publikacja 23.11.2009 11:11
Jest to fragment książki Ewangelie :. Wydawnictwa Znak
EWANGELIA WG ŚW. ŁUKASZA
Jak stwierdza egzegeta Josef Ernst, „św. Łukasz bez wątpienia jest wybitnym przedstawicielem tak zwanej teologii narracyjnej"[1]. Ewangelista opowiada tajemnicę Bożego synostwa Jezusa, opisując Jego narodziny. Teologię uprawia się za pomocą opowieści, a nie spekulacji. Św. Łukasz jest wyśmienitym narratorem. Doskonale widać to właśnie w historii dzieciństwa Jezusa. Nie możemy powiedzieć z całkowitą pewnością, jakimi źródłami posłużył się tutaj Ewangelista, ale widzimy, jak mistrzowsko się z nimi obchodzi, jak kunsztownie je porządkuje. U św. Łukasza narodziny Jezusa zazębiają się z historią narodzin św. Jana Chrzciciela, przy czym Jezus góruje nad Janem, który całym swym istnieniem odsyła do Jezusa. Ewangelista ukazuje Jana i Jezusa na zasadzie przeciwstawienia: Jan głosi Sąd Boży, Jezus Dobrą Nowinę o łasce Bożej - Dobrą Nowinę, która raduje każdego, kto ją posłyszy. Św. Łukasz maluje tutaj dwa podwójne obrazy - „jak dyptyk"[2]. Znów ukazuje się jako malarz. Gdy opowiada, widzimy obraz, który kieruje naszą uwagę na ukryty dotychczas wymiar Bożego działania. Pierwszym obrazem są dwa zwiastowania narodzin, drugi ukazuje narodziny św. Jana Chrzciciela i narodziny Jezusa. Obydwa obrazy dopełnia medytacja nad opisanymi wydarzeniami. Po obu zapowiedziach narodzin następują odwiedziny Maryi u Elżbiety. Po opowieści o narodzinach św. Jana i Jezusa Ewangelista umieszcza świadectwo Symeona i Anny o Jezusie oraz opowieść o dwunastoletnim Jezusie w świątyni. W obu obrazach rozbłyskuje tajemnica Nowo Narodzonego. Lud rozwijał Łukaszowy opis narodzin Jezusa. W każdej epoce powstawały nowe wyobrażenia Bożego Narodzenia, które na swój sposób objaśniają tajemnicę Wcielenia. Wszystkie wychodzą jednak od obrazu, jaki poruszające kreśli przed naszymi oczyma trzeci z ewangelistów.
Zwiastowanie Anielskie
Zachariasz, starzec i kapłan, na zwiastowanie przez anioła Gabriela reaguje wątpliwościami. Maryja, młoda niewiasta, prosta dziewczyna z Nazaretu, wierzy słowom anioła. Znów ukazuje się tu przeciwieństwo. W naszym wnętrzu kryją się oba bieguny: wątpliwość i wiara. Ewangelista zachęca nas, żebyśmy, jak Maryja, bardziej ufali biegunowi wiary. Maryja znalazła łaskę u Boga. Bóg raduje się Maryją i zwraca się do niej z miłością. Przyrzeczenie, jakie anioł przekazuje Maryi, dotyczy także nas. Również w nas Bóg ma swe upodobanie. Lecz my nie odpowiadamy na nie. Ona zdaje się na Bożą łaskę: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego" (Łk 1,38). Maryja czuje się tutaj przedstawicielką ludu Izraela. Gdy Izrael odrzucił Bożą wolę, ona spełni ją w zastępstwie swego ludu. Słowa te dowodzą, jakim szacunkiem św. Łukasz darzy Maryję jako kobietę. W odróżnieniu od mężczyzny Zachariasza, Maryja bezwarunkowo zdaje się na słowo Boże i ufa Bogu. Niewiasta staje się reprezentantką całego ludu Izraela. Ponieważ zdaje się na słowo Boże, cały lud dostępuje odkupienia. Wszystko pochodzi od Boga, ale zależy również od ludzi, którzy mogą zdecydować, czy pozwolą Mu działać. Maryja działaniu Bożemu udziela miejsca w swym osobistym życiu. Ma to następstwa dla całej ludzkości.
Scena Zwiastowania przedstawia Maryję jako dziewicę, a przyjście na świat Jezusa opisuje jako narodziny z dziewicy. Egzegeci i teologowie łamali sobie głowę nad tą kwestią. Motyw narodzin świętego męża z dziewicy był znany zarówno w kręgach judaizmu, jak i w hellenistycznej czy egipskiej tradycji. Już Filon z Antiochii, żydowski filozof, uznaje narodziny Izaaka za narodziny z dziewicy. I mówi o ekstatycznym zjednoczeniu duszy z Bogiem[3]. W egipskim kulcie solarnym w nocy z 24 na 25 grudnia uroczyście świętowano narodziny Słońca. Wyznawcy wołali: „Dziewica porodziła, rośnie światło"[4]. Wierzono, że faraon jest potomkiem boga. Wszystkie te elementy egipskiego kultu solarnego i hellenistycznych wyobrażeń boskiego poczęcia upowszechniły się w judaizmie. Stąd św. Łukasz z jednej strony przetwarza żydowską tradycję, z drugiej zaś - odpowiada na tęsknoty Greków. Jego opowieść o Zwiastowaniu pozwala nam zrozumieć dziewictwo rodzicielki Mesjasza, Jego wielkość i Boże synostwo, Jego wieczyste panowanie i poczęcie z Ducha Świętego[5]. Tak jak przesilenie zimowe następuje sześć miesięcy po przesileniu letnim, tak Jezus rodzi się sześć miesięcy po narodzinach św. Jana. Z Jego narodzinami słońce Bożej łaski zaczyna jasno świecić pośród chłodu naszego świata. Już św. Łukasz zapoczątkował dialog między religiami, do którego wzywa wielu współczesnych teologów. Sięgnął do różnorakich nurtów religijnych, by na ich tle tajemnicę Jezusa sformułować w taki sposób, ze ludzie wywodzący się z wszelkich kultur religijnych potrafili zrozumieć, czym Bóg obdarzył ich przez swego Syna.
