Rola wędrownych charyzmatyków w ruchu Jezusa

Gerd Theißen

publikacja 30.10.2008 12:15

Jest to fragment książki Czasy Jezusa. Tło społeczne pierwotnego chrześcijaństwa :. , który zamieszczamy dzięki uprzejmości i zgodzie Wydawnictwa WAM.

Rola wędrownych charyzmatyków w ruchu Jezusa

I. ANALIZA RÓL: TYPOWE ZACHOWANIA SPOŁECZNE W RUCHU JEZUSA

Wewnętrzną strukturę ruchu Jezusa wyznaczała interakcja trzech ról: wędrownych charyzmatyków, ich sympatyków w lokalnych gminach wiernych oraz objawiającego Boga. Między wędrownymi charyzmatykami i lokalnymi gminami wiernych istniał stosunek komplementarny: wędrowni charyzmatycy byli decydującymi duchowymi autorytetami w lokalnych gminach, te ostatnie zaś stanowiły niezbędną społeczną i materialną bazę dla wędrownych charyzmatyków. Jedni i drudzy żyli i legitymowali się swoim stosunkiem do transcendentnego, objawiającego Boga. Ich relacja do Niego jest naznaczona wzajemnymi oczekiwaniami. Różne chrystologie dają wyraz oczekiwaniom ludzkim zwróconym do Boga objawiającego swe obietnice, zaś Jego etyczne i religijne przykazania formułują oczekiwania skierowane do wierzących. Obie strony przypisują sobie nawzajem określone role


1. Rola wędrownych charyzmatyków

Pierwsza teza, którą należy skonfrontować ze źródłami, powiada, że Jezus nie zakładał lokalnych gmin, ale powoływał do życia ruch wędrownych charyzmatyków. Decydującymi postaciami we wczesnym prachrześcijaństwie byli wędrujący apostołowie, prorocy i uczniowie, którzy przenosili się, z miejsca na miejsce, a w odwiedzanych miejscach mogli się oprzeć na małych grupach sympatyków. Tego rodzaju grupy sympatyków pozostawały pod względem organizacyjnym nadal w ramach judaizmu. Ucieleśniały w nieznacznym stopniu to, co nowe w prachrześcijaństwie, były wszak związane ze starymi uwarunkowaniami poprzez różnorakie powiązania i zobowiązania. Nosicielami tego, co się później usamodzielniło jako chrześcijaństwo, byli raczej nieznający ojczyzny wędrowni charyzmatycy. Pojęcie „charyzmatyka" mówi nam, że ich rola nie polegała na zinstytucjonalizowanej formie życia, do której można by się przyłączyć w wyniku własnej decyzji. Przeciwnie, rola ta była uzasadniana powołaniem jako aktem będącym poza zasięgiem człowieka. Była cechą charakterystyczną ruchu Jezusa, co trzeba będzie ukazać przy pomocy wyżej naszkicowanych trzech metod wnioskowania.

