Bóg w Starym Testamencie

Wilfrid J. Harrington OP

publikacja 26.06.2009 21:02

Jest to fragment książki Rozwój duchowy. Inspiracje biblijne :. Wydawnictwa WAM

Bóg w Starym Testamencie

ŁASKAWY STWÓRCA

Z pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że Bóg w całkowitej wolności postanowił powołać do istnienia wszechświat, rzeczywistość, posiadającą własny charakter i poten­cjał rozwoju. Refren: „A widział Bóg, że były dobre" powtarza się przez całą litanię stworzenia, prowadząc do kulminacyjnej dekla­racji: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre" (Rdz 1,31). Ze względu na czas powstania opowiadania jest rze­czą zrozumiałą, że „świat", uważany za wszechświat, był w rzeczywistości naszym światem, planetą Ziemią. „Jest dobre": tylko Stwór­ca może tak powiedzieć o stworzeniu, ponieważ jedynie Stwórca widzi je w całości. Nie możemy spojrzeć na nasz świat i powiedzieć szczerze: „Jest bardzo dobry". Nie możemy zamykać oczu na to, co według nas dalekie jest od tego, by można je było uznać za dobre. Mamy świadomość, że istnieje niebezpieczeństwo jednostronne­go odczytywania pierwszych trzech rozdziałów Księgi Rodzaju, koncentrowania się wyłącznie na wymiarze antropologicznym. Bóg szanuje całe stworzenie i nie narzuca mu się.
W tekście Księgi Rodzaju „dobry" oznacza celowy. Ale o jaki „cel" chodzi? Musimy przyjrzeć się bliżej Stwórcy i stworzeniu. Uczyniła to Ruth Page[1]. Jej wnioski są wnikliwe i śmiałe. Propo­nuje serdeczną relację pomiędzy Stwórcą a stworzeniem - towa­rzyszenie. Wskazuje również sposób rozwiązania odwiecznego problemu: pogodzenie łaskawego Boga i świata pełnego cierpienia. Nie tylko cierpienia ludzkiego, ale także bólu wszystkich czujących istot.

Możliwość

Bóg jest Bogiem wolności. Szanuje wolność stworzenia, obda­rzając je darem możliwości. W ten sposób pomiędzy Bogiem a stwo­rzeniem zawiązuje się relacja oparta na wolności. Bóg nie działa na podstawie szczegółowego planu. Dopuszcza istnienie różnych możliwości. Rozliczne indywidualne i wolne istoty mają swobodę rozpoznawania własnych możliwości i wyboru własnej drogi. Bóg szanuje wolność stworzenia. Jest Bogiem miłości, a miłość nie chce panować nad drugą osobą. Ewolucja i historia nie rozwijają się zgodnie z Boskim scenariuszem. Świat nie jest zdeterminowany, odlany w ustalonej, sztywnej formie. Nie jest również niezdeter­minowany, pozbawiony jakiegokolwiek planu czy wzorca. Jest ra­czej możliwy do określenia: może naginać się do okoliczności. Tyl­ko w takim świecie jest miejsce dla wolności stworzenia.
W żadnym wypadku nie wynika z tego, że Bóg jest nieobecnym Stworzycielem, który stworzył świat, a następnie oddalił się na olimpijskie wyżyny. Bóg jest Stworzycielem zakochanym w swoim stworzeniu. Nie jest ani „ponad" stworzeniem, ani „w" stworzeniu, ale ze swym stworzeniem. Dla wyrażenia tej prawdy Ruth Page ukuła techniczny termin „pansynteizm" - „Bóg-ze-wszystkim". Na jednym poziomie wyraża on tradycyjne przekonanie, że wszystko i zawsze znajduje się w Bożej obecności. Nowe jest przeświadcze­nie, że Jego obecność nie jest nacechowana dominacją, lecz peł­nym szacunkiem i zachowaniem wolności stworzenia. Ta obecność to towarzyszenie, to obecność łaskawa, zbawcza i przebaczająca. Co za tym idzie, „jeśli Bóg towarzyszy wszelkiemu stworzeniu, to ani w ludzkim, ani w naturalnym świecie nie ma sytuacji pozba­wionej Boskiej wartości, nie ma sytuacji, w której ludzie mogliby postępować tak, jak gdyby Bóg był nieobecny lub niezaangażowany"[2]. A jeśli Bóg jest z nami w sposób pełen szacunku dla naszej wolności, to znaczy, że ludzkie stworzenie obdarzone wolnością może nie zwracać uwagi na tę obecność i może w tę obecność nie wierzyć.
Pansynteizm w żadnym sensie nie zaprzecza transcendencji Boga czy też Jego istnieniu niezależnie od stworzenia. Utrzymuje natomiast, że Bóg nigdy nie zachowuje dystansu czy rezerwy.

