmosfery oczekiwania czegoś nowego jest także postać dziewicy, obraz czystości, integralności i zaczęcia ab integro. Należy do niej też oczekiwanie chłopca, „boskiego szczepu” (deum suboles). Dlatego wolno może powiedzieć, że postać dziewicy i boskiego chłopca stanowią w jakiś sposób element pierwotnych archetypów ludzkiej nadziei, które pojawiają się w momentach kryzysu i oczekiwania, mimo iż nie widać konkretnych postaci.

Powróćmy do biblijnych opisów narodzenia Jezusa z Dziewicy Maryi, która poczęła Dziecko za sprawą Ducha Świętego. A więc jest to prawda? Czy może jakieś archetypiczne wyobrażenia zostały przeniesione na postacie Jezusa i Jego Matki?

Kto czyta biblijne opisy i porównuje je z pokrewnymi tradycjami, o których przed chwilą była mowa, od razu zauważa głęboką różnicę. Nie tylko porównanie z wyobrażeniami egipskimi, o których mówiliśmy, ale również sen nadziei, który napotykamy u Wergiliusza, prowadzą nas do zupełnie innych światów.

U Mateusza i Łukasza nie znajdujemy niczego z kosmicznego przełomu, niczego z kontaktów fizycznych między Bogiem i ludźmi; opowiadają nam historię bardzo pokorną i właśnie dlatego tak wstrząsająco wielką. Drzwi otwiera Bogu posłuszeństwo Maryi. Słowo Boga, Jego Duch, stwarza w Niej dziecko. Stwarza je przez drzwi posłuszeństwa. Dlatego Jezus jest nowym Adamem, nowym początkiem „ab integro” – z Dziewicy, która poddaje się w pełni woli Bożej. W ten sposób pojawia się nowe stworzenie, które jest jednak związane z dobrowolnym „tak” ludzkiej osoby Maryi.

Wolno może powiedzieć, że ciche, niewyraźne sny ludzkości o nowym początku zrealizowały się w tym wydarzeniu – w rzeczywistości, jaką jeden Bóg może stwarzać.

Jest więc prawdą to, co mówimy w Credo: „Wierzę … w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Dziewicy Maryi”?

Wolna od zastrzeżeń odpowiedź brzmi: tak. Karl Barth zwrócił uwagę na to, że w historii Jezusa są dwa punkty, w których działanie Boga wkracza bezpośrednio w świat materialny: narodzenie z Dziewicy i powstanie z martwych z grobu, w którym Jezus nie pozostał i nie uległ rozkładowi. Obydwa te punkty są skandalem dla ducha nowożytnego. Bogu pozwala on działać w ideach i myślach, w sferze duchowej – ale nie w materii. To przeszkadza. Tu nie jest Jego miejsce. Jednak o to właśnie chodzi: że Bóg jest Bogiem i nie porusza się wyłącznie w sferze idei. Dlatego w obydwu punktach w grę wchodzi sama boskość Boga. W grę wchodzi pytanie: czy do Niego należy również materia?

Oczywiście, Bogu nie można przypisywać czegoś bezsensownego, nierozumnego, czy sprzecznego z Jego stworzeniem. Tutaj jednak nie mamy do czynienia z niczym nierozumnym, ani z żadną sprzecznością, ale właśnie z czymś pozytywnym – ze stwórczą mocą Boga, która ogarnia cały świat. Dlatego te dwa punkty: dziewicze narodzenie i rzeczywiste powstanie z grobu stanowią kamienie probiercze wiary. Jeśli Bóg nie ma władzy również nad materią, wtedy nie jest Bogiem. Ale On ma tę władzę i przez poczęcie i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa inauguruje nowe stworzenie. W ten sposób, jako Stwórca, jest także naszym Odkupicielem. Dlatego poczęcie i narodzenie Jezusa z Dziewicy Maryi stanowią podstawowy element naszej wiary i sygnał świetlny nadziei.