Iść drogą za Jezusem

Andrzej Macura

publikacja 09.04.2014 21:23

Garść uwag do czytań na Niedzielę Palmową roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

Iść drogą za Jezusem Henryk Przondziono /GN Kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje

Gdy zajrzeć do Ewangelii, scenę uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, a więc początek wydarzeń związanych z ostatnim tygodniem ziemskiego życia Jezusa, poprzedzają wydarzenia w Jerychu. Tak jest we wszystkich Ewangeliach synoptycznych (inaczej jest u Jana). Jest wśród nich scena uzdrowienia niewidomego (u Mateusza dwóch niewidomych). Kończy ją u wszystkich drobna wzmianka: „poszli za Nim” – pisze Mateusz o uzdrowionych, „i szedł za nim drogą” – notuje Marek czy „szedł za nim wielbiąc Boga” Ewangelista Łukasz. Ten ostatni przed wejściem Jezusa do Jerozolimy dodaje wprawdzie jeszcze scenę z Zacheuszem i przypowieść o minach, ale….

Wydaje się, że kluczem do odczytania dla siebie tego, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu ziemskiego życia Jezusa jest właśnie owo „pójście drogą za Jezusem”. Droga Chrystusa jest też drogą Jego uczniów. I w tej perspektywie spróbujemy spojrzeć na czytania tej niedzieli. Wcześniej wyrzekliśmy się zła (I niedziela Wielkiego Postu), potem wyznaliśmy wiarę w Jezusa (II niedziela), następnie odkryliśmy Jezusa jako źródło wody żywej, światłość świata i życie wieczne. Teraz stajemy już tylko przed koniecznością zrozumienia, że na drodze za Jezusem wcale nie musi nam być łatwo.

Drobna uwaga: dwa pierwsze czytania Niedzieli Palmowej są każdego roku takie same. Ewangelia, choć w innej wersji, też jest podobna. Stałych czytelników cyklu proszę, by przymknęli oko na to, że to co napiszę będzie w pewnej mierze powtórzeniem tego, co napisałem przed rokiem :)

1. Kontekst pierwszego czytania  Iz 50,4-7

Pierwsze czytanie Niedzieli Palmowej to fragment tak zwanej trzeciej pieśni Sługi Jahwe ( to kolejno Iz 42 1,nn;  49, 1nn; 50, 4nn; 52, 13nn). Należy ona do tej części księgi proroka Izajasza, którą przypisuje się DeuteroIzajaszowi. Czyli anonimowemu, żyjącemu półtora wieku później niż sam Izajasz (ProtoIzajasz) autorowi. Skąd taki wniosek? Działalność Izajasza przypada na czas upadku Królestwa Północnego. Dla obu państw dawnego Izraela zagrożeniem była wtedy Asyria. U DeuteroIzajasza wrogiem jest już Babilonia. I wyraźnie nawiązuje on do faktu niewoli babilońskiej, tłumacząc jej znaczenie z perspektywy teologicznej oraz zapowiadając wyzwolenie. Mało prawdopodobne, by sam Izajasz z takimi szczegółami odpowiadał o przyszłości dziejów.

Kim jest ów tajemniczy Sługa Jahwe? Gdyby próbować tę postać dopasować są którejś z historycznej postaci tamtego okresu pojawia się problem. Nie bardzo wiadomo o co i o kogo chodzi. Pieśni Sługi Jahwe czytane z perspektywy Nowego Testamentu stają się jasne i oczywiste. Zdumiewające, że wiele wieków przed Chrystusem ktoś tak dokładnie Go scharakteryzował.

Pierwsze czytanie tej niedzieli to fragment trzeciej pieśni. Warto więc przytoczyć ją w całości Iz 50, 4-11. Tekst czytania pogrubiona czcionką.

Pan Bóg Mnie obdarzył językiem wymownym,
bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące.
Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie.
Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.