[Pansynteizm] zaprzecza, jakoby mieszkanie Boga, miejsce, w któ­rym przebywa, znajdowało się wyłącznie lub po części w odległym niebie. [...] Pansynteizm nie wyobraża sobie Boga patrzącego z cen­trum na peryferie, jak ludzie głodują, są bezdomni i uciskani lub też jak naszej planecie zagrażają ciągle nowe niebezpieczeństwa. Bóg jest obecny przy swoim stworzeniu, zarówno w całym jego cier­pieniu, jak i w jego radości[3].

Świat zwierząt

Poruszając temat cierpienia, musimy wziąć pod uwagę świat przyrody, a konkretniej świat zwierząt. Intrygują nas przepiękne programy przyrodnicze. Fascynują nas zwierzęta. Istnieje jednak ów niepokojący łańcuch żywieniowy. Jeśli istnieją drapieżniki, muszą być także ofiary. Tymczasem cierpienie ofiar (istot ciepłokrwistych) wzbudza bardzo poważny niepokój. Zawsze mieliśmy problem z cier­pieniem w świecie ludzi (którego przyczyną w znacznej mierze są sami ludzie). Zwierzęta kierują się instynktem samozachowawczym. Muszą jeść, a zwierzęta mięsożerne, żeby jeść, muszą zabijać - na­tura ma „krwawe zęby i pazury". Czy tak Bóg zaplanował stworzo­ny świat? Byliśmy tak antropocentryczni (skoncentrowani na czło­wieku) w naszym podejściu do stworzenia, że lekceważyliśmy i nie docenialiśmy znaczenia cierpienia innych gatunków. Jeśli uważa­my, że cierpienie niewinnych istot ludzkich jest zgorszeniem i kwe­stionuje jakiekolwiek wyobrażenie kochającego Boga, to czy ból i cierpienie innych stworzeń nie musi stawiać tego obrazu pod jesz­cze większym znakiem zapytania?
W tradycyjnej teologii Bóg jest Bogiem porządku. Skoro tak, to problem wydaje się jeszcze poważniejszy. Musimy bowiem po­strzegać całe to cierpienie - i tak wielki nieład - jako rezultat Bożego zamysłu, jako część Boskiego planu. Wiara w kochające­go Boga staje się ćwiczeniem w ślepej wierze. Ale jeśli Bóg jest Bo­giem, który dopuszcza różne możliwości i szanuje wolność, jeśli stworzenie jest wolne od kształtującej i kierującej ręki Boga, ist­nieje wówczas perspektywa bardziej obiecującego rozwiązania. Ból i cierpienie nie są Jego wymysłem. Jest to prawdą zarówno w świecie przyrody, jak i w świecie ludzi. Zamieszanie zdarzające się w świe­cie natury nie należy do Bożych planów, ale pojawia się wskutek wykorzystania w sposób wolny możliwości. Bóg jest obecny, ale nie jest odpowiedzialny, gdy lew powala na ziemię swą zdobycz lub gdy uzbrojony człowiek uśmierca ofiarę. Wszystkie stworzenia, nie tyl­ko ludzie, żyją w obecności Bożej. Jest tak, ponieważ wolności Boga nie da się oddzielić od Jego miłości. Tradycyjnie większy nacisk kładziono na wszechmoc Bożą niż na Jego nieskończoną miłość. Bóg faktycznie jest wszechmogący - ale nie nadużywa swej wła­dzy. Jest rzeczywiście Bogiem mocy - ale nigdy nie jest Bogiem przemocy. Jeśli ktoś właściwie czyta Pismo Święte, dostrzega z za­dziwiającą, a zarazem pocieszającą jasnością, że Bóg jest po prostu Bogiem Miłości. Choć, jak na ironię, autor 1 Listu św. Jana jest wyjątkowo wybiórczy w swej miłości, trafia w samo sedno jedno­znacznym stwierdzeniem: „Bóg jest miłością" (1 J 4, 8).

