Zrozumieć język Boga

Paweł Krupa OP

publikacja 12.11.2015 06:06

Pismo Święte można czytać wielorako: aby się czegoś dowiedzieć, aby otrzymać duchową wskazówkę, znaleźć podporę dla teologicznych rozważań, z ciekawości lub – jak egzegeci – żeby zbadać jego strukturę literacką i historyczną.

Mojżesz, Eliasz i... papuga HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Mojżesz, Eliasz i... papuga
Od moich braci w Paryżu dostałem przed wyjazdem żywy prezent – papugę, ma na imię Ziuta

Od moich braci w Paryżu dostałem przed wyjazdem żywy prezent – papugę, ma na imię Ziuta. Nigdy nie uczyłem jej mówić i nie zamierzam, bo uważam, że to krzywda dla zwierzęcia i męka dla właściciela.

Ziuta sama zaczęła mówić „Cześć”, bo za każdym razem kiedy się rano widzieliśmy, witałem ją w ten sposób. Ale to jest mój język, a co z jej językiem?

Otóż bacznie obserwując, nauczyłem się kilku jej „słów”. Zrozumiałem na przykład, że kiedy patrzy na mnie i kiwa głową w górę, w dół wielokrotnie, to znaczy „chcę iść do ciebie” albo „podejdź do mnie”. Sprawdziłem to, ona w ten sposób naprawdę mnie przywołuje. Albo inny znak. Kiedy do klatki zbliża się ktoś, kogo się nie boi, to podwiesza się pazurkami u górnych prętów i ogląda delikwenta do góry nogami, pokazując brzuszek – taki gest uwagi i zaufania. Łatwo też odróżniam, kiedy jej krzyk oznacza strach, a kiedy mruczy z zadowolenia. Ogromnie się cieszę, że pojąłem język papugi. Ja zresztą też czegoś ją nauczyłem. Fruwać.

Wiem, że nie wyglądam na takiego, co potrafi latać, ale nauczyłem. Ona była wychowana na ręku, zawsze w klatce, nigdy nie latała, a jak wiadomo, dobrze jest, kiedy ptak potrafi podfrunąć. Postanowiłem ją tego nauczyć: posadziłem na łóżku, odszedłem kilka kroków i wołam ją. No więc ona zaczyna chodzić po brzegu łóżka, próbuje się zsuwać po kocu na podłogę, ale się boi, więc biega i piszczy. Widząc, że ma kłopot ze startem, mówię do niej „frrr”, przyjrzała mi się bacznie, ja dalej „frrr, frrr” – nic. Wtedy skrzyżowałem ręce i zacząłem nimi machać, naśladując ruch skrzydeł i powtarzając to moje „frrr”.

Za dziesiątym bodaj razem Ziuta nagle zaczęła rozkładać skrzydła, więc ja dalej macham intensywnie, że tak, że o to chodzi, że dobra część ciała została poruszona. I nagle, za kolejnym „frrr”, poszybowała, a najśmieszniejsze było to, że zaskoczona nie wiedziała, jak ma wylądować, więc oczywiście klapnęła na podłogę. Myślę: „Zabiłem ptaka”. Podniosłem ją – roztrzęsioną, ale żywą – i kiedy następnym razem frunęła, wystawiłem rękę i ona na niej usiadła. Nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że nasza onomatopeja „frrr” i kilka gestów mogą stanowić jakąś nić porozumienia ze zwierzęciem.

W podobny sposób, toutes proportions gardées, muszę się zachowywać, kiedy przystępuję do modlitwy. Jeśli mam Boga usłyszeć, to muszę spróbować zrozumieć – choć trochę – język, jakim On do mnie przemawia. A On przecież jest tak bardzo inny ode mnie. Inny, to znaczy święty.

Pierwszym znaczeniem hebrajskiego słowa, które wyraża świętość: kadosh, jest: „inny, odmienny”. W Księdze Izajasza, w VI rozdziale, zaraz na samym początku czytamy: „Ujrzałem Pana siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię. Serafiny stały ponad Nim; I wołał jeden do drugiego: «Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały»”. A zatem tak naprawdę serafiny krzyczą: „Inny, inny, inny jest Pan Zastępów”. Bo „święty” znaczy odmienny od tego, co znam, święty znaczy zaskakujący i niepojęty.

Z tą „innością” człowiek przez wieki musiał się konfrontować. Kiedy Bóg się objawia Mojżeszowi na górze Synaj, grzmią pioruny, płonie ogień i trzęsie się ziemia – kto się góry dotknie, ten zginie. Tak Bóg zaznacza swoją odrębność. Próbuje przekazać człowiekowi, że nie jest bożkiem – to nie ulepiona przez człowieka paleolityczna Wenus. Bóg mówi: ja jestem inny od wszystkiego, co sobie możecie wyobrazić, ale ponieważ was stworzyłem i pragnę zawrzeć z wami Przymierze, to pragnę też się do was zbliżyć. Nie chcę jednak, żebyście zapomnieli, że ja jestem inny, bo byłaby to nieprawda. A potem Bóg uzupełnia swoje słowa i mówi człowiekowi o swojej wielkiej do niego miłości.

W opisie spotkania Eliasza z Bogiem na Horebie (1 Krl 19, 9–15) autor Pierwszej Księgi Królewskiej używa dokładnie tych samych elementów, które towarzyszyły ukazaniu się Boga Mojżeszowi na Synaju, ale tylko po to, żeby je zanegować:

„A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień; Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu”. I Eliasz pada na twarz, bo wie, że to Bóg.

Jak się połapać w tym języku Boga? Czy istnieje jakiś jego słownik? Na szczęście tak – to Pismo Święte. To tam znajdziemy wszelkie możliwe warianty przemawiania Boga do człowieka: słowa ludzkie, prorockie wizje, sny, spotkania, „cudowne zbiegi okoliczności”, wydarzenia zwyczajne, codzienne i takie, które zapierają dech w piersiach. Pismo Święte można czytać wielorako: aby się czegoś dowiedzieć, aby otrzymać duchową wskazówkę, znaleźć podporę dla teologicznych rozważań, z ciekawości lub – jak egzegeci – żeby zbadać jego strukturę literacką i historyczną.

Zrozumieć język Boga   Wydawnictwo WAM Ale można również czytać Pismo jak słownik mowy Boga, uczyć się jej, przyswajać ją tak, że kiedy któreś z tych słów skieruje do nas i przemówi na któryś z tych sposobów, to zrozumiemy, co chce nam powiedzieć, i będziemy mogli podjąć z Nim dialog w naszym życiu.

Bez zrozumienia, jak Bóg do człowieka przemawia, bez słownika Pisma Świętego dialog taki wydaje mi się niemożliwy, a w każdym razie bardzo utrudniony.

***

Tekst jest fragmentem z książki "Jutro ma na imię Bóg". Autor Paweł Krupa OP. Wydawnictwo WAM, 2015 r.