1.1. Wnioski konstruktywne

Łukasz stwierdza, że jerozolimska gmina chrześcijańska była kierowana przez dwunastu apostołów (Dz 1,12nn.). Tym samym przy pomocy projekcji przenosi w przeszłość swój ideał kolegialnego kierownictwa gminy lokalnej. Bo gdy Paweł trzy lata po swoim nawróceniu odwiedził Jerozolimę, zastał tu z domniemanego kierownictwa gminy jedynie Piotra (Ga l, 18).
Gdzie byli pozostali? Najbliższe z możliwych wyjaśnień brzmi: przemierzali kraj, by nauczać i uzdrawiać. To zostało im (Mk 3, 13nn.) polecone; o kierowaniu gminą lokalną nigdzie nie było mowy. Piętnaście lat później Paweł zastał w Jerozolimie jedynie „trzy filary", wśród nich Piotra (Ga 2, 9), który często bywał w drodze (Dz 8, 14; 9, 32nn.; 10,1nn.; Ga 2, 11nn.; 1 Kor 1,12) Kierowany przez niego krąg Dwunastu wnet zniknął. Jego misją objętych jest - zgodnie z Mt 19, 28 - dwanaście (rozproszonych) pokoleń Izraela. Prawdopodobnie krąg ten rozproszył się na wszystkie strony świata. To samo dotyczy kręgu Szczepana. Przypuszczalnie wybrany był po to, aby odciążyć Dwunastu przy rozdziale środków żywnościowych, a nadto, aby odpowiednio zająć się helleńskimi członkami gminy; członkowie jego kręgu wnet wystąpili jako samodzielni misjonarze (Dz 8,4; 11, 19nn.). Zapewne ich mobilności nie należy łączyć dopiero z datą wypędzenia ich z Jerozolimy. Jeden z nich pochodził z Antiochii (Dz 6, 5). Tam istniał ekumenicznie skonsolidowany krąg pięciu (Dz 13,1): Barnaba przybył z Cypru (Dz 4,36), Paweł z Tarsu (Dz 22, 3), Lukios z Cyrenaiki; Manaen wychowywał się razem z księciem Herodem Antypasem - albo w Jerozolimie, albo w Rzymie. Paweł i Barnaba byli wędrownymi kaznodziejami. Co do pozostałych należy to domniemywać. Zasadniczo również oni byli przeznaczeni do misji, dla której Paweł i Barnaba „zostali wybrani" (Dz 13, 2) Tym samym Antiochia była „gminą macierzystą" dla pewnego kręgu wędrownych charyzmatyków. Ale pojawiali się tu również obcy wędrowni charyzmatycy, wśród nich prorok Agabos (Dz 11, 27nn.), który „wędrował" także po Judei i Cezarei (Dz 21, 10). Jeszcze na kartach Didache (w I połowie II. wieku) spotykamy wędrownych proroków i nauczycieli, którzy byli wielkimi autorytetami, i którzy osiedlali się na pewien czas w gminach wiernych (Did. 13,1n.). Nad nimi stali jeszcze „apostołowie", którzy żyli „zgodnie z nauką Ewangelii" i co najwyżej trzy dni mogli zatrzymać się na jednym miejscu (11,3nn.). Wszyscy ci wędrowni charyzmatycy cieszyli się większym uznaniem, aniżeli urzędy związane z danym miejscem (15, 2). Nic dziwnego, że to uznanie bywało nadużywane. Didache przestrzega przed wędrującymi chrześcijańskimi prorokami, którzy głosząc Chrystusa chodzili po domach (12,5). Satyryk Lukian uczynił z jednego z takich proroków przedmiot swoich drwin i lżył go jako pasożytującego wagabundę - prawdopodobnie niesłusznie (Peregr. 16). Zapewne nie tylko Lukian myślał w ten sposób o tego rodzaju postaciach. Ich następców spotykamy jeszcze w pseudo-klementyńskich listach Ad virgines. Zresztą życie apostolskie polegające na wyrzeczeniu się ojczyzny znajdowało na przestrzeni historii Kościoła wciąż nowych zwolenników. Należy więc stwierdzić: wszystkie wiadomości, jakie dochodzą do nas na temat pierwszych pra-chrześcijańskich autorytetów, wskazują na wędrownych charyzmatyków.

1.2. Wnioski analityczne

Wędrowni charyzmatycy nie byli wcale zjawiskiem marginalnym w ruchu Jezusa. Stanowią charakterystyczny element najstarszych tradycji i tworzą społeczne tło dla przekazów synoptycznych, szczególnie zaś dla przekazu logiów zawierających pouczenia, nauki. Wiele spraw, które początkowo zdają się być obce i ekscentryczne, staje się bardziej zrozumiałych, gdy się zastanowimy, kto te słowa przekazał i wcielał w życie. Najbardziej interesujące są tu normy etyczne, bo odnoszą się bezpośrednio do zachowań naśladowców Jezusa; szczególnie interesujący jest spotykany tu etos ojczyzny, etos rodziny, etos bogactwa i etos bezbronności.

