Zwiastowanie narodzenia Jana Chrzciciela (Łk 1,5-25)

oprac. ks. Adam Sekściński

publikacja 23.06.2011 21:32

Jest to jeden z rozdziałów drugiego tomu książki Adama Ligęzy i Michała Wilka "I dadzą Mu imię Emmanuel" - rozmowy o Księdze Izajasza i Ewangelii Łukasza na czas adwentu. Publikujemy go za zgodą Wydawnictwa eSPe :.

Zwiastowanie narodzenia Jana Chrzciciela (Łk 1,5-25)

Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach.
Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: «Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych - do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały». Na to rzekł Zachariasz do anioła: «Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku». Odpowiedział mu anioł: «Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie».
Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy. A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu.
Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy. «Tak uczynił mi Pan - mówiła - wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi».
(Łk 1,5-25)

 


ZACHARIASZ I ELŻBIETA

Adam Ligęza: Cztery pierwsze wersety Ewangelii wg św. Łukasza to prolog, w którym autor tłumaczy czcigodnemu Teofilowi, dlaczego zdecydował się napisać Ewangelię. Dopiero potem rozpoczyna się opowiadanie o tym, jak anioł Gabriel pojawił się w świątyni, by zwiastować wieść o narodzinach Jana Chrzciciela. Na scenę wchodzą pierwsi bohaterowie: kapłan Zachariasz i jego żona Elżbieta…

Michał Wilk: Ich imiona są symboliczne. Nie twierdzę, że postacie, o których mówimy, są fikcyjne. Mówimy o osobach historycznych, to musi być jasne, ale imiona bohaterów biblijnych – jak to zazwyczaj miało miejsce w starożytnym Izraelu – nawiązują do jakiegoś konkretnego zdarzenia. I tak Zachariasz po hebrajsku znaczy tyle co Bóg pamięta, a imię Elżbieta oznacza: Bóg mój jest pełnią. Również imię ich syna jest symboliczne. Jan można przetłumaczyć: Jahwe okazał łaskę.

On – kapłan z oddziału Abiasza. Ona – Izraelitka z rodu Aarona. Co właściwie znaczy, że oboje byli ludźmi sprawiedliwymi?

Jan i Elżbieta byli – jak mówi Ewangelia – sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Ta informacja – zwróć uwagę – pojawia się zaraz po przedstawieniu imion bohaterów. To jest pierwsza rzecz, jakiej się o nich dowiadujemy. Ewangelista, gdy używa słowa sprawiedliwi, odwołuje się do starotestamentalnej zasady bycia sprawiedliwym. O tej zasadzie wspomina się w wielu tekstach Biblii hebrajskiej. Najkrócej można ująć ją następująco: sprawiedliwym jest ten, kto pełni wolę Bożą, zaś wola Boża objawiona została w przepisach Prawa. Wyznawca judaizmu, który żyje zgodnie z przykazaniami i wypełnia wszystkie polecone mu obowiązki, ktoś kto zachowuje się tak, jak tego oczekuje od niego Pan – ten jest człowiekiem sprawiedliwym.

Mnie słowo to z jednej strony kojarzy się z człowiekiem żyjącym zgodnie z jakimś systemem wartości, z drugiej – z symbolem wagi, czyli równości. Biblia w wielu miejscach nazywa samego Boga sprawiedliwym…

Tak, ale biblijna sprawiedliwość niewiele ma jednak wspólnego ze sprawiedliwością sądowniczą. W ogóle w świecie hebrajskim wymiar sprawiedliwości znacznie różnił się od tego, jaki odziedziczyliśmy w Europie po starożytnych Grekach. Masz rację, w greckiej mitologii symbolem sprawiedliwości jest waga w rękach bezstronnej Dike. Ten symbol mówi sam za siebie: w sądzie, tak Grekom jak i nam dzisiaj, chodzi o zweryfikowanie obiektywnej prawdy, tego co się rzeczywiście stało. I właśnie dlatego w sądzie pytamy: po czyjej stronie jest wina? Która szala okaże się cięższa? W świecie semickim proces sądowy przebiegał inaczej – był to tzw. rîb – gdyż nieco odmiennie rozumiano sprawiedliwość. W hebrajskim wymiarze sprawiedliwości chodziło głównie o osobę: o to, by winny doszedł do prawdy o sobie samym, by znalazł ścieżkę powrotu z labiryntu zła i kłamstwa. Niekiedy zaś w ogóle nie chodziło o nawrócenie moralne, tylko o lepsze rozeznanie prawdy o sobie samym. Spośród wszystkich przykładów starotestamentalnych najbardziej wymowna zdaje się być osoba Hioba… Hiob nie popełnił przed Panem żadnego grzechu. Mimo to cała księga jemu poświęcona jest jednym wielkim procesem sądowym. Oskarżyciele to jego trzej przyjaciele: Elifaz, Bildad i Sofar. Hiob nie był winny, ale poprzez konsekwentne wypowiedzenie prawdy o sobie samym w trakcie trwania całego procesu ostatecznie doszedł do rzeczy nowych, świeżych. Odkrył niepoznane dotąd horyzonty człowieczeństwa. Odkrył prawdę, czyli jego własną prawdę przed Panem. Grecy, gdy mówili o prawdzie, zazwyczaj mieli na myśli prawdę samą w sobie, tę weryfikowalną, obiektywną; u Hebrajczyków prawda zawsze związana była z konkretną osobą, z jej życiową sytuacją tu i teraz i z możliwością powrotu do Boga.

A w Ewangelii wg św. Łukasza mamy innych bohaterów, o których mówi się w podobny sposób, że są sprawiedliwi w oczach Boga?

Motyw sprawiedliwych Boga Jahwe to jeden z ulubionych tematów św. Łukasza. Popatrz, tutaj pojawia się na samym początku Ewangelii i jest jakby nicią przewodnią, czy raczej jedną z kilku nici tworzących splot wątków Łukaszowej myśli, które przeplatają się na przestrzeni całej Ewangelii. Zazwyczaj to, co obecne jest na początku dzieła, dopełnia się na samym końcu. Więc kulminacją tej refleksji o sprawiedliwych będzie scena pod krzyżem. Setnik, świadek śmierci Chrystusa, odda chwałę Bogu i powie: Istotnie, ten człowiek był sprawiedliwy (Łk 23,47). To wyznanie św. Łukasz zaczerpnął z Ewangelii św. Marka, która powstała około dziesięć lat wcześniej. Ale u Marka żołnierz mówi: Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym (Mk 15,39). Słowa nieco inne… Łukasz reinterpretuje tekst Marka, doprowadzając w ten sposób do końca swą refleksję o sprawiedliwych: ostatnim i największym spośród sprawiedliwych jest Chrystus Ukrzyżowany. Ten, który – podobnie jak sprawiedliwy i cierpiący Sługa Jahwe z Księgi proroka Izajasza – oddał swoje życie za wielu.

Mnie idea ewangelicznej sprawiedliwości najbardziej kojarzy się z jednym z błogosławieństw. „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,10).