Wymienione motywy mitologiczne św. Łukasz łączy z ludzkim motywem ufnej wiary, jaka uwidacznia się w postawie Maryi. Maryja staje się prawzorem i przykładem wiary. Zdaje się na słowa, które słyszy od anioła. Wprawdzie jest zlękniona, ale nie zamyka się, lecz rozmyśla nad sensem jego zapowiedzi. Anioł zwiastuje jej poczęcie syna, którego nazywa „Synem Najwyższego" (Łk 1,32). W hellenistycznym judaizmie mistycznym „Najwyższy" jest popularnym określeniem Boga. Anioł wyjaśnia Maryi, w jaki sposób dojdzie do poczęcia: „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego osłoni cię" (Łk 1,35). Sam Duch Święty zapłodni dziewicę. Słowa te nie tylko wyjaśniają narodziny Jezusa z dziewicy, ale też stanowią metaforę naszego życia. Najcenniejszy owoc, jaki możemy wydać, ostatecznie nie pochodzi od nas samych, nie powstaje też dzięki spłodzeniu przez drugiego człowieka, lecz rodzi się za sprawą Ducha Świętego. Maryja, wierząca niewiasta, jest tu wzorem dla chrześcijanina. Poprzez swego Ducha Świętego Bóg chciałby również w nas stworzyć coś nowego. Nie wolno nam zbyt nisko siebie oceniać. Jak Maryja, powinniśmy zaufać Bogu, że potrafi On z nas i w nas sprawić coś wielkiego. „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego" (Łk 1,37). Prawdziwa wiara nie wyznacza Bogu żadnych granic. Bóg wybiera dziewicę Maryję, prostą dziewczynę z Nazaretu, aby możliwe stało się coś, co w tym świecie wydaje się niemożliwe. Wybiera także nas, właśnie z naszą słabością i ograniczonością, by poprzez nas spełniać w tym świecie dzieło zbawienia i uzdrawiania. Chrystus chciałby również w nas przybrać postać. Wymaga to jednak, abyśmy jak Maryja powiedzieli: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego".
Spotkanie Maryi i Elżbiety
Zanim Ewangelista opisze narodziny św. Jana i narodziny Jezusa, opowiada piękną historię o spotkaniu Maryi i Elżbiety. Opowieścią tą łączy narodziny św. Jana z narodzinami Jezusa, a zarazem objaśnia nam sens całego wydarzenia. Maryja jest najbardziej błogosławiona ze wszystkich niewiast, gdyż nosi w łonie samego Pana. Historia spotkania, którą opowiada nam św. Łukasz, ma w sobie coś cudownego. Dwunasto- czy czternastoletnia dziewczyna śpieszy przez góry. Na przebycie całej drogi trzeba było czterech dni. Maryja musiała być już pewną swych sił kobietą, skoro samotnie wybrała się w tak długą drogę. Poruszyło ją doświadczenie Boga, jakie stało się jej udziałem w chwili Zwiastowania. Również Elżbieta doznała poruszenia. Gdy Maryja ją pozdrowiła, niemowlę w łonie Elżbiety nagle podskoczyło. Elżbieta weszła w kontakt ze swą płodnością, z nową istotą, która się w niej rozwijała. I napełnił ją Duch Święty. Stała się prorokinią, która rozpoznała w Maryi tajemnicę jej macierzyństwa. W tej cudownej historii chodzi nie tylko o wydarzenie, które wówczas nastąpiło. Scena ta stanowi prawzór wszelkiego głębokiego spotkania między ludźmi. Każde spotkanie pozwala odkryć w drugim człowieku tajemnicę Chrystusa. Każdy nosi w sobie Chrystusa. Gdy to rozumiemy, również w nas podskakuje dziecko. Odkrywamy tajemnicę drugiego człowieka. I naszą własną tajemnicę. Wchodzimy w kontakt z dzieckiem w nas. By takie spotkanie stało się możliwe, musimy - jak Maryja - powstać i wyruszyć w drogę. Musimy stać na własnych nogach, aby dojść do drugiego. I musimy przejść przez góry - przez góry zahamowań i stereotypów - aby drugiego zobaczyć takim, jaki on rzeczywiście jest.
Elżbieta błogosławi Maryję jako tę, która uwierzyła, „że spełni się obietnica, jaką otrzymała od Pana"[6]. Św. Łukasz jeden jedyny raz w całej swej Ewangelii używa tu słowa teleiosis - „spełnienie". Narodziny Jezusa są spełnieniem wszystkich obietnic, które Bóg dał w Starym Testamencie. Skupiają w sobie wszystko, co Bóg przyrzekł człowiekowi.
W Jezusie Bóg pokazuje, ze uwolni swój lud od wszelkich utrapień, że wskazuje mu drogę życia, że go wybawia z wszelkiego więzienia i leczy jego wszelkie rany. Nie to jest ważne, byśmy wszelką obietnicę łączyli z narodzinami Jezusa, lecz byśmy widzieli w Nim spełnienie całego Pisma Świętego. Elżbieta widzi w Maryi wierzącą - prawzór również dla naszej wiary. Bóg także w nas spełni swe obietnice. Także w nas dokona czegoś wielkiego, gdy jak Maryja zaufamy Jego słowu.
