Miłość i śmierć

Elżbieta Wiater

publikacja 18.07.2014 20:57

Na początek nieco poezji: "Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu / jak pieczęć na swoim ramieniu, / bo jak śmierć potężna jest miłość, / a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol".

Miłość i śmierć Jakub Szymczuk /Foto Gość Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju wyraźnie wskazują, że miłość i wypływająca z niej płodność jest ściśle związana z Bożym błogosławieństwem. Jest jego formą

Z tego wspaniałego cytatu najistotniejszy jest dla mnie w tym momencie fragment zestawiający miłość i śmierć.

Autor Pieśni nad Pieśniami pisze, że są równie potężne. Obie ogarniają całego człowieka i pochłaniają bez możliwości ucieczki. Wymowę tego obrazu wzmacnia drugi – zazdrości nieprzejednanej jak Szeol. On także pochłania i nie oddaje, nikt nie ma mocy wyrwać się z Otchłani. Autorzy biblijni nie potrzebowali Freuda, żeby wiedzieć, jakie instynkty są w człowieku najgłębsze i najintensywniej przeżywane. Nie zatrzymują się jednak tylko na powierzchni stwierdzenia, że naszym życie rządzą miłość i śmierć. W pogłębiony sposób o tej relacji – między Bożym darem i powołaniem a wymierzoną ludziom karą – pisze także Jan Paweł II w kontekście miłości fizycznej jako poznania drugiego.

Kładę przed wami życie i śmierć (Pwt 30,19)
W Starym Testamencie wielokrotnie znajdziemy stwierdzenia wskazujące na to, że śmierć nie jest czymś, czego Bóg pragnie (por. np. Pwt 30,19; Ez 18,21-22; Iz 65,8). Za to pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju wyraźnie wskazują, że miłość i wypływająca z niej płodność jest ściśle związana z Bożym błogosławieństwem. Jest jego formą.

O ile nie mamy problemu z radosną akceptacją miłości, szczególnie jej fizycznej realizacji, to jej powiązanie z płodnością nie do końca nas cieszy. Ludzkość od wieków robi wszystko, by rozerwać to połączenie i wydaje się, że współcześnie to się skutecznie udało, szczególnie w cywilizacji zachodniej i tam, gdzie z mentalności społecznej skutecznie wyrzucono myślenie o posiadaniu licznego potomstwa jako formie błogosławieństwa.

Tymczasem zrodzenie dzieci jest, nawet w sferze czysto biologicznej, formą przedłużenia swojego życia i jego pomnożenia. Zresztą jedną z formy pokusy przeciwko czystości, jakiej doświadczali Ojcowie Pustyni, był lęk przed śmiercią także w wymiarze przetrwania rodu. Na tym doświadczeniu bazuje opis biblijny (...).

Aby możliwe było zrodzenie, konieczne jest fizyczne zjednoczenie kobiety i mężczyzny. Tym samym życie wypływa z poznania. To pokazuje na jak wielu poziomach było kłamstwem stwierdzenie Szatana kuszącego Ewę: „otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będzie znali dobro i zło” (Rdz 3,5). Zresztą już zachowanie pierwszych rodziców po spożyciu owocu wskazuje na to, że zostali okłamani: „otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3,7). Otwarcie oczu nie jest tożsame z poznaniem, gdyż nie prowadzi do większej jedności, a do wstydu i tworzenia barier. Już na tym poziomie Ewa i Adam zaczynają smakować śmierci, gdyż ich wzajemne poznanie staje się utrudnione.

Bóg potwierdza to doświadczenie wyrokiem, jaki wypowiada: Adam ma w trudzie zdobywać to, czego będzie potrzebował dla podtrzymania swojego życia i tych, których kocha. Ewa słyszy słowa, które wiążą bardzo mocno zradzanie i obumieranie: „obarczę cię niezmiernie  wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci” (Rdz 3,16).

Mimo że od tej pory nowe życie i jego podtrzymanie będzie związane z trudem, to jednak Bóg nie cofa swojego błogosławieństwa z Rdz 1,28. Bóg nadal widzi, że to co stworzył, jest bardzo dobre. Jest Bogiem życia, nie – śmierci.

Krzyż i nieustępliwość życia
Trud i doświadczenie obumierania związane z płodnością tłumaczy krzyż Chrystusa. W tym wydarzeniu przekroczone zostaje zestawienie z Pieśni nad Pieśniami. Miłość okazuje się silniejsza od śmierci a zazdrość Pana zastępów ogałaca Otchłań. Bóg poznaje człowieczeństwo całkowicie, do samego końca, którym jest fizyczna śmierć. I Jego miłość prowadzi ostatecznie do życia.

O tym samym od Ewy i Adama opowiadają kolejne pokolenia rodziców – cieszą się wzajemnym poznaniem, by z niego mogło zrodzić się życie, nawet jeśli droga do jego pełni będzie kosztowna. To wzajemne poznanie zakorzenione jest także w Bogu; w poznaniu świata i ludzkiej kondycji, którego On udziela. Jan Paweł II tak to ujmuje w Mężczyzną i niewiastą stworzył ich: „Człowiek, który przez wszystkie doświadczenia swojego życia, poprzez cierpienia, zawody na sobie samym, przez całą swą grzeszność, wreszcie poprzez nieuchronną perspektywę śmierci, stawia jednak wciąż na nowo – u początku «rodzenia» – «poznanie» zdaje się uczestniczyć w tym pierwszym widzeniu samego Boga, Boga Stwórcy: «Widział, że było bardzo dobre» (Rdz 1,31). I wciąż na nowo potwierdza prawdę tych słów”.

Płodność jest afirmacją Bożego stworzenia i jest znakiem nadziei, jej nieśmiertelności. Współżycie dwojga ludzi rezygnujące już w założeniu ze swojego płodnego wymiaru nie jest poznaniem – bardziej przypomina odbierające nadzieję „otwarcie oczu”. Buduje bariery zamiast jednoczyć i ostatecznie pozbawia nadziei, zamykając na pełne uczestnictwo w pięknie i bogactwie stworzenia.

Ale przede wszystkim przeczy prawdzie słów Boga, że to stworzył, jest bardzo dobre. Stwórca zostaje potraktowany jak kłamca, którego słowom nie można wierzyć a przynajmniej nie do końca. I tak spod krzyża wracamy pod rajskie drzewo poznania dobrego i złego i zamiast głosu Boga, słuchamy głosu węża. Pytanie, czy warto.

***

Tekst pochodzi ze strony www.czasnabiblie.pl