Racja, to błogosławieństwo przypomina nam, że ludzie sprawiedliwi niekiedy wiele cierpieli. Byli prześladowani przez tych, którzy nie mogli znieść ich doskonałości. To jest zasada stara jak świat: decydujesz się iść drogą prawdy, możesz być pewien, że prędzej czy później staniesz się celem ataków niedowiarków. Chrystus w ostatniej godzinie życia słyszał obelgi i znieważanie: Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli (Mk 15,32). Hiob był tak bardzo sprawiedliwy przed Bogiem, że sam Szatan, nie mogąc znieść takiego stanu rzeczy, postanowił wypróbować autentyczność wiary tego człowieka. Oskarżycielami Hioba – jak już wspomniałem – stali się jego najbliżsi przyjaciele. Kiedy go zobaczyli, pytali z ironią: Czy to możliwe żeby on był aż tak doskonały? Można by powiedzieć: samo życie… Z tym, że musimy pamiętać o jednej istotnej sprawie: ludzie sprawiedliwi są błogosławieni nie dlatego że cierpią, lecz dlatego, że – cierpiąc – świadczą o tym, co jest prawdą…

A co jest największym cierpieniem Zachariasza i Elżbiety?

To, że nie mają potomstwa.

No dobrze... Szczerze mówiąc, myślałem że to prześladowanie sprawiedliwych pochodzi przede wszystkim od innych ludzi. A tutaj… Elżbieta jest bezpłodna, to fakt, ale przecież nie jest to ani jej winą, ani nikogo z jej bliskich. Stało się tak, gdyż najwyraźniej Bóg tak chciał.

Zatem mamy drobny wyjątek od reguły? Masz rację, to jest dość dziwna sytuacja. Tym bardziej, że – zwróć uwagę –w Księdze Przysłów napisano: Sprawiedliwy w prawości swej żyje, szczęśliwe po nim są dzieci(Prz 20,7). Potomstwo w Biblii jest znakiem błogosławieństwa. Przypomnij sobie, nagrodą za sprawiedliwość Abrahama był jego syn Izaak. Tymczasem św. Łukasz pisze o naszych bohaterach: byli oni sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich (1,6), a zaraz w następnym wersecie dodaje: Elżbieta była niepłodna (1,7).

Trochę jakby wbrew logice samej Biblii…

Dokładnie. W uszach Hebrajczyków był to tak olbrzymi zgrzyt wyartykułowany na samym początku Ewangelii Łukasza, że uważny czytelnik mógł pomyśleć: ta sytuacja jest zupełnie dziwna, tutaj za chwilę stanie się coś nieoczekiwanego. Pierwsze wersety Ewangelii tworzą ogromne napięcie…

Elżbieta – czytamy w dwudziestym piątym wersecie – sama określiła swoją bezpłodność jako hańbę. Czy mamy zatem rozumieć, że w narodzie izraelskim brak potomstwa był powodem wstydu?

Tak, niepłodność w Izraelu oznacza ogromny wstyd przed ludźmi. U ludzi tamtej kultury funkcjonowało takie myślenie: jeśli Bóg nie pobłogosławił komuś potomstwem, to znaczy, że ten ktoś dopuścił się strasznych grzechów. To jest tzw. teoria retrybucji, która ocenia cały świat według zasady: kto jest dobry, temu dobrze się dzieje, a kto jest zły, temu dzieje się źle. Jasne, że takie myślenie jest dość naiwne, niemniej przez długi czas dawało człowiekowi satysfakcjonującą odpowiedź na pytanie o przyczyny zła. Co prawda w Starym Testamencie, około III wieku przed Chrystusem, taki sposób myślenia został poddany poważnej krytyce. Jednak echa tej mentalności brzmią jeszcze w czasach Jezusa. Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice? – spontanicznie zapytają Jezusa nie obcy ludzie, ale sami Jego uczniowie, kiedy zobaczą niewidomego człowieka (por. J 9,2). Ja sądzę, że ten schemat myślowy –Bóg karci za zło a wynagradza za dobro – był i chyba po dziś dzień jest uproszczoną, ale dość spontaniczną reakcją naszego umysłu na zło, którego doświadczamy.

Bo pewnie trudno jest żyć bez odpowiedzi na tak istotne pytanie. Rozumiem więc, że z punktu widzenia sąsiadki Elżbiety, w życiu naszych bohaterów coś nie grało… Coś było podejrzane, choć za bardzo nikt nie potrafił wytłumaczyć co. Gdzieś musiał być ukryty jakiś straszny grzech. W każdym razie na pewno nie sprawiali wrażenia ludzi uczciwych…

Tak. To my wiemy, że byli sprawiedliwi, ale sąsiadce Elżbiety nikt jeszcze tego nie powiedział. Jest też inny powód, przez który niepłodność była uważana za największą klęskę i tragedię, jaka mogła się przydarzyć kobiecie. Ma to związek z pewnym szczególnym sposobem myślenia o śmierci. Pamiętaj, mówimy o osobach, które jeszcze nie usłyszały Dobrej Nowiny o zmartwychwstaniu. Ludzie Starego Testamentu wierzyli, że po śmierci dusza trafia do Otchłani, do Szeolu. Czym jest taka otchłań? Jest to podziemna przestrzeń, w której nie ma ani czynności, ani rozumienia, ani poznania, ani mądrości (Koh 9,10). Zmarli zachowują tam jakąś świadomość, ale przebywają w ciemności, bez światła nadziei, na wpół żywi… Co charakterystyczne, do Szeolu po śmierci trafiają wszyscy: tak sprawiedliwi jak i bezbożnicy. I tu pojawia się egzystencjalny problem…

…pytanie o nieśmiertelność?

Właśnie tak. Czy człowiek w tak tragicznej wizji przyszłości może w jakiś sposób myśleć o nieśmiertelności? Czy jest sposób na zapewnienie sobie jakiejś formy przetrwania po śmierci, skoro i tak wszyscy ostatecznie trafią do Szeolu? Jednym ze sposobów odnalezienia się w trudnej sytuacji było przekonanie, że człowiek po śmierci istnieje w pamięci swoich dzieci. Potomstwo było sensem życia dla matki i ojca nie tylko dlatego, że rodzina jest przestrzenią miłości, ale również dlatego, że dzieci są jakby przedłużeniem egzystencji rodziców, a kolejne pokolenia są wiecznością tych, którzy żyli wcześniej. Ta idea jest dość mocno podkreślona w Ps 90,1-2: Panie, Ty dla nas byłeś ucieczką z pokolenia na pokolenie. Zanim góry narodziły się w bólach, nim ziemia i świat powstały, od wieku po wiek Ty jesteś Bogiem. Bóg jest Tym, który zamieszkuje wieczność: nie ma ani początku ani kresu, istnieje od wieków po wiek. Człowiek – przeciwnie – może mówić o swym istnieniu na zawsze tylko w bardzo szczególnym sensie: jest to istnienie wieczne ale z pokolenia na pokolenia, czyli istnienie zachowane w pamięci swych dzieci.

A jeśli nie ma dzieci, to życie zdąża ku beznadziei…

Urywa się. Jeśli nie ma dzieci, w takiej sytuacji życie, choćby było sprawiedliwe, dobre, a nawet pełne miłości, jest zakwestionowanym istnieniem. Staje się absurdem, bo dąży do punktu zero. W takim przypadku śmierć wkracza w życie takiego człowieka znacznie wcześniej, już w starości: jest nią poczucie niespełnienia, braku jakiegokolwiek sensu. W takiej sytuacji znajdowali się Elżbieta i Zachariasz. Niepłodność była naprawdę ich przekleństwem.

I nagle pojawia się archanioł.