Blisko jest Ten, który Mnie uniewinni.
Kto się odważy toczyć spór ze Mną? Wystąpmy razem!
Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do Mnie!
Oto Pan Bóg Mnie wspomaga. Któż Mnie potępi?
Wszyscy razem pójdą w strzępy jak odzież, mól ich zgryzie.

Kto między wami boi się Pana, niech słucha głosu Jego Sługi!
Kto chodzi w ciemnościach i bez przebłysku światła,
niechaj imieniu Pana zaufa i niech na swoim Bogu się oprze!
Oto wy wszyscy, którzy rozniecacie ogień, którzy zapalacie strzały ogniste,
idźcie w płomienie waszego ognia, wśród strzał ognistych, któreście zapalili.
Z mojej ręki przyjdzie to na was: będziecie powaleni w boleściach.

Sługa Jahwe skarży się, że za pełnienie swojej misji jest prześladowany. Tak jak parę wieków później prześladowany był Chrystus. Bity, targany za brodę, znieważany, opluwany. Sługa Jahwe to przyjmuje, gdyż jest przekonany, ze tak trzeba, a ostatecznie wszystko dobrze się skończy. Podobnie jak Jezus przechodzi przez mękę i śmierć będąc świadom, że wszystko skończy się zmartwychwstaniem. 

Warto zauważyć, jak Sługa Jahwe charakteryzuje swoja misję. Jest tam mowa o pokrzepianiu serc ludzi strudzonych i o „otworzeniu ucha”, by sługa „słuchał jak uczniowie”. Kogo słuchał? Oczywiście Boga, nie trosk ludzkich. Tak wynika z kontekstu. Sługa wypełnia wolę Pana. Z tego posłuszeństwa woli Pana wynika jego misja pokrzepiania ludzkich serc. Ale też właśnie to posłuszeństwo wobec Pana powoduje, że spadają na niego różnorakie szykany. A On je przyjmuje. 

Trudno nie zauważyć, że dokładnie to robił Pan Jezus. Głosił Ewangelię, Dobrą Nowinę o nadchodzącym królestwie, o Bożym zmiłowaniu, o Jego zbawieniu. I leczył, wypędzał złe duchy, karmił...  Strudzeni codziennymi troskami znajdowali w Nim wsparcie. Ale właśnie z powodu swojej misji, będącej wypełnianiem woli Ojca, Jezus naraził się możnym swojego czasu. Przeszkadzało im Jego nauczanie, uzdrawianie, wypędzanie złych duchów. Mówili, że to zagraża Izraelowi, bo Rzymianie stłumią każde powstanie. Ale tym samym pokazywali, że dla nich „ręka Boga jest zbyt krótka, żeby ich wyzwolić” (Iz 50, 2, tuż przed Pieśnią sługi Jahwe). To był pretekst. Tak naprawdę chodziło o przywództwo. O to, że musieliby się przyznać do błędów. To z tego powodu chcieli się Jezusa pozbyć. Jezusa zaprowadziło na krzyż to, że nie wchodził z przywódcami w żadne układy, że ich nie hołubił, nie kadził im, a wytykał im niezrozumienie zamysłów Bożych. Postępował zaś w ten sposób, gdyż nie miał jakąś polityczną grą spowodować, że stanie się przywódcą. Miał być posłuszny Ojcu. Miał przekazać to, co Mu Ojciec zlecił. I to bycie posłusznym Ojcu zaprowadziło Jezusa na krzyż.

Dokładnie ta sama myśl jest też zawarta  w drugim czytaniu, z listu do Filipian. A śpiewany w liturgii tego dnia Psalm responsoryjny stanowi zdumiewającą w swoich szczegółach zapowiedź cierpień, które spotkały Jezusa…

2. Kontekst drugiego czytania Flp 2,6-11

Drugie czytanie tej niedzieli pochodzi z Listu św. Pawła do Filipian. To tak zwany „Hymn o kenozie” (uniżeniu). Uważa się go raczej za utwór wcześniejszy, tylko przez autora zamieszczony w tym liście. Wykorzystany by zachęcić chrześcijan do przyjmowania w pokorze różnych życiowych niedogodności ukazuje sens męki i zmartwychwstania Jezusa. Co ważne, ukazuje ten sens właściwie tak samo, jak ukazywała to prorocka zapowiedź Izajasza.

Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.


Pobożność pasyjna każe nam rozpamiętywać okrutne męki, które zadano Jezusowi.  I każe myśleć, że „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (z czwartej Pieśni Sługi Jahwe). To prawda. Ale nie do końca. Bo rodzi pewne nieporozumienie: myślenie, że zbawiły nas te wszystkie cierpienia Jezusa; że Jego fizyczny ból dał nam zbawienie. Stąd już tylko krok do rodzącego się w niektórych pytania, czy przypadkiem Ojciec nie jest zwykłym okrutnikiem. No bo skoro dla naszego zbawienia potrzeba Mu było strasznych cierpień Syna… to  czy nie jest tak, że znajduje On satysfakcję w zadawaniu Synowi (i człowiekowi) wymyślnych katuszy?

Św. Paweł ustawia sprawę zupełnie inaczej. Akcentuje nie cierpienie i śmierć, ale posłuszeństwo. Jezus istniejąc w postaci Bożej (czyli będąc Bogiem) uniża się i przychodzi na świat jako człowiek. We wszystkim co robi, jest posłuszny Ojcu. W posłuszeństwie Ojcu naucza, w posłuszeństwie Ojcu uzdrawia. Tak, uzdrawia. Bo Bóg wcale nie ma zamiłowania do cierpienia. Ale to pełnienie misji zleconej przez Ojca, to posłuszeństwo wobec Niego sprawia, że część Żydów zaczyna Go nienawidzić. I co Jezus robi? Nie wycofuje się ze swojej misji i nie ucieka. Prowadzi ją dalej. W momencie aresztowania w Ogrójcu nie zabija jednym słowem swoich przeciwników. Potem, wobec arcykapłana, pytany o swoja godność przyznaje, że jest Synem Bożym (stwierdzenie że Syn Człowieczy będzie zasiadał po prawicy Boga). Nie wykręca się, że źle Go zrozumiano, że to wszystko jest nieporozumieniem. Zdaje się na łaskę swoich wrogów. Wierny aż do końca swojemu posłannictwu.

Dlatego że jest wierny, posłuszny Ojcu, przyjmuje wszystkie cierpienia. Zniewagi, bicie, oplucie, szyderstwa, koronowanie cierniem, popychanie i przybicie do krzyża. Ale to nie przez ten fizyczny ból jesteśmy zbawieni, ale przez posłuszeństwo. Posłuszeństwo, które wiele kosztowało. Posłuszeństwo, które kazało Jezusowi nie cofnąć się nawet przed ogromnym cierpieniem, a w końcu także śmiercią. Jak przez nieposłusznego Adama na świecie zagościł grzech, a bramy raju zostały zamknięte, tak przez posłusznego Jezusa rozlewa się na świecie łaska i zbawienie.

Właśnie to dające człowiekowi zbawienie posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci – pisze dalej autor hymnu o kenozie”  – daje Mu też w konsekwencji wywyższenie, „darowanie imienia ponad wszelkie imię” i wyznanie Jego uczniów, że Jezus jest Panem (czyli Bogiem).

Kontekst Ewangelii Mt 26,14-27,66

Co to znaczy pójść za Jezusem? Pierwsze i drugie czytanie nie pozostawia wątpliwości. To przyjąć co gotuje nam Bóg. A Bóg nie zawsze wiedzie nas po ścieżkach usłanych kwiatami. Czasem dla Niego, dla wierności Jego sprawie. trzeba się narażać. Rzymianom i Żydom. Czyli obcym i swoim. I o tym trudnym posłuszeństwie Ojcu, które powinno charakteryzować każdego chrześcijanina, jest dzisiejsza długa Ewangelia. Historia męki, śmierci, a w końcu i zmartwychwstania Jezusa, będąc zwieńczeniem Ewangelii jest jednocześnie dla każdego chrześcijanina wezwaniem do pójścia śladem Mistrza. Cokolwiek by to w konkretnych sytuacjach znaczyło.

