Okres Wielkanocny

ks. Adam Sekściński

publikacja 11.05.2005 10:37

Wokół dyskusji i teologii zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.

Zmartwychwstanie Józef Wolny/GN Zmartwychwstanie
Fresk Romana Kalarusa z krypty katedry Chrystusa Króla w Katowicach

 



CAŁOŚĆ

Paradoks
 

SOCJOLOGICZNO-HISTORYCZNY

Poniósł całkowitą klęskę, jak tylu innych - zarówno przed jak i po Nim - którzy rościli sobie prawo do tytułu Mesjasza. Prawa logiki i prawdopodobieństwa podpowiadały, że zostanie zapomniany tak jak i wszyscy pozostali. Zresztą wcale nie spełniał tych oczekiwań i nadziei, jakie w Mesjaszu pokładano. O wiele lepiej nadawało się do tego wielu innych, jak chociażby:

Teudas – podając się za proroka obiecuje, że rozstąpią się wody Jordanu i około 44 r. ściąga do Jerozolimy lud przepojony fanatyzmem. Ówczesny prokurator, Kaspiusz Fadus, wysyła przeciwko nim żołnierzy. Po długiej walce Żydzi zostają rozproszeni, Teudas zabity, a jego głowę, jako zwycięskie trofeum, Rzymianie uroczyście wnieśli do Jerozolimy.
Zginął więc śmiercią męczeńską, chwalebną, która o wiele bardziej sugerowała wiarę w niego niż hańba krzyża.

Inny Żyd egipski – porwawszy za sobą tłum ludzi, ok. roku 52, udaje się wraz z nimi na Górę Oliwną, obiecując, że na jego głos runą mury Jerozolimy i można będzie odbudować królestwo mesjańskie. W okrutnym starciu z wojskami rzymskimi pod wodzą prokuratora Feliksa, ginie ponad 400 osób. Jednakże po zakończeniu walki ciała przywódcy nie znaleziono. Co więcej – świadkowie twierdzą, że przeszedł nietknięty przez rzymskie oddziały, bo Bóg go chronił. Jakże to wspaniały początek do ubóstwiania tak sławnego kandydata na Mesjasza. Tymczasem nie tylko nic nie wiemy o jego uczniach, ale nawet nie znamy jego imienia.

Szymon – ten, w którego osobie dochodzi do kumulacji oczekiwanie mesjańskie w Narodzie Wybranym. Sam Akiba Wielki, jeden z najwybitniejszych rabinów i uczonych w Piśmie, uznał w nim publicznie Chrystusa. Oficjalnie uznali go również kapłani. Przydomek, który mu nadano: Bar Kochba (Syn Gwiazdy) był tytułem mesjańskim.
Kiedy w roku 132 wyparł Rzymian z Jerozolimy uznano to za znak rozpoczęcia się tak długo oczekiwanego pierwszego roku ery mesjańskiej. Potem przyszły kolejne zwycięstwa, które przekonały do niego nawet najbardziej wątpiących. Jednakże, kiedy Rzym ruszył do kontrataku, nie pomógł fanatyczny opór Żydów pewnych, że walczą pod wodzą Mesjasza Izraela. Opór tak silny, że - jak napisał grecki historyk Dionizy Kassjusz - „zadziwił cały świat”, a rzymski cesarz Hadrian powiedział o Bar Kochbie: „Gdyby Bóg go nie zgładził, nikt nie zdołałby go dosięgnąć”. Izrael został obrócony w ruinę, a wiara w owego mesjasza zniknęła, chociaż klęska, którą poniósł była honorowa.

Kto dzisiaj o nich pamięta poza wąskim gronem specjalistów?

Tymczasem „sukces” odniósł Ten, który w oczach Izraelitów z I w. nie miał na to najmniejszych szans. Uwierzyło Mu tylko kilku ciemnych Galilejczyków, bez żadnych popleczników, układów i wpływów – takich jakie mieli chociażby uczniowie owego Chrystusa z Samarii, którzy doprowadzili do odwołania Piłata i złamali jego karierę.
Dlaczego zatem historia zatraciła ślady Samarytan, podczas gdy Galilejczycy przemieniają świat?

W odniesieniu do Jezusa, a następnie do Jego uczniów, nie funkcjonują prawa historyczne, że zwyciężają potężni a słabi znikają. W świetle prawideł historii, które wielokrotnie się sprawdzały, narodzenie chrześcijaństwa stanowi niewiarygodny absurd oraz najśmieszniejszy z cudów.
Dlatego właśnie czechosłowacki marksista i ateista Machoviec pisze:
„W jaki sposób uczniowie Jezusa a w szczególności grupa Piotra, byli zdolni do przezwyciężenia strasznego rozczarowania i zgorszenia krzyża, przystępując nawet – i to natychmiast – do zwycięskiej ofensywy? W jaki sposób prorok, którego przepowiednie się nie spełniły, mógł stać się punktem wyjścia największej religii świata? Całe pokolenia historyków stawiały sobie te pytania i w dalszym ciągu będą je sobie stawiać…”


KULTUROWO-RELIGIJNY

Dla tych, którzy znają starożytny Izrael wręcz niemożliwe wydaje się by mogło dojść w nim do ogłoszenia wędrownego kaznodziei nie tylko zmartwychwstałym Mesjaszem, ale wręcz – co było całkowicie sprzeczne ze sztywnym monoteizmem - kimś uczestniczącym w samej Boskiej naturze. Jak mogło w Izraelu dojść do tego, że ktoś powieszony na drzewie, a więc „przeklęty przez Boga” został publicznie ogłoszony równy temu Jahwe, którego nie można było przedstawiać na obrazach, ani nawet imienia wymówić? Tymczasem owo ubóstwienie człowieka - czyli największe z możliwych świętokradztw, największa odraza dla Izraelitów - zostało w niepojęty sposób dokonane przez grupę Żydów, którą jeden z uczonych określił brutalnie (ale i realistycznie pod kątem socjologii) jako „zdemoralizowaną i przestraszoną grupkę prowincjuszy, tyleż religijnych ile pozbawionych wpływów, nieokrzesanych i mało wojowniczych”. Nikt i nigdy na podobny czyn się nie poważył w całej historii Narodu Wybranego – ani wcześniej, ani później. Nigdy wcześniej i nigdy później w czasie czterdziestu wieków Żydzi nie oddawali nikomu boskiej czci należnej Jahwe – poza Jezusem.
Woleli raczej zginąć czy nawet dopuścić do zrujnowania kraju aniżeli zgodzić się nie tylko na oddawanie boskiej czci cesarzowi rzymskiemu, ale chociażby tylko na obecność jego wizerunków na sztandarach legionów rzymskich w Jerozolimie.
Jednakże zakładając rzecz zupełnie nieprawdopodobną - że w środowisku hebrajskim pojawiła się myśl o historycznym wcieleniu Jahwe - to wówczas nigdy nie posunięto by się do przyjęcia tego, czym gardził pobożny Izraelita, mianowicie, że owo absurdalne wcielenie mogłoby się dokonać zwyczajnie w łonie, we wnętrznościach kobiety, przez wydanie na świat męskiego potomka.

Co więcej, grupa Żydów idzie o wiele dalej niż poganie, pogardzani za wynajdywanie coraz to nowych bóstw. Przecież nie miało żadnego znaczenia ilu bogów znajduje się w Panteonie – jeden więcej czy mniej – to nie stanowiło istotnej różnicy. Jak czytamy w Dziejach Apostolskich, była nawet ołtarz poświęcony „nieznanemu bogu” – żeby żadnego przypadkiem nie pominąć. Jednakże nawet w tym, jakże tolerancyjnym świecie nikt, nawet najbardziej fanatyczny pochlebca cesarza, nie zdobyłby się na stwierdzenie, że było on bogiem jeszcze przed swoim narodzeniem. Tymczasem nawet dla ludzi ówczesnej epoki i kultury, przyzwyczajonych jak by się wydawało do wszelkich możliwych ekstrawagancji, prawdy głoszone przez tę grupkę Żydów przekraczały wszelkie granice przyzwoitości.

Dlaczego więc ci upokorzeni, przerażeni, „schowani przed Żydami” prości i niewykształceni uczniowie mizernego i ukrzyżowanego proroka nagle „zbierają się w sobie” i podejmują decyzję wyzwania nie tylko władz hebrajskich, ale i rzymskich?

A odpowiedź na te wszystkie pytania, odpowiedź w sposób logiczny, spójny i konsekwentny wyjaśniająca zaistniałą sytuację jest jedna:

 

JEZUS ZMARTWYCHWSTAŁ

a oni Go widzieli

i uwierzyli Mu


 

Pogłoska
 

Mateusz, jako jedyny spośród Ewangelistów przytacza następujące zdarzenie:

Nazajutrz, to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata i oznajmili: Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: Po trzech dniach powstanę. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: Powstał z martwych. I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze. Rzekł im Piłat: Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie. Oni poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień i stawiając straż. (Mt 27,62-66)

i później:

Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu. Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego.” (Mt 28,11-15)


Wobec tych tekstów rodzi się kilka wątpliwości:

  • Był to przecież nie dość, że dzień szabatu to na dodatek jeszcze Święto Paschy. Jak więc owi pobożni i skrupulatni Żydzi, co więcej – członkowie Sanhedrynu, mogli cokolwiek w taki dzień załatwiać, skoro za pogwałcenie odpoczynku groziła nawet kara śmierci? Poza tym w dzień szabatu nie wolno było przejść więcej niż dwa tysiące łokci.


Biorąc pod uwagę, że żydowski łokieć (ammah) wynosił 0,518 m „droga szabatowa” liczyła ponad jeden kilometr.
Jednakże przyglądając się bliżej temu problemowi, widać że da się go racjonalnie wyjaśnić. Otóż mapa Jerozolimy z tamtego okresu pokazuje, że pójście do Piłata nie stanowiło naruszenia „drogi szabatowej” przez arcykapłanów. Nie istniał natomiast, jak twierdzą niektórzy, zakaz rozmawiania z poganami w szabat. Mogli więc rozmawiać z namiestnikiem, oczywiście podobnie jak podczas procesu Jezusa, przed jego rezydencją, w przedsionku, aby nie naruszyć przepisów o czystości.
Należy także przypuszczać, że do grobu wraz ze strażą poszli inni kapłani niż ci, którzy byli u Piłata i wykorzystali już dozwoloną dla siebie ilość kroków.
 