Cel

Skoro Bóg stworzył świat w sposób wolny i zawsze jest ze swym stworzeniem, to niewątpliwie posiada ono zamierzoną przez Boga celowość. Jak się ona realizuje? Otóż dzieje się tak w chwilach, w których dochodzą do głosu wolność i miłość. W takich momentach występuje harmonia pomiędzy Bogiem a stworzeniem. Ruth Page poczyniła niezwykle trafne i teologicznie śmiałe spo­strzeżenie:

Bóg jest wieczny i wierzę, że gdziekolwiek wystąpiła harmonia pomiędzy Bogiem a stworzeniem, zaangażowanie Boga sprawiło, że moment ów również stał się wieczny. [...] Z drugiej strony sąd Boży polega na tym, że chociaż relacja z każdym stworzeniem istnieje zawsze, to gdy brak harmonii, czyli gdy brak wyrzeczenia się tra­wiącego nas egoizmu, wówczas nie przynosimy owoców. Takie momenty podlegają sądowi i odchodzą w wieczne zapomnienie[4].

To ma sens - całościowy sens. Dobro zawsze pochodzi od Boga i dlatego jest trwałe. Zło natomiast znika w swej własnej nicości. Przypomina to stwierdzenie św. Tomasza z Akwinu, że zło jest bra­kiem dobra, malum est privatio boni.

Potrzeba Boga

Dzieło stwórcze Boga jest wolnym aktem. Bóg absolutnie nie potrzebował ani wszechświata, ani ludzkości. A jednak powołał nas do istnienia. W rezultacie można powiedzieć zgodnie z prawdą, że ludzkość jest Bogu niezbędna - niezbędna w tym znaczeniu, że Boże dzieło musi mieć sens. Stworzenie świata nie było kaprysem. Bóg podszedł do niego z całą powagą. W tym leży nasza nadzieja i na­sza pewność. Bóg stworzył nas dla siebie, powołał nas do tego, byśmy byli Jego dziećmi. Teraz czeka na naszą odpowiedź. On nas potrzebuje, potrzebuje, byśmy poznali, że to my Go potrzebujemy. Gdyby Bóg nie był Tym, kim jest, lepiej by sobie z tym poradził! Stworzyłby istoty, które nie mogłyby nie uznać swej zależności i nie okazywać bezgranicznej wdzięczności swemu Stwórcy. Nasz Bóg nie ma czasu dla niewolników. Jego jedyną bronią jest miłość. Jego dzieci będą Jego dziećmi albo z wyboru - albo wcale. Tylko taki Bóg, jak nasz Bóg, mógł powołać do istnienia stworzenia, które mogą się ośmielić powiedzieć „nie" swemu Stwórcy[5].
Bóg jest Stwórcą całego wszechświata. Wprawdzie my, ludzie, z Bożą pomocą rozpoznajemy swoje miejsce w Jego planie, ale mamy tendencję do nadmiernego skupiania się na sobie. Czy nie byliśmy skłonni sądzić, że uwaga Boga koncentruje się niemal wyłącznie na nas? I w naszym malutkim zakątku ogromnego świa­ta zachowywaliśmy się i nadal zachowujemy się tak, jak gdyby wszystko inne na naszej planecie miało służyć wyłącznie naszej korzyści i być do naszego użytku. Potrzeba nam spojrzenia pokorniejszego, to znaczy bardziej realistycznego. Pokora oznacza prawdę.