Maryja odpowiada na błogosławieństwo Elżbiety pieśnią pochwalną, której św. Łukasz nadaje taki kształt, że może się ona stać również naszą pieśnią. W Magnificat Maryja objaśnia wydarzenie, którego doświadczyła w chwili Zwiastowania i które spełnia się w narodzinach Jezusa. Maryja reprezentuje tutaj lud całego Izraela, ale jest też głosem wszystkich ubogich i wyzutych z praw, którzy je odzyskują przez narodziny Jezusa. Narodzinami Jezusa Bóg strąca mocarzy świata z ich tronów, a wywyższa ubogich. Teologia wyzwolenia odkryła Magnificat jako pieśń nadziei ubogich. Przedstawicielki feministycznej teologii widzą w niej pieśń wyzwolenia kobiet. Oba ruchy podejmują bardzo ważną intencję Ewangelisty. Albowiem św. Łukasz jest rzecznikiem zarówno ubogich, jak i kobiet. Każdy może zaśpiewać tę cudowną pieśń, sławiąc Boga, który wejrzał również na jego skromną osobę i uczynił w nim coś wielkiego. Magnificat mówi, że Bóg podważył nasze ziemskie miary, pokornych wywyższając, a głodnych nasycając.
Narodziny Jezusa
Zapewne niewielu jest ludzi, których by nie poruszała historia narodzin Jezusa, jaką opowiada nam św. Łukasz. Ewangelista w kunsztowny sposób łączy ze sobą trzy wątki: spis ludności, narodziny Jezusa i anielskie zwiastowanie narodzin Dzieciątka. Egzegeci są dziś zgodni, że nie prowadzono szacunków podatkowych dla całego imperium, a jedynie dla poszczególnych terytoriów. Ewangelista nie referuje jednak historycznych faktów, lecz je interpretuje. Narodziny Jezusa łączy ze światem politycznym cesarza Augusta, by pokazać, że właśnie Jezus jest prawdziwym królem pokoju - ze zbawienie przynosi nie cesarz, jak to przedstawiały niektóre inskrypcje, lecz Jezus, który jako ubogie dzieciątko urodził się w stajence. Jego narodziny w zapadłym zakątku Palestyny mają doniosłe znaczenie dla całego świata. On jest prawdziwym Panem i Zbawicielem. Nie August, który kazał siebie wielbić jako cesarza pokoju, lecz Jezus przynosi prawdziwy pokój. Swą opowieścią Ewangelista poddaje krytyce ideologię władzy cesarskiej, a także teologię polityczną zelotów, którzy nawoływali do bojkotu cesarskiego zarządzenia. Maryja i Józef posłuchali rozkazu cesarza. Obalenie panujących stosunków politycznych nie następuje drogą przemocy i dzięki władzy zewnętrznej, lecz dokonuje się od wewnątrz. W osobie Jezusa Bóg wkroczył w historię. Pokój, który poprzez Jezusa ukazał się w świecie historii, ma historyczne i polityczne następstwa. Chrześcijanie - głosi św. Łukasz - mają w całym świecie krzewić pokój Chrystusa. Historia Jezusa ma dzięki nim oddziaływać na dzieje świata jako siła, która uzdrawia ludzi i ustanawia pokój. Pokój Boży staje się widoczny w historii Jezusa, a dzięki Niemu przenika dzieje świata.
Maryja i Józef wyruszają do Betlejem. „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie" (Łk 2, 6-7). Gospoda, o której pisze tu Ewangelista, to izba w prywatnym domu, w której podróżny mógł spędzić noc. W domu, gdzie zatrzymali się Józef i Maryja, nie było już jednak miejsca. Dlatego musieli się udać do niżej położonego pomieszczenia dla zwierząt. Jezus przyszedł więc na świat w lichej izdebce. Jego narodziny, które nastąpiły w tak nędznych warunkach, są dla Ewangelisty spełnieniem obietnic, jakie Bóg dał swemu ludowi. Wyraźnie widać to w scenie z pasterzami. Żydzi uważali się za pasterski lud. Nowina o narodzinach Jezusa najpierw zostaje ogłoszona pasterzom - jako tym, którzy reprezentują ubogich Izraela. Z pewnością wchodził tu w grę również motyw znany z greckiej mitologii: odnalezienie królewskiego potomka przez pasterzy. Św. Łukasz opowiada swą Ewangelię w taki sposób, ze staje się ona radosną nowiną zarówno dla Żydów, jak i dla Greków - nowiną, która przemawiała do ich duchowości i spełniała ich najgłębsze tęsknoty.
Do pasterzy przybywa anioł Pański. Wraz z nim ukazuje się pasterzom chwała Boga, która ich oświetla. Noc, mrok ludzkiego serca, przeobraża się dzięki Bożemu światłu. Anioł zwiastuje pasterzom wielką radość. Ewangelista używa tu greckiego słowa euangelizomai, które odnosi się do edyktów cesarskich, ale swe korzenie ma również w Starym Testamencie. Bóg ogłasza ludziom swe przesłanie. Św. Łukasz każde słowo dobiera z całą świadomością. Umie przemawiać zarówno do Żydów, jak i do Greków. Dla Żydów staje się oczywiste, że narodziny Jezusa są spełnieniem obietnic Starego Testamentu. Dla Greków słowo euangelizomai ma „antycesarskie ostrze”[7]. Źródłem prawdziwej radości nie są przyrzeczenia rzymskiego cesarza, lecz zwiastowanie narodzin Jezusa.
