Nie zaszczyty, a służba

Andrzej Macura

publikacja 15.10.2015 11:42

Garść uwag do czytań na XXIX niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Nie zaszczyty, a służba Henryk Przondziono /Foto Gość Kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich

Co to znaczy być uczniem Chrystusa? To zasadnicze pytanie drugiej części Ewangelii Marka jest też, już po raz kolejny w ostatnich tygodniach, zasadniczym pytaniem, jakie stawia przed nami niedzielna liturgia słowa. Tym razem o jednym z najtrudniejszych wyzwań: o sprawowaniu władzy nad innymi.

1. Kontekst pierwszego czytania Iz 53,10-11

Pierwsze czytanie XXIX niedzieli zwykłej roku B to krótki fragment  Izajaszowej czwartej Pieśni Sługi Jahwe. Właściwie DeuteroIzajaszowej. Bo znajduje się w drugiej części księgi przypisywanej temu prorokowi, która powstała długo po śmierci proroka, w czasach niewoli babilońskiej. W księdze tej DeuteroIzajasz zapowiada wygnańcom rychłe wyzwolenie. Dlatego bywa też nazywana Księgą Pocieszenia. Najbardziej zaskakują jednak w niej cztery tajemnicze pieśni, od ich bohatera nazywane Pieśniami Sługi Jahwe. Chrześcijanie szybko odnaleźli w nich Jezusa Chrystusa. Faktycznie, analogii trudno nie zauważyć. Chyba nie ma sensu w tym miejscu szerzej ich komentować. Zainteresowanych czwartą pieśnią, tą, z której pochodzi czytany tek niedzieli fragment, odsyłam do  Biblijnych kontekstów na Wielki Piątek. Ważne wydaje się jednak podkreślenie, że w czytanym tej niedzieli fragmencie chodzi o charakterystykę przyszłego Mesjasza. Żydzi oczekiwali raczej, że będzie potężnym królem, który zwycięży ciemięzców – w czasach Jezusa Rzymian – i zaprowadzi nowe, wspaniałe porządki. Plany Boże były jednak inne.

Przytoczmy tę pieśń w całości, fragment użyty w czytaniu zaznaczając pogrubioną czcionką.

Oto się powiedzie mojemu Słudze,
wybije się, wywyższy i wyrośnie bardzo.
Jak wielu osłupiało na Jego widok -
- tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd
i postać Jego była niepodobna do ludzi -
tak mnogie narody się zdumieją,
królowie zamkną przed Nim usta,
bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano,
i pojmą coś niesłychanego.

Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli?
na kimże się ramię Pańskie objawiło?
On wyrósł przed nami jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.


Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.

Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego
winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.

Po udręce i sądzie został usunięty;
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi,
i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem,
chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy
i w Jego ustach kłamstwo nie postało.


Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem.
Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy,
ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży,
a wola Pańska spełni się przez Niego.
Po udrękach swej duszy,
ujrzy światło i nim się nasyci.
Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu,
ich nieprawości On sam dźwigać będzie.

Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy,
i posiądzie możnych jako zdobycz,
za to, że Siebie na śmierć ofiarował
i policzony został pomiędzy przestępców.
A On poniósł grzechy wielu,
i oręduje za przestępcami.

Niby proste. Ale uporządkujmy.

  • Bóg wystawia swojego Sługę na ciężką próbę: miażdży Go cierpieniem.
     
  • Oczekuje od Sługi, że dobrowolnie przyjmie to cierpienie: „jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy” zawiera założenie, że Sługa ma wybór.
     
  • Przez to przyjęcie cierpienia spełnią się plany Boże: Sługa ma cierpieć za innych, a to da „wielu” usprawiedliwienie.
     
  • Za przyjęcie cierpienia, za spełnienie tych planów, czeka Sługę nagroda.

Chrześcijanie tekst odnoszą do Jezusa. A gdyby odnieść to proroctwo do każdego „sługi Boga”, do każdego chrześcijanina? Oczywiście nic nie zastąpi zbawczej ofiary Jezusa Chrystusa, ale jeśli chrześcijanie powołani są, by sprostać próbie ziemskich niedogodności, dobrowolnie przyjąć cierpienie, przez co będę mogli przyczynić się do zbawienia świata, i za co otrzymają od Boga jakąś nagrodę?

