Droga do czystości serca

Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

publikacja 26.02.2015 05:00

Pozdrowienie anielskie Maryi to niewyczerpany przedmiot medytacji.

Droga do czystości serca ManiacParisien Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: Bądź po­zdrowiona, łaski peł­na, Pan z Tobą...

Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: Bądź po­zdrowiona, łaski peł­na, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami (Łk 1,28). To wezwanie najczystszej Dziewicy, aby weseliła się, bo jest doskona­le przygotowana do otrzymania daru od Najwyższego, przywołuje bło­gosławieństwa, w których Jezus zaprasza nas także do przyjęcia tej radości na tyle, na ile staniemy się przejrzyści dla działającej w nas łaski Bożej.

Zastanówmy się dzisiaj zwłaszcza nad błogosławieństwem dotyczącym ludzi czystego serca, śledząc najstarszą trady­cję mo­nastyczną. Czyż mnisi żyjący w pierwszych wiekach po Chry­stusie nie traktowali czystości serca jako ostatecznego celu, ku któ­remu zmierzała ich asceza? A Słowa Jezusa – czyż nie są transpo­zycją pozdrowienia anielskiego?

Jedyną doskonałą czystością ser­ca jest pełnia łaski Matki Bożej – powiedzenie Maryi, że Pan jest z Nią, oznacza, że Ona widzi Boga. Tak więc jedynie Maryja Dziewi­ca doświadcza w pełni błogosławieństwa czystego serca, dlatego tyl­ko Ona może prawdziwie pouczyć nas o nim. Toteż dzisiaj, w świe­tle Niepokalanego Poczęcia, spróbujmy, najlepiej jak potrafi­my, podjąć refleksję nad tym niewyczerpanym tematem.

Nikt z nas nie ma czystego serca spontanicznie. Jeśli pewnego dnia stanie się ono takim, to w efekcie wielkiego wysiłku. Pierwszym problemem, w naszym przypadku jest praktykowanie oczyszcze­nia serca. Naszą pierwszą troską jest, aby pokazać sposób oczyszcze­nia. Przez jakie etapy musimy przejść, żeby nasze serce stało się jak czysta woda odbijająca obraz Boga?

Jezus poczynił okropne spostrze­żenie na temat naszych nieczystych serc: Lecz to, co z ust wycho­dzi, pochodzi z serca, i to właśnie czyni człowieka nieczystym. Z serca bo­wiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kra­dzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa (Mt 15,18–20).

Nasze ser­ca są źródłem zepsucia, które obejmuje zarówno nasze wnętrze, jak i to, co na zewnątrz. W samym centrum naszego życia modlitwy znaj­duje się niewyczerpany rezerwuar rozproszeń, hałasu, zaintereso­wań, które sprawiają, że nasze oczy przyćmione są mgłą, kiedy szu­kamy Boskiego światła. To takie serce mamy oczyścić.

Byłoby głupstwem chcieć zaatakować to źródło nieczystości, je­śli nie usuniemy najpierw wszystkich tych zewnętrznych działań, któ­re czynią nas ślepymi. Pierwszym etapem drogi do czystości serca jest wewnętrzna cisza. Zapewnienie, aby nasze postępowanie do­pro­wadziło do odzyskania wrodzonej jedności, a przede wszystkim do uporządkowania myśli i wyobraźni – to jest pierwsze, konieczne oczy­szczenie, jeśli chcemy odzyskać serce, ukryte i zagrzebane w po­ś­piechu i niepokoju panującym w naszym wnętrzu.

I tak w końcu, pewnego dnia uda się nam osiągnąć ciszę w nas. Ale to za wcześnie na ogłoszenie zwycięstwa, bo wciąż stoimy wobec niewyczerpanego źródła, o którym mówiłem poprzednio. Mu­simy zaznać bolesnej rzeczywistości naszych nieczystych serc; na­wet jeśli nasza wyobraźnia jest wyciszona, a nasze myśli uspokoiły się, to w naszym sercu znajdziemy rodzaj podstawowej niestabilności, niewyczerpane źródło niepokoju, nasiona osądzania, potępiania i lęku. Jeśli mamy naprawdę silnie pragnąć oczyszczenia serca, musi­my najpierw doświadczyć tego, jak jest zbrukane i mieć zdecydowa­ną potrzebę przemiany, o ile mamy zamiar zobaczyć kiedyś Boga.

To jest następny etap drogi – pragnienie oczyszczenia wody na­szego wewnętrznego źródła. Oznacza to przede wszystkim pilnowa­nie serca, jak to ujmuje piękna, klasyczna formuła – nie pozwolić, aby było niespokojne wskutek tych wszystkich okoliczności, o któ­rych wiemy, że budzą niezdrowe emocje, niepokój i rozproszenie. Musimy osiągnąć rozważną kontrolę naszych uczuć, musimy od­rzucić to, co powierzchowne, tak aby wyczulić się na poruszenia ser­ca płynące z największej głębi, wiedząc już, że stamtąd pochodzą wszy­stkie nasze kłopoty. W ten sposób, krok po kroku, wody tego źró­dła oczyszczą się same. Będziemy jednak mieli pokusę, aby porzu­cić serce, kiedy nasze wysiłki okazują się niewspółmierne do ce­lu, jaki sobie postawiliśmy.

Gdy już osiągnęliśmy ten etap oczyszczenia serca, staje się jasne, że nie przemienimy go wystarczająco tak, aby było godne otrzy­mać światło z góry własnym wysiłkiem. Uznajemy wtedy, że do nas oso­biście adresowane jest słowo Boga wypowiedziane przez Ezechie­la do Izraela:

„Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam ser­ce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam ser­ca kamienne, a dam wam serca z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36,25–27).