Zwiastowanie anielskie brzmi: „dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan" (Łk 2,11). By rozjaśnić tajemnicę Jezusa, Ewangelista sięga po trzy pojęcia. Znów są to pojęcia, które przemawiają zarówno do żydowskich, jak i do greckich umysłów. Słowo soter, „Zbawiciel", w Septuagincie odnosi się do działania Boga. W świecie starożytnych Greków i Rzymian zbawicielami nazywano cesarzy, filozofów i lekarzy. Tytuł zbawiciela otrzymał cesarz August. Jezus przewyższa wszystkich ziemskich zbawicieli. Jezus jest Mesjaszem - Pomazańcem Bożym. Wywodzący się z żydowskiego ludu Mesjasz jest prawdziwym Zbawicielem. Mesjasz spełnia obietnice Boże. Wyzwala swój lud od ucisku i poddaństwa. Żydowskie pojęcie „Mesjasz" w Ewangelii św. Łukasza pojawia się w otoczeniu greckich terminów „Zbawiciel" i „Pan". Pojęcia Kyrios, „Pan", Grecy używali w odniesieniu do cesarza. W Septuagincie prawdziwym panem jest Bóg. Jezus jest jednym i drugim: przychodzi od Boga jako Syn Boży, a jednocześnie jest panem, który całemu światu niesie zbawienie i pokój, trwalszy od pokoju, jaki mógłby dać ludziom jakikolwiek cesarz. Kunsztownie łącząc te trzy pojęcia, Ewangelista opisuje tajemnicę Bożego wcielenia w Jezusie Chrystusie. Nie snuje spekulacji, lecz opowieść, która pokazuje, kim jest Jezus. Wolimy słuchać opowieści, niż przysłuchiwać się często niezrozumiałym dysputom teologicznym na temat Bożego synostwa Jezusa. Przejmująca opowieść o Jego narodzinach pozwala nam wyczuć tajemnicę tego Człowieka. Jezus jest w pełni człowiekiem, ale przychodzi od Boga. Jest Zbawicielem, za którym tęskni cały świat. W swej opowieści Ewangelista łączy niebo i ziemię, ludzką tęsknotę i Boże działanie. W taki sposób opowiadając o narodzinach Jezusa, Św. Łukasz wywołuje w nas radość, którą zwiastował anioł Pański. Boskie staje się widoczne i uchwytne dzięki ludzkim słowom.
W opowieści o narodzinach Jezusa po raz pierwszy pojawia się słowo „dziś". Św. Łukasz w swej Ewangelii użyje go siedmiokrotnie. Coś, co wydarzyło się owego dnia, dziś wydarza się dla nas, gdy czytamy Łukaszową opowieść. „Dziś" uczestniczymy w widowisku, które opisuje nam Ewangelia. Spoglądamy na wydarzenie, które Ewangelista odmalowuje słowami. A spoglądając, stajemy się jednością z wydarzeniem, na które spoglądamy. Stajemy się naocznymi świadkami - widzami boskiego widowiska, kiedy podczas liturgii uczestniczymy w jego akcji, by oglądając i uczestnicząc, doznać przemiany. Słowem „dziś" św. Łukasz przemawia do naszych wszelkich tęsknot. Dziś ma się wobec nas wydarzyć coś, co tamtej nocy stało się udziałem pasterzy. Dziś ma się spełnić nasza tęsknota.
Obok anioła zwiastowania pojawia się cały zastęp aniołów, którzy wielbią Boga i śpiewają: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał" (Łk 2, 14)- Narodziny Jezusa połączyły niebo i ziemię. Na wysokościach ukazuje się chwała Boga. A w dole, na ziemi, w Jezusie objawia się pokój Boży. Mamy tu coś paradoksalnego; gdy Dzieciątko rodzi się w stajence, na niebie rozbłyskuje chwała Boga. Na ziemi jej odbiciem jest pokój. Eirene, „pokój", oznacza nie tylko kres wojny i sporu, lecz również zbawienie, które jest dziełem Boga. Hebrajskie słowo szalom nazywa stan, gdy człowiek żyje tak jak powinien. Poprzez narodziny Jezusa Bóg przywraca człowieka do stanu, jaki dla niego zamierzył. Greckie eirene oznacza spokój - spokój duszy. Gdy następuje Wcielenie, człowiek osiąga spokój w swym niespokojnym sercu. Spełnia się jego tęsknota. Eirene oznacza również harmonię. Wszystko ze sobą współgra. W narodzinach Jezusa Bóg i człowiek, niebo i ziemia współgrają ze sobą. Między Bogiem i człowiekiem, między duchem i materią, między aniołami i ludźmi trwa konsonans. Ten pokój - spokój, harmonia - zostaje przyznany ludziom, w których sobie upodobał Bóg. Greckie słowo eudokia oznacza wypływający z miłości ruch Boga ku człowiekowi. Wyraża życzliwość Boga wobec człowieka, a nie tylko Jego „akceptujące upodobanie"[8].
W słowie tym pobrzmiewa Łukaszowa wizja Boga - wizja „nacechowana uczuciowo"[9]. Poprzez narodziny Jezusa Bóg ukazał ludziom swą miłość, by swym czynem miłości wywołać w człowieku wzajemność. Eudokia oznacza, ze Bóg zawsze pozostaje w relacji do człowieka, a przez narodziny swego Syna chciałby pogłębić tę relację.
Na słowa pieśni pochwalnej zastępów anielskich pasterze ruszają w drogę, by zobaczyć Dzieciątko w stajence. Pasterze i Maryja są wzorem dla naszej wiary - wiary, która winna być odpowiedzią na Narodziny jako nawiedzenie ludzi przez Boga. Pasterze znajdują Niemowlę w żłobie - tak jak im obiecał anioł Pański. A ujrzawszy Je, powtarzają słowa, które usłyszeli od anioła. Maryja rozważa je w sercu, by zrozumieć, co się wydarzyło. Nie chodzi tu o intelektualne zrozumienie, lecz o ruch Bożego słowa w ludzkim sercu, o sferę uczuć, w której dokonuje się jasna i trafna interpretacja boskiego działania. W taki sam sposób również my mamy historię narodzin Jezusa rozważać w swym sercu. Mamy ją przemierzać od początku do końca, by nasze uczucie wniknęło w tajemnicę Bożej miłości, która dzięki narodzinom Jezusa wkroczyła w ludzkie dzieje i stała się dla wszystkich widoczna.