Takie odczytywanie tego proroctwa nie ma oczywiście uzasadnienia w Księdze Izajasza. Jednak gdy czytać to proroctwo w kontekście nauczania Jezusa widać, że wymagania, jakie stawia swoim uczniom niewiele się różnią od tych, jakie Bóg postawił swojemu Słudze.

A następujący po czytaniu psalm jest pieśnią ufności wobec Boga. „Słowo Pana jest prawe, a każde Jego dzieło godne zaufania. On miłuje prawo i sprawiedliwość, ziemia jest pełna Jego łaski”. Czyli Bóg wie co robi. Także wtedy, gdy zbawia ludzi nie swoją potęgą, ale pokornym przyjęciem cierpienia...

2. Kontekst drugiego czytania Hbr 4,14-16

Drugie czytanie tej niedzieli to kolejny fragment czytanego już od paru niedziel Listu do Hebrajczyków. Słyszymy w nim, że autor listu nazywa Jezusa Arcykapłanem. Dlaczego?

Arcykapłan, kapłan, jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Autor listu pokazuje, że Jezus jest lepszym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, niż wszyscy inni pośrednicy. Wcześniej pisał, że jest większy niż Mojżesz, wielki pośrednik między Bogiem a Izraelem. Za chwilę pokaże, że arcykapłaństwo (czyli pośredniczenie między Bogiem a ludźmi)  jest doskonalsze niż arcykapłaństwo kultu Starego Izraela. Wydaje mi się jednak, że dla lepszego zrozumienia wywodu autora listu warto nie tylko uzmysłowić sobie rolę kapłanów w relacjach między Bogiem a ludźmi. Cofnijmy się dwa rozdziały wstecz, gdzie napisano:

Nie aniołom bowiem poddał przyszły świat, o którym mówimy (...) Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane. Widzimy natomiast Jezusa, który mało od aniołów był pomniejszony, chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci.  Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie. Tak bowiem Ten, który uświęca, jak ci, którzy mają być uświęceni, z jednego [są] wszyscy.

I teraz tekst czytania:

Mając arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę w stosownej chwili.

Wszystko jasne, prawda? Chrześcijanie nie powinni się dziwić, że na tym świecie doznają różnorakich ucisków. Nasz Zbawiciel też cierpiał. Doznał, z wyjątkiem grzechu, całego trudu człowieczeństwa. Rozumie nasze słabości, ograniczenia, bo doświadczył ich na własnej skórze. Rozumie też nienawiść, z jaką spotykają się Jego wyznawcy, bo sam jej doświadczył. Dlatego chrześcijanie trwając mocno w wierze, może z ufnością do Niego się zbliżać. Dzięki temu, w stosownej chwili otrzymają Boże miłosierdzie i jego łaskę...

Jest to więc zachęta do gorliwego trwania w wierze. Gorliwego, czyli,  jak wynika z kontekstu, takiego, które nie waha się wziąć na swoje barki związanych z wiarą trudności. Zupełnie inaczej, niż dziś wielu proponuje, prawda?  A wymowa tej zachęty jeszcze mocniej brzmi w kontekście pozostałych czytań tej niedzieli: zapowiedzi cierpień Sługi Bożego i wezwania Jezusa z Ewangelii. O którym już za chwilę.

3. Kontekst Ewangelii Mk 10,35-45

Na czym polega droga ucznia Jezusa? To zasadnicze pytanie drugiej części Ewangelii Marka, z której pochodzi trzecie czytanie tej niedzieli. To kontynuacja lektury sprzed tygodnia, gdzie była mowa o trudnościach, jakie w pójściu za Jezusem do Jego królestwa stwarza posiadanie. Opuszczono tylko trzecią, brzmiącą zatrważająco zapowiedź męki Jezusa:

A kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać: «Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom.  I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie».