Jeśli sam Pan tak interweniuje, jak możemy wątpić w to, że w końcu nasze serce przemieni się całkowicie? Światło świecące w ciem­ności i rozpraszające ją – to milczenie Boga, które jest mocniej­sze od wszystkich głosów stworzenia. Musimy podkreślić, że ta­ka przemiana nigdy nie zachodzi łatwo. To transpozycja na poziomie serca, której doświadczył Jezus, kiedy wobec Ojca przyjął na sie­bie grzechy świata, tzn. jego splugawienie, jego zupełny brak mil­cze­nia. Aby wejść do odpoczynku Boga, musimy najpierw przejść przez próbę, która przemieni nas wewnętrznie.

Słowa Ezechiela idą jednak dużo dalej. To nie tylko problem oczy­szczenia naszego serca – chodzi ostatecznie o to, aby zorientować się, że zepsucie polega w istocie na tym, że w ogóle nie mamy ser­ca. Zamiast tego mamy kamień dokładnie obwarowany w świecie naszych własnych emocji. Skoncentrowany na sobie samym – jak może otworzyć się na Boga i osiągnąć przezroczystość konieczną do tego, aby światło docierało coraz głębiej? Dopóki zamiast serca mam kamień, jak mogę nie pozostać zamkniętym na brata, odcinając, się w ten sposób od Tego, którego ten brat jest obrazem?

Daj nam, Panie, serce z ciała: delikatne, bezbronne, wsłuchane we wszystko, co do niego mówisz. W miejsce tego nieczułego i po­zbawionego życia kamienia, daj nam takie serce, które wie, jak odpowiadać, cierpi, kiedy trzeba, a ponad wszystko oddaje się Tobie.

Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała – mó­wi prorok. Inaczej mówiąc – to moje uczucia i materię chce prze­mienić Bóg. Słowo Wcielone zstąpiło, aby spotkać mnie w głębi mojej ludzkiej natury, niezależnie od tego, jak ta natura okaże się za­twardziała. W istocie w oczach Boga natura wcale nie jest nieczysta. To dlatego, że ja nie godzę się na jej delikatność, ona twardnie­je na kamień. Tak więc jeśli chcę mieć serce takie, jakie zamierzył dla mnie Bóg, muszę zgodzić się na narażenie się na ataki z zewnątrz i współczuć z cierpieniami braci, być wrażliwym na wszystko, co ich dotyczy, tak aby również odpowiadać na wszystkie działa­nia Boga i na wszystko, co od Niego pochodzi. Moje serce musi stać się miejscem, w którym rozbrzmiewa wibrujące echo wszystkich najskrytszych poruszeń serca mojego brata.

W świetle tego, co powiedzieliśmy, będziemy mieć pokusę, żeby spytać tak, jak Dziewica: Jak to się stanie? (Łk 1,34). Czy nie mó­wi­my o odległym i nieosiągalnym ideale? Nie. Bóg przekroczył dystans, jaki nas dzielił od Niego, kiedy posłał do nas swego Syna. To od nas teraz zależy, ażeby Słowo Boże stało się ciałem. Kiedy się to sta­nie, Jego serce i moje połączą się. Poprzez ludzkie związki, które On chce stworzyć między każdym z nas a sobą, przez tę nadzwyczaj­ną bliskość, jaka istnieje między nami a Nim, który stał się człowiekiem jak my. Następne spotkanie, do jakiego zmierzamy; to Jego serce przemienia moje i czyni możliwą kontemplację Boga. „Ten, kto Mnie widzi, widzi Ojca” (por. J 14,9) – mówi. Tajemnica, którą nam powierzył, sprawi, że jeśli nasze cielesne oczy wiedzą, jak zobaczyć Syna, na­sze serce zostanie przemienione i zobaczy Boga.

Taka jest obietnica Ezechiela, kiedy mówi o nadejściu nowego Du­cha, Ducha którego dał nam Jezus, kiedy został uwielbiony. Jeśli nie opanował nas jeszcze, to dlatego, że nie dość Go pragniemy: W osta­tnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta Jezus wstał i zawołał do­nośnym głosem: «Jeśli ktoś jest sprag­niony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Rzeki wody żywej popły­ną z jego wnętrza» (J 7,37n). Tym ma się stać zbrukane źródło, któ­re płynie w nas teraz. Ma stać się źródłem czystym, bo – jak da­lej mówi Ewangelia – powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wie­rzący w Nie­go; Duch bowiem jeszcze nie był ádanyń, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony (J 7,39). To jest ostateczna przemiana, do jakiej powołane są nasze serca, aby być studnią, z której wypływa Duch Święty.

Czujemy się przytłoczeni tymi refleksjami: wydają się nas zna­cznie przerastać! A jednak, czy nie są bezpośrednio związane z obie­tnicami, które Jezus złożył każdemu z nas? Dlaczego uważać je za dziwne? W efekcie po prostu poprośmy Maryję, aby dała nam po­stawę prawdziwej pokory – dzięki niej zrodzi się w nas naturalne pra­gnienie Jezusa. Ona nie tylko miała serce z ciała, ale w swym cie­le nosiła prawdziwego Syna Bożego. Oby wyprowadziła nas z cie­nia do Światła, które jest błogosławionym Owocem Jej łona.

***

Rana miłości. Konferencje kartuskie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC