Tyberiada

o. James Martin SJ

publikacja 24.11.2015 11:00

Czasami, kiedy jesteśmy najbardziej przygnębieni i czujemy, że Bóg nas opuścił, On po prostu się pojawia.

Jezioro Tyberiadzkie Józef Wolny /Foto Gość Jezioro Tyberiadzkie
Kościół Prymatu św. Piotra

Wśród pierwszych miejsc, jakie odwiedziliśmy z George’em w Galilei, znalazło się miejsce jednego z ostatnich zdarzeń wspomnianych w Ewangeliach. Nazajutrz po zameldowaniu się we franciszkańskim domu pielgrzyma pojechaliśmy prosto do Kafarnaum, a stamtąd jeszcze jakieś półtora kilometra na południe, do Kościoła Prymatu św. Piotra. Zgodnie z tradycją, to tutaj Zmartwychwstały Chrystus stanął nad brzegiem Jeziora Tyberiadzkiego (zwanego też Jeziorem Galilejskim lub Genezaret), zawołał do uczniów w łodzi, ułożył rybę na żarzących się węglach i podał im ją na śniadanie.

Skromna kaplica z szarego kamienia, wzniesiona przez Franciszkanów w 1933 roku, stoi niemal przy brzegu. We wnętrzu dominuje niski, pofałdowany, kremowy głaz wielkości stołu kuchennego, umieszczony na podwyższeniu mniej więcej trzydziestocentymetrowej wysokości. Mensa Christi – głosi napis na tablicy z krzyżem: Stół Pana. Dotknięcie zimnego kamienia okazało się niespodziewanie poruszającym doświadczeniem. Czy to na tej skale Jezus przygotował posiłek? Trudno powiedzieć, choć kamień ten czczony jest przez pielgrzymów od początków epoki bizantyjskiej; wszak w dzisiejszą strukturę kościoła włączone są fragmenty wcześniejszej świątyni, z czwartego wieku.

Podobnie jak w przypadku wielu miejsc w Ziemi Świętej, łatwo było wyobrazić sobie Zmartwychwstałego Chrystusa stojącego właśnie tutaj. Był tu – albo tuż obok – i z piaszczystej plaży obserwował, jak Jego przyjaciele łowią ryby. Nietrudno też pomyśleć, że Jezus radował się, widząc przyjaciół. I cieszył się, ponieważ przygotowywał dla nich posiłek.

. . . . .

Historia zaczyna się banalnie. Piotr przebywa nad Jeziorem Tyberiadzkim, a wraz z nim jeszcze sześciu uczniów: Tomasz, Natanael, Jakub i Janem  oraz „dwaj inni Jego uczniowie”. Jest albo głęboka noc, albo tuż przed świtem. Piotr przejmuje już rolę przywódcy i obcesowo oznajmia: „Idę łowić ryby”. Pozostali odpowiadają, że idą z nim.

Wielu biblistów uważa, że historia sprawia wrażenie, jakby umieszczono ją w niewłaściwym miejscu w Ewangelii. Choć Jan opisuje ją jako trzecie ukazanie się Zmartwychwstałego, wygląda ona bardziej na pierwsze spotkanie[1]. Uczniowie nie tylko zaskoczeni są widokiem Jezusa i nie rozpoznają Go; oni wracają do swoich dawnych zajęć. Biblista Francis J. Moloney SDB pyta w swojej książce, jak mogli „tak łatwo poddać się temu prozaicznemu powrotowi do codziennych czynności?”[2]. Być może powielkanocne ukazania się zdezorientowały apostołów – i nie wiedzieli, co robić dalej. Może po prostu potrzebowali pieniędzy. A może rzeczywiście jest to jedno z pierwszych spotkań i niektórzy uczniowie nie widzieli jeszcze Zmartwychwstałego[3].

Jeśli to jedno z pierwszych albo i nawet pierwsze ukazanie się – nic dziwnego, że niektórzy uczniowie wrócili do rybactwa. Choć towarzyszyli Jezusowi w czasie Jego posługi duszpasterskiej i widzieli Jego cudowne czyny, byli przytłoczeni publiczną egzekucją. Możliwe, że pogodzili się z koniecznością powrotu do Galilei i łowienia ryb. Jakże często przydarza się to również nam. Nawet po głębokim doświadczeniu Boga, często powracamy do starych zwyczajów – których skutki łatwo przewidzieć. To samo można powiedzieć o apostołach: nie złowili nic. Bez Jezusa nie potrafią nic osiągnąć.

Równie często powątpiewamy, czy takie głębokie przeżycie w ogóle się nam przydarzyło. „Wymyśliłem to sobie” – stwierdzamy po doświadczeniu Bożej obecności. Nie sądzę, żeby uczniowie, jako świadkowie tak wielu cudów, uważali, że „wymyślili sobie” spotkanie z Jezusem, ale możliwe, że zaczęli powątpiewać w przyszłość.

A potem, „kiedy nastał już ranek”, Jezus pojawił się na brzegu, nieopodal miejsca, w którym łowili ryby. Zawołał do nich: „Dzieci” – używając słowa (paidia) wyrażającego rodzicielską troskę; słowo to nie pojawia się wcześniej w Ewangelii Janowej. Moloney uważa, że wskazuje ono na „bliskie zwierzchnictwo”[4]. „Dzieci, macie coś do jedzenia?”. W grece pytanie to sformułowane jest przez zaprzeczenie i mogłoby równie dobrze brzmieć: „Nie macie nic do zjedzenia?”. Jezus mówi jak rodzic, który martwi się niepowodzeniem dziecka.

Mężczyzna stojący na plaży prosi ich, by zarzucili sieci po prawej stronie łodzi. To z pewnością zaskoczyło uczniów, zwłaszcza Piotra, który w taki sam sposób został po raz pierwszy wezwany przez Jezusa. Być może wytężali wzrok, żeby zobaczyć, kto ich woła. Któż to? Czy to możliwe? Czasami, kiedy jesteśmy najbardziej przygnębieni i czujemy, że Bóg nas opuścił, On po prostu się pojawia.

*

Tyberiada   Mat. prasowy Powyższy tekst jest fragmentem książki "Jezus". Autor: o. James Martin SJ. Wydawca: Święty Wojciech Dom Medialny, 2015 r.


[1] Najwyraźniej bibliści owi nie wliczają tutaj Jezusowego ukazania się Marii Magdalenie – być może dlatego, że Jan nawiązuje do ukazywania się wobec „uczniów” jako grupy.

[2] Francis J. Moloney SDB, The Gospel of John, s. 549.

[3] Niektórzy badacze wskazują, że Łukasz też wspomina to wydarzenie (5,1-11: cudowny połów ryb) i umieszcza tę opowieść – w gruncie rzeczy popaschalną –na wcześniejszym etapie narracji. Inni podejrzewają, że Jan połączył tu dwie różne historie – powołanie uczniów i ukazanie się Zmartwychwstałego.

[4] Francis J. Moloney, The Gospel of John, dz. cyt., s. 549.