1.2.1. Wyrzeczenie się domu

Rezygnacja ze stabilitas loci należała konstytutywnie do naśladownictwa. Powołani opuszczali dom i zagrodę (Mk 1,16; 10,28nn.), szli za Jezusem i towarzyszyli mu w Jego bezdomności. Do nich odnosiło się powiedzenie: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć" (Mt 8, 20). Otóż, można by pomyśleć, że po śmierci Jezusa uczniowie powrócili do osiadłego trybu życia. Jednakże abstrahując od praktycznych trudności - kto raz opuścił swoją rodzinną miejscowość, ten tylko z wielkim trudem mógł tam ponownie zapuścić korzenie - o niczym takim nie słyszymy. Słyszymy jedynie o tym, że niektórzy zatrzymali się w Jerozolimie (a zatem nie w swojej galilejskiej krainie) i możemy przyjąć, że większość z nich nadal prowadziła życie wędrowne: „życie na sposób Pana", jak to nazywa Didache (11,8). Mowa misyjna Jezusa (Mt 10, 5nn.) podnosi życie wędrowne do rangi obowiązku. Zaś Didache jednoznacznie wyrokuje: „Apostoł, który pozostaje dłużej aniżeli dwa dni, jest fałszywym prorokiem" (11, 5). Że tego rodzaju bezdomność nie zawsze była skutkiem wyłącznie własnego wyboru, jest zrozumiałe. U Mateusza mowa jest o prześladowaniu wędrownych charyzmatyków: „Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy" (Mt 10, 23). Byli prześladowani (por. Mt 23, 24; Dz 8, 1) i z wielu miejsc wypędzani (Mt 10, 44).

1.2.2. Wyrzeczenie się rodziny

Afamilijny trend znamionuje etos prachrześcijańskich wędrownych charyzmatyków; razem z domem i zagrodą opuścili także swoje rodziny (Mk 10,29). Zerwanie z rodziną zakładało naruszenie uświęconych norm postępowania: naśladowcy Jezusa było zakazane grzebanie zmarłego ojca (Mt 8,22). Inni pozostawili swego ojca w miejscu pracy (Mk 1,20). Owszem, nienawiść do wszystkich krewnych mogła stać się obowiązkiem:
Jeśli kto przychodzi do Mnie
i nie ma w nienawiści swego ojca i matki
i swojej żony i swych dzieci
i swoich braci i swoich sióstr
i nadto także siebie samego,
nie może być moim uczniem
(Łk 14,26).

Również pochwała kastracji (Mt 19, 10n.) nie przemawia za rozwiniętym zmysłem rodzinnym. Łatwo zrozumieć, dlaczego prachrześcijański prorok niewiele znaczył w swoim rodzinnym mieście, a więc tam, gdzie nadal mieszkały opuszczone rodziny (Mk 6, 4). Być może, właśnie w tym kontekście Piotr otrzymał przydomek „Barjona" (Mt 16,17). U Jana (1,42) jest on wprawdzie oddany przez „syn Jana", ale przecież „Barjona" znaczyłoby raczej „syn Jony". Zastanawiająca jest, moim zdaniem, interpretacja, która „Barjona" wyprowadza z „bezludny", „pusty", „niezamieszkały", a przydomkowi nadaje znaczenie „outlaw", „outcast". W oczach tych, których Piotr opuścił, był on przypuszczalnie takim właśnie „Barjona", kimś, kto przebywał na pustkowiach i prowadził życie samotnika, autsajdera na marginesie społeczeństwa. Prawdopodobnie wiele rodzin nie inaczej oceniało swoich synów, którzy przyłączyli się do ruchu Jezusa, aniżeli rodzina Jezusa oceniła swego „zagubionego syna": uważała go po prostu za kogoś, kto odszedł od zmysłów (Mk 3, 21). W mowie misyjnej ta ocena zostanie wyraźnie uogólniona: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą" (Mt 10,25). Oczywiście, przynależący do ruchu Jezusa bronili się przed zarzutem wyznawania a familijnego etosu. Usprawiedliwiali się częściowo tym, że pojęcie rodziny zostało przez nich przekształcone: Prawdziwymi krewnymi nie są ludzie-członkowie jednej rodziny związani więzami krwi, ale są nimi ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go (Łk 8, 19-21). Wysławiana była nie matka Jezusa, ale słuchający Słowa Bożego (Łk 11,28nn.). Namiastkę rodzin, które opuścili, znaleźli uczniowie stokroć razy u sympatyków ruchu Jezusa: „domy i braci, i matki, i dzieci, i pola", i to już teraz, w tym i w przyszłym czasie (Mk 10,30). Przekazy milczą o tym, gdzie opuszczone rodziny miały znaleźć zastępczą siłę roboczą, ale nie przemilczają nieuniknionych sprzeczek z rodzinami. Pocieszano się, że coś takiego należy właśnie do boleści czasów ostatecznych, a zatem jest konieczne (Łk 12, 52n.; Mt 10, 21).