Jako ze Ewangelia tej niedzieli jest bardzo długa nie będę jej tu przytaczał w całości. Dla wygody – jeszcze raz  link do wszystkich czytań .

4. Warto zauważyć

Przejmująca historia. Aż szkoda, że czytana tylko raz w roku. I to w ten sposób, że właściwie nie ma czasu na jej skomentowanie (no, chyba że podczas kazań pasyjnych w Gorzkich Żalach). Tak by się chciało zatrzymać nad wieloma z tych scen…. Bo przecież niosą ze sobą naprawdę ważne treści. O Bogu, który wydaje samego siebie w złe ręce człowieka, o ludzkiej podłości, która każe niewinnego poniżyć, skatować i zabić albo – jak w przypadku uczniów – uciec…. Podobnie jak w opowieściach innych Ewangelistów warto zauważyć najpierw sprawę fundamentalną.

  • Na całość opowiadania trzeba patrzyć w kluczu czytanych dziś trzeciej Pieśni Sługi Jahwe i Hymnu o kenozie. To znaczy, że wszystko co dzieje się z Jezusem jest konsekwencją posłuszeństwa Ojcu; wierności powierzonej przez Ojca misji. To właśnie ta misja jest powodem wielkiej agresji, która dotyka Jezusa.  Sprawę tę wyjaśnia scena w ogrodzie Getsemani. Ale i sam Jezus tłumaczy to w chwili aresztowania zwracając się do broniącego Go ucznia: „Czy myślisz, że nie mógłbym prosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?” I dalej, już do tłumu, który przyszedł go pojmać. „Wyszliście mieczami kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pojmaliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków”.

    Potem Jezus wskaże na to jeszcze raz, gdy wisząc na krzyżu zacytuje słowa Psalmu 22: „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”. Psalm ten, choć powstał wiele wieków przed Chrystusem, jest zdumiewająco dokładnym opisem Jego śmierci. Tak miało być. Jezus to przyjął.

Jeśli chodzi o niektóre szczegóły… Najpierw może o postawach ludzi. Nie wszystkich oczywiście….

  • Zaślepienie Judasza. Zarobić 30 srebrników to dużo czy mało? Czy warto dla takiej sumy zdradzać Mistrza? Judasz nie zmienia postanowienia nawet wtedy, gdy jest wyraźnie wskazany przez Jezusa. Otrzeźwienie przychodzi dopiero, gdy Jezus został już skazany…
     
  • Zaślepienie Piotra. Inne niż Judasza. Najpierw deklaruje wielkie przywiązanie do Mistrza, potem (zapewne on) chce bronić mieczem przy aresztowaniu. I idzie za Jezusem do domu arcykapłana. I nagle całe jego bohaterstwo w jednej chwili niknie? Wbrew temu co mówią kaznodzieje myślę, że jego zaparcie się Mistrza nie było spowodowane nagłym strachem. On po prostu chcąc pomóc Jezusowi przekombinował. I nie zauważył, kiedy chcąc być sprytnym zdradził Go. Wcale nie tak rzadka postawa w dzisiejszych czasach. Broniąc Jezusa przekombinowujemy i dajemy zwyciężać złu, zamiast zło dobrem zwyciężać.
     
  • Przyglądając się oskarżycielom Jezusa nietrudno zauważyć, że wszelkie sądy nad Nim nie miały dla nich większego sensu. Wyrok został wydany zanim doszło do zatrzymania. Teraz jest tylko szukanie pretekstu. By mimo popełnionej zbrodni chore sumienie mogło uznać, że jest czyste. Pretekstem okazało się bluźnierstwo (o nim za chwilę). Schemat "skazania" aż zbyt często pojawiający się i w dzisiejszych czasach.
     
