Beztroscy zwycięzcy

Andrzej Macura

publikacja 08.04.2015 12:49

Garść uwag do czytań na II niedzielę wielkanocną roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Beztroscy zwycięzcy Hwnryk Przondziono /Foto Gość Czy żyjecie, jak wspólnota pierwszych chrześcijan, opromienieni blaskiem zmartwychwstania i świadomością, że wasz Mistrz, który za was tak wiele wycierpiał, wkrótce powróci?

Zmartwychwstanie Jezusa to największe wydarzenie w historii ludzkości. No bo czy jest ważniejsza od tej wieść? Okazuje się, że dla nieuchronnie umierających jest nadzieja. Nic dziwnego, że czytania II Niedzieli Wielkanocnej koncentrują się wokół tej prawdy. Przecież samo stwierdzenie faktu to mało. Jest co rozważać. I zastanawiać się, jak to wydarzenie, tak ważne dla przyszłości,  powinno zmieniać naszą teraźniejszość.

Ewangelia tej niedzieli jest ta sama co rok wcześniej. Proszę więc wybaczyć, że przy jej omawianiu posłużę się w dużej mierze tym co napisałem wcześniej....

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 4,32-35

Pierwsze czytanie II Niedzieli Wielkanocnej roku B to jedna z kilku krótkich charakterystyk wspólnoty pierwszych chrześcijan. Ciągle jeszcze są w Jerozolimie, dopiero niedawno zstąpił na nich Duch Święty. Zaczynają się pierwsze cuda – uzdrowienie chromego – oraz pierwsze spory i szykany ze strony przywódców Izraela. A jego uczniowie, niesieni Duchem Świętym, głoszą zwycięstwo Chrystusa Zmartwychwstałego. I nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Nic dziwnego, że w tej atmosferze radości i oczekiwania na rychły powrót Jezusa sprawy materialne nie miały większego znaczenia. Zresztą ta beztroska doprowadzi po jakimś czasie do wielkiego zubożenia tej gminy tak, że inne Kościoły będą dla niej organizowały zbiórkę. Póki co jednak trwa święto radości. Przytoczmy tekst tego czytania (pogrubiona czcionką) wraz z krótkim, dwuwierszowym dodatkiem pokazującym konkret.

Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę. Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze [uzyskane] ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby. Tak Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy "Syn Pocieszenia", lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów.

Co zwraca uwagę?

  • Jedność członków pierwotnego Kościoła, wyrażająca się w wielkiej trosce o biedniejszych braci i chętnym dzieleniu się z nimi swoim bogactwem.
     
  • Świadczenie z wielka mocą o zmartwychwstaniu Jezusa. To „z wielka mocą” znaczy pewnie odważnie, bez kompleksów, ze wsparciem  mądrości Ducha świętego oraz – co pewnie też nie bez znaczenia – z potwierdzaniem nauczania cudami i znakami.

Byłbym jednak bardzo ostrożny w stawianiu tych pierwszych chrześcijan za wzór. I to nie z powodu roztropności jeśli chodzi o gospodarowanie pieniędzmi. Po prostu taki power można mieć tylko dzięki łasce Bożej. Nie da się go z siebie własnymi siłami wykrzesać. I jeśli nam go brakuje, to chyba nie z powodu jakiejś naszej winy, ale raczej dlatego, że chyba nie jesteśmy aż tak przez Boga obdarowani. Zaś w całym tym tekście bardziej niż zachętę do budowania świętych wspólnot na wzór pierwszych chrześcijan widziałbym raczej głównie... dowód na zmartwychwstanie Chrystusa. Dlaczego?

Rybacy, celnik i kilka osób niewiadomych profesji. To Apostołowie. Jacyś, bliżej nam nieznani, inni uczniowie. Jak dołączony do grona Apostołów Maciej, jak mający mniej szczęścia w tym losowaniu Józef Barsaba Justus, jak Józef z Arymetei czy Nikodem i grono kobiet. Zwyczajni ludzie. Widzieli zmartwychwstałego Jezusa? Na pewno. Ale przecież i oni musieli się zastanawiać, czy im się nie przywidziało albo czy nie zostali oszukani. Nawet niewierny Tomasz. Jest jednak coś, co musiało dla nich być dowodem nie do podważenia. To, że oni, prości ludzie, zyskali naraz odwagę i mądrość by wyjaśniać Pisma? Odwagi może człowiekowi przybyć i bez doświadczenia cudu. Mądrości... Wszak ktoś mógł ich pouczyć. Niekoniecznie – jak twierdzili – Zmartwychwstały, przez 40 dni, aż do swojego wniebowstąpienia. Ale kiedy zwyczajny człowiek odkrywa, że może powiedzieć do człowieka chromego „w imię Jezusa Nazarejczyka, chodź” – jest taka scena rozdział wcześniej –  a on wstaje i chodzi, to tego nie da się wytłumaczyć wzrostem odwagi, mądrości, zbiegiem okoliczności czy jeszcze czymś innym. Kiedy odkrywa się w sobie nagle taką moc nie można nie wierzyć,  że zmartwychwstanie nie było ani przywidzeniem ani oszustwem. Ma się w ręku namacalny dowód. A wtedy wszystko inne łatwo już porzucić. Przecież to inne i tak nie ma już znaczenia...

To czytanie nie jest więc tylko zwyczajnym opisem pierwotnego Kościoła czy powodem do marudzenia, że my dziś nie jesteśmy już tak bardzo wierzący. To tak naprawdę chyba opowieść o najmocniejszym dowodzie na zmartwychwstanie Jezusa: doświadczyliśmy Jego mocy wśród nas, na sobie i w sobie. Nie możemy już mieć wątpliwości. I dopiero z tej pewności wynika to, co wydaje się czasem najważniejszą treścią tej opowieści: opis owej pierwotnej jedności i miłości jednoczących Kościół. Tak, jeśli naprawdę wierzymy – także my, chrześcijanie XXI wieku – że nasze życie zmienia się, ale się nie kończy, sprawy doczesne schodzą na dalszy plan.

Wtedy można śpiewać za Psalmistą: „Uderzono mnie i pchnięto, bym upadł, lecz Pan mnie podtrzymał. Pan moją mocą i pieśnią, On stał się moim Zbawcą”.

2. Kontekst drugiego czytania 1 J 5,1-6

Pierwszy list św. Jana to – jak uważają bibliści – przedstawienie autentycznej nauki chrześcijańskiej w obliczu wypaczeń, jakie zrodziły się w niektórych środowiskach tamtego czasu. Nie czyta się go jednak łatwo. Jan, swoim zwyczajem, nie przedstawia myśli w sposób liniowy: idąc od tematu do tematu jakąś prostą drogą. Raczej porusza się ruchem okrężnym, spiralnym, często wracając do poprzednich myśli i coraz bardziej je pogłębiając. I choć większość poszczególnych  zdań listu jest jasna, nie tak już łatwo uchwycić tok myśli Apostoła.

Przytoczmy może tekst czytania...

Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał. Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania, albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie. Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat, tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?

Jezus Chrystus jest Tym, który przyszedł przez wodę i krew, i Ducha, nie tylko w wodzie, lecz w wodzie i we krwi. Duch daje świadectwo: bo Duch jest prawdą.


Spróbuję to nieco uporządkować.

  • Wierzący (w Chrystusa oczywiście) narodził się z Boga.
     
  • Kto kocha Boga kocha także tych, którym Bóg dał życie, czyli (co najmniej!) innych wierzących.
     
  • Kocham bliźniego, jeśli kochając Boga wypełniam Jego przykazania. To chyba odpowiedź dla tych, którzy powołują się na miłość bliźniego chcieliby lekceważyć przykazania Boże. I choć pewnie nie chodzi tu o dekalog jako taki, to np. o wyraźnie przypomniana przez Jezusa naukę o nierozerwalności małżeństwa na pewno.
     
  • To wypełnianie Bożych przykazań nie jest ciężkie. Bo chrześcijanin, jako zrodzony z Boga,  zwyciężył świat (chodzi mniej więcej o światowy sposób myślenia, światowe pożądliwości). Będąc zwycięzcą nie ma problemu w codziennych wyborach dalej zwyciężać.

Teoria? Tak brzmi. Ale proszę jeszcze raz zajrzeć do pierwszego czytania. Przecież jest to dokładna realizacja tego, co tu Jan opisuje teoretycznie. Świadomi, że narodzili się z Boga pierwsi chrześcijanie miłość bliźnich, czasem posuniętą aż do naiwności (tak byśmy może dziś powiedzieli), czynią swoim podstawowym prawem. I niczym się nie przejmują, bo wiedzą, że są już Chrystusowi, że zwyciężyli świat....

Napisałem pisząc o pierwszym czytaniu, że ta pierwsza wspólnota chrześcijan niekoniecznie jest dla nas wzorem możliwym do zrealizowania, bo oni zostali bardzo obdarowani i wręcz nie mogli przyjąć innej postawy. Ale dopisałem później: „jeśli naprawdę wierzymy, że nasze życie zmienia się, ale się nie kończy, sprawy doczesne schodzą na dalszy plan”. No właśnie. Jan pisze właściwie to samo. Jeśli zwyciężyliśmy świat, światowość, jego pożądliwości zwyczajnie nas nie interesują. Jesteśmy przez narodzenie z Boga zupełnie przemienieni...

Pozostaje jeszcze wytłumaczenie tego ostatniego akapitu czytania: „Jezus Chrystus jest Tym, który przyszedł przez wodę i krew, i Ducha, nie tylko w wodzie, lecz w wodzie i we krwi. Duch daje świadectwo: bo Duch jest prawdą”....

No i mamy trudność... Woda i dający świadectwo Duch oraz krew to być może aluzja do chrztu Jezusa, a potem jego krzyżowej śmierci wraz z Zesłaniem Ducha Świętego...  Ale można chyba też ten tekst rozumieć inaczej. Jeśli nie w sensie dosłownym, to w jakimś rozszerzonym, duchowym. Może nie chodzić tylko o to, w jaki sposób Jezus objawił się na świecie, ale w jaki sposób przychodzi do chrześcijanina. Woda to nowe życie, oświecenie; krew to oczyszczenie, a Duch to oczywiście Duch Święty. Mielibyśmy tu aluzje do tego co dziś nazywamy sakramentami inicjacji chrześcijańskiej. Woda – chrzest, krew Eucharystia, a Duch –  bierzmowanie, dawniej przyjmowane (najczęściej, nie zawsze jak wskazują Dzieje Apostolskie) razem z chrztem...

3. Kontekst Ewangelii J 20,19-31

Opowieść dzisiejszej Ewangelii rozpoczyna się „owego pierwszego dnia tygodnia”, czyli w dzień odkrycia pustego przez uczniów pustego grobu. Kończy ją krótkie podsumowanie autora księgi, które można by uznać za jej zakończenie. Ale tak nie jest. W Ewangelii Jana mamy dalej opowieść o spotkaniu Jezusa z uczniami nad Jeziorem Galilejskim, pytaniu Piotra o miłość i zapowiedź jego przyszłej, męczeńskiej śmierci. Kontekst tego fragmentu w tym wypadku nie wpływa znacząco na rozumienie treści Ewangelii tej niedzieli. No, oprócz tego, że uściśla iż „ów pierwszy dzień tygodnia” to dzień zmartwychwstania. To opowieść o dwukrotnym spotkaniu  Jezusa z uczniami. W dzień zmartwychwstania i tydzień później. Przytoczmy jej tekst.

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.

A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.


I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego.
 

4. Warto zauważyć

Jakie najważniejsze treści niesie ze sobą ta Ewangelia? Na pierwszy plan wysuwa się świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa. Widzieliśmy go – mówi święty Jan. Dwa razy. Rozmawialiśmy z nim. A niedowiarek Tomasz miał nawet okazję dotknąć Jego ran. On naprawdę ożył. Nasza nadzieja na zmartwychwstanie to nie mrzonki fantastów, ale nadzieja oparta na bardzo mocnych podstawach. Nie może dziwić, że choć Apostołowie od lat chodzili z Jezusem, właśnie to wydarzenie stało się punktem zwrotnym ich życia. 

„Pokój wam” – mówi Jezus do uczniów. Przed swoją męką mówił o pokoju, który im zostawia i daje, a którego świat im dać nie może. Teraz do tego nawiązuje. Chrześcijanin ma skarb, skarby, jakich nie zapewni najszczęśliwsza doczesność. Nic dziwnego, że może żyć jakby wychylony ku wieczności…

„Weźmijcie Ducha Świętego”. Chrześcijanie nie są już sami. Przekonają się o tym jeszcze mocniej w dniu Pięćdziesiątnicy,  gdy doświadczą działania manifestującego swoje zstąpienie na nich Ducha.

Kościół ma zatrzymywać i odpuszczać grzechy. W jaki by to nie robił sposób (chrzest, sakrament pokuty) ma taka władzę. Grzech to nie jest tylko sprawa między Bogiem a człowiekiem.

„Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Jeśli życie czy rozum dostarczają mi mało twardych argumentów za moją wiarą nie znaczy, że jestem gorszy. Tym większa moja zasługa, jeśli wierzę.

No i może to, co z pozoru wydaje się najmniej istotne…Jan pisze swoją Ewangelię nie dla jakiejś powinności kronikarskiej, ale by słuchający jej uwierzyli w Jezusa jako Chrystusa (Mesjasza) i Bożego Syna, a wierząc w Jego imię mieli życie. Nie podejmuję się precyzyjnie wyjaśnić co to znaczy „mieć życie”. Chodzi o jakieś życie pełniejsze, piękniejsze, takie, które nie jest tylko wegetacją, a które to życie kiedyś zamieni się na życie wieczne. Ilustracją tego pełniejszego życia jest na pewno opowieść Dziejów Apostolskich o wspólnocie pierwszych chrześcijan. Żyli jakby kilka centymetrów nad ziemią...

5. W praktyce

Zasadnicze pytanie, jakie stawia liturgia słowa tej niedzieli chrześcijanom wszystkich wieków brzmi: czy żyjecie, jak wspólnota pierwszych chrześcijan, opromienieni blaskiem zmartwychwstania i świadomością, że wasz Mistrz, który za was tak wiele wycierpiał, wkrótce powróci? To tylko z pozoru pytanie teoretyczne, bez znaczenia w codziennym życiu. Szczęśliwa żona i matka także w miejscu pracy zawodowej jest nieco inna niż osoba nieszczęśliwa, przeżywająca rodzinne czy małżeńskie problemy. Takie sprawy mniej czy bardziej, ale jednak rzutują na nasze codzienne życie. Widać także po nas, uczniach Chrystusa, czy jesteśmy „nie z tego świata” czy raczej do bólu zapatrzeni w sprawy ziemskie. Tym samym widać, na ile poważnie traktujemy swoje przekonanie o Jezusa i naszym kiedyś zmartwychwstaniu, a na ile jest to dla nas tylko element religijnego folkloru, nie mający wpływu na nasze codzienne decyzje.

Ot, poruszona w pierwszym czytaniu sprawa wspólnoty majątkowej. Na ile moje traktuję jako moje i tylko moje, a na ile jako dar, którym mogę się dzielić? Albo – w nawiązaniu do drugiego czytania – czy zwyciężyłem świat czy światowość ciągle mnie nęci na tyle, że nie potrafię się jej pokusom oprzeć?

Mniej w kontekście czytań tej niedzieli ważne, ale warte zastanowienia... Akcentowanie swojej religijności, a przy tym kontestowanie Kościoła, stało się już chyba plagą naszych czasów. Tymczasem władza odpuszczania grzechów, o której słyszymy w Ewangelii tej niedzieli, to tylko jeden element szerszego procesu, jakim był pomysł Jezusa, by założyć Kościół. Po to przecież spośród uczniów wyznaczył Apostołów, po to kazał sprawować Eucharystię, odpuszczać grzechy, chrzcić, głosić Ewangelię i po to w końcu zesłał na uczniów Ducha Świętego, aby ten Kościół zaistniał. Owszem, krytykowanie takich czy innych działań ludzi Kościoła nie jest zaraz odrzuceniem Chrystusa. Ale jest nim na pewno gadanie, że Kościół w wierze do niczego nie jest potrzebny. Nie godzi się lekceważyć skarbów, które sam Chrystus zostawił Kościołowi, by nimi szafował…