1.2.3. Wyrzeczenie się bogactwa

Trzecim znamieniem prachrześcijańskich wędrownych charyzmatyków jest krytyka bogactwa i posiadania dóbr. Kto w demonstracyjnym ubóstwie, bez pieniędzy, butów, laski podróżnej i zapasów, mając tylko jedną suknię przemierzał drogi Palestyny i Syrii (Mt 10, 10), ten mógł krytykować bogactwo i posiadanie dóbr nie stając się niewiarygodnym. Zwłaszcza wówczas, gdy swoje posiadłości rozdał. Bo to należało do pełnego naśladownictwa. Z tej też racji bogaty młodzieniec nie mógł się na nie zdecydować (Mk 10,17nn.). Inaczej Barnaba: sprzedał część swego majątku (Dz 4,36n.). Kto tak postępował, ten mógł reprezentować przeświadczenie, że prędzej wielbłąd przeciśnie się przez ucho igielne, niż bogacz dostanie się do królestwa Bożego (Mk 10,25), mógł też nawoływać, że skarby należy gromadzić w niebie zamiast na ziemi (Mt 6, 19nn.), mógł przestrzegać, że nie można równocześnie służyć Bogu i mamonie (Łk 16, 13), i mógł grozić, że bliski koniec świata odwróci wszystkie ziemskie stosunki:

Biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą!
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie!
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie!
(Łk 6,24n.).

W fantazjach przesyconych agresją wyobrażano sobie okropny koniec bogacza i szczęście ubogiego na tamtym świecie (Łk 16,19-31). Zapewne, poszkodowani zawsze pocieszali się w taki sposób. Tu jednak było coś więcej. Tu ubóstwo było nie tylko nieszczęściem, ale zadaniem. Bo wędrowny charyzmatyk mógł się zaopatrzyć jedynie w najbardziej niezbędne rzeczy i to w ilości wystarczającej na jeden dzień. Tego żądało „polecenie Ewangelii" (Did. 11, 3nn.).
Za demonstracyjnym ubóstwem kryło się bezgraniczne zaufanie do dobroci Boga, który nigdy nie pozwoliłby zginąć swojemu głosicielowi Ewangelii:

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? (Mt 6,25-32).

W tego rodzaju słowa nie wolno wpisywać atmosfery niedzielnych spacerów rodzinnych. Tu nie chodzi o radość, jaką sprawiają ptaki, kwiaty i łąki. Z tych słów przebija raczej surowość ludzi pozbawionych domów i ochrony, surowość egzystujących jak wolne ptaki wędrownych charyzma-tyków, którzy nic nie posiadając i nie pracując, przemierzali tamtejsze krainy. A gdy na końcu czytamy: „Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6, 34) -przypuszczalnie pesymizmem owiana mądrość płynąca z doświadczenia - to tego rodzaju mądrość w ustach tułających się charyzmatyków jest równie wiarygodna jak prośba o powszedni chleb, to znaczy o jego dzienną rację. Ci ludzie żyli z nie dającego się zaplanować wsparcia ze strony sympatyków, którym w ramach pewnej wzajemności mieli do zaoferowania przepowiadanie i uzdrowienie (Łk 10, 5nn.); z zewnątrz patrząc, było to niewiele: przepowiadanie składało się ze słów, uzdrowienia zaś nie były wydarzeniami codziennymi, tak że sympatycy prowadzący osiadły tryb życia musieli być w szczególny sposób motywowani, aby wspierać wędrownych charyzmatyków: „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody" (Mt 10, 42). Mówiąc otwarcie: Wsparcie następowało a fond perdu. Dopiero na przyszłym sądzie miało się ono okazać pożyteczne. Wówczas to życzenie pokoju przyniesione przez apostołów i proroków miałoby zapewnić magiczną ochronę, ich zaś odrzucenie spowodować pomstę (Łk 10, 5n.). Jeżeli nawet nie było to normalne żebractwo, to było ono jednak żebractwem wyższego rzędu, żebractwem charyzmatycznym, które ufało, że problem utrzymania sam się rozwiąże, zgodnie z mottem: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane" (Mt 6, 33).

