Temat światła

Andrzej Kerner

publikacja 03.09.2015 06:10

Po co uczyli się hebrajskiego i układali witraże w najgorętszy tydzień lata?

 Lutowanie elementów witraża Andrzej Kerner /Foto Gość Lutowanie elementów witraża

Na poddaszu „Pustelni Eliasza” w Jasionie pani Danuta usiadła przy oknie w wykuszu. W strumień padającego światła wstawia kolorową szybkę, która zmienia kolor jej twarzy i oczu. – W człowieku jest światło. I opowiada człowiek o sobie, robiąc taki witraż. Jest to nawet jakaś terapia szkłem. Witraż jest jednak trudną techniką. Można się pokaleczyć. Nie można tego robić byle jak. Witraż wymaga staranności, uważności i ogromnej cierpliwości – tłumaczy powody, dla których wybrała ten rodzaj rekolekcji z warsztatami tworzenia witrażu. Ale nie jest zadowolona z efektów swojej prawie tygodniowej pracy. Pokazuje pudełko z rozbitymi szkiełkami, które są efektem ubocznym jej starań o wykonanie witraża przedstawiającego biały krzyż.

– Nie udało mi się zrobić tego tak, jak zaplanowałam. Ale tak miało być. Trzeba zgodzić się na to, że niekoniecznie wszystko musi nam się udać – opowiada. – Może ze dwa słowa dałbym dzisiaj radę przeczytać – śmieje się Marek Kusto z Gliwic podczas jednej z lekcji warsztatowej języka hebrajskiego w głównym budynku pustelni. – Czujemy się zupełnie jak pierwszaki – dorzuca jego żona Anna. – Po trzech dniach nie ma siły, żeby te literki się nie plątały – pociesza prowadząca warsztaty hebrajskiego biblistka dr Beata Urbanek.

Stawiać sobie pytania
Po co łączyć rekolekcje składające się z liturgii godzin, Eucharystii i konferencji duchowych z formami warsztatowymi? To specjalność jasiońskiej pustelni od lat. Tego lata odbyły się tam rekolekcje połączone z warsztatami zielarstwa, kaligrafii i iluminatorstwa, tkactwa, ceramicznymi oraz tworzenia ikon. – Nie chodzi o danie całego kompendium wiedzy czy umiejętności. Dla mnie wielkim bogactwem jest fakt, że ludzie, przeżywając taką formę rekolekcji, odkrywają, że jeszcze wiele nie wiedzą. Odkrywają, że wiara, którą w sobie noszą, nie jest gotowcem, wypełnioną formą, w której już nic się nie zmieści. Widzą, że mogą na nowo stawiać pytania, szukać. Przecież 4 dni z nauką języka hebrajskiego to ledwie dotknięcie kilku zdań z Księgi Rodzaju. Więc można zobaczyć, jak wiele jest jeszcze do odkrycia w życiu. Bardziej boję się takiego doświadczenia wiary, w którym jest pewność wypełnienia się wszystkimi treściami wiary, że już nic więcej nie potrzebuję, wszystko wiem. Staram się, by ludzie zaczęli sobie stawiać na nowo pytania, niekoniecznie od razu na nie odpowiadając – mówi ks. Roman Hosz, założyciel pustelni i dyrektor niedawno utworzonego w niej ośrodka formacyjnego diecezji opolskiej.

Więcej znaczeń
– Chwila, bo teraz nie mogę odpowiadać, ratuję jeden element! – odkrzykuje Marzena Kasperska-El-Khalfi z Ozimka. Na rekolekcje z warsztatami witrażu przyjechała po raz drugi. Jej witraż jest geometrycznym wzorem złożonym z bryłek szkła w różnych odcieniach brązu, pomarańczy, żółcieni. – Mam męża z Maroka, stąd te naleciałości orientalne – mówi i podkreśla, że żyje z mężem muzułmaninem w pełnym wzajemnym szacunku dla religii. On modli się w domu na swoim dywaniku, ona czci Chrystusa.

– Najpiękniejsza w witrażownictwie jest transmisja światła przez średniowieczny rodzaj szkła. To daje efekt duchowy – mówi Stanisław Michalik z Gliwic, który na rekolekcjach zrobił witraż złożony z aż 68 elementów. – Zrobienie witraża nie jest proste. Jest obawa np. przed pryskającym podczas szlifowania szkłem. Ja najbardziej lubię w witrażu proces lutowania. Chodzi o takie ułożenie cyny, żeby ona była kształtna, gładka, odpowiedniej szerokości i wysokości, jak precyzyjna kreska w rysunku – mówi Ewelina Wyszyńska z Jeleniej Góry, prowadząca warsztaty witrażu.