  • Dlaczego; dopiero na drugi dzień Żydzi poprosili o straż przy grobie? Dlaczego nie zadbali o to wcześniej, skoro już jedna noc minęła, a ciało mogło zostać podczas niej także wykradzione?


Trzeba przypomnieć to, co już zostało wspomniane w jednym z rozważań wielkopostnych, a mianowicie, że arcykapłani i większość członków Sanhedrynu byli saduceuszami, którzy nie wierzyli w zmartwychwstanie. Podczas procesu Jezusa Ewangeliści nawet o faryzeuszach nie wspominają – pojawiają się właściwie dopiero teraz. Trudno więc się dziwić, że Kajfasz, Annasz i pozostali członkowie ich klanu nie zwrócili szczególnej uwagi na „przechwałki” Galilejczyka, które zapewne do nich docierały. Tak więc zapewne dopiero faryzeusze, którzy w zmartwychwstanie wierzyli, zwrócili im uwagę na ten aspekt nauczania Jezusa. Stąd słowa: „Panie, przypomnieliśmy sobie…” Oczywiście ani jedni, ani drudzy nie wierzyli, że ta zapowiedź się spełni – jednakże biorąc pod uwagę wpływ takiej pogłoski na prosty lud i związane z tym konsekwencje, lepiej było zachować wszystkie dostępne środki ostrożności. Stąd pomysł postawienia straży przy grobie.
Poza tym według wierzeń semickich dopiero po trzech dniach następowała „prawdziwa” śmierć, a do tego czasu zmarły był zawieszony w pewnego rodzaju otchłani między śmiercią a życiem. Dlatego też jeśli zmartwychwstanie miało być prawdziwe trzeba było ktoś „rzeczywiście” umarł. Biorąc to pod uwagę widać, że wykradzenie ciała w pierwszą noc niczego by Apostołom nie dało. Ogłoszenie zmartwychwstałym kogoś, kto „ożył” w czasie krótszym niż trzy dni, a więc nie wszedł jeszcze całkowicie w śmierć, nikogo by nie przekonało, ani nikt nie widziałby w tym cudu, który mógłby wzbudzić wiarę w Mesjasza.

  • „Komentarz Historyczno-Kulturowy do Nowego Testamentu” informuje: „Nie jest jasne, czy Piłat daje im [arcykapłanom] do dyspozycji rzymskie straże, czy zezwala na postawienie przy grobie straży świątynnej” Rzeczywiście zdania uczonych na ten temat są podzielone. W tradycji bardziej rozpowszechniona jest wersja pierwsza – z żołnierzami rzymskimi czuwającymi przy grobie. Jakie zatem argumenty przeciw niej przemawiają?


Prośba skierowana do Piłata: „Każ więc zabezpieczyć grób” wcale nie musi oznaczać konieczności delegowania przez niego żołnierzy rzymskich, lecz tylko wydania przez niego niezbędnego w takim wypadku zezwolenia na interwencję uzbrojonych ludzi, czyli np. strażników świątynnych.
Odpowiedź „Macie straż”, biorąc pod uwagę oryginał grecki, może być odczytane zarówno w trybie oznajmującym (tzn. macie = daję wam) jak i rozkazującym (macie = użyjcie swojej). Za trybem rozkazującym i wynikającymi z tego faktu konsekwencjami przemawia m.in. późniejsze zachowanie arcykapłanów, którzy przy grobie „postawili straż” – czyli zachowali się jak jej zwierzchnicy, a także postępowanie żołnierzy po zmartwychwstaniu Jezusa. Udają się mianowicie bezpośrednio do członków Sanhedrynu, co byłoby nie do pomyślenia w przypadku żołnierzy rzymskich. Równie nieprawdopodobna wówczas byłaby instrukcja, w której mowa jest o wykradzeniu ciała podczas snu żołnierzy. W przypadku oddziału rzymskiego byłoby to postępowanie wręcz samobójcze. Za takie przewinienie bowiem jak spanie na warcie, uważane za jedne z najcięższych, stosowano karę śmierci przez zakatowanie kijami – wykonywał ją cały oddział, ustawiony w szyku.
Równie niewiarygodne jest w kontekście słów: „A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu”, aby żołnierze rzymscy, trzymani w ścisłej dyscyplinie i zobowiązani do natychmiastowego zdawania relacji ze swoich misji próbowali zataić całą sprawę i to jeszcze licząc na ewentualne powodzenie tego. Poza tym w jaki sposób członkowie Sanhedrynu mogliby „wybawić z kłopotu” legionistów od pewnego w takim wypadku wyroku śmierci – już nie tylko za sen podczas warty, ale również za zatajenie ważnych informacji przed swoim dowódcą? Tak więc cały epizod ma sens dopiero wówczas, kiedy przyjmie się że nie było to wojsko rzymskie, lecz żydowska straż świątynna – której użycie nie stanowiło jakiegoś wyjątkowego przypadku w ówczesnych czasach.
Jeżeli chodzi zaś o „drogę szabatową” to straż świątynna również nie miała problemu, ponieważ pozostawała przy grobie i nie musiała wracać z powrotem. Poza tym ani Tora, ani jej rabinistyczne interpretacje nie wspominały o straży jako pracy, która była zabroniona w szabat. Traktowano ją analogicznie jak czuwanie np. pasterzy nad trzodą, które również w szabat było dozwolone.


„Oni poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień…”

Widać tutaj roztropność i zapobiegliwość członków Sanhedrynu. Zapewne mieli jeszcze świeżo w pamięci fakt, że dwóch spośród nich, Józef i Nikodem, pochowali Jezusa nie szczędząc przy tym kosztów własnych. Byli więc w stanie również przekupić żołnierzy pilnujących grobu i wykraść ciało.
O podobnym pieczętowaniu wspomina już Stary Testament:

„Przyniesiono kamień i zatoczono na otwór jaskini lwów. Król zapieczętował go swoją pieczęcią i pieczęcią swych możnowładców, aby nic nie uległo zmianie w sprawie Daniela.” (Dn 6,18)

Rodzi się tutaj pytanie: w jaki sposób można było pieczęciami zabezpieczyć wielkie kamienne koło, które przesuwając się zamykało wejście do grobu? Przypuszcza się, że przeciągano sznur na wierzchu kamienia, dwa jego końce przytwierdzano do ścian, a następnie zalewano woskiem, na którym zanim skrzepnął, wyciskano pieczęć. Niemożliwe więc było przesunięcie kamienia bez zerwania pieczęci i pozostawienia śladów włamania.

 

Echo pogłosek?
 

Biblioteka Narodowa w Paryżu posiada w swoich zbiorach ciekawe znalezisko, które być może jest owym tytułowym „echem” pogłoski o wykradzeniu ciała Jezusa.
Chodzi o marmurową płytę o wysokości 60 centymetrów, szerokości 28 centymetrów, i grubości 8 centymetrów z wyrytym na niej tekstem w języku greckim. Wcześniej była własnością znanego archeologa W. Froehnera i skatalogowana w jego zbiorach jako „Tablica marmurowa przysłana z Nazaretu w 1878 roku” – a po jego śmierci w 1925 przekazana zgodnie z życzeniem zmarłego do muzeum.
Tablica ta była badana przez naukowców, którzy stwierdzili, że pochodzi ona z okresu między 50 rokiem przed Chrystusem a 50 rokiem po Chrystusie.

Wyryty na niej tekst jest przetłumaczonym z łaciny rozporządzeniem cesarskim, które brzmi:

„Zarządzam, aby nagrobki i groby na wieczne czasy pozostawały nienaruszone przez tych, którzy je zbudowali w celu oddania kultu swoim przodkom lub dzieciom czy członkom ich rodziny. Gdyby jednak zdarzyło się, że ktoś doniesie, iż jakiś człowiek zniszczył groby lub w jakikolwiek sposób zabrał stamtąd tych, którzy byli tam pogrzebani, albo, przez złośliwość i ze zniewagą dla zmarłych, przeniósł ich w inne miejsce czy też naruszył kamień zamykający groby albo każdy inny kamień, nakazuję, aby ten człowiek został postawiony przed sądem, zarówno ze względu na szacunek dla Bogów, jak i ze względu na poszanowanie kultu śmiertelników, ponieważ odtąd będzie ściśle obowiązkowe oddawanie czci tym, którzy zostali pogrzebani. Bezwzględnie zabrania się wszystkim przychodzić po to, aby zakłócać im spokój. W wypadku naruszenia niniejszej zasady pragnę, aby winny został skazany na karę śmierci za znieważenie grobu.”

Trzeba przyznać, że podobieństwo sytuacji jest co najmniej zastanawiające. Można zatem pokusić się o próbę zrekonstruowania tego, co wówczas mogło się wydarzyć – oczywiście w stopniu bardzo hipotetycznym. Tym bardziej, że z analizy językowej tekstu: „zarządzam… - „areskei moi” po grecku i „placet mihi” po łacinie – wynika że chodzi o odpowiedź na pytanie, co należy zrobić w określonym przypadku.

Piłat w swoim sprawozdaniu dla Tyberiusza (a zapewne musiał takie co jakiś czas wysyłać do cesarza) zdaje relacje zarówno z samego faktu jak i okoliczności skazania Jezusa na śmierć. Nie sposób zatem przypuszczać, aby pominął w tym urzędowym piśmie problem związany ze zniknięciem ciała z grobu, czy też nie wspomniał o oficjalnym wytłumaczeniu tego faktu przez władze żydowskie.
Odpowiedzią było zarządzenie cesarza dotyczące spraw, którymi do tej pory prawo karne się nie zajmowało, gdyż były uznawane za „prywatne czyny” karane co najwyżej grzywną pieniężną. Tymczasem od momentu wydania zarządzenia zostały one zrównane z najcięższymi przestępstwami za popełnienie których karano śmiercią.

Dlaczego tak się stało? Trudno przypuszczać, że nagle i niespodziewanie w imperium rzymskim niszczenie grobów, wykradanie i przenoszenie zwłok stało się aż tak wielką plagą, iż trzeba z nią było walczyć poprzez wydanie specjalnego dekretu i karać śmiercią. Tak więc zarówno samo wydanie takiego zarządzenia jak i jego surowość pozwalają założyć, że było to spowodowane konkretnym i zagrażającym bezpieczeństwu imperium wydarzeniem.