Nieoczekiwanie zjawia się wiadomość: będziecie mieć syna. W tym kontekście imiona naszych bohaterów brzmią z całą właściwą im mocą. Teraz rozumiemy, że ktoś, kto otrzymuje dziecko w podeszłym wieku, otrzymuje nadzieję na lepsze jutro. Życie, choć zapada zmierzch istnienia, dopiero teraz rzeczywiście staje się życiem. Tyle lat czekania, wydawało się, że wszystko jest już przegraną, a jednak Bóg w ostatnim momencie przypomniał sobie o swoich sprawiedliwych sługach (Zachariasz = Bóg pamięta). Tyle miłości, gorliwości w służbie Panu, tyle próśb i godzin wypełnionych modlitwą, a jednak dotąd brakowało tego, co najważniejsze. I oto właśnie teraz Bóg wkracza w życie tych dwojga jako dopełnienie ich istnienia (Elżbieta = Bóg mój jest pełnią). Rozumiesz, że ich syn dla nich samych jest niewypowiedzianą łaską. Dlatego otrzyma imię Jan, które – jak już wspomniałem – oznacza: Jahwe jest łaskawy.

Mimo wszystko nie rozumiem dlaczego Pan Bóg nie pospieszył trochę ze swoją interwencją. Zgodzisz się ze mną, że jest w tym coś gorszącego: Bóg kazał sprawiedliwym, dobrym ludziom żyć przez większość życia z poczuciem nieuzasadnionej winy, z piętnem, że są przez innych postrzegani jako grzesznicy. Dlaczego wszystko to nie wydarzyło się przynajmniej trochę wcześniej?

Rozumiem cię, ale na to pytanie nie mogę udzielić ci odpowiedzi. Powiedzieć, że pewne sprawy są tajemnicą i że zna je tylko Bóg, może wydawać się pójściem na łatwiznę i ucieczką od konstruktywnej refleksji. Jednak naprawdę są takie rzeczy, które wie tylko On. I właśnie umieć się na to zgodzić, zaakceptować taką sytuację – oznacza zaangażowanie duchowe człowieka o wiele większe niż to intelektualne.

Ale cała ta sytuacja rodzi jakiś wewnętrzny bunt. Chciałoby się powiedzieć Panu Bogu: nie postępujesz fair play; tak nie będziemy grać. Dlatego dla mnie osobiście niesamowite jest to, że Zachariasz i Elżbieta byli sprawiedliwi do końca i mimo wszystko. Mimo – rozumianej na sposób ludzki – niesprawiedliwości Pana Boga…

Jasne. Tylko że, gdy patrzymy na Ewangelię całościowo, ta niesprawiedliwość okazuje się złudzeniem. Z Ewangelią i z życiem duchowym jest troszkę jak z wędrówką ulicami nieznanego miasta. Gdy idziesz ulicami, możesz łatwo się pogubić, bo nie znasz układu miasta. Trzeba wzbić się w górę, zobaczyć jakiś większy obszar z lotu ptaka, by poznać plan i nauczyć się chodzić we właściwy sposób. Pojedyncze fakty naszego życia mogą gorszyć, mogą być zupełnie niezrozumiałe. Nabierają sensu dopiero z perspektywy czasu. I wtedy zaczynamy rozumieć zamysły Boga… Gdyby Jan Chrzciciel przyszedł na świat wcześniej, kto przygotowałby drogę Jezusowi? Jasne, życie Zachariasza i Elżbiety nie było łatwe. Ale jestem przekonany – gdybyśmy mieli okazję zapytać ich teraz, czy chcieliby, żeby cokolwiek potoczyło się inaczej – wybrali dokładnie taką samą drogę. Dlaczego? Bo tak to wszystko przewidział Pan Bóg. I gdy patrzymy na Ewangelię w całości, jesteśmy w stanie zgodzić się, że była to dobra opcja. Wierz mi, Pan Bóg wszystko nieźle poukładał. Tomasz Merton słusznie przestrzega nas: Wy, którzy Go kochacie, musicie kochać Go jako przychodzącego niewiadomo skąd i odchodzącego nie wiadomo dokąd...

Tylko, że to czekanie na sens jest czasem bardzo trudne.

Pewnie, że tak. Nikt nie powiedział, że Ewangelia jest łatwa…

SCENA W ŚWIĄTYNI

Co tak naprawdę wydarzyło się w świątyni? Jaka była rola Zachariasza jako kapłana?

Aby zrozumieć, co w istocie dzieje się w świętym miejscy Żydów, trzeba choć trochę poznać liturgię tamtych czasów. To ona wyznaczała rytm życia całego sanktuarium, a kolejne modlitwy odmierzały godziny dnia. Wszyscy kapłani izraelscy byli podzieleni na dwadzieścia cztery oddziały, a każdy z oddziałów pełnił swoją służbę przez tydzień. W czasie służby kapłani mieszkali w Jerozolimie, przy świątyni. Po upływie tygodnia wracali do swych domów, a służbę zaczynał następny oddział. Zachariasz przynależał do ósmego oddziału, czyli oddziału Abiasza. Tego dnia, gdy ukazał mu się anioł, na niego wypadła kolej składania ofiary.

Na czym polegała ta ofiara?

Ofiara kadzidła była częścią codziennej liturgii. Składano ją w świątyni rano przed ofiarą całopalną i wieczorem. Zadaniem kapłana było wzniecić ogień i spalić wonności kadzidła w pomieszczeniu przed Miejscem Najświętszym. Cały ten ryt należał do starej tradycji był i starannie kultywowany z pokolenia na pokolenie, gdyż miał swe źródło w przepisach Prawa. W Księdze Wyjścia czytamy: Każdego zaś ranka będzie spalał Aaron na nim wonne kadzidło, gdy będzie przysposabiał lampy do świecenia. A gdy Aaron zapali o zmierzchu lampy, zapali również kadzidło, które będzie spalane ustawicznie przed Panem poprzez wszystkie wasze pokolenia (Wj 30,7-8).

I o tym, kto miał złożyć ofiarę kadzidła, decydowało losowanie?

Tak. Każdy kapłan tylko raz w życiu mógł być głównym celebransem i wejść do pomieszczenia przed Miejscem Najświętszym.

Raz w życiu? Czyli to nie był rytuał, który w życiu kapłana powtarzał się co jakiś czas?

Nie. Zachariasz jest – tak to można określić – u szczytu swej kariery kapłańskiej. To jest dla niego niezwykły dzień. Zresztą – musimy tutaj być wrażliwi na symbole świata biblijnego – to, że na niego padł los, nie jest tylko przypadkiem. Przeciwnie, jest wyrazem woli Bożej. Jest to dla niego niezwykły dzień, ale to co się stanie będzie jeszcze bardziej niezwykłe i przekracza granice wyobraźni człowieka czasów biblijnych.

Zachariasz ma więc wyjątkową okazję stanąć – że tak to powiem – „twarzą w twarz” z Bogiem i prosić Go w swoich intencjach…

Niezupełnie w swoich. Modlitwa Zachariasza nie jest jego prywatną modlitwą. To jest modlitwa liturgiczna: kapłan modli się w intencji całego narodu Izraela, składa ofiarę wraz z wiernymi, których reprezentuje przed Bogiem. Zresztą, jak dodaje sam św. Łukasz, gdy Zachariasz wszedł do świątyni, cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia (Łk 1,10). Możemy sobie wyobrazić, że w czasie gdy Palestyna znajdowała się pod władzą Rzymian, Izraelici modlili się przede wszystkim do Boga Jahwe o wyzwolenie polityczne. Na to wskazywały też oczekiwania mesjańskie: po Jezusie spodziewano się, że jako Mesjasz wyzwoli kraj spod władzy okupanta. Nie jest to zapisane w Ewangelii, ale poniekąd możemy się domyślać intencji tej publicznej modlitwy.

