Gotowy ubrudzić się układami

Andrzej Macura

publikacja 10.03.2017 14:00

Bóg siedzący na wielkim i wyniosłym tronie? To tylko część obrazu Boga prawdziwego.

Kłócące się między sobą dzieci Boga to dla Niego pewnie trudny orzech do zgryzienia. ks. Piotr Sroga /Foto Gość Kłócące się między sobą dzieci Boga to dla Niego pewnie trudny orzech do zgryzienia.
Decydując się stanąć po stronie tych, którzy już Go znali Bóg pokazał, że naprawdę wiele może. I że zależy mu na człowieku, choć ten niekoniecznie ma w sporach z bliźnimi rację

Bóg siedzący na wielkim i wyniosłym tronie - jak u Izajasza - i zerkający od czasu do czasu na ziemię, czy przypadkiem nie trzeba krzyknąć albo i spuścić lanie niegrzecznym dzieciom. No, od czasu do czasu łaskawe przytulenie, oczywiście połączone z pouczeniem i pogrożeniem palcem. Jak wielu z nas taki obraz Boga nosi? Na pewno nieobcy jest naszej kulturze. Zwłaszcza w jej warstwie podskórnej. Ale to obraz nieprawdziwy.

Księga Wyjścia 19 i 24

Przydaje się czasem w życiu uczciwy, życzliwy i wiele mogący sojusznik. Ot, w jakimś urzędzie czy w szpitalu. Prościej wtedy coś załatwić albo znaleźć pomoc w trapiących bolączkach. A w szerszym wymiarze? Jak najbardziej. Bylibyśmy zupełnie bezbronni wobec zakusów Rosji, gdyby swojego ochronnego parasola nie rozwinął nad nami potężny wojskowy sojusz. Mieć silnego sprzymierzeńca to często jedyna gwarancja sukcesu. No a Bóg? Gdyby On zechciał być sojusznikiem, co mogłoby pójść nie tak?

Bogu na każdym człowieku zależy. Wszystkich chce doprowadzić do nieba. Gdy na siebie nastajemy musi mieć ciężki orzech do zgryzienia. Jak stanąć po stronie jednego, by nie okazać się bezdusznym wobec drugiego? Wieczny dylemat rodziców dzieci, które się między sobą kłócą. Ale gdyby jednak zechciał stanąć tak wyraźnie po mojej i tylko mojej stronie?

Coś podobnego przeżył kiedyś Naród Wybrany. Wobec ciemiężących go Egipcjan był bezradny. Pewnie zgrzytał zębami na coraz większe ciężary i mnożące się szykany, ale niewiele mógł zrobić. Obietnice dane ich praojcu, Abrahamowi? Ech,  jeszcze jedna mrzonka. Oby nie było gorzej. Dopiero gdy na scenę wkroczył Mojżesz  nadzieje odżyły. Najpierw dziewięć strasznych plag, które miały przekonać Egipcjan, by pozwolili swoim niewolnikom odejść. Potem dziesiąta, związana z nocą wyjścia, gdy ginie wszystko pierworodne płci męskiej. Prócz Izraelitów. I sama ucieczka, z przejściem przez Morze Czerwone, które im pozwoliło przejść, ale zalało ścigających ich Egipcjan. Zdecydowanie potężny ten Bóg ich ojców. Dobrze, że sobie o nich przypomniał!

A potem? Potem jest pustynia. I pojawiają się wątpliwości, czy aby dobrze zrobili porzucając życie niewolników, ale niewolników najedzonych. Są zatrute wody Mara, dzięki Bożej interwencji zamienione w zdrowe. Nie ma co jeść? Z nieba spadają manna i przepiórki. Znów nie ma co pić? Bóg sprawia, że nagle ze skały wypływa woda. Trzeba zmierzyć się z Amalekitami? W wygraniu bitwy walnie pomagają wzniesione w górę ręce Mojżesza. Bóg jest potężnym sojusznikiem. Wszystko może. Gdy proponuje przymierze, i to na niezłych warunkach, głupotą byłoby nie skorzystać.