BÓG WIERNY

W tradycyjnej teologii Bóg jest Bogiem niezmiennym. Ta do­mniemana niezmienność Boga ma być może jakiś sens w kontek­ście greckiej metafizyki. Nie przystaje natomiast do aparatu poję­ciowego teologii biblijnej. Jahwe Izraela, Abba Jezusa nie jest Arystotelesowskim Nieporuszonym Poruszycielem, lecz Bogiem Abrahama i Mojżesza. Bóg naszej wiary nie jest Bogiem greckim, lecz Bogiem Izraela, który jest Abba dla naszego Pana, Jezusa Chry­stusa. Niestety, naszą teologię zdominował Bóg grecki. Cechuje Go olimpijski spokój, dystans, nieubłagana logika, niewzruszoność, cał­kowity brak poczucia humoru oraz drażliwość na punkcie swojej Boskości. Bóg Izraela jest wyjątkowo nielogiczny, bliski, może zmie­niać zdanie, kiedykolwiek zechce, cierpi przez swój lud, wraz z nim i dla niego i nie jest zbyt zainteresowany szukaniem dla siebie uspra­wiedliwień. Oto Bóg! Bóg Objawienia biblijnego nie stoi daleko od swego stworzenia. Jest Bogiem pełnym pasji, zakochanym bez reszty w dziele swych rąk. Przez całą Biblię przewijają się żywe ob­razy antropomorficzne, które sprawiają, że Bóg jest dla nas realny i nam bliski.
Teologia apofatyczna - via negatwa (naprawdę możemy powie­dzieć jedynie, czym Bóg nie jest) - ma swoje dobre strony. Stosowa­na we właściwej mierze jest zbawienna, przypomina nam bowiem o tym, że nigdy nie możemy poznać rzeczywistości Boga. Ale nie możemy się do niej odwoływać za cenę zamazania obrazów biblij­nych. Pisarze starotestamentalni - spośród których wielu było po­etami - byli całkowicie przekonani, że ich Bóg jest prawdziwym Bogiem. Chociaż nie znali tego pojęcia, to ich Bóg był niewątpliwie Bogiem transcendentnym, nigdy jednak nie trzymał się na uboczu. Ich przekonania streszczał ulubiony tytuł Deutero-Izajasza: Święty Izraela - transcendentny Bóg, troszczący się o swój lud. W tym wła­śnie tkwi istota sprawy. Nasz Bóg nie jest Bogiem odległym. Jest Bogiem odczuwającym i kochającym. Jeśli tak pojmował Boga Izra­el, to co z Bogiem, który przez Jezusa z Nazaretu, wszedł w tak pełny sposób w naszą historię? W Jezusie, „który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty" (Hbr 1,3) dostrzegamy oblicze na­szego Boga. Bóg jest Deus humanissimus - Bogiem do głębi ludz­kim. Genialnym paradoksem Schillebeeckxa jest definicja Boga zgodna z treścią słowa Abba, którym nazywał Boga Jezus.

Łaskawy Stworzyciel

Bóg jest łaskawym Stworzycielem. Nasza dzisiejsza wiedza na temat niewiarygodnej wręcz wspaniałości stworzenia znacznie wykracza poza tę, którą dysponowali pisarze biblijni. Coraz bardziej uświadamiamy sobie bezkresny ogrom wszechświata - ogrom, któ­rego nie jesteśmy w stanie ogarnąć swoją wyobraźnią. Bóg doko­nał dzieła stworzenia z prawdziwie Boskim brakiem umiaru. Gro­za, jaką budzi w nas nieogarniony bezmiar wszechświata, napełnia nas również grozą w obliczu Stwórcy. Istnieje jeszcze większy cud. Jest nim pewność, że Wszechmocny Stwórca, mający cały, nieskoń­czony niemal wszechświat w zasięgu swego wzroku, tak bardzo troszczy się o ludzi na naszej niewielkiej planecie: „Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym - syn człowieczy, że się nim zaj­mujesz?" (Ps 8, 5). Bóg otacza nas Boską opieką. Nie jest to tylko nasza pociecha - jest to miara prawdziwej Boskości naszego Boga. Psalmista uchwycił i wyraził łaskawą wielkoduszność Stwórcy, wy­krzykując o stworzeniu ludzkości tonem pełnym respektu: „Uczy­niłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich" (Ps 8, 6).
Bóg Biblii, Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, jest Bogiem szalonym (1Kor 1,18-21). Dając nam wolność, Bóg zdecydował się na ryzyko i trwa niewzruszenie w tym postanowieniu. Bóg nie jest, na całe szczęście, Nieporuszonym Poruszycielem. Nie jest je­dynie Stworzycielem. Jest Rodzicem. Na tym polega Jego Boska sła­bość. Który kochający rodzic mógłby kiedykolwiek, z jakiegokol­wiek powodu odrzucić swoje dziecko? Łaską udzieloną człowiekowi nie jest to, że jesteśmy Bożymi stworzeniami, ani nawet nie to, że jesteśmy obrazem Boga. Ostateczne szaleństwo Boga, rozgłoszone przez Objawienie chrześcijańskie, polega na tym, że jesteśmy dzieć­mi Boga. Oto prawda chrześcijaństwa - ale musi ona dotrzeć do całej ludzkości.