Czemu ta zapowiedź brzmi zatrważająco? Nie tylko dlatego, że jest tak konkretna. Przede wszystkim chodzi o to, że uczniowie właściwie na nią nie reagują. Jakby to, co mówił Jezus zupełnie do nich nie docierało. I co gorsze, w takiej chwili zajęci są troską o swoją pozycję w przyszłym królestwie Jezusa. Zdumiewające.

Przytoczmy więc tekst Ewangelii tej niedzieli. Zaznaczając, że między nią a fragmentem z przytoczonymi wyżej słowami Jezusa nie ma ani pół zdania przerwy.

Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, zbliżyli się do Jezusa i rzekli: „Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”. On ich zapytał: „Co chcecie, żebym wam uczynił?” Rzekli Mu: „Użycz nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie”.

Jezus im odparł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. Lecz Jezus rzekł do nich: „Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane”.

Gdy dziesięciu to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.


No właśnie. Uczniowie jakby nie przyjmowali do wiadomości zapowiedzi swojego Mistrza, ze niebawem będzie cierpiał. Jakby wyparli to ze swojej świadomości. Dziwne? Ha. Do nas, mieszkających w Polsce chrześcijan XXI wieku też zdaje się nie docierać. Też zamiast wysłyszeć w nauczaniu Jezusa, że drogą chrześcijanina jest pójście z Nim na krzyż, a dopiero potem do chwały, naszą głowę zaprząta myśl o dobrym ustawieniu się w doczesności. W bardzo wielu różnych wymiarach.

4. Warte zauważenia

„Nie wiecie o co prosicie” – mówi Jezus do Jakuba i Jana. Faktycznie, patrząc chociażby na to, że w sytuacji gdy Jezus zapowiada swoją śmierć oni myślą tylko o Jego chwale i już starają się o dobre miejsce na Jego dworze trudno nie skonstatować, że naprawdę nie wiedzieli. Ciekawe czy zrozumieli na co się zgadzają twierdząc, że mogą „pić kielich” który ma pić Jezus i „przyjąć chrzest”, którym On miał być ochrzczony. Wątpliwe.

Ów kielich i chrzest to oczywiście obrazowe ujęcie męki Jezusa. Słowo „kielich” pojawi  się na ustach Jezusa podczas modlitwy w Ogrójcu, gdy będzie prosił Ojca by zabrał od Niego „ten kielich” – czyli całe to cierpienie, które miało Go spotkać. Słowo „chrzest” w kontekście męki Jezusa już u Marka nie występuje, ale jest n.p. w Ewangelii Łukasza, gdy Jezus mówi o swojej męce „Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12, 50).  Jezus jest świadom tego, co Go czeka.

Odpowiedź, jaką daje pewnym siebie synom Zebedeusza trochę jednak zaskakuje. Pytanie brzmi, jakby chciał powiedzieć „nie, z całą pewnością, nie, nie wiecie co mówicie”. Tymczasem Jezus potwierdza, że Jan i Jakub mają rację. Będą, podobnie jak On sam cierpieć z powodu Ewangelii. Znamienne, że ten pierwszy, choć za wiarę prześladowany, nie umarł jednak śmiercią naturalną.  Trudno nie odkryć w tym fakcie prawdy, że dla Jezusa chrześcijanin niekoniecznie musi umrzeć, ale za swoją wierność Ewangelii tak czy siak zapłaci.

Jak rozumieć stwierdzenie Jezusa :nie do Mnie (...) należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane”. Czy nie podważa to bóstwa Jezusa? To raczej pewien zabieg stylistyczny, podobnie jak w Jego w wypowiedzi o tym, że Syn nie zna godziny końca świata. Jezus chce powiedzieć: to nie Moja sprawa, więc tym bardziej nie wasza; miejsce blisko mnie dostanie się tym, którzy mają je dostać; o to się nie martwcie. Uczniowie Jezusa, nie patrząc na to, co będzie kiedyś w królestwie Bożym, mają raczej zadbać o co innego: o to, by kierując wspólnotą Chrystusa chcieli swoim braciom służyć.