Symeon i Anna
Ale nie tylko pasterze i Maryja są wzorem dla wiary, która ma przyjąć Syna Bożego Jezusa Chrystusa. Św. Łukasz sięga po jeszcze inny motyw, popularny zarówno u Greków, jak i u Żydów: motyw sędziwego starca, któremu w późnym wieku dane było przeżyć coś niezwykłego. Ewangelista lubuje się w spotkaniach między ludźmi, które inicjuje sam Bóg. W trakcie takich spotkań tajemnica Boga staje się postrzegalna dla człowieka. U św. Łukasza, Greka, tego rodzaju spotkanie zawsze jest spotkaniem z mężczyzną i kobietą. Mężczyzna i kobieta razem pojmują zdarzenie i rozpoznają w nim działanie Boga. W historii o Symeonie i Annie odnajdujemy nie tylko zasadę ludzkiej dwubiegunowości. Ewangelista ma na uwadze również przeciwieństwo Prawa i Ewangelii, radości i cierpienia, pokrzepienia i bólu, jaki Jezus zgotuje Matce Boskiej. Nie czeka jej beztroska przyszłość. Radości z narodzin Syna, Pomazańca Bożego, towarzyszy ból z powodu doli, jaka Go spotka wśród ludzi. Ewangelista ukazuje tutaj antynomiczność naszej duszy. Również my doświadczamy Boga jako Tego, który raduje nasze serce, ale też pozostaje dla nas niezrozumiały - który budzi w nas sprzeciw i domaga się od nas bolesnej przemiany.
Wypełniając nakaz Prawa Mojżeszowego, Maryja i Józef zanoszą Pierworodnego do Jerozolimy, aby Go poświęcić Panu. Prawo jest jednak tylko przedsionkiem łaski Bożej, która ukazała się w Chrystusie. Podczas tradycyjnego obrzędu dochodzi do nieoczekiwanego spotkania. Ewangelista nie snuje spekulacji na temat stosunku prawa i łaski, lecz wyraża go swą opowieścią. Historia spotkania z Symeonem i Anną poruszyła wiele serc. Orygenes poświęcił jej cztery homilie - tak bardzo był nią zafascynowany. Św. Łukasz opowiada nie tylko o tajemnicy Jezusa, którą Symeon opiewa w swej pieśni pochwalnej. Ukazuje nam Symeona również jako wzór. Symeon jest on symbolem człowieka, który w obliczu bliskiej śmierci potrafi z wdzięcznością spoglądać na swe minione życie. Na łożu śmierci my, chrześcijanie, tak jak Symeon możemy powiedzieć: „Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów" (Łk 2,29-31). Przytoczywszy słowa jego hymnu, Ewangelista opisuje sprzeczność w sercu Symeona - a także w sercu każdego z nas. Jezus jest dla nas pokojem i światłem, ale też mieczem i cierpieniem. Duszę Matki Boskiej ma przeniknąć miecz. Maryja będzie uczestniczyć w Męce Pańskiej. Jezus przynosi nie tylko zbawienie, ale też sąd. Dzięki Niemu wyjdą na jaw ludzkie zamysły. Stanie się widoczne, jak bardzo ludzie zamykają się na Boga. Dzięki temu napięciu pomiędzy światłem i cierpieniem prosta opowieść Ewangelisty nabiera cech tragedii w greckim rozumieniu - tragedii, która miała przemawiać do ludzkich uczuć i prowadzić do ich oczyszczenia.
Obok Symeona staje Anna. Symeona Ewangelista przedstawia jako pobożnego i sprawiedliwego męża, natomiast Annę nazywa prorokinią. Reprezentantem wiary w Łukaszowym rozumieniu nigdy nie może być tylko mężczyzna. Obok mężczyzny Ewangelista zawsze stawia niewiastę, która wyraża inny aspekt wiary w Jezusa Chrystusa. Mężczyznę św. Łukasz opisuje jako sprawiedliwego i pobożnego, natomiast charakter niewiasty przybliża nam, opisując historię jej życia i obecne zajęcie. Znów widzimy tu kunszt pisarza, który stale oscyluje między opisem i opowieścią. Anna ma za sobą trzy stadia życia kobiety: dziewictwo, małżeństwo i wdowieństwo. Służy Bogu w modlitwie. Nie opuszcza świątyni. I jest prorokinią. Widzi głębiej. Widzi, co Bóg uczynił poprzez Jezusa. Dzięki Jezusowi rzeczywistością stało się dla wszystkich odkupienie, za którym tęsknili pobożni Żydzi. Ludzie zostali wyzwoleni ze swego uwięzienia, uwolnieni od swego wyobcowania. Stali się ludźmi wolnymi, jakimi stworzył ich Bóg.
Po spotkaniu z Symeonem i Anną Maryja z Józefem wracają w rodzinne strony - do nazaretańskiej codzienności. „Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim" (Łk 2, 40). Łukasz uwielbia słowo charis, „łaska". Używa go w greckim znaczeniu: „Charis jest czymś, co przynosi radość. (...) Charis jest wdziękiem, powabem, gracją, czymś, co przyjemnie porusza (...) chodzi o coś radosnego i rozkosznego, coś, czym emanują elegancja, piękno i powab. W tym sensie charis jest przejawem typowo greckiego rozumienia życia"[10]. Dorastający chłopiec podobał się każdemu dzięki swej mądrości, swemu pięknu i wdziękowi,
Z idealnym wizerunkiem dorastającego Jezusa przeplata się przeciwny obraz. Jezus nie jest łatwym dzieckiem. Opowieść o dwunastoletnim Jezusie w świątyni ukazuje nam pierwszy konflikt rodzinny. Jezus staje się samodzielny. Nie wraca z rodzicami do Nazaretu. Gdy po trzech dniach poszukiwań Józef i Maryja odnaleźli Go w świątyni, siedział wśród nauczycieli, którym się przysłuchiwał i zadawał pytania (Łk 2,46). W słowach Maryi pobrzmiewa zarzut i ból: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie" (Łk 2,48). Odpowiedź Jezusa, który swym Ojcem nazywa Boga, pozostaje niezrozumiała dla rodziców. W tym miejscu Ewangelii Jezus po raz pierwszy mówi o Bogu jako swym Ojcu. Rodzice muszą zaakceptować te dziwne słowa. Św. Łukasz nie ukazuje nam tutaj idealnego stadła, lecz rodzinę, w której pojawiają się konflikty, jakie wszyscy znamy: rodzice bolejący nad dzieckiem, które jest inne, niżby chcieli, które się od nich oddala, które podąża niezrozumiałą dla nich drogą. Po tym młodzieńczym konflikcie Ewangelista znów ukazuje nam idealny obraz: „Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi" (Łk 2,52). Ideał i rzeczywistość przeplatają się ze sobą. W osobie Jezusa współistnieją dwa bieguny. Również w nas współistnieją dwa bieguny. Tylko w napięciu między bliskością i dystansem, między rozumieniem i nierozumieniem, między wspólnotą i obcością uzyskujemy postać, która podoba się Bogu i odpowiada naszemu wewnętrznemu pięknu (charis).