Bywa, że na to, co wydarzyło się pod Horebem (Synajem) patrzymy jak na wzięcie do niewoli. Bóg nadał Izraelowi przykazania. Dużo przykazań, dość drobiazgowych. Ale to nie tak. To nie było nadanie przykazań. To było zawarcie przymierza: układu, na którym skorzystać miały obie układające się strony. Oddajmy głos natchnionemu autorowi Księgi Wyjścia.

Było to w trzecim miesiącu od wyjścia Izraelitów z Egiptu; w tym dniu przybyli [oni] na pustynię Synaj. Wyruszyli z Refidim, a po przybyciu na pustynię Synaj rozbili obóz na pustyni. Izrael obozował tam naprzeciw góry. Mojżesz wstąpił wtedy do Boga, a Pan zawołał na niego z góry i powiedział: «Tak powiesz domowi Jakuba i to oznajmisz Izraelitom: Wyście widzieli, co uczyniłem Egiptowi, jak niosłem was na skrzydłach orlich i przywiodłem was do Mnie. Teraz jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów, gdyż do Mnie należy cała ziemia. Lecz wy będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym. Takie to słowa powiedz Izraelitom».

Mojżesz powrócił i zwołał starszych ludu, i przedstawił im wszystko, co mu Pan nakazał. Wtedy cały lud jednogłośnie powiedział: «Uczynimy wszystko, co Pan nakazał». Mojżesz przekazał Panu słowa ludu. Pan rzekł do Mojżesza: «Oto Ja przyjdę do ciebie w gęstym obłoku, aby lud słyszał, gdy będę rozmawiał z tobą, i uwierzył tobie na zawsze». A Mojżesz oznajmił Panu słowa ludu. (Wj 19, 19)

„Jestem, który jestem” – powiedział o sobie Bóg objawiając się wcześniej w ognistym krzaku Mojżeszowi. Gdy cały Izrael stanął pod Synajem ta enigmatyczna odpowiedź zyskała już konkretną treść. Jestem tym, który dla was walczył z Egipcjanami. Jestem tym, który was karmił i poił na pustyni nie obrażając się na to, żeście grymasili. Jestem tym, który walnie was wspomógł w walce z Amalekitami. Izrael zawierając sojusz z Bogiem nie był zdany na czcze deklaracje. Zobaczył już Boga w akcji. Odczuł, że Bogu na nim zależy. I doświadczył, jaki jest wielki i potężny. Gdy ktoś taki oferuje dalszą pomoc w przeciwnościach, tylko głupiec z oferty by nie skorzystał. Zwłaszcza że w zamian mieli zrobić tak niewiele: przestrzegać  dobrego i mądrego prawa. Nic dziwnego, że Izrael na taki układ przystał.

I rzekł [Pan] do Mojżesza: «Wstąp do Pana, ty, Aaron, Nadab, Abihu i siedemdziesięciu ze starszych Izraela i oddajcie pokłon z daleka. Mojżesz sam zbliży się do Pana, lecz oni się nie zbliżą i lud nie wstąpi z nim». Wrócił Mojżesz i obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego zlecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: «Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy». Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana. Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu pokoleń Izraela. Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz. Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: «Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni». Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: «Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów». Wstąpił Mojżesz wraz z Aaronem, Nadabem, Abihu i siedemdziesięciu starszymi Izraela. Ujrzeli Boga Izraela, a pod Jego stopami jakby jakieś dzieło z szafirowych kamieni, świecących jak samo niebo. Na wybranych Izraelitów nie podniósł On swej ręki, mogli przeto patrzeć na Boga. Potem jedli i pili. (Wj 24, 1-11).