To znaczy, że nie modlił się o syna? Przecież anioł Gabriel powiedział mu: „Twoja prośba została wysłuchana i żona twoja Elżbieta urodzi ci syna”.

Modlił się o syna, ale nie w świątyni. Modlił się o syna całe życie. To była prośba całego jego życia, ale zostanie wysłuchana dopiero teraz… Właśnie teraz, gdy nawet on sam zupełnie nie spodziewa się, że zostanie ojcem. Tak on jak i Elżbieta – mówi Ewangelia – byli w podeszłym wieku. Gdy Biblia mówi tak o kimś, to znaczy, że ten ktoś jest u kresu życia. Może mieć około siedemdziesięciu lat… Myślisz, że człowiek w tym wieku modli się o dziecko? Zresztą, gdyby Zachariasz faktycznie prosił w swej modlitwie świątynnej o syna, to wieści anioła przyjąłby z entuzjazmem. Tymczasem on nie tylko nie spodziewa się zostać ojcem, ale nawet nie wierzy, gdy mu to jest powiedziane wprost.

I znów trudno zrozumieć Pana Boga. Kiedy prosili o syna – nie dostali; kiedy już przestali prosić – dostali…

U proroka Izajasza jest taki piękny i mądry cytat. To są słowa Pana Boga: Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami (Iz 55,8).

KIM BĘDZIE JAN CHRZCICIEL?

Więc kiedy Zachariasz jest w środku i kiedy składa Bogu ofiarę, nagle pojawia się anioł Gabriel. Kapłana ogarnia strach, co zresztą jest zupełnie zrozumiałe… Wtedy zaczyna mówić anioł: obwieszcza wieść, że oto Zachariaszowi narodzi się syn, a kolejne trzy wersety to jakby uroczysta zapowiedź, kim będzie Jan Chrzciciel i jaka będzie jego misja…

Tak naprawdę, jest to najważniejsza część tego opowiadania. Omówimy ją nieco dokładniej. Jeśli przyjrzymy się strukturze całego fragmentu, zauważymy, że słowa anioła umieszczone są dokładnie w samym centrum. To, co znajduje się w centrum, jest najistotniejsze. Pozostałe wersety tworzą jakby ramę tego co w środku, otoczkę opartą na schemacie koncentrycznym (ABCDC’B’A’). Poza tym mamy tutaj silny kontrast: elementy zewnętrzne są narracją, zaś środek stanowi przesłanie, jakby orędzie. Słowa anioła są takim teologicznym sercem całego opowiadania. Temu orędziu autor natchniony nadał formę paralelizmu, czyli struktury opartej na schemacie ABC-A’B’C’. Widzimy, że poszczególne słowa układają się w pary: przed Panem – przed Nim; Duch Święty – duch; Pan – Bóg ich; synowie Izraela – lud doskonały. Od strony literackiej opowiadanie zostało bardzo dobrze przemyślane.










































A
5 Zdarzyło się, że…

7 Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach.
B
8 … pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, 9 jemu przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego ...

10 A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia.

11 Naraz ukazał mu się anioł Pański…
C
13Lecz anioł rzekł do niego: «Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana i żona twoja Elżbieta urodzi ci syna…
 
D

15 Będzie bowiem wielki przed Panem,
wina i sycery pić nie będzie

i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym.

16 Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich;
D'
17 On sam pójdzie przed Nim

w duchu i mocy Eliasza,
żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych – do usposobienia sprawiedliwych,
by przygotować Panu lud doskonały».
C'
18 Na to rzekł Zachariasz do anioła: ja bowiem jestem już starcem i moja żona jest w podeszłym wieku.
 
B'
19Odpowiedział mu anioł: «Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany...

21Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku

22…i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku.

 
A'
23 I zdarzyło się,

24 …potem żona jego, Elżbieta, poczęła.


SŁOWA I MOTYWY ŁĄCZĄCE POSZCZEGÓLNE CZĘŚCI OPOWIADANIA: :


  • A-A’: „Zdarzyło się”; „Elżbieta niepłodna” – „Elżbieta poczęła”.

  • B-B’: „Przed Bogiem”; „Anioł”; „Lud czekał na zewnątrz”.

  • C-C': Słowa Anioła – Słowa Zachariasza (bezpośredni cytat; „żona”).

  • D-D’: Paralelizm motywów.

KOMPOZYCJA OPOWIADANIA O ZWIASTOWANIU NARODZIN JANA CHRZCICIELA (ŁK 1,5-15)


„Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym” (Łk 1,15). Co jest takiego szczególnego w dziecku, które ma się narodzić, że sam anioł ogłasza jego przyjście?

Tego jeszcze nie wiemy w tej chwili. Zrozumiemy to dopiero wtedy, gdy przeczytamy całą Ewangelię. Ale już teraz możemy być pewni, że będzie to niezwykły człowiek. Gdy w Biblii czyjeś narodzenie jest zwiastowane przez Bożego Posłańca, wówczas – nie ma co do tego żadnych wątpliwości – chodzi o niezwykłego człowieka, który w historii zbawienia odegra niebagatelną rolę. Istotnie, Jan jest wielki w oczach Pana i napełniony Duchem Świętym.

Ale dlaczego nie będzie pił wina ani sycery?

Jest to nawiązanie do starej biblijnej tradycji nazireatu. Wspomina o niej Księga Liczb: Gdy jaki mężczyzna lub kobieta złoży ślub nazireatu, aby się poświęcić dla Pana, musi się powstrzymać od wina i sycery, nie może używać octu winnego i octu z sycery ani soku z winogron; nie wolno mu jeść winogron zarówno świeżych, jak i suszonych (Lb 6,2-3). Nazirejczycy to ludzie, którzy całkowicie lub na jakiś czas poświęcali swe życie Panu.

Czyli chodzi o formę życia podobną współczesnemu życiu konsekrowanemu?

Poniekąd tak. Dziś konsekrowany to znaczy poświęcony Bogu. W języku hebrajskim słowo nasir oznacza: poświęcony, oddzielony. W czym wyrażało się takie szczególne poświęcenie życia? Po pierwsze, nazirejczycy nie pili wina ani jakichkolwiek innych napojów alkoholowych, nie spożywali też winogron. Po drugie, nie strzygli włosów. I po trzecie, nie wolno im było zbliżać się do zmarłych. Nawet wówczas, gdy odszedł ktoś bliski z ich rodziny.

Możesz wyjaśnić, co to jest sycera?

Sycera to napój alkoholowy, dość mocny… Robiono go ze zboża, z soku owoców lub z miodu. Być może przypominał trochę dzisiejsze piwo…

Jak żyli nazirejczycy?

Ślub oddania się Bogu mógł złożyć zarówno mężczyzna, jak i kobieta w dowolnym momencie życia. Niekiedy jednak poświęcano Panu dzieci jeszcze przed ich narodzeniem. Były to szczególne przypadki… Na przykład, gdy anioł Pana przyszedł do żony Manoacha, by zapowiedzieć jej narodziny Samsona, powiedział: Oto poczniesz i porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia (Sdz 13,5). Z kolei Anna, matka Samuela, sama obiecała Bogu swego syna, prosząc by Pan oddalił od niej nieszczęście bezpłodności: Panie Zastępów! Jeżeli (…) dasz mi potomka płci męskiej, wtedy oddam go Panu po wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy (1 Sm 1,11). Wiemy, kim byli w historii Izraela Samson i Samuel. W takim kontekście łatwiej nam zrozumieć, że zwiastowanie Jana Chrzciciela i te słowa o winie i sycerze od samego początku zdumiewały czytelników Ewangelii: kim będzie ten chłopak? Jaką misję Bóg mu przygotował, że mówi się o nim tak niezwykłe rzeczy? Przypomnij sobie, te same pytania zaraz po urodzeniu dziecka będą sobie stawiać mieszkańcy całej okolicy: Wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: «Kimże będzie to dziecię?» (Łk 1,66).

