Zawsze wierny

Andrzej Macura

publikacja 11.03.2015 19:01

Garść uwag do czytań na IV niedzielę Wielkiego Postu roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Zawsze wierny Andrzej Macura Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego

„Bóg cię kocha” – przypomina nieustannie Kościół. Jedni wzruszają na takowe dictum ramionami, inni znajdują w tym powód by Boga lekceważyć. Nie do nich skierowane są czytania tej niedzieli. Są dla tych, którzy zastanawiają się, czy miłość Boża jest bezwarunkowa. No bo czy to możliwe – pyta niejeden przygnieciony własnymi grzechami chrześcijanin – by Bóg mógł jeszcze kochać takiego łajzę jak ja? Przecież na miłość nie zasługuję. Owszem, może kiedyś mógł mi Bóg swoją miłość bezinteresownie ofiarować. Ale jeśli ja tyle razy okazywałem się jej niegodny, to chyba już stracił cierpliwość...

Czytania tej niedzieli nie dają łatwego pocieszenia w stylu „nie martw się, wszystko w porządku”. Bogu grzech się nie podoba. Ale zawsze pozostaje wierny. Żadne zło człowieka nie jest w stanie przekreślić Jego życzliwego nastawienia do nas. Nawet jeśli droga, którą nas prowadzi jest bardzo trudna. To o tym są czytania tej niedzieli.

1. Kontekst pierwszego czytania 2 Krn 36,14-16.19-23

Izrael miał z Bogiem układ. Obiecał, że będzie przestrzegał Bożego prawa, w zamian zaś miał zapewniona Bożą opiekę. Takie były warunki przymierza, jakie Bóg zawarł ze swoim ludem na Synaju. Niewątpliwie Izrael wiele na tym zyskał. Nie był przecież jakimś narodem wielkim i mocnym. Zajmując Kanaan naraził się wielu lokalnym siłom. Na dodatek jego położenie geopolityczne też nie było za ciekawe. Leżąc między Egiptem a Mezopotamią zmuszony był lawirować między największymi potęgami ówczesnego świata. A mimo to przez wieki udawało się. Bo Bóg dotrzymywał słowa.

Tyle że Izrael nie bardzo. Za czasów oddanego Bogu króla Dawida i początkowo także jego syna Salomona doszedł do szczytów swojej potęgi. Szybko zapomniał jednak – podobnie jak Salomon – komu zawdzięcza swoje powodzenie. Zapomniał o przymierzu. Nie wyciągnął właściwych wniosków ani z bolesnego podziału na dwa państwa (Judę i Izraela, nazywanego czasem też Efraimem), ani z upadku tego drugiego. Ciągle nie dotrzymując przymierza Naród Wybrany mnożył swoje nieprawości, łącznie z najpodlejszą: oddawaniem czci obcym bogom. Dlatego Bóg postanowił nim wstrząsnąć. I o tym wstrząsie, barwniej chyba jednak opisanym w 2 Księdze Królewskiej, jest pierwsze czytanie tej niedzieli. Dość zwięzłe, ale mocne. Przytoczmy je w nieco szerszym kontekście, bez pomijania niektórych wierszy. Od momentu rozpoczęcia panowania przez ostatniego króla, Sedecjasza. Tekst czytania – pogrubiona czcionką.

W chwili objęcia rządów Sedecjasz miał dwadzieścia jeden lat i panował jedenaście lat w Jerozolimie. Czynił to, co jest złe w oczach Pana, Boga swego, i nie chciał się ukorzyć przed Jeremiaszem prorokiem, [posłanym] przez usta Pańskie. Nadto zbuntował się przeciw królowi Nabuchodonozorowi, któremu na Boga zaprzysiągł wierność. Uczynił on kark swój twardym, a serce nieustępliwym, aby nie nawrócić się do Pana, Boga Izraela.  Również wszyscy naczelnicy Judy, kapłani i lud, mnożyli nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie. Pan, Bóg ich ojców, bez wytchnienia wysyłał do nich swoich posłańców, albowiem litował się nad swym ludem i nad swym mieszkaniem. Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się z Jego proroków, aż wzmógł się gniew Pana na swój naród do tego stopnia, iż nie było już ocalenia.