Takim właśnie mogło być wykradzenie zwłok tego, który został skazany na śmierć jako Król Żydowski. Oznaczać one mogło dalszy ciąg spisku buntowniczego ruchu mesjańskiego. Jego uczniowie usunęli ciało ukrzyżowanego Galilejczyka żeby stworzyć „bajkę” o Jego Zmartwychwstaniu i przez to podsycić fanatyzm ludzi widzących w Jezusie Mesjasza, który przyszedł, aby wyzwolić Izrael z niewoli rzymskiej.

Są to jednak jak, to zostało wspomniane na wstępie, jedynie spekulacje i hipotezy. Nie ma bowiem dowodów, które mogłyby je potwierdzić. Słowo „Cezar” nie wyjaśnia, który z cesarzy rzymskich wydał to zarządzenie. Poza tym tak naprawdę nie wiadomo czy tablica rzeczywiście pochodzi z Nazaretu. Wprawdzie można dać wiarę notatce Froehnera, że stamtąd ją otrzymał, jednakże biorąc pod uwagę fakt, iż Beduini wędrują ze swoimi znaleziskami tak długo dopóki ich nie sprzedadzą, miejsce znalezienia tablicy mogło być zupełnie inne.

 

Próba rekonstrukcji
 

Co wydarzyło się w ów niedzielny poranek wielkanocny? Ewangeliści opisują to w różny, czasami na pozór sprzeczny ze sobą sposób.

Mateusz wspomina o dwóch kobietach: Marii Magdalenie i drugiej Marii, które „o świcie” poszły obejrzeć grób.

Marek pisze o trzech niewiastach. Oprócz tych wymienionych przez Mateusza dodaje jeszcze Salome. Informuje również, że wczesnym rankiem Jezus ukazuje się jako pierwszej Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów.

Łukasz, w typowym dla siebie stylu, poszerza listę świadków, rozpoczynając od ogólnego stwierdzenia „poszły [niewiasty] skoro świt do grobu” i wymieniając ich imiona kiedy opisuje ich powrót do uczniów: Maria Magdalena, Joanna, Maria matka Jakuba i „inne z nimi”. Ponadto, w odróżnieniu od Marka i Mateusza podaje, że widziały nie jednego anioła, ale „dwóch mężczyzn w lśniących szatach”. Innym stwierdzeniem występującym tylko u Łukasza jest zdanie, że na widok owych mężczyzn „Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi”.

Jan, naoczny świadek opisywanych wydarzeń, który zwykle wyjaśnia i uzupełnia synoptyków, skupia się w swojej relacji na postaci Marii Magdaleny. Podobnie jak Marek, podaje, że była ona pierwszą, która przyszła do grobu i zastała kamień odsunięty.„Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i drugiego ucznia, którego Jezus miłował, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.

Na podstawie relacji tych czterech autorów można pokusić się o próbę zrekonstruowania przebiegu wydarzeń, wyjaśniając przy okazji niektóre niejasności i sprzeczności:

„Po upływie szabatu, o świcie pierwszego dnia tygodnia (…) powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg. Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby umarli. (Mt 28,1-4)
„Po upływie szabatu Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba, i Salome nakupiły wonności, żeby pójść namaścić Jezusa. (Mk 16,1)

W tamtych czasach, życie rozpoczynało się jeszcze przed świtem. Poza tym magazyny z towarami zwykle znajdowały się w tym samym budynku, co i mieszkanie kupca, a nawet stosunkowo często zdarzało się, że zarówno spano jak i sprzedawano w tym samym pomieszczeniu. Tak więc, gdy zaszła taka potrzeba, po prostu wołano z ulicy chcąc dokonać zakupu. Tym bardziej działo się tak w ten pierwszy dzień tygodnia po Święcie Paschy, kiedy to wielu pielgrzymów wracało do swoich domów rodzinnych, dokonując zakupów przed podróżą.

„Gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu.

Dlaczego mowa tutaj tylko o samej Marii Magdalenie, a pomija inne niewiasty? Można to próbować wytłumaczyć w następujący sposób: Otóż zapewne zniecierpliwiona zostawiła ona swoje towarzyszki, opóźniające się z powodu zakupów i przygotowań. Powodowana impulsywnym charakterem i idąc za głosem serca sama pobiegła do grobu.

Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy gdzie Go położono” (J 20, 1-2)

Owo stwierdzenie „nie wiemy gdzie Go położono”, wyrażone w liczbie mnogiej, wskazuje na obecność innych kobiet wraz z Marią Magdaleną, mimo że Jan (w odróżnieniu od synoptyków) wprost o ich obecności nie mówi.

Tymczasem pozostałe kobiety:

„Wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy słońce wzeszło.

Z pozoru występuje tu pewna sprzeczność. „Wczesnym rankiem” – oznaczało według ówczesnego sposobu myślenia brzask, czyli ok. czwartą godzinę rano, natomiast słońce wschodziło około godziny szóstej. Droga do grobowca zaś nie mogła zając im aż dwie godziny. Jednakże łatwo wytłumaczyć to wspomnianymi zakupami, których dokonały w międzyczasie. Tak więc wyruszyły wczesnym rankiem i po dokonaniu zakupów dotarły o wschodzie słońca do grobu.

A mówiły między sobą: Kto nam odsunie kamień od wejścia do grobu? Gdy jednak spojrzały, zauważyły, że kamień był już odsunięty, a był bardzo duży.” (Mk 16,2-4)
„Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie.” (Łk 24,4-7)
„Lecz idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi: Idzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział.” (Mk 16,7)
>

Marek pisząc dalej stwierdza, że kobiety „…uciekły od grobu: ogarnęło je bowiem zdumienie i przestrach. Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się bały.” Ponieważ na tym kończy się opis tego wydarzenia, przypuszcza się, że dotyczy on jedynie pierwszego wrażenia niewiast. Natomiast dalszy ciąg znajdujemy u Łukasza.

„Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom.” (Łk 24, 8-10)

W międzyczasie, po informacji Marii Magdaleny:

„Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwniętą na jednym miejscu.

Można było wywnioskować z tego, że zwłoki nie zostały wykradzione, jak sądziła i powiedziała im Maria Magdalena. Gdyby bowiem tak się stało nie zadawano by sobie trudu odwijania opasek czy zdejmowania chusty, zwijania jej i odkładania na bok.

Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, /które mówi/, że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie. Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy /tak/ płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: Niewiasto, czemu płaczesz? Odpowiedziała im: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę.

Nie wiadomo, czy Maria Magdalena wróciła do grobu razem z Piotrem i Janem, czy też doszła tam później. W każdym razie została, kiedy oni odeszli. Wzięcie Jezusa za ogrodnika było zapewne spowodowane faktem, że grób, jak już było to wspomniane wcześniej znajdował się w ogrodzie.

Jezus rzekł do niej: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu. Rzekł do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: Widziałam Pana i to mi powiedział.” (J 20, 3-18)

Lecz oni nie uwierzyli…

 

Niewiarygodni świadkowie
 

Ewangelie podają, że osobami, które jako pierwsze zobaczyły zarówno pusty grób jak i Zmartwychwstałego były kobiety. Podobnie zresztą działo się wcześniej – to kobiety stały pod krzyżem gdy umierał i to one widziały gdzie oraz jak został pochowany.
Któż jednak dałby wiarę ich opowiadaniom?
I rzeczywiście:
„Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” (Łk 24, 11).
Z taką samą reakcją spotkała się też Maria Magdalena:
„Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć” (Mk 16, 11)

Trudno się jednak temu dziwić biorąc pod uwagę jak była traktowana kobieta w ówczesnym świecie. Nawet Pismo Święte podaje między innymi
:
„I przekonałem się, że bardziej gorzką niż śmierć jest kobieta, bo ona jest siecią, serce jej sidłem, a ręce jej więzami. Kto Bogu jest miły, ten się od niej ustrzeże, lecz grzesznika ona usidli.” (Koh 7,26)

„Znalazłem jednego prawego mężczyznę pośród tysiąca, ale kobiety prawej w tej liczbie nie znalazłem.” (Koh 7,28)

Co więcej:
„Lepsza przewrotność mężczyzny niż dobroć kobiety…” (Syr 42:14)

Józef Flawiusz w „Dawnych dziejach Izraela” pisał: „Świadectwa kobiet nie mają znaczenia i nie są u nas słuchane z powodu niestałości i bezczelności tej płci”.

Nawet święty Paweł, który głosił, że w Chrystusie „nie ma już mężczyzny ani kobiety” (Ga 3,28) jednocześnie pisał: „Kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów! Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu. (1 Kor 14,34-35)

Takie patrzenie na kobietę nie było czymś wyjątkowym w tamtejszych czasach. Świat hellenistyczny traktował kobietę jedynie jako „narzędzie” do podtrzymania gatunku, a obcowanie z nią było co najwyżej obowiązkiem. Dla przyjemności natomiast wybierano towarzystwo męskie. Zresztą nieprzypadkowo powstało określenie „grecka miłość”.
Podobnie mało znaczącą rolę odgrywały kobiety w innych kulturach za życia Jezusa.

W związku z tym według żydowskiego Prawa kobiety nie mogły być świadkami w żadnej sprawie i na żadnym procesie. Dlatego właśnie ich relacje spotkały się z takim niedowierzaniem ze strony Apostołów.

Co ciekawe – podobna sytuacja miała również miejsce przy narodzeniu Jezusa. Pasterze, którzy jako pierwsi widzieli Mesjasza również nie mogli być świadkami i żaden trybunał w Izraelu nie uwierzyłby w to co mówili. Działo się tak dlatego, iż uważano ich za „nieczystych” – ze względu na ich zawód, w którym istniało niebezpieczeństwo zoofilii. Poza tym podejrzewano ich o ciągłą nieuczciwość polegającą na wypasaniu stad na pastwiskach sąsiadów.