Jaką Jan będzie miał misję do spełnienia?

Tego właśnie dotyczy całe proroctwo. Jak już wspomniałem, centralne przesłanie św. Łukasz skonstruował według regularnego schematu, który nazywamy paralelizmem. Zobaczymy teraz, jak interpretować taką strukturę…

A) …przed Panem (gr. enópion tou kyríou) – …przed Nim (gr. enópion autou)
B) napełniony Duchem Świętym (gr. pneumatos hagíou) – w duchu (gr. en pneumati) Eliasza
C) Wielu synów Izraela nawróci do Pana (gr. epi kýrion) – przygotować Panu (gr. kyríō) lud doskonały (gr. laòn kateskeuasménon)

Pierwsza rzecz, o jakiej się mówi: Jan Chrzciciel otrzyma specjalną misję by iść przed Panem. Tu nie ma żadnych wątpliwości, chodzi o Boga Jahwe. Zresztą Łukasz Ewangelista używa tutaj słowa kýrios, które w greckim przekładzie Biblii, Septuagincie, użyte jako imię prawie zawsze odnosi się do Boga. Bardzo interesujące jest za to drugie stwierdzenie. On sam pójdzie przed Nim.

Przed Nim, to znaczy przed kim dokładnie?

No więc właśnie… Zaimek Nim – domyślamy się – również wskazuje na Boga. Podpowiada to także konstrukcja paralelizmu, która łączy w pary korespondujące ze sobą słowa. Te słowa w paralelizmie mają zazwyczaj takie samo albo podobne znaczenie. Zresztą chwilę później autor dodaje: pójdzie… przygotować Panu lud doskonały. Ale z drugiej strony znamy historię Jana Chrzciciela i wiemy, że jego misja poprzedzała dzieło Jezusa. Jan szedł przed Jezusem i zapowiadał Jego przyjście. Jako wybrany przez Pana, jeszcze przed narodzeniem, był wielki przed Bogiem Jahwe, ale wysłany przed Jezusem. Zatem do kogo odnosi się to „przed Nim” w tekście greckim? Do Boga Jahwe czy do Jezusa? Widzisz, św. Łukasz, wprowadzając taką subtelną dwuznaczność w tekście, w bardzo interesujący sposób przygotowuje grunt to tego, co stanie się później na końcu Ewangelii. W delikatny sposób łączy osobę Jezusa z tytułem kýrios, czyli wyznaje: Jezus jest Panem, jest Bogiem. Na razie dość nieśmiało, gdyż jesteśmy dopiero w pierwszym rozdziale Ewangelii. To jest dopiero preludium…

Dalej ewangelista przyrównuje Jana Chrzciciela do Eliasza? Co łączy tych dwóch proroków?
Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym zwrócić twoją uwagę na inne miejsca w Ewangelii, gdzie Jana Chrzciciela utożsamia się z Eliaszem. Jest ich sporo… Przypomnij sobie, jak ubierał się Jan, gdy nauczał na pustkowiu?

Z tego co pamiętam, nosił on odzienie z sierści wielbłąda i skórzany pas. Jadł szarańczę i leśny miód.

Zgadza się, pisze o tym Mateusz Ewangelista (por. Mt 3,4). Teraz przenieśmy się na chwilę dziewięć wieków wcześniej do epoki króla Ochozjasza (854-853 przed Chr.). W Drugiej Księdze Królewskiej czytamy bardzo ciekawe opowiadanie. Pewnego razu wysłannicy królewscy spotkali w czasie swej misji wędrowca, jak się później okazało – męża Bożego; ów mąż powiedział sługom króla kilka niemiłych słów dotyczących najbliższej przyszłości ich pana. Ci, gdy wrócili do domu, dokładnie zrelacjonowali swojemu panu całe to zaskakujące spotkanie. On zaś rzekł do nich: «Jak wyglądał ten człowiek, który wyszedł naprzeciw was i wypowiedział do was te słowa?» Odpowiedzieli mu: «Był to człowiek w płaszczu z sierści i pasem skórzanym przepasany dokoła bioder». Wtedy zawołał: «To Eliasz z Tiszbe!» (2 Krl 1,7-8). Widzisz, św. Mateusz nie wspomina o ubraniach Jana Chrzciciela po to, byśmy znali najnowsze trendy mody panującej wśród ascetów Palestyny za czasów Chrystusa. Ewangelista chce zwrócić naszą uwagę i powiedzieć nam, że Jan Chrzciciel był zapowiadanym wcześniej Eliaszem.

Eliasz był prorokiem, wskrzesił umarłego, działał cuda, rozmnożył chleb, został wzięty do nieba… Bardziej przypomina on Jezusa niż Jana Chrzciciela.

Są inne fragmenty Ewangelii, w których rzeczywiście sam Jezus jest utożsamiany z Eliaszem; opis niektórych Jego cudów, choćby właśnie rozmnożenie chleba, jest bardzo jasnym nawiązaniem do cudów, jakie czynił Eliasz. Pamiętasz, gdy pod Cezareą Filipową Jezus zapytał uczniów, za kogo uważają Go ludzie, ci odpowiedzieli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza (Mt 16,14). Jest tu pewna dwupoziomowość tej idei: raz teksty wskazują na Jana Chrzciciela, innym razem na Jezusa. Niemniej bardzo mocne są słowa Chrystusa, który wprost mówi uczniom: Eliaszem był Jan Chrzciciel. Od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść (Mt 11,12-14).

No dobrze, ale po co właściwie miał przyjść Eliasz? Miał zjawić się powtórnie? Jaka była jego misja?

To samo pytanie postawili kiedyś Jezusowi jego bliscy. «Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?» (Mt 17,10). Jaka była odpowiedź? Jezus odparł: «Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał». Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu (Mt 17,11-13).

Pytanie uczniów jest jasne, ale odpowiedź Jezusa – sam przyznasz – mało klarowna. Jezus raz jeszcze potwierdza, że Jan Chrzciciel jest Eliaszem, ale nie tłumaczy, po co Eliasz miał przyjść powtórnie na ziemię.

My jednak możemy się tego domyślać… Eliasz był niezwykłym mężem Bożym. Królowi Achabowi wiele razy wypominał jego sympatię wobec kultu Baala, w Sarepcie wskrzesił syna pewnej wdowy, modlitwą sprowadził na ziemię ogień z nieba… Na takie znaki nie każdy prorok Izraela mógł sobie pozwolić. Eliasz był wyjątkowy. Jego imię oznacza: moim Bogiem jest Jahwe. Krytykował związek króla Achaba i jego żony Izabel, za sprawą której król odwrócił się od Boga. Czyż w tej roli Eliasz nie jest podobny do Jana Chrzciciela, który ganił Heroda Antypasa za poślubienie Herodiady, żony jego brata, Filipa? Co jest jednak charakterystyczne… Jako mąż Boży miał on szczególny dar: zjawiał się tam, gdzie był potrzebny w sposób zupełnie nieoczekiwany, a po załatwieniu sprawy w jeszcze bardziej nieoczekiwany sposób znikał. Nikt nie wiedział gdzie i kiedy. Można powiedzieć, że był kimś, kogo rzeczywiście prowadził Boży Duch. To było charakterystyczne do tego stopnia, że nawet koniec życia proroka jest zupełnie nieoczekiwany. Pewnego razu, gdy Eliasz wraz z Elizeuszem podróżowali do Gilgal, nagle zjawił się ognisty rydwan z nieba i… zabrał Eliasza.