Sprowadził wtedy przeciw nim króla chaldejskiego, który wyciął mieczem ich młodzieńców wewnątrz świątyni i nie ulitował się ani nad młodzieńcem, ani nad dziewicą, ani nad starcem, ani nad siwą głową. [Bóg] wszystko oddał w jego ręce. Wszystkie naczynia świątyni Bożej tak wielkie, jak i małe, wraz ze skarbami domu Pańskiego i ze skarbami króla, i jego książąt wywiózł do Babilonu. Spalili też [Chaldejczycy] świątynię Bożą i zburzyli mury Jerozolimy, wszystkie jej pałace spalili ogniem i wzięli się do niszczenia wszystkich kosztownych sprzętów. Ocalałą spod miecza resztę [król] uprowadził do Babilonu i stali się niewolnikami jego i jego synów, aż do nadejścia panowania perskiego. I tak się spełniło słowo Pańskie, wypowiedziane przez usta Jeremiasza: «Dokąd kraj nie wywiąże się ze swych szabatów, będzie leżał odłogiem przez cały czas swego zniszczenia, to jest przez siedemdziesiąt lat».

Aby się spełniło słowo Pańskie, z ust Jeremiasza, pobudził Pan ducha Cyrusa, króla perskiego, w pierwszym roku [jego panowania], tak iż obwieścił on również na piśmie w całym państwie swoim, co następuje: «Tak mówi Cyrus, król perski: Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, w Judzie. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim, a niech idzie!»

Przez wieki Bóg chronił Izraela. Zdarzyło się przecież nawet, że gdy już już Jerozolima miała upaść – pod ciosami Asyrii – Bóg spowodował, że wśród wojska wroga wybuchła zaraza i przeciwnicy odstąpili od oblężenia. Teraz nic takiego się nie stało. Przymierze przymierzem, ale miara nieprawości Narodu Wybranego się przebrała. Nie może być tak, że jedna strona ciągle łamie zobowiązania, a druga udaje, że nic się nie stało. Trzeba było zaprowadzić porządek. Bóg jednak mimo wszystko pozostał  wierny zawartemu niegdyś przymierzu. Realizując swoje plany, gdy czas wygnania się dopełnił,  posłużył się perskim królem Cyrusem. Ten, pokonawszy wcześniej Chaldejczyków (Babilończyków) pozwolił wygnańcom wrócić do ojczyzny i odbudować zarówno sama Jerozolimę, jak i świątynię.

Ważna ilustracja tego, jaki jest Bóg. Nie jest naiwny. Gdy widzi, że Izrael nadużywa Jego  łaskawości, pozwala mu popaść w poważne tarapaty. Ale Jego wybór, Jego decyzja, by być Bogiem swojego narodu nie zmienia się. Dopuszczając karę ciągle pamięta o swoich obietnicach.

Grzesznik może sobie powiedzieć: tak, Bóg nie pochwala tego co robię. Może i z tego powodu dopuścić na mnie jakieś zło. Ale nigdy nie przestanie Mu na mnie zależeć... A póki trwa czas jego kary, może zgnębiony powtarzać za psalmistą słowa tęsknoty:

Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali
wspominając Syjon.
Na topolach tamtej krainy
zawiesiliśmy nasze harfy.

Bo ci, którzy nas uprowadzili,
żądali od nas pieśni.
Nasi gnębiciele żądali pieśni radosnej:
„Zaśpiewajcie nam którąś z pieśni syjońskich”.

Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską
w obcej krainie?

Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,
niech uschnie moja prawica.

Niech mi język przyschnie do gardła,
jeśli nie będę o tobie pamiętał,
jeśli nie wyniosę Jeruzalem
ponad wszystką swą radość.

Tak, trudno w obecności tego, który gnębi śpiewać radosne pieśni. Trudno dawać mu te jedyne skarby, jakie się jeszcze posiada – dobre wspomnienia. Ale to już rozważania na inna okazję...