Historię narodzin Jezusa św. Łukasz ukazuje nam słowami kunsztownej opowieści. Kreśląc te kilka uwag, chciałem zainteresować Czytelnika utalentowanym pisarzem, który umiał przemawiać zarówno do greckich, jak i do żydowskich czytelników swej Ewangelii, który przekraczając granice tradycji religijnych i kulturowych, bezpośrednio porusza ludzkie serca i budzi w nas przeczucie Bożej tajemnicy. Ewangelista nigdy nie koloryzuje. Każdą sytuację opisuje z subtelnym wyczuciem. I opowiada o wydarzeniach w taki sposób, że intuicyjnie dostrzegamy ich głębszy sens. Z powściągliwością i ostrożnością kreśli obrazy, dzięki którym możemy dojrzeć dno boskich tajemnic. Nigdy dosyć wpatrywania się w te obrazy. Gdy wnikamy w opowieść o narodzinach i dzieciństwie Jezusa, ukazują się nam wciąż nowe oblicza Bożej miłości.
Św. Łukasz lubuje się w dwubiegunowej kompozycji scen. Można tu wskazać takie pary, jak Jezus i św. Jan Chrzciciel, Maryja i Elżbieta, Maryja i Józef, Maryja i pasterze czy Symeon i Anna. Podobnie dwubiegunowy stosunek zachodzi na przykład między spełnieniem cesarskiego rozporządzenia a nieoczekiwanym wydarzeniem łaski czy między nakazanym przez prawo oczyszczeniem a rozbłyśnięciem Ewangelii w proroctwie Symeona. Dzięki tej dwubiegunowości opowieść Ewangelisty nabiera dynamizmu. Ale ten narracyjny kunszt Ewangelisty można interpretować również w kategoriach psychologii głębi. Św. Łukasz chce nam powiedzieć, ze musimy sprzęgnąć dwa bieguny naszej duszy, aby mogło się w nas zrodzić coś nowego i aby mógł w nas wzrastać Chrystus. Musimy połączyć animę i animusa, pierwiastek męski i pierwiastek żeński, stare i nowe, prawo i łaskę, zgodność i sprzeczność. Jak Maryja, musimy w sobie rozpoznać wszelkie przeciwieństwa, musimy je dopuścić i zrozumieć. Wtedy Chrystus stanie się dla nas zbawieniem, wtedy uleczy nasze rozdarcie i uczyni nas sprawiedliwymi. Wtedy nada nam postać, która odpowiada pierwotnemu wizerunkowi danemu nam przez Boga.
EWANGELIA WG ŚW. MATEUSZA
Św. Mateusz, inaczej niż św. Łukasz, nie opowiada od razu historii dziecięctwa Jezusa, lecz zaczyna od Jego drzewa genealogicznego. W greckim oryginale czytamy: „Biblos geneseos Jesou Christou”, co dosłownie można przełożyć jako „Księga narodzenia Jezusa Pomazańca". Ewangelista nawiązuje tutaj do Księgi Rodzaju: „Te są zrodzenia nieba i ziemie" (Rdz 2, 4) /Cyt. za: Biblia w przekładzie ks. Jakuba Wujka z 1559. Warszawa 2000./
Formułą tą chce on wyrazić tajemnicę Jezusa. Chce opisać, jak doszło do narodzin Jezusa i jakie mają one znaczenie. Dzieje Izraela rozpoczyna obietnica, którą Bóg dał Abrahamowi: „Przez cie
bie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi" (Rdz 12, 3). Jezus jest spełnieniem dziejów Izraela, a jednocześnie nowym początkiem. Jak na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, tak w Jezusie stworzył człowieka, który jest sensem i celem stworzenia. Jezus spełnia obietnicę, którą otrzymał Abraham: staje się błogosławieństwem dla wszystkich przyszłych pokoleń.
Egzegeci od dawna łamią sobie głowę, kim są cztery niewiasty, które dodatkowo wymienia drzewo genealogiczne Jezusa: Tamar, Rachab, Rut i Batseba, żona Uriasza. Tamar była synową Judy; po śmierci męża czuła się niesprawiedliwie traktowana przez teścia, dlatego przebrała się za nierządnicę, by zajść z nim w ciążę. Rachab była nierządnicą, która umożliwiła Izraelitom podbój Jerycha. Dawna egzegeza uznawała cztery niewiasty za grzesznice. Ujęcie takie nie jest jednak zgodne z intencją Ewangelisty, lecz ma źródło raczej w uprzedzeniach samych egzegetów. Wszystkie cztery niewiasty przybyły z zagranicy. Zatem św. Mateusz już na początku swej Ewangelii sygnalizuje, że Jezus zaakceptował całą ludzkość i również poganom zaoferował zbawienie. Czwórka niewiast przywodzi na myśl Maryję, piątą niewiastę. Również Ona nie powinna się znaleźć w drzewie genealogicznym Jezusa, które podaje wszak Jego linię męską. Ale Ewangelista wymienia także Maryję: z Niej narodził się Jezus, „zwany Chrystusem" (Mt 1,16). Maryja jest piątą niewiastą. Dzięki Niej spełniło się coś, co sygnalizuje już postać czterech pozostałych niewiast. Przez nie Bóg przełamał linię genealogiczną. Zakłócił regularność sukcesji. Widać tu, ze działanie Boga jest zaskakujące - nie kieruje się ludzkimi kryteriami - oraz że Chrystus przyjął i odkupił całą ludzkość, z najwyższymi wzlotami i najgłębszymi upadkami, z wszelkimi drogami i bezdrożami jej dziejów. W Maryi zaskakujący charakter Bożego dzieła osiąga swe apogeum: pośród dziejów ludzkiej doli i niedoli Bóg ustanawia nowy początek. Maryja jest piątą niewiastą. Można to interpretować również symbolicznie: pięciu księgom Mojżeszowym odpowiada pięć niewiast. Piątka jest symbolem Wenus, bogini miłości. Miłość stanowi spełnienie Prawa. Cztery kroki ewolucji prowadzą od świata minerałów do świata roślin, potem do świata zwierząt, wreszcie do świata ludzi. Piąty krok wiedzie do Boga. Dzięki Maryi ludzkość przekracza samą siebie i dochodzi do Boga - gdyż poprzez Nią sam Bóg stał się człowiekiem.