Dochodzimy w tym miejscu do sedna tego opowiadania. W Kościele bycie wielkim, bycie pierwszym, zawsze powinno wiązać się ze służbą. I nie chodzi tylko o nazwanie przewodzenia służbą. Chodzi o służbę prawdziwą. Jezus mówi wręcz o potrzebie stania się niewolnikiem. Bardzo mocne słowa. Poprzedzone zresztą wyraźnym stwierdzeniem, że chrześcijanie w kwestii rozumienia prerogatyw władzy nie mają brać wzoru z władców ziemskich; ci którzy są wielcy i pierwsi we wspólnocie nie mają nikogo uciskać ani nie mają dawać odczuć maluczkim swojej wyższości. I kończy Jezus swoją wypowiedź wskazaniem na siebie: Ja też nie przyszedłem żeby Mi służono, ale żeby służyć i dać się za was zabić. Bardzo mocne. Gdy się pomyśli, jak w czasem idealizowanym czasie średniowiecza władza kościelna miała jednocześnie ogromną, nie zawsze dobrze wykorzystywaną władzę świecką... Oj, daleko byliśmy wtedy od ideału Ewangelii. Z tej perspektywy pozbawienie władzy kościelnej równoległej władzy doczesnej jest wręcz błogosławieństwem...

Spodziewam się, że część czytelników uzna to co napisałem za jakąś nieudolną próbę zamachu na kościelną władzę. W sumie rozumiem. Bo wielu, naprawdę bardzo wielu ludzi, także w Kościele, choć doskonale zna nauczanie Chrystusa, ciągle patrzy na przewodzenie wspólnocie, bycie w niej pierwszym czy wielkim tak, jak patrzyli na sprawę Jakub i Jan. Ci dwaj synowie Zebedeusza wręcz przebierali nóżkami, żeby dochrapać się zaszczytów. I myśleli o nich nawet wtedy – jak to pokazuje kontekst Ewangelii tej niedzieli - gdy Jezus mówił im o swojej porażce i bolesnej śmierci. A inni Apostołowie? Może byli lepsi, ale oburzenie się na Jakuba i Jana raczej wskazują, że oni też spodziewali się zaszczytów. Tyle że nie zdążyli jeszcze pójść z tym do Jezusa. Reagują tak ostro, bo nagle odkryli, że ktoś mógłby ich wyprzedzić, być od nich sprytniejszy; że może jakiś honor czy stanowisko mogłoby ich wskutek zakulisowych rozgrywek ominąć. W tym kontekście wymijająca odpowiedź Jezusa na temat tego, kto będzie kiedyś siedział po Jego prawej czy lewej stronie jest wręcz kapitalna.

Dlaczego? Proszę zwrócić uwagę: Jezus odsuwa  sprawę przyznawania zaszczytów w daleką przyszłość. I jednocześnie mówi uczniom, że póki co, chcąc być wielkimi, mają się prześcigać w służbie. Nie wiem czy swoją intuicję dobrze ujmę tu w słowa... Jezus nie mówi im „nie gońcie za wielkością, nie chciejcie być pierwszymi”. Wręcz przeciwnie: starajcie się być wielcy, walczcie o to, by być pierwszymi. Ale w służbie. Nie każe im poskramiać marzeń, ale ku czemu innemu je ukierunkowuje...

Oczyma wyobraźni widzę tę przyszła scenę, kiedy Bóg zgromadzonych w niebie pyta o rozdzielenie zaszczytnych miejsc po prawej i lewej  stronie Syna. Jak Apostołowie, zaprawieni w latach służby, wskazują jeden na drugiego, a sami chętnie rezygnują z tego zaszczytu. Czy w idealnej wspólnocie nieba nie tak to powinno kiedyś wyglądać? Czy Boga nie ucieszy widok ludzi tak bardzo wyzbytych egoizmu?

Proszę zwrócić uwagę, że  wezwanie Jezusa, by szukając wielkości rywalizować w służbie to nie jest jakieś wskazanie tylko dla wybranych, dla szukających jakiejś duchowej doskonałości. To jest wezwanie skierowane do każdego chrześcijanina. To jeden z elementów tego, co składa się na drogę ucznia Jezusa. Przynajmniej wedle koncepcji Ewangelisty Marka. Lekceważenie koncepcji wielkości, pierwszeństwa rozumianych jako służby jest w gruncie rzeczy lekceważeniem nauczania Jezusa. Tak samo jak cudzołóstwa, kradzieże czy szerzenie oszczerstw...