2. Kontekst drugiego czytania Ef 2,4-10

List do Efezjan... Nie, może tym razem inaczej. Tu kontekst nie jest potrzebny, Wystarczy stwierdzenie, że tekst drugiego czytania tej niedzieli to potwierdzenie tezy pojawiającej się już w nieco innym kontekście w pierwszym czytaniu: Bóg jest wierny; chce zbawienia człowieka niezależnie od tego, jak wielkim jest grzesznikiem. Chce. I żaden grzech nie jest tego w stanie zmienić.

Przeczytajmy tekst czytania z paroma zdaniami na początku więcej. Mocniej wybrzmiewa przez to, że Bóg chce zbawienia nie jakichś tam drobnych grzeszników, ale też tych, którzy w przez swoja głupotę czy zatwardziałość serca naprawdę zrobili wiele złego. Bóg i ich chce zbawić. Chce i koniec.

I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu. Pośród nich także my wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich - w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne bogactwo Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie. Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.

Czytając ten wywód św. Pawła trudno uciec od wrażenia, że Bóg dla zbawienia człowieka jest gotów wręcz ciągnąć go za uszy. Nawet trochę wbrew jego woli. To nie jest tak, że Bóg mówi: jak zaczniecie dobrze żyć, to Ja wtedy się zastanowię i może dam wam moje zbawienie. Bóg ze swoją ofertą zbawienia wchodzi w samo jądro ciemności grzechu; oferuje swoje zbawienie prawdziwemu grzesznikowi, nie świętoszkom, którzy tylko przez krygowanie się nazywają samych siebie grzesznikami.

Bóg ze swoją ofertą wychodzi pierwszy. I kieruje ją do grzeszników. Warunek jaki muszą spełnić? Wiara. Nie ma o tym wprost w czytaniu, ale taki jest sens wypowiedzi Pawła. Wiara rozumiana jako uczepienie się Jezusa, chwycenie się Jego płaszcza. Bóg okazuje człowiekowi łaskawość i jedyne co człowiek musi zrobić, to tę Bożą łaskę przyjąć.

To zbawienie ofiarowane grzesznikom – wyjaśnia św. Paweł – będzie też nadzieją dla przyszłych pokoleń grzeszników. I oni maja wiedzieć, że Bóg chce ich zbawienia. Że są Bożym dziełem stworzonym w Jezusie Chrystusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, by je czynili. Zła przeszłość się nie liczy. Liczy się to dobro, które uczeń Chrystusa każdego dnia ma okazję czynić...

3. Kontekst Ewangelii J 3,14-21

Trzeci rozdział... Wcześniej był hymn o Jezusie, Bogu, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem, potem świadectwo Jana Chrzciciela, powołanie pierwszych uczniów. A potem, już w drugim rozdziale, dwa pierwsze znaki: woda zamieniona w wino podczas wesela w Kanie Galilejskiej i wypędzenie przekupniów ze świątyni (o czym szerzej przed tygodniem). Mimo całego skomplikowania główna myśl Jana wydaje się dość oczywista: nadeszły czasy realizacji obietnic proroków o zbawieniu – wesele w Kanie; czas oczyścić zastygłą w ściśle przestrzeganych tradycjach, ale pozbawioną już ducha wiarę Izraela – scena wypędzenie przekupniów. Jak to zrobić? Wiara musi się stać osobistym wyborem – tłumaczy Jezus Nikodemowi mówiąc o konieczności nowego narodzenia. A konkretniej? Odpowiedź znajdujemy we fragmencie rozmowy z Nikodemem czytanym w tą niedzielę. Trzeba, szukając ratunku,  spojrzeć na wywyższonego (ukrzyżowanego) Chrystusa. Tak mniej więcej snuje swoja myśl św. Jan Ewangelista.

Jezus powiedział do Nikodema: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.

A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.