Ewangelista nadał drzewu genealogicznemu Jezusa kunsztowny kształt: składa się na nie po trzykroć czternaście pokoleń. Obie liczby mają symboliczny sens. Trójka symbolizuje doskonałość. Czternastka jest symbolem uzdrowienia i przemiany. W Babilonie czczono czternaście bóstw opiekuńczych. Narodziny Jezusa uwolniły ludzkość od jej rozdarcia i ustanowiły powszechną więź. Wkraczając w ziemski świat, Jezus uzdrowił ludzką historię, która jakże często była historią nieszczęść i niedoli. Pierwsza czternastka pokoleń odpowiada najwyższemu punktowi dziejów zbawienia (Dawid), druga najniższemu (wyjście z Egiptu), wreszcie trzecia - spełnieniu się dziejów zbawienia dzięki przyjściu Jezusa Chrystusa. Jezus Chrystus przekroczył i przemienił wszelkie wzloty i upadki dziejów Izraela.
Po rodowodzie Jezusa Ewangelista w pięciu scenach opisuje okoliczności Jego narodzin i losy Nowo Narodzonego. Znów zasadę kompozycyjną stanowi liczba pięć. Piątka symbolizuje ludzkie spełnienie. Dzięki Jezusowi człowiek, wyobcowany przez grzech, na powrót stał się zdrową i pełną istotą. Opowieść o narodzinach Pana Ewangelista snuje na tle starotestamentowych pierwowzorów: Jezus jest drugim Mojżeszem, w nim spełniły się słowa, jakie Mojżesz skierował do ludu Izraela: „Pan, Bóg twój, wzbudzi dla ciebie proroka spośród twoich braci, podobnego do mnie" (Pwt 18, 15). Św. Mateusz nie tylko opowiada o wydarzeniach, lecz również tłumaczy ich sens, opisując narodziny i pierwsze lata życia Jezusa przez pryzmat dziejów Mojżesza.
Za pierwszą paralelę między Mateuszową Ewangelią i żydowskimi opowieściami o narodzinach Mojżesza, bardzo popularnymi w czasach Ewangelisty, można uznać troskę, jaką Józef okazuje zaręczonej z nim Maryi, na wieść o jej odmiennym stanie[11]. Za pozamałżeńską ciążę w Izraelu groziło ukamienowanie. Józef jest człowiekiem sprawiedliwym. Ale nie należy do ślepych wyznawców Prawa. Jego sprawiedliwość łączy się z miłosierdziem, co dla św. Mateusza jest niezwykle istotnym motywem: gdyby Józef myślał jedynie o wypełnianiu nakazów Prawa, musiałby doprowadzić do ukamienowania Maryi. Ale on stara się oddać sprawiedliwość nie tylko Prawu, lecz i człowiekowi. Reprezentuje faryzejską postawę, która sprawiedliwość wiązała z miłosiernością. Dlatego postanawia skrycie oddalić Maryję, oddając sprawiedliwość zarówno Prawu, jak i narzeczonej. Gdy powziął taką myśl, we śnie ukazał się mu anioł Pański, wyjaśniając, że dziecię, oczekiwane przez Maryję, poczęło się z Ducha Świętego - wydarzenie, którego Józef nie byłby w stanie pojąć swym ludzkim rozumem. W scenie tej Józef jawi się jako przyjaciel Boży, którego anioł Pański wprowadza w tajemne plany, jakie Bóg łączy ze swym ludem. Dziecię, które porodzi Maryja, będzie miało znaczenie dla całego ludu Izraela. Anioł wzywa Józefa, żeby przyjął Maryję do siebie, dzięki czemu jej dziecko, zgodnie z żydowskim prawem, będzie mogło zostać uznane za jego syna.
Potem anioł Pański wyjawia Józefowi tajemnicę Dzieciątka: poczęło się Ono z Boga, z Ducha Świętego. Ale w sensie prawnym za jego ojca zostanie uznany Józef, dlatego właśnie on nada mu imię. Ewangelista objaśnia sens tego imienia słowami: „On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów" (Mt I, 21). „Lud" nie oznacza tu jedynie Izraela, lecz całą ludzkość, zatem również pogan. Jezus jako syn Dawida zakłada nowy lud, który uwolni z więzów grzechu. Już tutaj dochodzi do głosu jeden z najważniejszych motywów Ewangelii św. Mateusza: Jezus nie tylko zapowiada odpuszczenie grzechów, lecz pełnomocnie udziela go ludzkości. Wybawia ludzi od grzechów, które ich uwikłały i odłączyły od wspólnoty z Bogiem.
