Bóg mój i mojego wroga

Andrzej Macura

publikacja 17.02.2017 17:30

Nie będąc przeciw nikomu Bóg potrafi być po jednej i drugiej stronie.

Bóg mój i mojego wroga Andrzej Macura Dla tych, którzy uważają, że Bóg jest po ich stronie historia ta jest przypomnieniem, że On nie przestaje kochać też tych, którzy są po stronie przeciwnej

Księga Jonasza 3-4

Mentalność plemienna to nie tylko domena dzikich. Jak się zastanowić, to i my, tak niby cywilizowani, wyraźnie jej hołdujemy. Ot, wojny kibiców, niechęci między sąsiadującymi miastami czy regionami albo – już w polityce – gorące spory między wcale znów tak bardzo się nie różniącymi partiami politycznymi. Kiedy „biją naszych” wszyscy gotowi jesteśmy rzucić się na pomoc, kiedy „nasi biją” – jesteśmy zawsze skłonni wytłumaczyć ich zachowanie jakąś wyższą racją. Po której stronie tych plemiennych (czy narodowych) powinien stanąć Bóg?

Chyba niewielu zdaje dziś sobie sprawę, że wzięcie w tych wojenkach Boga na sztandar jest złamaniem II przykazania. Bóg może i jest po naszej stronie, ale nie znaczy, że jest przeciwko tym drugim. Jak w kłótniach między rodzeństwem ojciec czy matka opowiadają się po jednej stronie tylko wtedy, gdy tak nakazuje sprawiedliwość, tak i Bóg widzi racje obu zwaśnionych stron. I zależy Mu zarówno na jednych, jak i drugich. Widać to wyraźnie w Nowym Testamencie.

Akurat jednak gdy czyta się Stary Testament można odnieść inne wrażenie. Bóg zdecydowanie jest po stronie swoich wybranych. Najpierw Abrahama, Izaaka i Jakuba, potem Narodu Wybranego. Biblijna historia pełna jest scen, kiedy wprost walczy On po stronie Izraela. Siłą rzeczy występuje wtedy przeciwko jego wrogom. Czy ci inni, poganie, są dla niego mniej ważni? Czy nie dostrzega w nich osób, ludzi, z ich pragnieniami i uczuciami? Wydawać by się mogło, że są oni tylko tłem historii Izraela. Że są narzędziem do rozgrywek Boga z Jego ludem. Opowieść o Jonaszu – proroku połkniętym przez rybę – pokazuje jednak, że to nie do końca tak. Że dana Abrahamowi zapowiedź o błogosławieństwie, jakie dzięki niemu będą otrzymywały od Boga ludy całej ziemi (Rdz 12,3), nie jest gołosłowna.

Historia o Jonaszu to opowiadanie mądrościowe. Niekoniecznie jest więc prawdziwe w warstwie faktograficznej, ale na pewno niesie ze sobą prawdziwe przesłanie, prawdziwy morał. Bóg powołuje Jonasza i każe mu wzywać do nawrócenia mieszkańców Niniwy. Jonasz nie chce. Decyduje się nawet na ucieczkę przed Bogiem i stąd cała ta historia z burzą na morzu i połknięciem go przez rybę. Dlaczego nie chce? Bo Niniwa jest miastem asyryjskim! Zamieszkują ja poganie!. I to tacy, którzy napadli na Izraela i położyli kres Państwu Północnemu (Izraelowi, północnej części niegdysiejszego państwa króla Dawida), wyrządzając przy tym jego mieszkańcom wiele krzywd. Takich ludzi Jonasz ma wzywać do nawrócenia? To gorzej, niż gdyby Bóg posłał dziś kibica Wisły do kibiców Cracovii. Albo politykowi PiS kazał pełnić misję wśród posłów PO.

Nie o swoje życie boi się jednak Jonasz. Boi się raczej, że... odniesie sukces. Boi się, że ci wredni mieszkańcy Niniwy się nawrócą, a łaskawy Bóg im wybaczy. Wtedy nie spotka ich, zasłużona przecież z punktu widzenia Żydów, kara. A on, zapowiadający zagładę, wyjdzie z tego wszystkiego ośmieszony. Bo będzie zmuszony patrzyć na radosne i triumfujące gęby wrogów swojego narodu...

Oddajmy zresztą głos autorowi natchnionemu.

Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan. Niniwa była miastem bardzo rozległym - na trzy dni drogi. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona». I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego. 

(...) 

Zobaczył Bóg czyny ich, że odwrócili się od swojego złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej.

Nie podobało się to Jonaszowi i oburzył się. Modlił się przeto do Pana i mówił: «Proszę, Panie, czy nie to właśnie miałem na myśli, będąc jeszcze w moim kraju? Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą. Teraz Panie, zabierz, proszę, duszę moją ode mnie, albowiem lepsza dla mnie śmierć niż życie». Pan odrzekł: «Czy uważasz, że słusznie jesteś oburzony?»

Jonasz wyszedł z miasta, zatrzymał się po jego stronie wschodniej, tam uczynił sobie szałas i usiadł w cieniu, aby widzieć, co się będzie działo w mieście. A Pan Bóg sprawił, że krzew rycynusowy wyrósł nad Jonaszem po to, by cień był nad jego głową i żeby mu ująć jego goryczy. Jonasz bardzo się ucieszył [tym] krzewem. Ale z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak iż usechł. A potem, gdy wzeszło słońce, zesłał Bóg gorący, wschodni wiatr. Słońce prażyło Jonasza w głowę, tak że osłabł. Życzył więc sobie śmierci i mówił: «Lepiej dla mnie umrzeć aniżeli żyć». Na to rzekł Bóg do Jonasza: «Czy słusznie się oburzasz z powodu tego krzewu?» Odpowiedział: «Słusznie gniewam się śmiertelnie». Rzekł Pan: «Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął.  A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą, wielkim miastem, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt?»

Prawda że piękna opowieść? Pokazuje, że choć Bóg wspiera swoich, nie ma jednak mentalności plemiennej. Dostrzega człowieka; zwyczajnych ludzi z ich codziennymi radościami i troskami. I nad każdym człowiekiem chętnie się lituje. Tym bardziej, gdy odwraca się on od czynionego wcześniej zła....

To bardzo ważne także dla żyjących współcześnie. Dla tych, którzy uważają, że Bóg jest po ich stronie historia ta jest przypomnieniem, że On nie przestaje kochać też tych, którzy są po stronie przeciwnej. Owszem, Bóg jest moim obrońcą przeciw moim wrogom, Bóg jest moim wspomożycielem i skałą schronienia, warownią która ocala; Bóg jest sprawiedliwym sędzią. Ale nie jest maczugą posłusznie na moje polecenie tłukącą moich wrogów po głowie. I bojący się Boga człowiek nawet nie powinien pomyśleć, by „używać” Go przeciwko drugiemu człowiekowi.

A co z tymi, którzy uważają, że Bóg ich opuścił i stanął po stronie ich wrogów, czasem wręcz ciemiężycieli? Opowieść ta pozwala żywić nadzieję, że dla Boga nikt nie jest nic nie wartym wyrzutkiem. I że każdy, kto się do Niego zwraca, może liczyć na Jego miłosierdzie. Nawet jeśli ci, którzy uważają się za jedynych godnych łaskawości Boga będą krzyczeć, że ma iść do diabła.