4. Warte zauważenia

Trzeba, szukając ratunku, spojrzeć na wywyższonego (ukrzyżowanego) Chrystusa – wyjaśnia święty Jan w rozmowie z Nikodemem. Przyjrzyjmy się bliżej fragmentowi czytanemu jako Ewangelia IV niedzieli Wielkiego Postu roku B.

  • Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni... To nawiązanie do wydarzenia z czasów wyjścia Izraela z Egiptu (Księga Liczb 21). Lud szemrał przeciwko Bogu narzekając na brak chleba i wody, choć przecież doznawał już niejeden raz Bożej opieki z dostarczeniem im pokarmu włącznie. Za karę Bóg pozwolił, by ludzi zaczęły kąsać jadowite węże. Gdy już mocno się przerazili, ratunkiem stało się dla nich spojrzenie na miedzianego węża, którego specjalnie z tego powodu na rozkaz Boga wykonał Mojżesz. Umieszczony na wysokim palu miał dla wszystkich pokąsanych być łatwym sposobem ratunku. Wystarczyło spojrzeć.

    Jezus mówi, że i Jego (Syn Człowieczy czyli Człowiek, to tytuł, którym Jezus często sam siebie określa) trzeba będzie wywyższyć jak owego węża. Po co? Żeby każdy kto na niego spojrzy, uwierzy w Niego, miał życie wieczne.

    Warto podkreślić to nazwanie wiary spojrzeniem na ukrzyżowanego Syna Człowieczego. Nam się czasem może wydawać, że uwierzyć znaczy spełnić całą wielką listę warunków. W jakimś sensie jest to zresztą prawda, bo do wiary się dojrzewa. W sumie całe życie. Ale Jezus do Nikodema mówi, że wystarczy chwila tego spojrzenia z wiarą. I to niezależnie od tego, czy się na łaskę Boga zasłużyło, czy nie. Jest Jezus ukrzyżowany i kto spojrzy, czyli uwierzy mówiąc Jezusowi „tak”, ten ma życie wieczne. Nie wyklucza to konieczności ponawiania tego „tak” ale to pierwsze „tak”, to już jest wiara, która daje zbawienie. Niezależnie od tego czy i na ile się potem w wierze urośnie.
     
  • Tak Bóg umiłował świat...  No właśnie. Bóg chce zbawić człowieka tak bardzo, że posłał na świat swojego Syna. I to Syna, który stał się „podobnym do ludzi” tak mocno, że aż przyjął cała ludzką naturę. Z ciałem i duszą. Co więcej, ten Syn na zawsze już pozostanie Człowiekiem. Mocne wyrażenie pragnienia zbawienia ludzi. Dla człowieka zgodzić się na coś takiego...

    Bóg postawił jednak jeden, drobny warunek: spojrzyj na krzyż i powiedz „wierzę”. Wszystko inne da się jakoś załatwić inaczej... Całe twoje długi niewdzięczności i podłości tym jednym szczerym, nie udawanym „wierzę” mogą być anulowane...
  • Bóg nie posłał Syna, by świat potępił, ale by go zbawił... Tym, którym by się wydawało, że to pragnienie Boga zbawienia człowieka dotyczy tylko niektórych daje tu Jezus mocny odpór. Bóg nie chcę potępić, chce zbawić. Choć wie, jak wiele ludzie mają różnorakich podłości na sumieniu....
     
  • Kto wierzy, nie podlega potępieniu, a kto nie uwierzy już jest potępiony. Dlaczego? Skłonni bylibyśmy w tym miejscu do rozważań o wierze i zawinionej czy niezawinionej niewierze. Ale Jezus w dwóch kolejnych wierszach tłumaczy w czym rzecz: chodzi o wiarę czy niewiarę wynikłą ze stosunku do zła.

    Człowiek żyjący dobrem nie ma w zasadzie nic do stracenia. Przychodząc do Jezusa nic albo prawie nic nie musi w swoim życiu zmieniać. Gorzej z tymi, którzy „umiłowali ciemność”... 

