A Ty z kim niesiesz swój krzyż?

Anna Gładkowska

publikacja 29.02.2016 20:14

Wszyscy ludzie niosą krzyż: słabości, lęku, wątpliwości, niezrozumienia, samotności, cierpienia, choroby... Przykłady można mnożyć w nieskończoność.

A Ty z kim niesiesz swój krzyż? ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Krucyfiks z kościoła pod wezwaniem Znalezienia Krzyża Świętego w Końskowoli

Pewien człowiek, z trudem dźwigający krzyż na swoich ramionach skarżył się Bogu: „Boże, dlaczego dałeś mi taki ciężki krzyż? Widzisz, już nie mam siły go nieść? Czy to dlatego, że chodzę do kościoła, a gdybym nie chodził, to mój krzyż byłby mniejszy i łatwiejszy do uniesienia” - pytał mężczyzna. „Bo widzisz Boże, krzyże innych ludzi muszą być lżejsze, może bardziej dopasowane do ich życia i sił fizycznych. Na przykład moi sąsiedzi zarabiają na życie w jakiś podejrzany sposób, nadużywają alkoholu i innych używek, a nieustannie na ich twarzach widzę radość. Może ja też powinienem spróbować żyć tak, jak oni?”.

I nagle ów stękający z wysiłku mężczyzna słyszy głos: „Możesz wymienić swój krzyż. Możesz wybrać inny, które lepiej będzie do Ciebie pasował”. „Mogę? Naprawdę? Ok Boże, to ten niewygodny krzyż odłożę na bok, a poszukam innego” - z radością odpowiedział mężczyzna i udał się na poszukiwanie.

Po jakimś czasie zauważył wysoki na ponad dwa metry krzyż, stojący samotnie przy drodze jego życiowej wędrówki. I pomyślał: „O, jaki piękny krzyż! Nie sposób go nie zauważyć, nawet z dużej odległości. Będzie dla mnie idealny, zawsze lubiłem być w centrum uwagi, a dzięki temu krzyżowi wszyscy będą mnie widzieć i podziwiać”. Jednak po pewnym czasie nowy krzyż stał się dla mężczyzny uciążliwy. Wchodząc do autobusu, ludzie krzyczeli, że rozpycha się ze swoim krzyżem tak, bardzo, że dla innych nie pozostaje wiele miejsca. Sprzedawcy w sklepach narzekali, że podczas zakupów zrzuca z półek cały ułożony na nich towar i nie potrzebnie zabiera krzyż z sobą na zakupy.

Mężczyzna był coraz bardziej rozżalony i wtedy znowu usłyszał głos: „Możesz wymienić swój krzyż”. Zadowolony człowiek ponownie odłożył niewygodny krzyż i wyruszył na poszukiwanie innego. W pewnym momencie zauważył mały krzyż. „O, ten będzie dobry” - pomyślał mężczyzna. „Schowam go do kieszeni tam, gdzie trzymam drobne pieniądze. Nikomu nie będzie przeszkadzał. Niczego nim nie zdemoluje. Ten krzyż będzie dla mnie idealny”.

Jednak mężczyzna nie długo cieszył się swoim nowym nabytkiem, ponieważ krzyż nadal przeszkadzał mu w zakupach, kiedy szukał w kieszeni drobnych, czy kiedy chciał odebrać dzwoniący telefon wyciągał zamiast niego krzyż. I znowu zaczął skarżyć się Bogu: „Boże, ten krzyż do mnie nie pasuje, on mi przeszkadza, więcej z niego szkody, niż pożytku”. I znowu Bóg odpowiedział mężczyźnie: „Możesz go wymienić”. I ponownie porzuciwszy znaleziony niedawno krzyż, mężczyzna udał się na poszukiwanie innego, aż dotarł do miejsca, w którym rozpoczęły się jego poszukiwania. I wtedy jego oczom ukazał się leżący samotnie, niechciany przez nikogo krzyż.

Wyglądał jakby go ktoś porzucił w biegu. Mężczyzna podniósł go, przymierzył na ramię, sprawdził jego ciężar, przeszedł się z nim kilka kroków i z wyrazem bezgranicznego szczęścia na twarzy zwrócił się do Boga: „Biorę ten krzyż. On jest wykonany jakby specjalnie dla mnie, nie rozumiem jak ktoś mógł go porzucić”. Wtedy Bóg mu odpowiedział: „Dobrze, zatrzymaj ten krzyż. Tylko chce Ci powiedzieć, że to jest ten sam krzyż, który ja przygotowałem dla Ciebie ten, który niosłeś przez życie, ale który zaczął Ci ciążyć. To Ty jesteś właścicielem tego porzuconego krzyża”.