Tak więc osoby, które w Izraelu nie mogły świadczyć o niczym – w Ewangeliach dają świadectwo o wydarzeniach najważniejszych.
Laicki agnostyk Panfilo Gentile pisał:
„Opowiadanie o zjawieniu się Zmartwychwstałego Marii Magdalenie nie tylko nie służy żadnemu interesowi apologetycznemu [jak twierdzą niektórzy], lecz jest sprzeczne z dominującymi tendencjami chrześcijańskiej apologetyki. Kobiecie przyznaje się pierwszeństwo w zjawieniach. Otóż wiadomo, że w duchu pierwotnego chrześcijaństwa widzenie Zmartwychwstałego stanowiło tytuł ogromnej wartości. Z nim łączyło się nadanie misji apostolskiej; ono ustanawiało autorytet apostoła. I pierwszeństwo ukazania się stanowiło dowód porządku hierarchicznego. Otóż tendencją apologetyki było zachowanie pozycji specjalnego autorytetu dla Piotra, a zatem wskazanie na Piotra jako pierwszego, któremu Chrystus uczynił zaszczyt ukazania się jako zmartwychwstały. Jak w istocie czyni to Paweł w wykazie Pierwszego Listu do Koryntian. Opowiadanie ewangeliczne przekreśla ten wymóg i przeciwnie, Magdalenie przyznaje przywilej zobaczenia jako pierwszej Chrystusa zmartwychwstałego, dyskredytując przez to Piotra w Kolegium apostołów.”

Rodzi się zatem pytanie: Dlaczego Ewangeliści tak właśnie postępują, narażając i siebie i głoszone prawdy na niewiarygodność? Dlaczego dają argumenty „do ręki” krytykom, którzy od wieków kpią z ich relacji - jak Celsus twierdzący, że „Galilejczycy wierzą w zmartwychwstanie poświadczone jedynie przez jakąś histeryczną kobietę”?

Odpowiedź nasuwa się znowu tylko jedna: PONIEWAŻ TAK BYŁO NAPRAWDĘ.
 

Poszanowanie zaś dla tej prawdy nie pozwalało na przedstawienie owych wydarzeń inaczej – nawet jeśli owa prawda była niewygodna i budząca zgorszenie. Nawet jeśli zaprzeczała temu, co przez wieki sugerowane było w Prawie, Prorokach i Tradycji. Nawet jeśli w jakiś sposób deprecjonowała postawę tych, którzy mieli stanowić filary Kościoła, z Piotrem na czele.

 

Dygresja
 

Chwila przerwy w rozważaniach wielkanocnych, aby – w związku z poprzednim tematem – przyjrzeć się trochę bliżej pozycji kobiety w Izraelu.

Otóż formalnie mąż nie miał prawnej władzy nad nią. Nie ma żadnego świętego tekstu, który by o tym mówił wprost i w sposób jednoznaczny. Jednakże nadinterpretacja niektórych fragmentów Pisma Świętego pozwalała wykazywać wyższość mężczyzny nad kobietą. Dla przykładu, z przykazania:

„Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego.” (Wj 20,17)

wywnioskowano, że żona stanowi własność męża. Dlatego też zgodnie z Prawem żonę niewolnika sprzedawano razem z nim.
Żona była winna mężowi absolutną wierność, ale nie mogła jednocześnie wymagać wzajemności. Małżonek wprawdzie nie miał prawa jej sprzedać, ale wolno mu było ją oddalić, natomiast ona sama mogła żądać rozwodu jedynie w wyjątkowych wypadkach.
Kobiety nigdy nie jadały z mężczyznami, ale stojąc usługiwały im przy stole. Na ulicach i dziedzińcach Świątyni trzymały się na uboczu, a rozmowa z nimi (a zwłaszcza z własną żoną) była dla Izraelity wielką nieprzyzwoitością.
Niewiasta przez prawo traktowana była jak osoba małoletnia, nieodpowiedzialna. Mąż nie musiał uznawać jej zobowiązań, a ktoś, kto by je przyjął, nie miał żadnego zabezpieczenia że zostaną one dotrzymane. Na ogół nie dziedziczyła również niczego ani po ojcu, ani po mężu.

Wielokrotnie można spotkać u Proroków, w Księdze Przysłów czy innych częściach Pisma Św. negatywną ocenę kobiet. Wyśmiewane są również w aforyzmach i przypowieściach rabinów, jak chociażby:

„Z której części ciała mężczyzny mam wyjąć niewiastę? – rzekł do siebie Wszechmogący. – Z głowy? Będzie za dumna. Z oka? Zbyt ciekawa. Z ucha? Będzie podsłuchiwała Z ust? Będzie gadała. Z ręki? Będzie rozrzutna. Wreszcie wziął część ciała najmniej szlachetną, dobrze ukrytą, w nadziei, że stworzy niewiastę skromną.”

Nie oznacza to jednakże, że kobieta nie miała żadnych praw. Przeciwnie raczej – jako istotę słabą należało ją chronić. I czyni to Pismo Św. chociażby w 21 i 22 rozdziale Księgi Powtórzonego Prawa.
Obowiązek materialnego utrzymania kobiety spoczywał na mężu, który był zobowiązany do zapewnienia jej godziwe mieszkanie, pożywienie i ubranie. Gdyby jednak nie był w stanie tego uczynić mogła się zwrócić o pomoc i opiekę do swojego ojca. Jednakże przypadki takie zdarzały się niezwykle rzadko, gdyż dla Izraelity punktem honoru było, aby żona była dobrze ubrana i przystrojona biżuterią, a w domu znajdowały się zapasy dobrego jedzenia.

Patrząc natomiast od strony religijnej, jak pisze Talmud: „Niewiasty są zwolnione z nakazów podanych w formie: musisz, powinieneś, oraz ze wszystkich obowiązków, które musiały być spełnione w określonym czasie”. Tak więc na przykład nie musiały odmawiać „Szema”, być obecne przy czytaniu Prawa, nosić filakterii i frędzli u płaszcza, mieszkać pod namiotem w czasie Święta Namiotów itp. Oczywiście jeśli chciały to robić Prawo im tego nie zabraniało, a nawet przeciwnie – zachęcało do tego, aby swoją pobożnością dawały przykład i wpływały na pobożność mężów i synów.

W domu zajmowała się prowadzeniem gospodarstwa. Wypiekała chleb, a więc mełła ziarna na żarnach, wyrabiała ciasto, przenosiła na głowie drewnianą nieckę z fermentującym ciastem i piekła je, albo wkładając do piekarnika, albo - robiąc podpłomyki – na metalowej, rozgrzanej płycie. Poza tym tkała i przędła, chodziła po wodę do studni – dlatego właśnie tak rzadki był widok mężczyzny niosącego na ulicy dzban wody.
Kobieta miała również obowiązek dostarczania oliwy do lampy szabatowej i czuwania aby jej płomień nie zgasnął podczas dnia świętego. Jak ważne było to zadanie i jak wielkie znaczenie miało dla Izraelitów może świadczyć fakt, że traktat „Szabbat” ostrzega przed zapomnieniem oliwy lub zaniedbaniem prowadzącym do zgaśnięcia płomienia stwierdzając, że karą za te przewinienia jest śmierć przy porodzie.

Zresztą wystarczy właściwie odczytać sens Pisma Św., które nakazuje szacunek do niewiasty. Od samego początku ukazuje – co niespotykane w ówczesnych czasach – jej równość z mężczyzną co do istoty:
„ Mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.” (Rdz 2, 23-24)
Dalej przez całą Biblię, przewijają się przykłady i pochwały dla kobiet mądrych i roztropnych. Również wśród rabbich byli i tacy, którzy chwalili w swoich przypowieściach kobiety za inteligencję, pracowitość i dobroć. Autorstwo jednej z nich przypisuje się słynnemu Gamalielowi:

Pewien cesarz rzekł do mędrca:
- Twój Bóg jest złodziejem. By stworzyć niewiastę, musiał uśpionemu Adamowi skraść żebro.
Gdy zakłopotany mędrzec nie wiedział co odrzec na te słowa, córka powiedziała mu:
- Pozwól, ażebym ja to załatwiła sama.
Poszła tedy do cesarza i oświadczyła mu:
- Zanosimy skargę!
- O, a o cóż to?
- Tej nocy złodzieje dostali się do naszego domu i skradli srebrną konewkę zostawiając zamiast niej złotą
- Szkoda, że nie mam co noc podobnych odwiedzin. - wykrzyknął śmiejąc się cesarz.
- To właśnie uczynił nasz Bóg: zabrał pierwszemu człowiekowi zwykłe żebro, a w zamian za to dał mu niewiastę”

Z punktu widzenia współczesnego człowieka, wychowanego w cywilizacji zachodniej, pozycja kobiety w Izraelu była godna pożałowania. Jednakże po przeanalizowaniu tekstu Pisma Św., Talmudu i innych pism żydowskich należy stwierdzić, że na tle pozostałych ówczesnych kultur, w Izraelu sytuacja kobiet była o wiele lepsza, a jej niższość wynikała z porządku społecznego, a nie biologicznego.
A o tym co było „Na początku”, czyli o pełnej równości mężczyzny i kobiety – przypomniał Jezus Chrystus.

 

Zstąpił do piekieł
 

Powyższy zwrot zawarty w Składzie Apostolskim wielu ludziom przysparza kłopotu i rodzi wiele pytań. Czy zatem Pan Jezus był w piekle między swoją śmiercią a zmartwychwstaniem?

W Piśmie Świętym znajdują się słowa:
„Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym” (1 P 3, 18-20)

W Biblii Tysiąclecia znajdują się wyjaśnienia, że:
- „zstąpienie Chrystusa Pana do piekieł tj. do otchłani nastąpiło po Jego śmierci a przed zmartwychwstaniem
- zamiast „w nim” można tłumaczyć „w tym stanie”
- „duchy” są to dusze ludzi
- „więzienie” to obrazowe przedstawienie otchłani

Nie ma tu jednak stwierdzenia wprost, że Jezus zstąpił do otchłani (piekieł). To tak często używane w Starym Testamencie stwierdzenie, w Nowym występuje jedynie dwa razy:
„A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego.” (Mt 11,23)
i
„Sprawiedliwość zaś osiągana przez wiarę tak powiada: Nie mów w sercu swoim: Któż zdoła wstąpić do nieba? - oczywiście po to, by Chrystusa stamtąd sprowadzić na ziemię, albo: Któż zstąpi do Otchłani?” (Rz 10,6)

Jest jeszcze tekst
„Słowo zaś "wstąpił" cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi?” (Ef 4,9) tutaj jednak słowo otchłań nie występuje tak więc chociaż o nią może chodzić to jednak można to również zinterpretować jako wcielenie Chrystusa.