Słynny rydwan ognia…

Tak. Na ziemię spadł z nieba tylko płaszcz proroka. Jego uczniowie na próżno szukali swego mistrza przez kolejne trzy dni. On nie umarł, on zniknął. A skoro nie umarł, to znaczy, że w każdej chwili znów może się pojawić, podobnie jak nieoczekiwanie zjawiał się za życia… Tak w myśli judaistycznej powoli zrodziło się przekonanie, że Eliasz faktycznie jeszcze raz przyjdzie kiedyś na ziemię. Nastąpi to tuż przed przyjściem oczekiwanego Mesjasza. Przyjście Eliasza ma zapowiedzieć rychłe nadejście Mesjasza. Takie było przekonanie Żydów. Do dzisiaj jest taki zwyczaj, że Żydzi w czasie wieczerzy paschalnej zostawiają otwarte drzwi i jedno wolne miejsce przy stole.

Podobnie jak my, w czasie wieczerzy wigilijnej?

Tak, tylko że u Żydów jest ono przeznaczone dla Eliasza, na wypadek gdyby właśnie miał wrócić. Tę symbolikę można odczytać w taki sposób: gdy zobaczycie Eliasza, to znak, że oto rozpoczyna się długo oczekiwana epoka Mesjasza. Oto nadchodzi Mesjasz… Rozumiesz więc moc słów, które odnoszą się do Jana Chrzciciela: On sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza? Co znaczy, że Łukasz Ewangelista nazywa Eliaszem pierwsze dziecko, które ma się narodzić?

Że drugie zwiastowanie i drugi chłopiec, o którym będzie mowa kilka wersetów później, to nie kto inny jak sam Mesjasz!

A patrząc na późniejsze losy Jana i Jezusa, możemy powiedzieć, że oczekiwania pobożnych ludzi rzeczywiście się spełniły.

Ale wracając jeszcze na moment do kwestii powtórnego przyjścia Eliasza, czy są to faktycznie tylko pobożne przekonania, czy jest w Biblii jakiś fragment potwierdzający takie wierzenia?

Tak, jest jeden jedyny cytat, który zapowiada powtórne przyjście Bożego męża. Pochodzi z Księgi Proroka Malachiasza: Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi izraelskiej przekleństwem (Ml 3,23-24). Teraz rozumiesz, dlaczego także Archanioł Gabriel powie to samo o Janie Chrzcicielu: Pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych – do usposobienia sprawiedliwych?

A zatem kolejne biblijne nawiązanie…

Ale także coś więcej… Nawiązanie nie tylko do Starego Testamentu, lecz także do skarbca tradycji judaizmu. Żydzi byli przekonani także, że tuż przed nadejściem Mesjasza relacje w społeczeństwie i w rodzinie będą przechodzić próbę poważnych kryzysów. W Talmudzie znajdujemy ciekawą wypowiedź. Mówi Rabbi Nehorai: W pokoleniu, kiedy Mesjasz przybędzie, młodzi ludzie będą ubliżać starym, a starzy będą stawać przed młodymi (aby cześć im oddawać); córki powstaną przeciw matkom, a synowie przeciw teściowym. Ludzie będą butni, a syn nie speszy się w obecności ojca (Sanherdin 97a). Co prawda Talmud, jeśli chodzi o słowo pisane, jest późniejszą tradycją w stosunku do Biblii, niemniej – wydaje się – że takie przekonanie było rzeczywiście żywe. Zło, nienawiść między ludźmi i zepsucie stosunków rodzinnych – to miał być inny znak czasu, w którym ma się ukazać Mesjasz. I nagle, gdy on już nadejdzie, wszystko ma się odwrócić. Eliasz, przygotowując drogę dla Mesjasza, skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom. Epoka Mesjasza będzie nową erą. Tam, gdzie dotąd panowała ciemność, odtąd rozbłyśnie światło. Więzi ludzkie zostaną odnowione…



















Ml 3,1
Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów.
Ml 3,23-24
Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi izraelskiej przekleństwem.
 
Syr 48,10
O tobie napisano, żeś zachowany na czasy stosowne, by uśmierzyć gniew przed pomstą, by zwrócić serce ojca do syna, i pokolenia Jakuba odnowić.
Łk 1,17
On sam pójdzie przed Nim w duchu
i mocy Eliasza,
żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom,
a nieposłusznych – do usposobienia sprawiedliwych,
by przygotować Panu lud doskonały



KIM JEST JAN CHRZCICIEL? STAROTESTAMENTALNE ŹRÓDŁA Łk 1,17

Z wykresu, który przygotowałeś, wynika, że w Starym Testamencie jest więcej możliwych źródeł naszego cytatu.

Tak, to prawda. Ale zwróć uwagę, że Stary Testament mówi o odbudowanej relacji, która ma charakter wzajemności. Malachiasz twierdzi, że Eliasz skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom. Tymczasem św. Łukasz cytuje tylko pierwszą część tych słów i ucina cytat w połowie zdania. To jest kolejna zagadka dla biblistów…

A nie powinno być odwrotnie? Dlaczego serca ojców mają się skłonić ku synom? Zazwyczaj to synowie, szczególnie w okresie młodzieńczego buntu, powinni zmądrzeć i przyznać rację swym ojcom. Przecież to sam św. Łukasz przekazuje nam przypowieść o Synu marnotrawnym…

No więc właśnie, dlatego pominięcie części proroctwa jest tutaj bardzo prowokujące. Prowokujące do dyskusji, a na pewno do myślenia… Uważam, że tych spośród czytelników Ewangelii Łukasza, którzy dobrze znali Biblię hebrajską, takie niedopowiedzenie bardzo raziło.

Być może jest tutaj ukryta jakaś symbolika związana z pokoleniami… Może ojcowie to stare pokolenie, które żyje według starego ducha. Natomiast teraz przyjdzie nowe pokolenie… Tylko kto byłby kim?
Niedaleki jesteś od pomysłu, który swego czasu zaproponował niemieckojęzyczny biblista, Alois Stöger. Pokoleniem ojców nazywa on tradycjonalistyczne kręgi żydowskie, zaś pokoleniem synów – nawróconych pogan. W dziele św. Łukasza – przypomnijmy, chodzi nie tylko o Ewangelię, także o Dzieje Apostolskie – tymi, którzy w znacznej większości odrzucili Jezusa, byli Żydzi. Za to poganie, według tego, co czytamy w Dziejach Apostolskich, nie tylko przyjmowali Dobrą Nowinę, ale stawali się przykładem niezachwianej wiary dla starożytnych chrześcijan. Pamiętajmy, św. Łukasz uczestniczył w podróżach apostolskich i wraz ze św. Pawłem głosił Chrystusa wśród Greków. A zatem ogólnie sytuacja wyglądała tak, że ojcowie wiary, Żydzi, buntowali się przeciw nowemu porządkowi, bo w swym zarozumialstwie byli przekonani, że ich zbawienie jest już pewne. Ich ojcem jest przecież Abraham, więc należą do Narodu Wybranego. Wydawało im się, że to wystarczy… Nie! – mówi św. Łukasz. Poganie, to nowi i nieoczekiwani synowie Abrahama, którzy szczerze otworzyli serce na Ewangelię, teraz właśnie oni zdobyli mądrość serc i są wzorem dla wielu Żydów. Serca ojców winny zwrócić się ku sercom synów. W tej perspektywie dość wymownie brzmią słowa, którymi później na pustyni Jan Chrzciciel ganił Izraelitów: Wydajcie więc owoce godne nawrócenia; i nie próbujcie sobie mówić: «Abrahama mamy za ojca», bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi (Łk 3,8).