Odpowiedź

Człowiek powinien dać Bogu odpowiedź na Jego miłość. Jest rzeczą osobliwą, że w Starym Testamencie spotykamy niewiele wy­raźnych odniesień do ludzkiej miłości względem Boga (a jeszcze mniej w Nowym Testamencie). Możliwe, że odpowiedź ta jest z gó­ry założona. W każdym razie Księga Powtórzonego Prawa z całą ja­snością, jakiej można by oczekiwać, stawia zobowiązanie:

Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym. Bę­dziesz miiował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. (Pwt 6, 4-5)

To wezwanie do miłości stało się początkiem Szema („słuchaj"), codziennej modlitwy dorosłych Żydów. Kontekst kładzie nacisk na to, co Jahwe uczynił dla Izraela: podkreśla stosowność odpowie­dzi. Ponieważ Boża miłość jest totalna, odpowiedź miłości musi również dążyć do totalności. Letnia odpowiedź to coś poważniej­szego niż tylko niewdzięczność. To przyznanie się, że nie poznało się jeszcze Miłości.

A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie Pan, Bóg twój ? Tylko tego, byś się bal Pana, Boga swojego, chodził wszystkimi Jego drogami, służył Panu, Bogu twemu, z całego swojego serca i z całej swej duszy. (Pwt 10, 12)

Pobrzmiewają tu już słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana: „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania" (J 14,15). Miłość Boga ku nam nie jest sentymentem: jest miłością czynną i skuteczną. Nasza odpowiedź nie może ograniczać się do słów; musi wyrażać się w służbie. Bóg oczekuje, że będziemy służyć sobie na­wzajem. Chce, by nasze postępowanie miało w sobie coś z Bożej mi­łości - by było otwarte, delikatne, wrażliwe na potrzeby innych, by dawało im przestrzeń do rozwoju. Odpowiedź wyraża się też w kul­cie Boga. Jeśli jest miejsce na kult, to tym bardziej jest miejsce na służbę. Kult bez służby jest fikcją - to teza, którą gwałtownie wysu­wali prorocy Amos, Ozeasz i Izajasz (np. Am 4, 4-5; 5, 21-24; Oz 6, 1-6; Iz 1,11; 29, 13). Można dodać, że kult nie powinien być ostentacyjnie ceremonialny. Uroczysta powaga jest potrzebna, lecz jeszcze bardziej potrzebujemy radości. Potrzebujemy wreszcie świa­domości, że Bóg „nie zajmuje się sprawami ważnymi po ludzku".

BÓG ZBAWIENIA

Mamy świadomość walki odbywającej się w naszym świecie. Doświadczamy walki, która ma w nim miejsce. Wyobrażamy so­bie, że Bóg i zło zwarli się w boju. Nic w naszym świecie nie daje nam pewności, że to dobro, a nie zło, ostatecznie zwycięży. Wiara w życzliwego Stworzyciela jest dla nas jedynym - i pewnym - źró­dłem takiego naszego przekonania. Nasza skończona egzystencja włączona jest w świat przez Niego stworzony. Naszym przeznacze­niem jest bycie ludźmi po prostu w świecie. Na próżno poszukiwa­libyśmy zbawienia poza naszą stworzoną egzystencją. Jak powie­dział Edward Schillebeeckx:

Świat i historia ludzka, w których Bóg chce dokonać zbawienia mężczyzn i kobiet, są podstawą całej rzeczywistości zbawienia: zba­wienie zaczyna się tutaj. [...] W tym sensie prawdą jest, że nie ma zbawienia, nawet religijnego zbawienia, poza ludzkim światem[6].

Chrześcijańskie zbawienie jest zbawieniem ludzi i dla ludzi - dla mężczyzn i kobiet z krwi i kości. Celem zbawienia jest stworzenie wolnego społeczeństwa wolnych istot ludzkich. Zbawienie nie jest, i nigdy nie miało być jedynie zbawieniem „dusz". Chodzi w nim o uzdrowienie, przywrócenie integralności osobie. Obejmuje ono i dotyczy społeczeństwa i świata natury. Posiada wymiar eschato­logiczny, społeczny i polityczny. „Wiara w Boga jest wiarą w Jego absolutną zbawczą obecność pośród mężczyzn i kobiet w ich histo­rii. [...] Nie ma sytuacji, w której Bóg nie mógłby być blisko nas i w której nie moglibyśmy Go znaleźć"[7]. Zbawienie rozumiano na tyle różnych sposobów, nieraz błędnie. Z pewnością nie może ono oznaczać, że jest się chronionym przed własną skończonością i tym wszystkim, co owa skończoność z sobą niesie. Zbawienie oznacza, że tu i teraz staramy się być ludźmi - w obliczu cierpienia i nieunik­nionej śmierci. Inaczej bowiem Jezus nie byłby pełnym człowiekiem, za jakiego uznaje Go nasza wiara.