    Oczywiście każdy grzesznik może spojrzeć na Jezusa i z miłością powiedzieć „wierzę”. Tyle – jak to wcześniej napisałem – wystarczy. Ale są tacy, którzy tego nie zrobią, bo nie chcą porzucać grzechu, w którym żyją. W świetle Chrystusa i oni sami i inni zobaczyliby brud tego grzechu. Nie chcąc go porzucać, wolą więc trwać w ciemności. Przynajmniej mogą uchodzić na sprawiedliwych i dobrych. Choćby każdy tylko przed sobą samym. I właśnie taką niewiarę Jezus potępia ostrzegając, że sama taka niewiara już jest potępieniem.

We wszystkich trzech czytaniach odkrywamy tę samą myśl: Bóg chce dla człowieka jak najlepiej. W dwu ostatnich znaczy to, że chce człowieka zbawić dając mu życie wieczne. Bo Bóg jest wierny. Jak obiecał, zdania nie zmienia. Choć zło zakorzenione w człowieku może się mocno plenić, ciągle ma on szanse. I to bez stosowania kopaczki, szpadla czy środków chwasto(grzecho)bójczych. Wystarczy szczerze powiedzieć Bogu „tak”, zbaw mnie, w Tobie składam swoją ufność.

Każdy grzech rodzi oczywiście pytanie o szczerość owego „tak”. Rodzi pytania o to, na ile jest odpowiedzią daną całym sobą, a na ile aktem czysto intelektualnym, nie pociągającym za sobą najmniejszej chęci przemiany życia. Podjęcia – jak to pisał Paweł – dobrych czynów, które Pan przygotował, byśmy je pełnili. Ale – powtórzmy – samo spojrzenie na Ukrzyżowanego, spojrzenie Nań całym sercem i złożona Weń ufność, wystarczą...

 5. W praktyce

  • W kontekście klęski Izraela, opisanej w pierwszym czytaniu.... Czy chrześcijanie XXI wieku są złymi chrześcijanami, że tyle spotyka ich prześladowań i szykan? Czym zawiniliśmy, że Bóg dopuszcza takie panoszenie się bezbożnych? Trudno powiedzieć. Nie wiadomo nawet czy faktycznie to jakaś kara Boża czy raczej miotanie się szatana świadomego, jak krótki czas mu pozostał. Jednego możemy być pewni: Bóg jest wierny swoim obietnicom. Skoro obiecał „bramy piekielne go (Kościoła) nie przemogą”, to na pewno tak będzie. Choćby tu na ziemi przyszło nam wszystko przegrać. Ale ostatecznie do Kościoła Bożego należy zwycięstwo...
     
  • Bóg jest łaskawy. Daje nam zbawienie nie dla naszych zasług, które obok naszych grzechów i tak niewiele znaczą, ale dlatego, że chce nas mieć u siebie, że mu na nas zależy. I nam powinno zależeć na zbawieniu braci, na doprowadzeniu ich do przyjęcia Chrystusa, do tego, by z nadzieją spojrzeli na ukrzyżowanego. Nie na tym, żeby ich pokonać, zmusić do uległości, wdeptać w ziemię.... A jeśli się nawracają? Trzeba się cieszyć. Nawet jeśli wydaje się, że ich postawa była nie do końca szczera, spowodowana strachem przed śmiercią. Bóg zwyciężył w sercu tego człowieka i to najważniejsze...
     
  • Sąd polega na tym, że ludzie umiłowali ciemność bardziej aniżeli światło, bo złe były ich uczynki... Nie brakuje i dziś takich, którzy nie chcą przyjść do Chrystusa, bo tkwią po uszy w grzechu. I boją się, że jak staną w świetle, cała ich małość wyjdzie na jaw. Niekoniecznie zresztą dla innych, ale dla nich samych. Musimy być świadomi, ze taki mechanizm działa. Że to jedna z trudności w próbie powrotu człowieka do Boga. Chyba wielkim zadaniem dla nas, przekonanych, że żyją blisko Boga, jest ułatwienie takim ludziom postawienia tego kroku. Im więcej z powodu naszej zadziorności spalą za sobą mostów, tym trudniej będzie im wrócić...