MILCZENIE – KARA CZY ZNAK?

Ryt liturgii żydowskiej nakazywał, iż po zakończonej ofierze kapłan miał wyjść na zewnątrz i pobłogosławić całe zgromadzenie Izraela. Cały tłum czekał na słowo tego, który przed chwilą stał przed Bogiem. Tymczasem on wychodzi na zewnątrz i… nie może nic powiedzieć.

To było stare piękne błogosławiństwo zapisane jeszcze w Księdze Liczb: Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem. Sam Bóg Jahwe zapewniał Aarona: Tak będą wzywać imienia mojego nad Izraelitami, a Ja im będę błogosławił (Lb 6,24-27). Tak zatem rzeczywiście, cały lud oczekuje błogosławieństwa, a tymczasem Zachariasz nic nie potrafi powiedzieć… Wtedy zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy (Łk 1,22). Mamy tutaj wyraźne nawiązanie do Księgi Daniela. Prorok Daniel też kiedyś pozostał niemy po spotkaniu z Archaniołem Gabrielem. Z drugiej strony milczenie Zachariasza znaczy coś więcej …

Musisz przyznać, że tym razem Bóg zrobił trochę po swojemu. Zachariasz – mówi Ewangelia – nie uwierzył aniołowi, to znaczy, że nie był przygotowany na takie spotkanie. A Bóg i tak wtargnął w jego życie i zrobił co chciał. Co więcej, Zachariasza biedaczka za niewiarę spotkała jeszcze kara…

Nie wiem, czy rzeczywiście była to kara… Z punktu widzenia tradycji Starego Testamentu milczenie Zachariasza, rozumiane jako kara za niewiarę, jest trochę zaskakujące. Może nawet – patrząc po ludzku na kondycję naszej wiary – w jakiś sposób niesprawiedliwe. W opowiadaniach Starego Testamentu, tam gdzie pojawiał się Boży posłaniec, tam zawsze było nieco miejsca na zwykłą ludzką wątpliwość. Biblijni bohaterowie mogli śmiało stawiać mu pytania, ażeby ich wiara się wzmocniła, Bóg dawał zazwyczaj jakiś znak potwierdzający autentyczność widzenia. Prorok Izajasz – jak pamiętasz – radził królowi Achazowi prosić o znak; gdy ten odmawia, Izajasz złości się: więc Pan sam da ci znak. Będzie nim syn (por. Iz 7,10-14). Inny bohater biblijny, Gedeon sam proponuje Bogu dość oryginalny sposób na sprawdzenie autentyczności tego co usłyszał: Pozwól, że położę runo wełny na klepisku; jeżeli rosa spadnie tylko na runo, a cała ziemia dokoła będzie sucha, będę wiedział, że wybawisz Izraela przeze mnie, jak powiedziałeś (Sdz 6,37).

No więc właśnie. A w naszym opowiadaniu Zachariasz ledwo stawia pytanie – „Po czym to poznam?” (Łk 1,18) – a natychmiast spotyka go kara. Nie może mówić. Bardzo mocno nasuwa mi się pytanie: czy człowiek w podeszłym wieku, który ma niepłodną żonę i niespodziewanie dowiaduje się że zostanie ojcem, nie ma prawa zapytać: jak się to stanie? Naprawdę nie ma tu żadnego miejsca na zwykłą ludzką wątpliwość?

Ależ jest. Miejsce na wątpliwości jest przewidziane, bo nasza wiara to nie tyko pewność serca, ale także wiele pytań, na które nie zawsze łatwo jest odpowiedzieć. Pan Bóg ma naprawdę dużo cierpliwości w stosunku do nas. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego…

O to, że sytuacja przerosła Zachariasza?

To na pewno. Myślę, że gdybym ja się znalazł na jego miejscu w tamtym czasie, też nie za bardzo wiedziałbym, co myśleć o całej tej sprawie. Ale tu chodzi o coś jeszcze więcej. Anioł mówi tak: Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i ogłosić ci dobrą nowinę o tym (Łk 1,19). W tych słowach pierwszy raz w całej Ewangelii pojawia się grecki czasownik głosić dobrą nowinę (gr. euangelizo), od którego pochodzi słowo Ewangelia. I tutaj dochodzimy do głębszego sensu. Czym jest Ewangelia? Mówiliśmy o tym poprzednio… Tylko słowem o Bogu?

Nie… czymś znacznie więcej. Jest doświadczeniem żywego Boga w naszym życiu.

Jest obecnością tego, który przychodzi, wita nas w naszym sercu i mówi, że nasze istnienie ma znaczenie. Ewangelia jest zaskakującym spotkaniem, które przemienia całe istnienie człowieka. Słowo, które pojawia się później, musi wypływać z samego doświadczenia Boga. Ewangelia jest najpierw przestrzenią życia, w której prowadzi nas Duch Boży. Później – jeśli doświadczenie to jest na tyle autentyczne, że rodzi w nas pragnienie mówienia dla Jego chwały – wówczas Ewangelią staje się ludzkie słowo. To już nie jest tylko słowo człowieka. Ono w swojej wewnętrznej strukturze zamyka całą Dobrą Nowinę o Bogu.

Jest w tym nieco paradoksu…

Tak, przede wszystkim w tym, że ludzkie mówienie bierze swój początek z milczącej kontemplacji nad tajemnicą obecności Boga w moim życiu. Ludzkie słowo w swej najgłębszej warstwie obejmuje to Słowo, które zostało wypowiedziane przed wiekami i istniało zanim powstał człowiek. By móc głosić Ewangelię, najpierw muszę spotkać Boga. Kto jeszcze nie otworzył się na Boże działanie, ten o Bogu nic nie może powiedzieć. Zna co najwyżej idee i oczekiwania, czyli swoje własne wyobrażenia o Bogu, ale nie jest w stanie powiedzieć nic autentycznego. Nie umie wyznać, kim Bóg jest. Pozostaje niemową wobec Ewangelii.

Jak to nie umie wyznać, kim jest Bóg? Był przecież kapłanem. Biblia nazywa go sprawiedliwym, duchowo – jak się wydaje – był świetnie przygotowany...

Mimo to był człowiekiem Starego Testamentu. Nie jest mu łatwo otworzyć się na nowe drogi, jakimi odtąd Bóg będzie przychodzić do człowieka. Masz rację, Adamie, to był pobożny, sprawiedliwy i świetnie przygotowany kapłan Starego Przymierza. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Ktoś taki milknie i nie umie nic powiedzieć w momencie, gdy pierwszy raz na kartach Łukaszowego dzieła pojawia się słowo o Ewangelii. To na razie przekracza jego możliwości… Nowy Testament, choć zapowiadany i przygotowany przez proroków, jest tak absolutną nowością, że w żaden sposób nie daje się sprowadzić do logiki starej mentalności. Ktoś, kto patrzy ze starej perspektywy, nic nie jest w stanie zrozumieć. Ewangelia Chrystusa jest tak absolutnym novum, że nikt może być gotowym na jej przyjęcie. Ona zaskakuje, gorszy, onieśmiela, każe przemyśleć cały światopogląd…

Zachariasz na jakiś czas pozostał niemy. Rozumiem więc, że nie jest to kara, tylko konsekwencja: on po prostu jeszcze nie był gotów świadczyć o Bogu, który wkroczył z taką mocą w jego życie.