Bóg i grzech

W Księdze Rodzaju, w rozdziałach od szóstego do dziewiątego (historia potopu) stajemy wobec języka mitu: uniwersalna prawda wyrażona w sposób symboliczny. Paradygmat ów zachowuje nie­przemijającą doniosłość w całej Biblii. Bóg jest nieograniczoną miłością, miłosierdziem i przebaczeniem. Pragnie On zbawienia wszystkich. W rzeczywistości Bóg nigdy nie mógłby zesłać potopu, by zniszczyć nie tylko ludzkość, lecz także wszelkie życie na ziemi. Bóg jest Stworzycielem i źródłem życia, podtrzymującym je w ist­nieniu; nie zajmuje się niszczeniem. Księga Mądrości wyraża to trafnie: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie był­byś tego uczynił" (Mdr 11, 24). Ale... czy to znaczy, że Bóg jest obojętny wobec grzechu i zła? Z pewnością nie. W tym miejscu nasza ograniczona zdolność pojmowania napotyka paraliżującą trudność. Jak można przedstawić Boskie miłosierdzie, nie sprawia­jąc fałszywego wrażenia, że Bóg ignoruje grzech jako rzecz ubocz­ną? Przybliżamy się do odpowiedzi na to pytanie, gdy pojmujemy, że grzech nie jest, i nie może być, znieważeniem bezpośrednio Boga. Grzech, niezależnie od tego, jaką przybiera formę, jest zniewagą Bożego planu dla stworzenia. Grzech jest zdradą naszego człowie­czeństwa. Można również popełnić grzech wobec środowiska na­turalnego. Niszczenie świata jest grzechem. My, ludzie, zgrzeszyli­śmy również przeciwko zwierzętom, współmieszkańcom naszej planety.
Jeśli już mamy mówić o Bogu, musimy posługiwać się pojęcia­mi ludzkimi. Niestety, grozi nam dosłowne rozumienie naszych antropomorfizmów. Możemy stracić z oczu fakt, że mówiąc o Bo­gu, używamy zawsze języka analogicznego. Możemy formułować, i formułujemy, twierdzenia na temat Boga, które mają dla nas sens. Zbyt często jednak zapominamy, że nie znamy i nie możemy po­znać Boga samego w sobie. Mogę powiedzieć zgodnie z prawdą, że Bóg jest Bogiem kochającym. Mówiąc to, opieram się na swym doświadczeniu miłości ludzkiej. Nie mamy wprawdzie pojęcia o rzeczywistości miłości Boga, mimo to nasze stwierdzenie nie jest po­zbawione znaczenia. Można też powiedzieć, że Bóg jest sprawie­dliwy. Nasze doświadczenie sprawiedliwości jest również doświadczeniem ludzkiej sprawiedliwości: kara powinna odpowiadać wy­stępkowi. W tym miejscu popełniamy bardzo poważny błąd. Spra­wiedliwy Bóg zostaje sprowadzony do naszego poziomu. Następ­stwem tego nieporozumienia było wyobrażenie Boga, który skazu­je grzeszników na karę piekła - i słusznie! Obiektywnie mówiąc, brzmi to jak bluźnierstwo. Błąd polega na tym, że to, co można bez zarzutu uznać za sprawiedliwość na poziomie ludzkim, przyjmuje się za wystarczające w świecie Boga. Rozważmy następujące zda­nie: Bóg jest Bogiem sprawiedliwym, który obchodzi się z nami uczciwie. Biorąc pod uwagę ludzkie standardy, jest to nienagan­ne. Ale... czy ktokolwiek z nas chce być traktowany przez Boga uczciwie! Czy pragniemy tego, by Bóg postępował z nami tak, jak naprawdę na to zasługujemy? Oczywiście mamy nadzieję, że zosta­niemy potraktowani z miłością i miłosierdziem. I tak właśnie Bóg nas traktuje - ponieważ Boska sprawiedliwość jest miłością.
Pozostaje nadal problem zła i grzechu. Nie możemy zgodzić się z tym, że nasz Bóg jest obojętny. Musi być jakaś równowaga dla przedziwnego Bożego miłosierdzia. Istnieje więc pojęcie „gniewu" Boga. Idea Boga oscylującego pomiędzy gniewem a miłosierdziem jest niefortunną ludzką próbą znalezienia równowagi tam, gdzie, według Bożych kryteriów, nie należy jej szukać. Zadajemy pytanie: Jak można pogodzić miłosierdzie Boga z Jego sprawiedliwością? Pytanie to jest źle postawione. Pierwszy chrześcijański teolog po­stawił sprawę właściwie: „Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądro­ści świata? [...] To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi" (1Kor 1,20. 25). Zbyt wielu późniejszych teolo­gów zrozumiało go źle. Zgódźmy się na „nieprzewidywalnego" Boga.
Oto, co mamy na pociechę: ten szalony Bóg jest zdecydowany, by cierpliwie znosić swoje niesforne dzieci. Niestety, Bóg zauwa­żył, że myśli i skłonności ludzi były przewrotne. Postanowił jednak, że „już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię". Ostatnie sło­wo będzie należało do Boga, gdyż jest On Bogiem zbawienia, a zba­wienie człowieka polega na tym, by stać się w pełni człowiekiem. A to znaczy również stać się prawdziwym dzieckiem Boga.