Czym dla Izraelitów była owa otchłań (hebrajski szeol, grecki Hades – czyli świat podziemny)?
Kiedy w modlitwie wypowiadamy słowo „piekieł” (od liczby mnogiej „piekła” – łac. inferi) to chodzi tutaj nie o miejsce wiecznego pobytu potępionych (czyli nie o piekło – łac infernum), lecz o królestwo śmierci, miejsce lub raczej stan w którym znajdują się wszyscy zmarli, zarówno dobrzy jak i źli, niegodziwi i swięci.
Umrzeć dla Izraelity, znaczyło przepaść w szeolu (hadesie) – określonym miejscu, pełnym ciemności, pełnym śmierci. Kiedy człowiek biblijny, będący ciałem uduchowionym (a nie duchem ucieleśnionym) umierał, zstępował cały i całkowicie do szeolu i żył tam nadal cieleśnie, ale tak ubogo, że w zasadzie można stwierdzić iż wprawdzie jeszcze istniał ale już nie żył.
Taki sposób myślenia ma zabarwienie mitologiczne a biblijny szeol i raj to nie nasze piekło i niebo. Tak więc nie można „zstąpienia do piekieł” rozumieć w sensie lokalnym - konkretnego miejsca, ani chronologicznym – że Jezus przebywał w owej „otchłani” cały czas pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem.
Dobremu łotrowi Jezus obiecuje: „Dziś ze mną będziesz w raju” (Łk 23,43).
Już w momencie śmierci znalazł się w objęciach Ojca: „Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46)

W Składzie Apostolskim twierdzenia następują jedno po drugim: „umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa…” Tymczasem trzeba pamiętać, że owe kolejne wydarzenia wcale nie stanowią ciągu ściśle historycznego: zstąpienie do piekieł i wniebowstąpienie nie są faktami historycznymi w takim samym znaczeniu jak ukrzyżowanie i śmierć. Zstąpienie do piekieł to nie tyle kolejny akt dramatu po śmierci Jezusa ile sama Jego śmierć. Śmierć ta oznaczała przed Nim i dla Niego zstąpienie do szeolu. A najstraszniejsze w szeolu dla współczesnych Jezusowi nie było ustanie życia ziemskiego ze wszelkimi jego uciechami, lecz ustanie wszelkiej przyjaźni z Bogiem. Dramatycznie owo wygląda owo biblijne zstępowanie Jezusa do szeolu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46).
Jednakże nie wolno zapomnieć kim jest Jezus – to nie jest zwykły skazaniec – i że nie umiera samotnie, lecz „zanurza się” w wielką społeczność zmarłych i umierających. To nie byli potępieńcy, lecz ludzie bez Chrystusa – a bez Chrystusa nie ma nieba. Ludzkość nieodkupiona, historia przed i pozachrześcijańska słusznie zwie się piekłem. Właśnie w to piekło wstępuje Chrystus nie z biernej solidarności, lecz jak najbardziej czynnej: bierze na siebie los tej śmiertelnej ludzkości i jej historię bez nadziei i dokonuje wyzwolenia. Chodzi tutaj o wyzwolenie (zbawienie) powszechne, czyli nie tylko sprawiedliwych Starego Przymierza

Tak więc „zstąpił do piekieł” oznacza, że Jezus rzeczywiście umarł. Zstąpił w samo piekło śmierci, przyjął i podjął cały nasz ludzki los, do końca, wypił kielich ludzkiej męki do dna. Zstąpił nie tyle do otchłani, ile w samą otchłań ludzkiego nieszczęścia – w otchłań śmierci. Pokazał zrozpaczonym, tonącym w beznadziejności: na samym dnie znajdziesz życie wieczne, bo znajdziesz tam mnie a „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11,25)

Zstąpić do piekieł to dla Chrystusa – spotkać Ojca, a dla chrześcijanina – spotkać Chrystusa

 

Pusty grób
 

Wielokrotnie próbowano wykazać, że fakt pustego grobu został wymyślony dla celów apologetycznych. Uczniowie mieliby w ten sposób, według niektórych krytyków, „udowadniać” zmartwychwstanie Jezusa. Jeżeli jednak tak by rzeczywiście miało być to:

1. Dlaczego; oprócz Ewangelii w całym nauczaniu pierwotnego Kościoła nie ma żadnych wzmianek o odkryciu pustego grobu?

Na marginesie rodzi się pytanie, dlaczego o straży przy grobie wspomina jedynie Mateusz inni natomiast milczą? Otóż trzeba pamiętać, że Ewangelia Mateusza była pisana dla Żydów, wśród których zapewne krążyła jeszcze pogłoska zainicjowana przez członków Sanhedrynu, a rozpowszechniona przez strażników – że Apostołowie wykradli ciało Jezusa. Stąd potrzeba wyjaśnienia owych zarzutów i ukazania prawdy. Inni autorzy ksiąg natchnionych pisali do odbiorców, którzy owego oszczerstwa nie znali, więc nie było potrzeby by go dementować.

2. Jak;ą rolę miał odgrywać pusty grób, skoro nie powoływano się na ten fakt, nie wszedł do Credo i nie on był dowodem zmartwychwstania lecz chrystofanie?

3. Po; co mówić o pustym grobie, skoro Zmartwychwstałego widzą uczniowie na własne oczy?

Jeżeli więc Jezus jest żywy i ma ciało:

„Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.” (Łk 24,39-43);

jeżeli przez 40 dni ukazuje się swoim uczniom jedząc z nimi i pijąc – to oczywiste jest, że Jego ciało nie pozostało w grobie.
Dlatego właśnie nie miałoby sensu nawoływanie: „Idźcie, przekonajcie się sami, że Jego grób jest pusty – oto dowód, że zmartwychwstał.” I nigdzie też takiego nawoływania w Piśmie Świętym nie ma. Taki dowód i takie świadectwo nie jest już potrzebne skoro istnieje inne – o wiele mocniejsze i bardziej wiarygodne.

Głosi się zatem nie o pustym grobie lecz o Synu Bożym, który ukrzyżowany, umarł, zmartwychwstał i żyje.

Taki jest schemat nauczania świętego Piotra, widoczny w jego przemówieniu podczas Pięćdziesiątnicy:

„Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka (…), który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci (…)Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami.” (Dz 2,22n)

Tak również naucza święty Paweł w synagodze, w Antiochii Pizydyjskiej:

„Bracia, synowie rodu Abrahama, i ci spośród was, którzy się boją Boga! Nam została przekazana nauka o tym zbawieniu, bo mieszkańcy Jerozolimy i ich zwierzchnicy nie uznali Go, i potępiając Go wypełnili głosy Proroków, odczytywane co szabat. Chociaż nie znaleźli w Nim żadnej winy zasługującej na śmierć, zażądali od Piłata, aby Go stracił. A gdy wykonali wszystko, co było o Nim napisane, zdjęli Go z krzyża i złożyli w grobie. Ale Bóg wskrzesił Go z martwych, a On ukazywał się przez wiele dni tym, którzy z Nim razem poszli z Galilei do Jerozolimy, a teraz dają świadectwo o Nim przed ludem. My właśnie głosimy wam Dobrą Nowinę o obietnicy danej ojcom: że Bóg spełnił ją wobec nas jako ich dzieci, wskrzesiwszy Jezusa…” (Dz 13,27-33)

Również ani słowem o odkryciu pustego grobu nie wspomina Pierwszy List do Koryntian, który jest swoistym „kompendium” nie tylko nauczania świętego Pawła, lecz - według jego słów: „Otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem” - również nauczania całego Kościoła.

Tak więc, biorąc pod uwagę chronologię powstawania pism natchnionych, trzeba było czekać dopiero na napisanie najprawdopodobniej ostatniego z nich: Ewangelii wg. św. Jana, aby dowiedzieć się szczegółów o pustym grobie.

Skoro więc inne Ewangelie nad tym się nie zatrzymują, skoro nigdy nie czynią tego inne teksty Nowego Testamentu, skoro pierwotne nauczanie o tym nie mówi, skoro nawet o tym pobieżnie o tym nie wspomina – to wynika z tego, że nie odczuwano potrzeby takiego „dowodu”. Nic dziwnego, skoro DOWÓD w całym tego słowa znaczeniu – sam Zmartwychwstały – przebywał wśród uczniów przez czterdzieści dni.

Dlatego właśnie trzeba przyznać rację jednemu z biblistów, który twierdzi:
„Gdyby epizod strzeżonego grobu (i w ogóle, odkrycia pustego grobu) został wymyślony dla przekonania tego, kto jeszcze wątpił lub dla przeciwstawienia się zarzutom przeciwników, pierwotny Kościół na pewno zrobiłby z tego lepszy użytek. Nie rozprzestrzenia się (ani nawet nie gromadzi się tylko) apologetycznych legend po to, aby potem trwonić ich treść.”

 

Ujrzał i uwierzył
 

„Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.” (J 20, 3n.)

Co takiego zobaczył ów drugi uczeń, czyli Jan, że od razu uwierzył w Zmartwychwstanie Jezusa? Przecież nie mógł to być jedynie pusty grób, który dla kobiet był jedynie świadectwem, iż zabrano ciało Pana. Zarówno ks. Edward Szymanek w „Wykładzie Pisma Świętego Nowego Testamentu”, jak i Giuseppe Ricciotti w „Życiu Jezusa Chrystusa” twierdzą, iż wywnioskował to z faktu, że w wypadku zabrania zwłok „nie zostałyby one odwinięte z opasek, a chusta nie byłaby zdjęta”.
Mimo wszystko nie wydaje się, żeby był to dowód na tyle przekonywujący, żeby na jego podstawie bez żadnych wątpliwości uznać fakt Zmartwychwstania.

Próbując dociec tego, co tak naprawdę zobaczył Jan, ks. Antonio Persili wysuwa ciekawą koncepcję, wynikającą z jego wieloletnich badań dotyczących tego wydarzenia.