Ale popatrzmy na cały kontekst opowiadania. Gdy za jakiś czas otworzą mu się usta, wyśpiewa Bogu pieśń Bendictus, jeden z najcudowniejszych utworów poetyckich jakie zanotowano na kartach Biblii… To będzie jego cudowne wyznanie wiary.

HISTORIA CZY TEOLOGIA?

Ciekawe jest to, że św. Łukasz, konstruując swoje opowiadanie, zawiera w nim tyle odniesień i aluzji do Starego Testamentu...

Mimo iż św. Łukasz konstruuje swoje opowiadanie na kanwie wydarzeń historycznych, jego główną intencją jest przedstawienie nam nie tyle tego co się stało, lecz przede wszystkim jaki sens ma to, co się stało. Stąd liczne odniesienia i aluzje do wydarzeń Starego Testamentu. W Starym Testamencie było wiele kobiet niepłodnych. O tym już mówiliśmy. Ale jest jedna jedyna para rodziców, o których Biblia mówi wprost, że oboje – podobnie jak Elżbieta i Zachariasz – byli w podeszłym wieku i nie mogli mieć dzieci. Chodzi mi o Abrahama i o Sarę, bohaterów Księgi Rodzaju, pierwszej księgi Prawa. Co więcej, słowa którymi Zachariasz zwraca się do Archanioła Gabriela: Po czym to poznam? (Łk 1,18), to w zasadzie cytat, powtórzenie tego, co Abraham odpowiedział Bogu na wieść o tym, że będzie miał potomka (por. Rdz 15,8). Mamy więc tutaj jasne nawiązanie do Prawa, pierwszej i najstarszej części Biblii hebrajskiej.

A jakieś inne nawiązania?

Zachariasz i Elżbieta ukazani są jako następcy Elkana i Anny, rodziców Samuela. Wystarczy porównać choć kilka wersetów, by zauważyć aluzje…

1 Sm 1,1-2 Był pewien człowiek w Ramataim, Sufita z górskiej okolicy Efraima, imieniem Elkana (…). Miał on dwie żony: jednej było na imię Anna, a drugiej Peninna.

Łk 1,5 Żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta.

1 Sm, 1,3 Corocznie człowiek ten udawał się z miasta swego do Szilo, aby oddać pokłon i złożyć ofiarę dla Pana Zastępów

Łk 1,8-9 Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia.


Tak Jan Chrzciciel, jak i Samuel, syn Anny, byli nazirejczykami, prawda?

Tak. Mamy kolejne bardzo jasne przywołanie bohaterów Starego Testamentu. Z tym, że – zwróć uwagę – tym razem nie jest to już aluzja Prawa. Historia Samuela należy do drugiej części Biblii hebrajskiej, do ksiąg prorockich… Z ksiąg prorockich pochodzi także motyw Eliasza i komentowany wcześniej cytat z Księgi Proroka Malachiasza.

Anioł także pojawia się na kartach Starego Testamentu…

No właśnie. Anioł... Zjawia się nieoczekiwanie. W myśl tradycji starotestamentalnej jest posłańcem Boga i przynosi ludziom nowinę o Bożych postanowieniach, które są zbawieniem (pojawia się czasownik głosić dobrą nowinę).

Czy to, że anioł pojawia się po prawej stronie ołtarza, też ma jakieś znaczenie symboliczne?

Tak. Scena przywołuje na myśl Mesjasza (Ps 110). W Starym Testamencie Archanioł Gabriel pojawia się tylko jeden raz. W Księdze Proroka Daniela. Jego imię oznacza: Bóg okazał swoją siłę. To właśnie on wyjaśni Danielowi tajemnicze proroctwo o siedemdziesięciu tygodniach (Dn 9,21-27), a jeszcze wcześniej wytłumaczył młodemu prorokowi symbole wizji: kozła, barana i róg. Co jest ciekawe? Tak u Łukasza jak i u Daniela archanioł Boży pojawia się w czasie modlitwy liturgicznej (Łk 1,11; Dn 9,20-21); w obydwu księgach osoba, która go widzi, odczuwa strach, a Boży gość uspakaja człowieka tłumaczy, że nie ma czego się bać (Łk 1,12-13; Dn 10,8.12.15); obydwie sceny w Biblii nazwane są wizją. W warstwie gramatyczno-językowej tekstów możemy dostrzec jeszcze więcej szczegółowych powiązań między dwiema księgami, a wszystko to świadczy o jednym: takie nawiązania nie są przypadkiem. Święty Łukasz wprowadził je w sposób zamierzony.

Tylko jaki miał w tym cel?

Nie przypadkowo zwróciłem uwagę na części Biblii, z jakich pochodzą przywołane postacie. Biblia hebrajska dzieli się na trzy części: Prawo (Tôrāh), Prorocy (Nebi’īm) i Pisma (Ketūbīm). Abraham i Sara to przedstawiciele Prawa i początków historii Izraela. Salomon przywołuje czasy proroków, a zatem drugą część Biblii. I wreszcie Gabriel pojawia się u proroka Daniela, w księdze, która pochodzi z trzeciej części Biblii, z Pism. Niektórzy bibliści uważają, że Księga Daniela została napisana na krótko przed narodzinami Jezusa.

Zadziwiające! Jedno krótkie opowiadanie o Zachariaszu i Gabrielu, a zawiera w sobie nie tylko całą Biblię hebrajską, ale także całą historię Narodu Wybranego.

Taki jest artystyczny zamysł ewangelisty. Jego opowiadanie to jakby witraż ukazujący historię narodzin Jana Chrzciciela, w której to mozaice każde jedno szkiełko przywołuje na myśl słynne postacie i ważne wydarzenia z przeszłości. W sumie tworzy się piękny witraż. Teraz popatrz, aby podziwiać piękno witraża, musisz wejść do ciemnej katedry i patrzeć na dzieło sztuki z pewnej perspektywy, z daleka. Tylko tak zobaczysz geniusz artysty. Podobnie rzec ma się z opowiadaniami św. Łukasza… To, w jaki sposób św. Łukasz piszę swą Ewangelię, jest dla nas świetną lekcją jak czytać Pismo Święte. Co nam chce przekazać autor natchniony? To, że cała historia narodu izraelskiego widziana jako całość, odnajduje swój ostateczny sens w wydarzeniu Jezusa Chrystusa. Że wszystko, co się stało do tej pory ma swoje dopełnienie w Jezusie i stało się ze względu na Niego. W Jezusie, w spotkaniu z Nim, człowiek doświadcza tego, że wszystkie wydarzenia, które miały już miejsce i które przyjdą kiedyś, tu, w wydarzeniu Chrystusa, tworzą harmonijną jedność i uobecniają się. Tu jest wszystko: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. To jest wskazówka dla nas: zbliżając się do Biblii, winniśmy prosić Boga o tę łaskę, by bardziej niż co się stało? umieć pytać: jaki ma to sens w świetle Bożych zamiarów?