  • Tchórzostwo Piłata. „Nie jestem winny krwi tego sprawiedliwego. To wasza rzecz”. Dla zachowania swojej pozycji zgodził się na zabicie niewinnego człowieka. Też częsta postawa w dzisiejszych czasach. Zgodzić się na podłość byle mieć święty spokój...
  • Tłum stający się motłochem. W opowieści Ewangelisty uderza ilość kompletnie bezinteresownych złośliwości i krzywd wyrządzonych Jezusowi przez anonimowych ludzi z tłumu. Najpierw przed Sanhedrynem plują Mu w twarz, biją go pięściami, policzkują i szydzą. Potem tłum, namówiony przez zwierzchników domaga się przed Piłatem kary śmierci. Domagać się czyjejś śmierci? Straszne. Potem…. Potem szyderstwa rzymskich żołnierzy. Ubranie w płaszcz szkarłatny, nałożenie cierniowej korony, plucie i bicie trzciną po głowie. O ubiczowaniu, z rozkazu Piłata już nie wspominając… A potem są jeszcze szyderstwa, kiedy Jezus wisiał na krzyżu. Ot, taka bezinteresowna ludzka podłość. Dokopać skazanemu, bezkarnie pofolgować swoim paskudnym instynktom. Postawa dziś też bardzo często spotykana. Wystarczy przejrzeć internetowe fora…
     
  • Bezsilni towarzyszący. To kobiety stojące pod krzyżem czy Józef z Arymatei. To jest coś. Nawet jeśli nic się nie może zrobić, towarzyszyć idącemu przez mękę. Dziś… Dziś też tak trzeba. Bardzo często….

A poza tym? Bardziej od strony teologicznej? Może też parę szczegółów.

  • Pierwsza Eucharystia. Jezus zapowiada zawarcie w Jego Krwi, która gładzi grzechy, Nowego Przymierza. To nawiązanie zarówno do tych ofiar Starego Testamentu, które były przebłaganiem za grzechy, jak i do zawartego na Synaju Starego Przymierza. Bóg obiecał wtedy opiekować się swoim ludem w zamian za wierność Jego prawu. Jezus wyjaśnia więc sens swojej śmierci – na odpuszczenie grzechów i uratowania od śmierci wiecznej oraz dla zawarcia Nowego Przymierza. Uczniowie Jezusa, przyjmując Go, uczestniczą w Nowym Przymierzu, które daje im Bożą opiekę. Warto pamiętać, że zgodnie z tym co mówił wcześniej Jezus, nie polega ona na odsunięciu od chrześcijanina wszelkich niebezpieczeństw, ale darowaniu życia wiecznego. Czyli daniu wiarygodnej obietnicy, że kiedyś wszystko dobrze się skończy.
     
  • Wobec Sanhedrynu Jezus wyznaje że jest Bogiem. W najważniejszej chwili, gdy waży się Jego los. „Tak, Ja Nim (Mesjaszem, Synem Bożym) jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich”. Po prawej, a więc tam, gdzie przy królu zasiada syn, następca tronu. Dla nas dziś to może niejasne, ale doskonale zrozumieli Jezusa jego sędziowie. Dla nich było to jawne bluźnierstwo. Dlatego podnieśli krzyk. Ważne: nie chodziło o sam tytuł Syna Bożego, bo przecież oni sami siebie za takowych uznawali, ale o dosłowne jego rozumienie.
     
  •  „Zasłona przybytku”, która rozdarła się w chwili śmierci Jezusa oddzielała „miejsce święte” świątyni od „miejsca najświętszego”, do którego tylko raz w roku wchodził arcykapłan w Dniu przebłagania. Jezus przez swoją śmierć dokonał przebłagania za grzechy raz na zawsze…
     
  • Powstanie zmarłych, których groby otworzyło trzęsienie ziemi towarzyszące śmierci Jezusa… To teologiczne wskazanie, że śmierć Jezusa wydobywa z grobów, daje zmartwychwstanie, życie wieczne…

5. W praktyce

Tematów które można by rozważyć jest cała masa, gdyż opowieść o ukrzyżowaniu Jezusa jest bardzo bogata w treści. Parę z tych tematów zasygnalizowałem już w poprzednim punkcie, w części pokazujących równe ludzkie postawy wobec Jezusa. Tu może kilka spraw....

