Niewierność zaczyna się w głowie

Andrzej Macura

publikacja 26.05.2016 18:00

Nie chcesz zmoknąć? Nie wychodź na deszcz. Jeśli wychodzisz jest prawie pewne, że suchy z tego nie wyjdziesz.

Niewierność zaczyna się w głowie Andrzej Macura CC-SA 4.0 Gdy wychodzisz na deszcz nie dziwisz się, że po jakiś czasie jesteś mokry. Nie dziw się też, że z folgowania swojej fantazji, niepowściągania oczu czy serca rodzi się małżeńska zdrada...

Konstytucja królestwa, opowieść druga, część trzecia

Traktują cię jak popychadło? Potraktowanie tak kogoś innego nie będzie już dla ciebie wielkim problemem. Wszyscy wokół ciebie używają wulgarnych słów? Łatwiej przedostaną się i do twojego języka. Nie jesteśmy nieprzemakalni na wpływy świata. Otoczenie w którym się obracamy, atmosfera w której żyjemy, to wszystko ma znaczenie.  Od nich w mniejszym czy większym stopniu zależy też nasze widzenie rzeczywistości. Całkowicie oprzeć się tym wpływom to rzecz raczej niemożliwa. A najsmutniejsze, że ten wpływ działa bardzo podstępnie. Człowiek niemal nie zauważa, jak powoli się zmienia. Aż zło staje się dla niego normą. Takie jest życie, prawda?

Portal Wiara.pl Kazanie na górze s2 c3

Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.

Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa.

Nie zdradzam żony. Koleżanka tylko mi się podoba. Wodzę za nią wzrokiem, szukam okazji do spotkań i rozmowy. A kiedy już do nich dochodzi pozwalam sobie na aluzje, dwuznaczności. Niby nic w nich takiego. Do czasu, kiedy pojawi się okazja do czegoś więcej....

Jeśli oko czy ręka stają się powodem do grzechu – a Jezus mówi o tym w kontekście szóstego przykazania – to trzeba się ich pozbyć. To oczywiście hiperbola. Nie chodzi o okaleczanie się, ale wskazanie, jak stanowczo należy wystrzegać się wszystkiego, co prowadzi do grzechu przeciwko miłości i wierności małżeńskiej. I pewnie też seksualnej czystości. Nie można powiedzieć „nie zdradzam, ja tylko”. Właśnie to „tylko”, jeśli pojawi się okazja, nieuchronnie prowadzi do grzechu. I często już jest grzechem. Bo w sercu, myślach, marzeniach, zło już się dokonało.

Chrześcijanin powinien być czysty. Mieć czyste myśli, oczy, ręce. I tą czystością, tym swoim innym stylem  ma sprawiać, że świat też będzie lepszy. Nawet jeśli wszystko  w nim  zdaje się kręcić się wokół spraw damsko-męskich. Przecież uczeń Chrystusa  ma być inny, prawda? Jak sól potrawom, tak on swoją innością ma nadawać światu inny lepszy smak. Jak lampa na świeczniku ma rozświetlać ludzkie mroki. To co, że być może uznają go za nieudacznika...

A rozwód? Nie, dla ucznia Chrystusa to w ogóle nie wchodzi w rachubę. Tak uczył Chrystus. Czy godzi się, by Jego uczniowie z nim dyskutowali? Zresztą...

To właśnie o te okazje chodzi. Gdyby wcześniej oko czy ręka nie dały powodu do grzechu, to czy rozwód byłby w ogóle brany pod uwagę jako realna alternatywa dla trwania w trudnym związku? Przecież zanim do rozwodu dochodzi najpierw pojawia się pomysł. Karmiony wchodzeniem coraz głębiej w związek z nie swoją żoną, nie swoim mężem; podsycany niepowściąganiem oczu, niepowściąganiem rąk. .. Bez tego pewnie  ten związek z żoną/mężem nie jawiłby się jako aż tak trudny. Przecież to właśnie dlatego, że pojawia się alternatywa, następuje też pewne usztywnienie w relacjach z mężem, żoną. Niech on/ona się stara, ja nie muszę! Kiedy trzeba się dogadać, bo nie ma innego wyjścia, dogadywanie się przychodzi prościej...


To tak jak podczas górskiej wspinaczki. Człowiek związany liną z partnerem może się o to i owo z nim pokłócić. O nieuważną asekurację, o źle wbity hak, o guzdranie się. Ale wiadomo, przed zejściem w łatwy teren rozwiązać się nie mogą. Są zdani na siebie. I ta świadomość pomaga nie obrażać się, nie unosić honorem, nie odwracać plecami, by pójść w swoją stronę. Nie ma wyjścia. Jesteśmy razem. Wspólna droga daje zresztą wiele okazji do dostrzeżenia, że ten drugi nie taki zły, że się stara....

Trwanie w małżeństwie jest trudne? Bez przesady. Zresztą nikt nie obiecywał, że zawsze będzie łatwo. Ale tak trzeba, Zwłaszcza że mamy dla innych być jak sól i jak światło...

Zobacz też:

  •