To był układ. Przymierze. Obie strony zyskiwały. Izrael – Bożą opiekę. Tak ważną, gdy trzeba zmagać się z silniejszymi od siebie. Bóg – miał mieć odtąd naród, który będzie Go czcił. Nie, nie oskarżajmy Boga o próżność. Chodzi o to, że opiekując się tym małym i słabym narodem Bóg mógł pokazać całemu światu, że jest mocny i wszystko może. I w ten sposób mógł cały świat do siebie przekonać. A przekonawszy do siebie i swoich dobrych intencji odwrócić to, co stało się w Edenie, gdy człowiek przestał Bogu ufać. Czy to nie dobry plan? Sprawić, by ci, którzy Go jeszcze nie znają przekonali się do Niego patrząc na dobrodziejstwa, którymi obdarowuje swój naród?

W kluczu przymierza rozwijała się później cała teologia Starego Testamentu. Przynajmniej w bardzo znaczącej, deuteronomistycznej jej części. Gdy Izrael jest wierny Bogu – Bóg mu pomaga. Ale gdy łamie to przymierze, Bóg też przestaje realizować swoje wynikające z przymierza zobowiązanie. Wtedy Jego Wybrany Naród wystawiony jest na kolejne nieszczęścia, zwłaszcza zakusy swoich wrogów. Ale gdy Izrael wraca do wierności – Bóg przebacza i kraj znów rozkwita.

Bóg nie działa przy tym wedle zasady wet za wet.  Wobec niewierności Izraela bywa bardzo cierpliwy. Długo znosi, że Jego lud o Nim zapomniał i czci bożki; że za nic ma Jego prawo i możni jakby nigdy nic uciskają biedaków. Ale gdy miarka się przebiera, nie może nic nie robić. Bo inaczej Izrael tych swoich grzechów w ogóle by nie zauważył. A skoro lekceważąc Boga ciągle dobre by mu się wiodło mógłby pomyśleć, że On nie jest nikomu do niczego potrzebny.

Stając w sporach po stronie swojego ludu, Izraela, Bóg pokazał, że nie jest, jak bożki, Bogiem nic nie mogącym. Gdyby ich nie bronił, czasem może i dość obcesowo obchodząc się z jego wrogami, kto by uwierzył, że naprawdę jest Bogiem mocnym? A tak, opiekując się tym swoim ludem  i nie zważając na możliwe oskarżenia pod swoim adresem, przygotował w tym ludzie miejsce na przyjście na świat swojego Syna, Jezusa Chrystusa. Przez którego  do ludu Bożego mogą dołączyć i ci, którzy zawsze byli „nie-Ludem”: poganie.

Jakże nieprawdziwy jest ów deistyczny obraz Boga, który miałby mieszkać w dalekich zaświatach i życiem ludzkim się nie interesować; Boga, który jak już stworzył świat, to niewiele w nim może zrobić, a już na pewno nie ma mocy przemiany ludzkich serc. Zawierając przymierze z Izraelem Bóg decyduje, że będzie się brudził wejściem w międzyludzkie układy. Rezygnuje (w pewnym sensie oczywiście)  z pozycji patrzącego z góry sędziego, a angażuje się po stronie swoich.  W ten sposób zaskarbiajac sobie ich wdzięczność i miłość.

To też Jego sposób na uświadomienie człowiekowi, że  wcale nie jest mu obojętny ludzki los. Że Go obchodzimy.  Że pamięta o nas nie tylko wtedy, gdy trzeba nas ukarać, ale i przede wszystkim wtedy, gdy potrzebujemy Jego pomocy. Nic dziwnego, że później Jego Syn stał cię człowiekiem i zamieszkał wśród nas. Bo taki jest Bóg. Ciągle człowiekowi bliski, ciągle gotów angażować się w nasze mniej i bardziej ważne sprawy. I by przez całą wieczność mieć nas blisko siebie, gotów narazić się na zarzuty, że nie wypada się Stwórcy Wszechrzeczy po stronie marnego człowieka aż tak angażować.