*

Chrystus w Ewangelii św. Łukasza (9,23-27) wyjaśnia słuchaczom, że „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Podczas gdy świat, w którym żyjemy mówi nam: „bądź jak Kasia”, albo „bądź jak Michał”, albo: „bądź sobą, nie musisz być nikim innym, bo jesteś doskonały” Chrystus mówi: „zaprzyj się siebie”. Czyli to nie Ty powinieneś stać w centrum Twojego życia, ale Bóg. A co się stanie, kiedy skupisz się na sobie i poza czubkiem własnego nosa nie będziesz widział niczego więcej?

We fragmencie Ewangelii, Chrystus mówi także o krzyżu. Bardzo pięknie słowa Jezusa wyraził Thomas Shephard w swoim hymnie: „Czy wolno nam spokojnie stać, widząc Jezusa znój? Ten krzyż jest dla każdego z nas, ten krzyż jest także mój”. Syn Boży kieruje swoje słowa do wszystkich ludzi, a nie tylko do wybranych przez siebie Dwunastu uczniów. Wobec tych, którzy chcą pójść za Nim, ukazuje On konsekwencje takiego wyboru.

Naśladowanie Syna Bożego nie jest czynnością jednorazową, ale wymaga nieustannego wysiłku, codziennej decyzji i jej nieustannej kontynuacji. Niestety zdarza się, że skoncentrowani na sobie stajemy się chrześcijanami na pół etatu, którzy domagają się, zwłaszcza w ciężkich chwilach, aby Bóg był na pełen etat. Jednak być uczniem Chrystusa oznacza rezygnację z oparcia na sobie samym i ufne oddanie się w ręce Boga, a także gotowość, aby każdego dnia iść w ślad za Jezusem, nawet dźwigając niewygodny krzyż.

Wszyscy ludzie niosą krzyż: słabości, lęku, wątpliwości, niezrozumienia, samotności, cierpienia, choroby, przykłady można mnożyć w nieskończoność. Ale nie wszyscy chcą go nieść w łączności z Chrystusem, dlatego jego ciężar dla wielu z nas jest nie do udźwignięcia. A szatan zna Cię lepiej, niż Ty znasz samego siebie i swoje słabości, i wie gdzie i jak mocno uderzyć, abyś upadł. Wie, co zrobić, aby krzyż, który niesiesz przygniótł Cię. Wtedy wysyła legion żołnierzy, aby płachtą niemocy zakrywają Ci oczy. A Ty?

Będziesz się potykał, będziesz upadał, aż zabraknie Ci sił, aby wstać. I co wtedy zrobisz? Ty, który oparłeś się na sobie samym? Wtedy pozostaje Ci tylko jedno rozwiązanie. Zwrócić się do Chrystusa. Bo kiedy Ty upadasz, On Cię podnosi; kiedy nie widzisz sensu, aby iść dalej, On chce Ci go pokazać; kiedy nie radzisz sobie z własną słabością i grzechem, On z Ciebie nie rezygnuje.

Dla wielu chrześcijan krzyż oznacza trudne wyzwanie, burzące ich obraz Boga. Tymczasem Chrystus jest Bogiem, który wchodzi w nasze cierpienie, przyjmuje je na siebie i w ten sposób je przemienia. Bo tam, gdzie kończą się Twoje siły, możliwości i znajomości, tam zaczyna się łaska Chrystusa. Życie człowieka nie stoi w miejscu, ale powinno się nieustannie rozwijać. Podobnie więc powinna odnawiać się i rozwijać relacja z Chrystusem, jeśli ma być prawdziwa i życiodajna.

*

Drogi Czytelniku, pamiętasz Wielki Tydzień w roku 2005? Telewizyjna transmisja Drogi Krzyżowej z Koloseum w Rzymie. Rozważania poszczególnych stacji były przerywane krótkimi migawkami przygarbionej sylwetki człowieka trzymającego w ręku krzyż. Pamiętasz te obrazy?

Twarz św. Jana Pawła II nie była dobrze widoczna. Przy ostatniej stacji wierni w Koloseum na telebimach, a oprócz nich ludzie w kilkudziesięciu krajach śledzili z zapartym tchem, jak papież Polak usiłuje zgonie z tradycją podnieść niewielki, drewniany krzyż, który podał mu ks. Mokrzycki… aż w końcu wtula się w niego, a z odbiorników płyną odczytywane papieskie słowa: „Składam w ofierze moje cierpienie, aby spełniły się zamysły Boże”.

A ja, Anna Gładkowska? Ja też, każdego dnia przychodzę do Ciebie, Panie z krzyżem na ramionach. Nie jestem zdolna dłużej iść sama, nie chcę już sama dźwigać tego ciężaru. Wołam do Ciebie, Chryste z otchłani zmęczenia, które ogarnia mnie w ciągu dnia. Panie, proszę Cię, naucz mnie doceniać małe kroki, które stawiam na mojej drodze do Ciebie. Boże, niech nie gonię za tym, co wielkie w oczach świata i co przerasta moje siły. Chryste, naucz mnie dostrzegać Ciebie w każdej życiowej sytuacji, kiedy idziesz obok.

A Ty, Czytelniku, co powiesz Chrystusowi?