Dla lepszego jej zrozumienia najpierw kilka informacji wstępnych. Otóż umarli byli przez Żydów grzebani w swoich ubraniach. Jednakże szaty Jezusa stały się własnością żołnierzy. Dlatego też zakupiono kilka metrów płótna (Mk 15,46), które następnie pocięto na kawałki, aby okryć, zawinąć i związać ciało Jezusa. Przede wszystkim odcięto płótno na całun, w który owinięto ciało. Było to niezbędne do tego, aby nie dotknąć bezpośrednio zwłok i nie ściągnąć na siebie nieczystości. Poza tym Prawo zakazywało pozostawiania krwi z ran człowieka zmarłego w wyniku urazu, a gdyby rozlała się na ziemię, wówczas trzeba było tę ziemię pochować wraz z umarłym. Dlatego też całun miał temu zapobiec.
Dziwny jednak wydaje się fakt, że Ewangelie mówią o owinięciu ciała w płótna, Jan dodaje również wzmiankę o wonnościach, nigdzie natomiast nie ma mowy o obmyciu i namaszczeniu olejami ciała Jezusa. Były to przecież, według rabinów, czynności obowiązkowe. Różnie próbowano ten fakt interpretować: brakiem czasu, brakiem wody, prowizorycznością pogrzebu… Tymczasem jeden z przepisów Prawa zakazywał obmywania zmarłego z ranami zewnętrznymi – grzebano go razem z „krwią życia”.

Wspomniany ks. A. Persili dokonuje takiej rekonstrukcji:
„Ciało Jezusa zostało przygotowane do pogrzebu w następujący sposób. Najpierw zostało zawinięte w wielkie płótno (całun). Następnie przystąpiono do czynności owijania ciała opaskami (othonia) wylewając w tym czasie do wewnątrz i na zewnątrz nich wonności. Tej czynności owijania i związania towarzyszyło zastosowanie dwóch chust: pierwsza wewnątrz całunu, gdzie spełniała funkcję opaski podtrzymującej podbródek; druga na zewnątrz, dla uzupełnienia owinięcia i związania”

Opaski między innymi zapobiegały nadmiernemu ulatnianiu się wonności, a stałoby się tak w przypadku kontaktu całunu z powietrzem. Podobną rolę pełniła chusta na głowie – chroniła przed zbyt szybkim wyparowaniem roztworu mirry i aloesu. Poza tym jest bardzo prawdopodobne, że miała zakrywać również całun przesiąknięty w tym miejscu krwią z ran twarzy i głowy.

Wracając jednak do tematu głównego. Jan pochyliwszy się zobaczył „keimena ta othonia”
Vulgata tłumaczy to: „linteamenta posita”
Biblia Tysiąclecia natomiast: „leżące płótna”

Jednakże „płótno” czy też „tkanina z lnu” określane było w języku greckim terminem „sindon” – jak np. Mk 15,46. Dlatego też w tym przypadku bardziej precyzyjne byłoby użycie słowa „opaski”, a nie „płótna”.
Słowo „keimena” to imiesłów czasownika „keimai”, który według słownika klasycznego języka greckiego oznacza:
„leżeć, być rozpostartym, siedzącym, wyciągniętym, horyzontalnym; mówi się o jakiejś rzeczy niskiej w przeciwstawieniu do wysokiej, podniesionej, jak na przykład spokojne morze wobec morza wzburzonego”.

Wobec powyższego Persili wyciąga następujące wnioski:
„Znaczeniem, jakie Jan chce nadać temu czasownikowi, jest uwypuklenie tego, że najpierw opaski były uniesione („jak wzburzone morze”), ponieważ wewnątrz było ciało; po Zmartwychwstaniu natomiast opaski były zniżone, rozpostarte („jak spokojne morze”), leżąc na tym samym miejscu, gdzie znajdowały się, kiedy zawierały zwłoki Jezusa. (…) Vulgata tłumaczy imiesłowem „posita”, który dobrze oddaje wyobrażenie opasek rozpostartych i pustych, ponieważ czasownik „ponure” znaczy właśnie „kłaść na dół”. Dlatego dwa słowa „keimena ta othonia” musi się tłumaczyć jako „opaski rozpostarte”, ale nienaruszone, nie uszkodzone. (…) Stanowią one pierwszy ślad Zmartwychwstania: było bowiem absolutnie niemożliwe, żeby ciało Jezusa, po prostu reanimowane, wyszło z opasek lub żeby zostało wyniesione, czy to przez przyjaciół, czy też wrogów, bez rozwinięcia tych opasek albo, w każdym razie, bez naruszenia ich w jakiś sposób.”

Jest to już wystarczający powód do uwierzenia w Zmartwychwstanie, jednakże w grobie było jeszcze coś więcej. Oto Piotr po wejściu do grobu, oprócz owych „rozpostartych opasek” ujrzał jeszcze „chustę leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu”.

Tak podaje Biblia Tysiąclecia, jednakże Persili twierdzi:
„Nieszczęśliwe tłumaczenie niszczy cudowny ślad, jaki ewangelista z wielką troskliwością uwypuklił oraz opisał zwięźle i wyraziście.”
Następnie zaś na podstawie szczegółowej analizy językowej, która jest zbyt obszerna, aby ją tutaj przytaczać, wykazuje, że wiersze od 3 do 7 należałoby przetłumaczyć następująco:

„”(Jan) pochyliwszy się, spostrzega rozpostarte opaski, ale nie wszedł. Przychodzi tymczasem Szymon Piotr, który szedł za nim, i wchodzi do grobu, i przygląda się rozpostartym opaskom oraz chuście, która była na Jego głowie, ale nie rozpostartej z opaskami, ale przeciwnie, owiniętej w jedynej pozycji”.

Tak więc po zniknięciu ciała, opaski którymi je owinięto, jako cięższe, opadły na całun i przybrały pozycję „rozpostartą”. Natomiast chusta na głowę, jako lżejsza i mniejsza, dodatkowo jeszcze „usztywniona” wysuszaniem się ciekłych wonności, pozostała w takiej pozycji jak wówczas, kiedy jeszcze owijała głowę zmarłego.

Brak śladów włamania i naruszenia płócien, z których nikt nie mógł wyjść lub zostać wyciągniętym oraz chusta „owijająca” puste już miejsce – były wystarczającymi dowodami, świadczącymi o Zmartwychwstaniu Jezusa.

Taką możliwość dopuszcza również Craig S. Kelner w „Komentarzu historyczno – kulturowym do Nowego Testamentu”:

„Chusta, którą przykrywano twarz, była nie tylko „złożona”, lecz „zwinięta”, co wskazywałoby na staranny sposób, w jaki to uczyniono albo, że w dalszym ciągu była zwinięta w taki sposób, w jaki umieszczono ją na głowie Jezusa, co znaczyłoby, że Jego ciało zmartwychwstało wprost z płócien i chust, jakimi było owinięte.”

 

Chrystofanie
 

Jak zostało to już ukazane we wcześniejszych rozważaniach, głównym argumentem świadczącym o zmartwychwstaniu w orędziu głoszonym przez Apostołów, nie był pusty grób, lecz fakt ukazywania się Chrystusa.

Nowy Testament mówi o następujących chrystofaniach:

1. Marii Magdalenie – Mk 16,9; J 20,14
2. Kobietom wracającym od grobu – Mt 28, 9-10
3. Piotrowi tego samego dnia – Łk 24,34; 1Kor 15,5
4. Uczniom w Emaus – Łk 24, 13-33
5. Apostołom oprócz Tomasza – Łk 24, 36-43; J 20, 19-24
6. Apostołom razem z Tomaszem – J 20, 26-29
7. Uczniom nad Jeziorem Tyberiadzkim – J 21, 1-23
8. Tłumowi, ponad 500 osób – 1 Kor 15,6
9. Jakubowi – 1 Kor 15,7
10. Jedenastu – Mt 28,16-20; Łk 24, 33-52; Dz 1, 3-12
11. Przed Wniebowstąpieniem – Dz 1, 3-12
12. Pawłowi – Dz 9, 3-6; 1Kor 15,8
13. Szczepanowi – Dz 7,55
14. Pawłowi w świątyni – Dz 22, 17 – 21; 23,11
15. Janowi na Patmos – Ap 1,10-19

Biorąc je wszystkie pod uwagę widać pewną niezgodność między Ewangeliami, dotyczącą miejsc ukazywania się Jezusa.
Mateusz i Marek umiejscawiają je w Galilei natomiast Łukasz i Jan – w Judei.

Najprawdopodobniej pierwotny tekst Ewangelii wg. św. Marka kończył się 8 wierszem 16 rozdziału. Wiersze następne są zapewne uzupełnieniem dodanym później, które jak gdyby „streszcza” zjawienia w Judei opowiedziane przez Łukasza i Jana.
Łukasz jako jedyny mówi o ukazywaniu się Chrystusa wyłącznie w Judei. Podobnie Jan – za wyjątkiem uzupełnienia, którym jest ostatni, 21 rozdział jego Ewangelii.
Pozostaje jeszcze Paweł, który poza wspomnieniem ukazania mu się Jezusa w drodze do Damaszku pisze jeszcze:

„…ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi.” 1 Kor 15, 5-8

Jednakże nie da się tutaj ustalić, gdzie owe chrystofanie miały miejsce.

Wobec powyższych rozbieżności rodzi się pytanie: czy tradycja „galilejska” i tradycja „judejska” wzajemnie się uzupełniają czy wykluczają?

Broniąc Pisma Świętego przed zarzutami krytyków, próbowano dokonać mniej lub bardziej udanych „harmonizacji” wspomnianych fragmentów. Było by to łatwe do osiągnięcia, po przyjęciu tezy wysuniętej przez niemieckiego uczonego R. Hoffmanna już w 1856 r. Twierdził mianowicie, że miejscem spotkania uczniów ze Zmartwychwstałym nie miała być prowincja na Północy, lecz mała miejscowość o takiej samej nazwie – Galilea, położona na Górze Oliwnej. Ilość nagromadzonych dowodów na jej istnienie jest przekonywująca i jeszcze dzisiaj część uczonych za taką wersją się opowiada. Jednakże nawet jeśli owa miejscowość istniała, to teksty Ewangelii skłaniają bardziej do stwierdzenia, że chodziło jednak o Galileę jako prowincję a nie miejscowość.