1.2.4. Wyrzeczenie się obrony

Wyrzeczenie się prawa i obrony było decyzją świadomie ryzykowną. Kto w świecie antycznym bez laski przemierzał drogi, ten demonstracyjnie rezygnował z najmniejszych nawet środków samoobrony. Do takiej to sytuacji nawiązuje nakaz, aby nie sprzeciwiać się złu, aby nastawić lewy policzek, gdy ktoś uderzy w prawy (Mt 5, 38n.). Napomnienie: „Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące" (Mt 5, 41) ma bezpośrednio na względzie sytuację wędrownych charyzmatyków. Kto tak czy owak był w drodze, temu mogło być obojętne, czy był zmuszany do przebycia jednego czy dwóch tysięcy kroków. Owa rezygnacja z obrony była także praktykowana w urzędach i sądach. Zdawano się na Ducha Świętego pragnąc, by On podsunął odpowiednie słowa (Mt 10, 17nn.).

1.3. Wnioski porównawcze

Pewną analogię do prachrześcijańskiego wędrownego charyzmatyzmu stanowią wędrowni filozofowie-cynicy. Również u nich mamy do czynienia z egzystencją wagabundów połączoną z etosem wyrzeczenia się ojczyzny, rodziny i posiadania dóbr. W swoich wywodach na temat cynika Epiktet stawia pytanie: „Jak to możliwe, by żyć szczęśliwie bez majątku i dóbr, będąc nagim, bez domu i gospodarstwa, bez opieki, bez służącego, bez ojczyzny?" i odpowiada tak: „Patrzcie, Bóg zesłał wam tego, który potrafi wam udowodnić czynem, że jest to możliwe! Wszystkiego tego nie mam, leżę na ziemi, nie mam kobiety, nie mam dzieci, nawet najmniejszego pałacu, mam tylko ziemię i niebo oraz jedyną dużą kapotę. A mimo to, cóż mi brakuje? Czyż nie jestem wolny od trosk, bez lęku, czyż nie jestem wolny?" (Diss. 22,46-48). Również ci autsajderzy byli prześladowani, na przykład za Wespazjana (Sueton. Vesp. 10). Ich pokrewieństwo z podobnymi zjawiskami dostrzeganymi w prachrześcijaństwie wynika także z tego, że prachrześcijański wędrowny charyzmatyk Peregrinus mógł zmienić poglądy i przejść na cynizm. Wprawdzie powyższe analogie prowadzą nas na teren pozapalestyński, ale przecież ruch Jezusa już wcześnie zaczął działać poza Palestyną. Wędrowni charyzmatycy pojawili się w Antiochii (Dz 13,1nn.) oraz w pawłowych gminach, gdzie -jak w Koryncie - przysporzyli Pawłowi sporo kłopotów.

1.4. Podsumowanie

Etyczny radykalizm przekazu synoptycznego był radykalizmem wędrowców, który można było praktykować jedynie w ekstremalnych warunkach życia na marginesie. Tylko ktoś, kto był wolny od zwykłych powiązań z tym światem, kto opuścił dom i całe otoczenie, żonę i dzieci, kto umarłym pozostawił grzebanie umarłych, a lilie i ptaki obrał za swój wzór, mógł wiarygodnie praktykować i przekazywać tego rodzaju etos. To wszystko miało szansę realizacji jedynie w ramach ruchu ekscentryków, autsajderów. Nic dziwnego, że w przekazach wciąż napotykamy autsajderów: chorych i upośledzonych, prostytutki i nikczemników, poborców podatkowych i marnotrawnych synów. Do tego rodzaju roli ekscentryków, jakimi byli prachrześcijańscy wędrowni charyzmatycy, pasuje ich eschatologiczne wyczekiwanie bliskiego powrotu Jezusa: oczekiwanie końca i praktyka codziennego życia pozostawały tu w pełnej zgodzie; tak było, gdy swoim codziennym postępowaniem coraz bardziej oddzielali się od tego świata, niszczyli ten świat w swej mitycznej wyobraźni, na przykład gdy musieli jakoś przetrawić, przeboleć odrzucenie ich przez ten świat. Jakże blisko było im wówczas do tego, by nieprzychylne miejscowości kazać zniszczyć w płomieniach ognia sądu ostatecznego (Łk 10,14n.). Wprawdzie zwalczali tego rodzaju wyobrażenia zemsty (Łk 9, 5 Inn.), ale fakt ten potwierdza właśnie ich istnienie.