  • Nasze posłuszeństwo wobec Ojca. Łatwe, kiedy nie tylko nie boli, ale jeszcze przynosi splendor. Podobno jednak wcześniej czy później nasze posłuszeństwo Bogu zawsze musi zaprowadzić na krzyż. Chrześcijanin w obliczu trudności nie powinien rezygnować z posłuszeństwa Ojcu. Pobożna gadka? Niekoniecznie. To powinno wyrażać się w konkrecie. Chodzi np. o relacje w rodzinie. Łatwo tam o wzajemne zranienie się. Mimo to nigdy nie wolno rezygnować z zasad ewangelicznych. Czyli z szacunku dla człowieka. Nawet jeśli dla męża czy żony chciałoby się zrobić „wyjątek, bo przecież on/ona jest” i tak dalej…

    Podobnie w pracy. Zwłaszcza gdy rodzą się w niej konflikty i istnieje pokusa rozwiązań skutecznych, ale godzących w godność bliźniego.  Przyjąć krzyż to w tym wypadku mimo wszystko nie zrezygnować z zasad ewangelicznych. Nie inaczej powinno być też w życiu społecznym. Zwłaszcza czas kampanii wyborczych to pokusa do stosowania różnych marketingowych chwytów, często będących nie do pogodzenia z ósmym przykazaniem. Chrześcijanin nie tylko nie powinien czegoś takiego tworzyć, ale nie powinien przez udzielanie takim działaniom poparcia w grzechu uczestniczyć.
     
  • Hołdowanie uprzedzeniom. Dość powszechnym zjawiskiem w naszym życiu publicznym stało się w ostatnich czasach łatwe wydawanie sądów. Nie ma próby wgłębienia się w sprawę, zrozumienia adwersarzy.  Jak w przypadku Jezusa, wyrok został już wydany. I tylko czyha się na preteksty, drobiazgi, które utwierdzają w z góry przyjętych założeniach. A gdy ktoś próbuje się tym uprzedzeniom dokładniej przyjrzeć, rozważyć roztropnie za i przeciw, podnosi się krzyk, że tak nie można że to co najmniej głupota jeśli nie podłość i zdrada.
     
  • Hołdowanie niskim instynktom. Dlaczego tak wielu ludzi, nie mając w tym  żadnego konkretnego interesu uczestniczyło w znęcaniu się nad Jezusem? Bo mieli taką okazję. Mogli wyżyć się na jakimś nieszczęśniku i nie tylko nie mieć wyrzutów sumienia, że tak nie można, ale jeszcze uznać się za szermierzy prawdy. To zjawisko dość częste także dziś. W imię wielkich ideałów folguje się swojej kłótliwości, przewrotności, złośliwości i temu podobnym z przekonaniem, że przecież jest się gorliwym obrońca słusznej sprawy. I do głowy tak czyniącym nie przychodzi, że to w gruncie rzeczy zdrada owej sprawy…
     
  • Święty spokój. To o Piłacie. Nie znalazł winy w Jezusie. Sam to powiedział. Ale żeby zadowolić tłum, skazał Go. My, chrześcijanie, też na niektóre złe sprawy się zgadzamy, żeby mieć święty spokój. Po co się wychylać? Po co mówić, że się myśli inaczej? Tu nie chodzi o to, o czym pisałem w poprzednim punkcie: o hołdowaniu kłótliwości czy ciągłe zrzędzenie. Chodzi o odważne przyznanie się do wyznawanych zasad. Nawet jeśli to może trochę kosztować…