Czy jednak rzeczywiście konieczna jest harmonizacja? Pamiętać należy jaka jest rola Ewangelii - nieprzypadkowo przecież są cztery, a nie jedna. I każda z nich ma swój „plan” swoje „założenia” i każda zwraca się do innej kategorii słuchaczy. Każdy więc autor chce przekazywać prawdę – ale niekoniecznie ze wszystkimi szczegółami, dlatego też czerpiąc z tradycji niektóre rzeczy pomija, a niektóre (te które zna i wie, że są pewne) dodaje.
Widoczne jest to w wielu miejscach Ewangelii, między innymi także we fragmentach o ukazywaniu się Zmartwychwstałego.

Jak można stwierdzić po ich przeanalizowaniu, ponieważ:

- nie dokonują się w tym samym czasie,
- ani w tym samym miejscu
- ani przed tymi samymi osobami
- ani w tych samych okolicznościach

tak więc tym samym nie wykluczają się wzajemnie i nie ma między nimi sprzeczności.

 

Zarzut 1 - omdlenie
 

W różny sposób próbuje się zanegować prawdy zawarte w Piśmie Świętym dotyczące Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. Jedna z głoszonych teorii, jako pierwsza wysunięta kilka stuleci temu przez Venturiniego, mówi o omdleniu:

Chrystus tak naprawdę wcale nie umarł na krzyżu, lecz jedynie popadł w stan omdlenia. Żył więc kiedy składano Go do grobu. Na skutek chłodu panującego w grobie i ożywczego wpływu ziół użytych do balsamowania odzyskał przytomność i wyszedł.

Przeciwko tej tezie przemawia jednak wiele faktów:

-&nbspNikt; z ludzi współczesnych Jezusowi nie wątpił w Jego śmierć - ani Jego przyjaciele, ani Rzymianie czy członkowie Sanhedrynu

-&nbspW; atakach na wczesne chrześcijaństwo ten zarzut w ogóle się nie pojawia

- Ofiary krzyżowania były tak zmaltretowane, że niezwykle rzadko przeżywały egzekucję nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach. I tak na przykład trzej przyjaciele Flawiusza, chociaż udało się ich zdjąć z krzyża i objęto troskliwą opieką – zmarli na skutek odniesionych ran.

- Aby stwierdzić śmierć, przebito Jezusowi bok z którego wypłynęła krew i woda, będące oznaką zgonu. Poza tym krwotok w przypadku omdlenia byłby śmiertelny.

- Wielogodzinny pobyt w zimnym grobie doprowadziłby do śmierci człowieka tak umęczonego i poranionego jak Jezus.

- Trudno przypuszczać, aby człowiek będący w takim stanie dałby radę uwolnić się od płócien usztywnionych dodatkowo kilogramami wonności, sam odsunął kamień zbyt ciężki dla trójki kobiet, minął niespostrzeżenie straż, szedł na przebitych stopach wiele kilometrów najpierw do Emaus, a później z powrotem do Jerozolimy

- Ukazując się uczniom jako słaby, poraniony, głodny i potrzebujący opieki, nie sprawiałby wrażenia kogoś, kto pokonał śmierć. Tymczasem staje przed nimi w pełni sił.

- Podając się za Zmartwychwstałego lub też nie zaprzeczając tylko takim pogłoskom byłby kłamcą zaprzeczając swojej dotychczasowej postawie i swojemu nauczaniu.

- Również autorzy Nowego Testamentu kłamaliby opisując Wniebowstąpienie.

- Dziwne byłoby również nagłe wycofanie się Jezusa z życia publicznego i milczenie Pisma Świętego o dalszym Jego życiu i śmierci.

William Milligan pisze:

„Musiałby skryć się w jakimś odosobnionym miejscu, nieznanym nawet Jego najbliższym uczniom. Podczas gdy wokół Jego Kościół wzrastał, trzęsąc posadami starego świata i pośród wielu trudności zaprowadzając wszędzie nowy porządek, lecz jednocześnie szarpany sporami, otoczony pokusami, wystawiany na próby, czyli, krótko mówiąc, znajdujący się w okolicznościach wymagających Jego pomocy, On przebywałby z dala od nich, spędzając resztę swych dni, mniej bądź więcej, na czymś, co nie sposób określić inaczej, jak haniebne odosobnienie. No i w końcu musiałby przecież umrzeć – a nikt nie wie ani gdzie, ani kiedy, ani jak. Nie ma ani promyka, który by rozświetlił tę ciemność. Tymczasem owi pierwsi chrześcijanie, tak płodni – jak słyszymy – w wymyślaniu legend, nie zaoferowali nam ani jednej związanej z tym legendy.”

Pewną modyfikacją omawianej teorii jest pogląd głoszony przez członków jednej z heterodoksyjnych grup muzułmańskich, zwanych ahmadijami lub ahmadytami. Twierdzą oni, że Jezusa uratowano po ukrzyżowaniu dzięki żądaniu Piłata, który nie chciał Jego śmierci. Następnie udał się On do Afganistanu, a następnie do Kaszmiru gdzie dożył 120 lat. Tam też zmarł, a Jego grób znajduje się miejscowości Rozabal. Temu zagadnieniu zostanie jednak poświęcony osobne rozważanie.

 

Wniebowstąpienie
 

O fakcie tym mówią trzy fragmenty Pisma Świętego:

„Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga” (Mk 16,19)

„Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba”. (Łk 24,50-51)

„Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1,9)


Zastanawiający jest ów kontrast między dziełami tego samego autora, czyli Łukasza – Jego Ewangelią i Dziejami Apostolskimi. Otóż w Ewangelii nie ma żadnego odstępu czasu: Jezus po spotkaniu z uczniami idącymi do Emaus ukazuje się w Wieczerniku, prowadzi Apostołów do Betanii i unosi się do nieba. W Dziejach Apostolskich natomiast ukazuje się jeszcze przez 40 dni i dopiero później wstępuje do nieba. Ewangelia wg. św. Marka raczej nie pomaga w wyjaśnieniu tej „sprzeczności”. Czy jednak nie jest ona w rzeczywistości tylko pozorna?

Uważnie czytając Ewangelię Łukasza można dostrzec, że nie jest wcale takim oczywistym, iż Wniebowstąpienie nastąpiło w dniu Zmartwychwstania. Zwrot „potem” nie musi oznaczać następstwa bezpośredniego, lecz równie dobrze może oznaczać, że dokonało się to potem, czyli w nieokreślonym czasie później.

Również co do okoliczności sprzeczności są jedynie pozorne:

1. Wydawać by się mogło, że w Dziejach Jezus wstępuje do nieba "podczas wspólnego posiłku", a u Łukasza ma to miejsce dopiero po posiłku.
Tymczasem w Dz 1,4 czytamy tylko o tym, że „podczas wspólnego posiłku” Jezus powiedział uczniom, aby nie odchodzili z Jerozolimy. W następnych wersach czytamy już o słowach Jezusa na jakiś inny temat, dopiero po tym następuje opis wniebowstąpienia Jezusa. Nic zatem nie wskazuje na to, że przemowa Jezusa skierowana do uczniów tuż przed Wniebowstąpieniem musiała nastąpić w tym samym czasie, co wspomniany posiłek.

2. Po Wniebowstąpieniu uczniowie "wrócili do Jerozolimy z góry, zwanej Oliwną, która leży w odległości drogi szabatowej" od Jerozolimy (Dz 1, 12). Dzieje Apostolskie podają zatem, że wszystko odbywa się na Górze Oliwnej, tymczasem w Ewangelii wg. św. Łukasza ma to miejsce w pobliżu Betanii. Od Jerozolimy Góra Oliwna jest oddalona o ok. 880 m (tyle bowiem wynosi tzw. droga szabatowa), natomiast Betania leży ok. 2264 m od Jezrozolimy (o czym wiemy z Jana - 11, 18). Jednakże nie musi być tu żadnej sprzeczności. Tekst grecki podaje tylko tyle, że Jezus „Edzegagen de autos heos pros Bethanian”, czyli że „wyprowadził zaś ich [uczniów] aż ku Betanii” (Łk 24,50). Nie oznacza to jednak jednoznacznie, że do Betanii doszli. Greckie „pros” występujące w Łk 24,50 nie musi bowiem znaczyć „do”, może również znaczyć „ku”, „na” czy „koło”. Wyprowadzić kogoś „ku” jakiejś miejscowości czy wyprowadzić kogoś „na” drogę do jakiegoś miasto nie oznacza jeszcze dojścia do niego miasta, podobnie jak słowa „dzień zmierza ku końcowi” nie oznaczają jeszcze, że dzień już się zakończył.

Czytamy także w Łk 24,51 o tym, że kiedy Jezus pobłogosławił uczniów, to „rozstał się” z nimi i dopiero później został wzięty do nieba. Tak więc Ewangelia wg. św. Łukasza nie wskazuje jednoznacznie, że wniebowstąpienie Jezusa nastąpiło akurat w Betanii czy też w jej okolicy. Mówi jedynie, że zanim Jezus rozstał się z Apostołami, wyszył z nimi w kierunku tej miejscowości, co mogło nastąpić nawet w Jerozolimie, gdzieś pod Górą Oliwną. To tak jakby stwierdzić, że ktoś rozstał się z kimś na peryferiach Krakowa, tak jak idzie się na np. Liszki. Nie oznacza to od razu, że ten ktoś rozstał się z tym kimś w owych Liszkach. Zaś co do słów z Dziejów Apostolskich, to nie precyzują one wprost, że Jezus wstąpił do nieba „z Góry Oliwnej”. Tekst ten mówi tylko tyle, że po tym, kiedy Jezus wniebowstąpił, to „wtedy (tote) wrócili do Jerozolimy z góry zwanej Oliwną”. Zatem nawet jeśli stamtąd Jezus Wniebowstąpił, nie musi to być sprzeczne z Ewangelią św. Łukasza, jak to zostało wspomniane wyżej.

 

Zarzut 2 – grób w Kaszmirze
 

Ruch ahmadytów stawiający ten, wspomniany już wcześniej zarzut, wywodzi swój początek od żarliwego muzułmanina Mirzy Ghulama Ahmada (1838-1908), który urodził się w Pendżabie, na wschód od Kaszmiru. Oznajmił on, że został powołany przez samego Allacha do głoszenia powrotu do powrotu do autentycznego i do bycia jego apostołem za Zachodzie. Wzywał również nie tylko Żydów czy chrześcijan, ale również muzułmanów do uznania zarówno Mahometa jak i jego samego jako nowego proroka i mesjasza. Roszczenie to wywołało zgorszenie wielu ortodoksyjnych muzułmanów, a następnie do schizmy i wzajemnych ekskomunik we wspólnocie mahometańskiej.

Obecnie podzielony na dwa odłamy: radykalny i umiarkowany, ruch ahmadytów rozszerzał się aż do obecnych czterech i pół miliona członków – i dalej się rozprzestrzenia poprzez agresywny prozelityzm nie tylko w Azji, ale również w Afryce, Indonezji, Stanach Zjednoczonych i w Europie.

Wprawdzie odnośnie domniemanego „grobu w Kaszmirze” można zebrać dzisiaj dosyć pokaźną bibliografię, jednakże składa się ona niemal wyłącznie z artykułów w magazynach ilustrowanych, serwisach fotograficznych i transmisji telewizyjnych. Poza tym w 1976 roku powstała książka Andreasa Faber-Kaisera „Jezus żył i umarł w Kaszmirze. Grób Jezusa w Srinagar?” zawierająca wszystkie argumenty negujące śmierć Jezusa na krzyżu i uzasadniające tezę, że Jego grób znajduje się w Kaszmirze. Autor, z pochodzenia Niemiec, jest urologiem, rozmiłowanym w ezoteryzmie i w historycznych zagadkach. Napisał m.in. esej, w którym Biblia jest postrzegana w aspekcie istot pozaziemskich. Według niego również pewnym jest, że u źródła kultury Środkowego Wschodu stoi kolonizacja przyniesiona do Azji przez meksykańskich Majów. Dowodem na to ma być, że ostatni okrzyk Jezusa na krzyżu: „Eli, Eli, lema sabahtani?” nie oznaczał „Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił?, lecz wg. niego w języku Majów znaczył: „Teraz zanurz mnie w przedświcie twojej obecności”. Wspomniana książka, przetłumaczona na wiele języków, stanowi na Zachodzie najbardziej rozpowszechnione źródło popularyzowania idei ahmadytów. Chociaż sam autor odżegnuje się od tego jakoby jego dzieło było przez nich finansowane, to jednak pisze o nich z sympatią, przedstawia ich jako tych, którzy są specjalnie pobudzeni do „niesienia islamu na Zachód”, dziękuje imiennie niektórym z nich, a wreszcie zamieszcza na czterech stronach wszystkie adresy przedstawicielstw ruchu na całym świecie.

Ahmadyci głoszą, że Jezus, dzięki tajemnej umowie z Piłatem, krótko przebywał na krzyżu – następnie zaś został reanimowany, m.in. dzięki cudownej maści. Faber-Kaiser na wielu stronach swojej książki uzasadnia, że była to tzw. „marham-i-Isa” (maść Jezusa) lub inaczej „marham-i-Rosul” (maść Proroka), powołując się przy tym na wzmianki o tym balsamie w starożytnej literaturze medycznej i religijnej. Tymczasem rzeczywiście chrześcijański Zachód zna „maść Jezusa”, której głównym składnikiem była „Verbena officinalis” jednakże tej roślinie nigdy nie przypisywano (jak twierdzi Faber-Kaiser naciągając to do swojej tezy) zasługi przywrócenia do życia Ukrzyżowanego. Sądzono natomiast, że miała ona moc zabliźnienia otwartych ran tego, który wyszedł z grobu zmartwychwstały już po swojej śmierci na krzyżu.

Argumentem wyjaśniającym dlaczego Jezus udał się właśnie do Kaszmiru ma być stwierdzenie iż: „Prowadziła go tam jego misja na ziemi. Misja, która przede wszystkim polegała na odnalezieniu i ocaleniu zagubionych dziesięciu izraelskich szczepów”, które tam miały się znajdować.
Mit ten – o losie szczepów izraelskich, rozproszonych z powodu deportacji asyryjskich między 740 a 700 rokiem przed Chrystusem nieustannie podsycał powstawanie legend i hipotez. Niektórzy twierdzą, że anglosascy najeźdźcy byli Żydami, potomkami zaginionych szczepów. Inni uważają, że wywędrowali do Ameryki Północnej. Według jeszcze innych dali oni początek Majom, Inkom, Aztekom, Etiopczykom, czy nawet Masajom w Afryce lub japońskiemu szczepowi Shinadi.
Twierdzenia ahmadytów ma jakoby potwierdzać obecność w tych okolicach grup żydowskich. Tymczasem dokładne prześledzenie historii ukazuje, że obecność ta wcale nie jest czymś niezwykłym i wyjątkowym, a jej początek wcale nie musi datować się na VIII w. przed Chrystusem. Ponadto jest wiele innych miejsc gdzie istnienie żydowskich wspólnot jest o wiele bardziej zaskakująca – jak chociażby Chiny, gdzie Marco Polo w 1286 r. taką właśnie wspólnotę spotkał.

Nie jest także przekonywującym argumentem wskazywanie na niejakiego Sahibzadę Basharatę Saleema twierdzącego, że jest w linii prostej potomkiem Jezusa, który powołuje się na tradycję rodzinną i drzewo genealogiczne (sporządzone niedawno). Jednakże są to tylko słowa bez pokrycia, bez jakiegokolwiek obiektywnego sprawdzenia, bez jakiejkolwiek opinii o dokumentach lub o poświadczonych tradycjach.

Rzekomy grób Jezusa znajduje się w dystrykcie Khanyar, w samym centrum stolicy Kaszmiru. Wewnątrz tego budynku znajdują się dwa grobowe kamienie: większy ma pokrywać grób Jezusa, mniejszy zaś grób muzułmańskiego świętego z XV w. Oprócz tego pokazywana jest jeszcze kopia drewnianego wieka, na którym wyryto napis zaczynający się od słów: „Ziarat Yuza Asaf” czyli „Grób Yuzy Asafa”.

Nie wydaje się, aby istniała ludowa tradycja, ani wśród miejscowych muzułmanów, ani wśród hindusów, że leży tam Jezus. Również chrześcijanie, których w tych okolicach nie brakuje, nie wykazują zainteresowania tym grobem. Natomiast dla ludzi odwiedzających to miejsce i składają swoje ofiary znany jest jako grób zagadkowego Yuzy Asafa i jeszcze bardziej nieznanego Seyd Nasir-ud-Dina – i tylko tyle.

Tak więc w tworzeniu swojego mitu ahmadyci mogą liczyć jedynie na łatwowierność ludzi i żądzę sensacyjnych wiadomości zachodniej prasy. Ich twierdzeń natomiast na pewno nie jest w stanie uzasadnić książka Fabera-Kaisera.

 

Pięćdziesiątnica
 

Pięćdziesiątnica była pierwszym świętem, które następowało po uroczystościach Paschy. Inne jego nazwy to: Święto Pierwocin czyli Żniw, Szawuot, Hasarta czyli zgromadzenie, Święto Tygodni lub po grecku Pentekostes (pięćdziesiąty dzień). Święto to, jak wskazują na to niektóre jego nazwy, przypadało pięćdziesiąt dni po święcie Paschy i trwało tylko jeden dzień. Składano podczas niego w świątyni ofiarę w postaci dwóch świeżych chlebów, upieczonych z nowego ziarna, które właśnie zebrano. Przynoszono również pierwsze zbiory żyta, jęczmienia, kwiatów, granatów, oliwek i daktyli. Czyniono tak aż do święta Sukkot (Szałasów, Kuczek)
Sławiono wówczas według Księgi Powtórzonego Prawa: „gdy zacznie sierp żąć zboże, rozpoczniesz liczyć te siedem tygodni” (Pwt 16,9) – Jahwe, dawcę wszelkich dóbr i to nie tylko doczesnych. Albowiem podczas tego święta obchodzono również dzień kiedy na górze Synaj ogłoszone zostało Prawo. Ponieważ Jahwe nadał je Mojżeszowi w pięćdziesiąt dni po wyjściu z Egiptu, czyli mniej więcej siedem tygodni, połączenie tych dwóch pamiętnych wydarzeń samo się narzucało.

W świątyni jerozolimskiej, przed świętem Szawuot, spotykamy apostołów dokonujących aktu oczyszczenia i skruchy. Następnie na wzgórzu Syjon, gdzie według tradycji znajdowała się owa „sala na górze”, miejsce gromadzenia się pierwotnego Kościoła – podobnie jak na Synaju Mojżesz spotkał Boga w krzewie gorejącym – ogień ogarnął uczniów, a wszyscy usłyszeli niezwykły szum.
To wydarzenie w Jerozolimie w dniu Pięćdziesiątnicy stało się według Kościoła aktem jego faktycznych narodzin. Występują tu dwa zasadnicze elementy: zstąpienie Ducha Świętego, który apostołów uzdalnia do wykonywania powierzonego im zadania; oraz obecność tłumu, który zbiegł się na widok zewnętrznych znaków i poruszony nauczaniem uczniów Jezusa. Izrael, który przybył do Jerozolimy (święto to, jedne z trzech obok Paschy i Dnia Pojednania ściągało do Świętego Miasta rzesze pielgrzymów zwłaszcza Żydów mieszkających w dalekich krajach, gdyż był to czas dogodny do podróży morskich) otrzymuje tego dnia dar Ducha, który odciśnie w sercach ludzi Prawo Miłości. W ten sposób powstała wspólnota chrześcijańska. W jej skład wchodzą Żydzi z różnych krajów uznający Jezusa za Mesjasza zapowiedzianego przez proroków, którego Apostołowie są świadkami. Jezus powiedział bowiem do Apostołów:

„Gdy Duch Święty zstąpi na was otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8)

Zrodzony w święto pierwszych zbiorów, pierwotny kościół w Jerozolimie zawiera na razie zalążki Kościoła powszechnego. Szawuot jest świętem obfitej nadziei na jeszcze większą obfitość; zstąpienie Ducha na uczniów było bowiem tylko zapowiedzią tego, co miało się stać w przyszłości.

Święto Pięćdziesiątnicy, uroczyście obchodzone przez chrześcijan, którzy uważają je za jedno z największych w roku, pozostaje niedopełnione. Pozostaje ono świętem początków, zapowiadającym dzień, w którym, jak zapowiedział prorok Joel, bóg wyleje swego Ducha na wszelkie ciało (por Jl 3,1). Ten powszechny dar Ducha będzie oznaczał ostateczne wypełnienie obietnic Boga.