Anna Kusto wybrała warsztaty hebrajskiego z zaciekawienia językiem i kulturą żydowską. – Bardzo mi się spodobało pismo hebrajskie jako niezwykle estetyczne i regularne. W żadnym innym języku nie znalazłam samogłosek przedstawianych jako kropki i kreski nad i pod spółgłoskami. To coś zupełnie innego. Zapis w języku hebrajskim ma więcej znaczeń niż w języku polskim – mówi. Asia Gmur z Warszawy propozycję rekolekcji w Jasionie znalazła w internecie. Przyciągnął ją tu zestaw: hebrajski, Eucharystia (jako temat wiodący rekolekcji) oraz ojcowie pustyni – duchowość pielęgnowana i propagowana przez „Pustelnię Eliasza”. – Nie nastawiam się na to, że wiele się nauczę. Chodzi o to, żeby przedrzeć się przez ten język, odkryć jego tajemnicę. Chciałabym wracać do hebrajskiego, bo jest w nim jakaś tajemnica, której nie potrafię wysłowić. Jakiś powiew starożytnych czasów – mówi.

Nowe spojrzenie
– Forma warsztatowa ma charakter prowokacji, aby wyjść z zastanych, mocno obeznanych przestrzeni w odkrywaniu nowego, poszukiwaniu świeżości w wierze. Przez warsztaty chcemy pokazać, że można odkrywać te same prawdy, nazywając je na nowo, z innej perspektywy zaczynając ścieżkę wiary. Obudzić pragnienie światła. Wiara jest światłem oświetlającym serce człowieka. Z tego punktu widzenia nie ma zbyt wielkiej różnicy między warsztatami języka hebrajskiego a tworzeniem witraży. Ciągle jest to temat światła, które pozwala w nowy sposób spojrzeć na perłę wiary, dar, jaki w sobie nosimy – tłumaczy ks. Hosz.

Jest mocny upał. Ludzie wracają do zajęć. Pochylają się nad Biblią hebrajską, by mozolnie odcyfrowywać słowa pierwszej księgi Pisma. Notują uwagi, przepisują hebrajskie słowa własnymi rękami. Inni idą wytrawiać obrazy złożone z kolorowych szkiełek. Potem je wyszlifują i będą oglądać przez nie światło. – Witraż, z punktu widzenia człowieka wiary, jest próbą zobaczenia światła inaczej. Hebrajski, dotykający bezpośrednio słowa Bożego, jest też światłem dla duszy, odkryciem na nowo tekstów biblijnych – podsumowuje ks. Hosz.

***

Szok tych liter
Z dr Beatą Urbanek, biblistką z WT UŚ, rozmawia Andrzej Kerner:

Andrzej Kerner: Dlaczego warto poznawać język hebrajski?

Beata Urbanek: Generalnie do zbawienia wystarczy czytanie Biblii po polsku, tym bardziej że mamy teraz dużo dobrych, coraz nowszych tłumaczeń. Nie ma więc konieczności nauki hebrajskiego, żeby dobrze poznać słowo Boże. Ale, oczywiście, jest to inny świat, który warto poznać. O ile ktoś chce podjąć ten trud, bo przynajmniej na początku jest to spory wysiłek. Jest szok tych liter i zapisu spółgłoskowego. Nie dość, że trzeba czytać od prawej do lewej, to jeszcze należy patrzeć „góra–dół” na samogłoski zapisane znakami diakrytycznymi, a nie na jedną literkę po drugiej. Nasz mózg nie jest do tego przyzwyczajony. To jest wielki przeskok. Ale jak się przez to przebrnie, język hebrajski jest łatwiejszy niż polski.

Czy jeśli czytamy Pismo Święte w języku oryginalnym, możemy pojąć więcej?

To zależy od znajomości języka. Jednak najlepiej człowiek zna swój język ojczysty. Można wiele rzeczy odkryć, porównując tłumaczenia oryginału na polski. Ale w czasie studiowania biblijnego tekstu hebrajskiego, greckiego czy aramejskiego odkrywa się pewne treści, które mogą być zaskoczeniem. Warto wybić się z tego rytmu, pewnego przyzwyczajenia wynikającego z osłuchania z fragmentami Biblii, np. z liturgii czy z osobistej lektury, i zobaczyć, że można inaczej je rozumieć. Jakoś wyskoczyć z utartych torów i coś nowego zobaczyć w tym słowie.

Pan Jezus mówił po aramejsku czy hebrajsku?

Nie zajmowałam się szczegółowo tym tematem. Mógł być spokojnie dwujęzyczny. Jeżeli czytał na liturgii w synagodze, to czytał po hebrajsku. Równie dobrze mógł w tym języku mówić, bo w I wieku jeszcze w tym języku mówiono. Język aramejski, choć pokrewny, nie był językiem ojczystym, choć był powszechny w użyciu w czasach Jezusa.