Łaskawość Boga

Nic się nie ukryje przed wzrokiem Boga. Jakże często stwierdze­nie to uważano za represję czy groźbę. Zupełnie inna była perspek­tywa Jezusa. „A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 4- 6. 18). „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego, że jest uczniem, zaprawdę powia­dam wam, nie utraci swojej nagrody" (Mt 10, 42). Bóg faktycznie przygląda się nam uważnie - ale po to, by zwrócić uwagę na każdy nasz dobry uczynek. Nasze dobre czyny nie mają metek z ceną, nie istnieje „zasługa" w tym sensie. Tym, co jest znacznie ważniejsze, jest „wynagrodzenie": hojne uznanie ofiarowane nam przez hojnego Boga. Bóg nie przeoczy ani nie zlekceważy żadnego z naszych do­brych czynów. Nie powinno nas to dziwić, gdyż gdziekolwiek po­jawia się dobro, pochodzi ono od Boga. Jest bardzo wiele osób, które czują, że nie znają Boga, a które mimo to dają świadectwo o Nim, czyniąc dobro. Być może nie znają Boga, ale Bóg zna je i cieszy się z nich.
Dla kogoś, kto twierdzi, że zna Boga, jest niezwykle ważne, by Bóg, którego zna i wyznaje, był prawdziwym Bogiem. Jeśli poznałem i do­świadczyłem łaskawości Boga, nie tylko z łatwością rozpoznam, ale także stanowczo odrzucę wszystko, cokolwiek tłumi lub przyćmie­wa Jego łaskawość. Wymaga to ode mnie, bym ośmielił się uznać Boga w Jego nieskończonej miłości, miłosierdziu i przebaczeniu.
W naszym świecie zbawienie leży wciąż w sferze nadziei. Mo­żemy wierzyć, że zbawienie świata zostało dokonane. Nasze do­świadczenie, zarówno osobiste, jak i dotyczące całego świata, stale przypomina nam, że w praktyce wielka jego część wciąż jesz­cze jest nieodkupiona. Posłuchajmy św. Pawła: „Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując [przy­brania za synów] - odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni" (Rz 8, 22-24).



Przypisy:

[1] R. Page, God and the Web of Creation, London 1996
[2] Tamże, s. 49
[3] Tamże, s. 43-44
[4] Tamże, s. 64
[5]W odniesieniu do Bóstwa notorycznie pojawia się problem posługiwania się wyłącznie rodzajem męskim. Kłopot sprawia zaimek (w języku polskim także for­ma rzeczownika, czasownika oraz przymiotnika - przyp. tłum.). Na obecnym etapie rozwoju języka nie można go konsekwentnie pomijać. Realistycznie rzecz ujmując, musi to być zaimek „On". Oczywiście mamy pełną świadomość tego, że Bóg nie jest rodzaju męskiego ani też żeńskiego, jeśli już o tym mowa.
[6] E. Schillebeeckx, Jesus in Our Western Culture, London 1987, s. 8.
[7] Tamże, s. 7