I jeszcze jedno... Z mieszanymi uczuciami słucham nieraz, kiedy ludzie powtarzają Janową definicję „Bóg jest miłością”. Bo wiem, jak nieraz opacznie miłość jest rozumiana. Czytania tej niedzieli, z Izajasza i z Marka, a w sumie z Listu do Hebrajczyków też, pokazują  Boga konkretniej, niż poprzez nieostre pojęcie. Pokazują Jego pokorę, szczere oddanie człowiekowi, Jego zainteresowanie tymi, których świat uznałby za nieważnych... To przepiękny rys Boga. Nie wolno o nim zapominać.

5. W praktyce

Nauczanie Jezusa jest jasne: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich”.

Istnieje pilna potrzeba dostosowania do tego wymogu naszej mentalności. Każdy, kto ma jakąkolwiek władzę nad drugim człowiekiem albo komu się wydaje, że jest lepszy i ważniejszy od innych, powinien sobie mocno to wziąć do serca. To nie jest jakiś margines nauczania Jezusa, wezwanie tylko dla niektórych, jak np. kwestia bezżenności dla królestwa Bożego. To jest jedna z tych spraw, którą chrześcijanie winni się zasadniczo różnić od tych, którzy Chrystusem się nie przejmują. Że trudno? Jasne. Ale autor Listu do Hebrajczyków tak zachęcał, by gorliwie trwać w wierze. Nie powierzchownie.  

W kontekście nauczania Jezusa o potrzebie stania się „niewolnikiem wszystkich” można wskazać na wiele ważnych i mniej ważnych spraw. Wymieńmy niektóre.

  • Traktowanie podwładnych jakby byli bezmyślnymi maszynami, które jedyne co mają zrobić, to dobrze wykonać zlecone przez szefa zadanie. Nie mają zgłaszać uwag, poprawek, wątpliwości. Nie mają do sprawy niczego wnosić od siebie. Jednocześnie jednak mają rozwiązać wszystkie problemy, których szef nie przewidział. Oczywiście działając tak, jak zrobiłby to szef. A jak coś będzie nie tak, to się ich wymienia jak wadliwy podzespół. Zresztą najczęściej nie dlatego, że faktycznie zawalili. Wykazując się odpowiednimi kompetencjami stali się zagrożeniem dla pozycji wszystko lepiej wiedzącego szefa. Lepsi są ci, co zawalili. Bo są szefowi wdzięczni, że puścił w niepamięć ich lenistwo/niekompetencję.
     
  • Oczekiwanie, że podwładny „się zmieni”. To znaczy że nagle nabędzie cech charakteru, których nie ma. Np. że ktoś, kto nie jest dobrym mówcą nagle się nim stanie, że ktoś kto nie ma podejścia do dzieci złapie z nimi świetny kontakt. I obrażanie się, jeśli ta nagła przemiana nie następuje.
     
  • Sprawowanie władzy na zasadzie „dziel i rządź”. Także przez modne w korporacjach wprowadzanie rywalizacji między swoimi ludźmi tam, gdzie natura spraw pokazuje, że powinni raczej ze sobą współpracować.
     
  • Przywiązywanie wagi do tytułów i godności. Zwłaszcza domaganie się, by zwracali na to uwagę ludzie, z którymi wcześniej, przed awansem, ktoś całe życie był na „ty”.

Jak być powinno? Mądrzy ludzie mówią, że dobry przełożony powinien umieć wykorzystywać (a nie marnować) talenty swoich podwładnych. Umiejętne rozeznawanie i kierowanie się tą wiedzą w praktyce to prawdziwa służba tego, tego, który został postawiony by rządzić innymi. Na podwórku korporacyjnym nazywa się to zarządzaniem pracownikami tak, jakby byli wolontariuszami....

Tak się nie da? To nieżyciowe? Ale to Ewangelia. Jesteśmy uczniami Jezusa czy nie? Ufamy Mu czy nie? Przemienimy ten modny sposób myślenia o władzy  czy mu ulegniemy?