W Jezusie spełniła się mesjańska obietnica: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami" (Mt I, 23). Z narodzinami Jezusa Bóg ustanawia nowy początek - dla wszystkich ludzi. Pozwala się urzeczywistnić obietnicy, którą ustami Proroków stale przekazywał ludowi Izraela: że wzniesie nowe Jeruzalem, że stare przeminie, a nastanie nowe. Poprzez Jezusa sam Bóg będzie przy nas i z nami. Będzie przy swoim ludzie nie tylko poprzez ziemskiego Jezusa, lecz także poprzez Wywyższonego - przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Narodziny Jezusa rozpoczynają proces zbawczy, który będzie się toczył, aż czas się wypełni. Poprzez Jezusa Bóg przyrzekł nam, że będzie przy nas i z nami zawsze i na wieki. Opowieść o narodzinach Jezusa jest wymownym świadectwem kunsztu, z jakim św. Mateusz łączy początek i koniec. Mowa pożegnalna zmartwychwstałego Chrystusa utwierdza stan, który zapoczątkowały Jego narodziny: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 20).
Tę staranną kompozycję można dostrzec również w opowieści o hołdzie astrologów, którzy padają przed Bożym Dziecięciem na twarz, tak jak w zakończeniu Ewangelii uczniowie padają na twarz przed Zmartwychwstałym, aby mu oddać hołd (proskynein - słowo, którego św. Mateusz używa tylko wtedy, gdy mówi o hołdzie składanym Jezusowi).
Historia o magach ze Wschodu od dawna cieszy się popularnością. Pierwotnie magami byli perscy kapłani, ale też astrologowie, mędrcy, którzy posiadali nadprzyrodzoną wiedzę. Przybysze ze Wschodu ujrzeli gwiazdę. Jak wyliczyli astronomowie, w 7 roku przed Chr. doszło do koniunkcji Jowisza i Saturna w gwiazdozbiorze Ryb. Jowisza uważano za gwiazdę królów, a Saturna za gwiazdę Palestyny, dlatego konstelacja taka pozwoliła babilońskim astrologom na wniosek, że w Izraelu narodził się król. Magowie przybywają do Jerozolimy z pytaniem: „Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski?" (Mt 2,2). Określają Jezusa taką samą formułą, jaka na końcu znajdzie się nad głową Ukrzyżowanego. Znów rozbłyska tu talent literacki Ewangelisty. Mędrcy tego świata rozpoznają w Jezusie żydowskiego króla i składają mu pokłon. Żydzi wydadzą Jezusa w ręce Rzymian właśnie dlatego, ze jest ich królem.
Magowie trafiają do Heroda, urzędującego króla Żydów, okrutnego tyrana, który kazał zgładzić własnych synów, bo ich podejrzewał o zdradę. Mieszkańcy Jerozolimy pokładają nadzieję w nowo narodzonym królu. Potężny władca boi się dziecka. Jest przerażony. Motywy te odnajdujemy nie tylko w legendzie, lecz także u Jana Sebastiana Bacha w jego oratorium bożonarodzeniowym, w którym sopran śpiewa: „Jedno skinienie Jego rąk obala władzę bezsilnych. Wszelka siła zostaje tu wyśmiana". Legenda skupiła się przede wszystkim na postaciach magów, interpretując ich podróż do Betlejem jako symbol naszego pielgrzymowania. Podobnie jak magowie, idziemy za gwiazdą naszej tęsknoty - gwiazdą, która wschodzi na widnokręgu naszego serca. Ona prowadzi nas często krętymi drogami, zanim dojdziemy do celu - do domu, w którym możemy zobaczyć Matkę z Dzieciątkiem, do domu, w którym naprawdę możemy się czuć domownikami. W legendzie magowie stali się trzema królami: młodym, starym i ciemnoskórym. Człowiek musi ze wszystkim, czym jest, udać się w drogę, aby w stajence znaleźć Dzieciątko i złożyć Mu pokłon. Gdy królowie składają Mu pokłon, są u celu swej pielgrzymki, są naprawdę w domu - ponieważ padają na twarz przed Tajemnicą.
Magowie otwierają swe szkatuły i ofiarują nowo narodzonemu Królowi złoto, kadzidło i mirrę. Złoto i kadzidło są nawiązaniem do darów, które wymienia Izajasz (zob. Iz 60,6). Złoto, kadzidło i mirrę w starożytnych czasach składano bóstwu słońca jako dary wotywne. W Jezusie Chrystusie wzeszło prawdziwe słońce, które rozjaśnia mrok ziemskiego świata. Ojcowie Kościoła interpretowali trzy dary magów symbolicznie: złoto odnosi się do Dzieciątka jako prawdziwego Króla, kadzidło do Jego boskiej natury, a mirra do Jego śmierci na krzyżu. W innej interpretacji złoto, kadzidło i mirra są symbolem darów, które mamy ofiarować Jezusowi. Zgodnie z tym ujęciem, złoto oznacza naszą miłość, kadzidło naszą tęsknotę, mirra nasz ból, nasze rany. Nie potrzeba nam wielkich darów: wystarczy, ze zaniesiemy do stajenki to, co zawsze mamy ze sobą: naszą miłość, naszą tęsknotę, nasze rany. Ale mirra symbolizuje nie tylko ból. Jako zioło lecznicze oznacza również uleczenie naszych ran. Gdy naszą rzeczywistość niesiemy przed oblicze Dzieciątka Bożego w stajence, nasze rany zostają uleczone, a nasza tęsknota osiąga swój cel. Miłość jest nie tylko naszym darem: sami również doświadczamy miłości Bożej, która stała się ciałem w Dzieciątku. Dzięki niej możemy w tym obcym świecie czuć się domownikami. Ona obdarza nas, bezdomnych, prawdziwą ojczyzną.
Dwa kolejne epizody - ucieczka Świętej Rodziny do Egiptu i rzeź niemowląt z rozkazu króla Heroda - znów wskazują, ze Ewangelista szuka paraleli między narodzinami Jezusa i narodzinami Mojżesza. Również Mojżesz został uratowany przed prześladowaniami, gdy faraon rozkazał zabić wszystkich hebrajskich chłopców, ponieważ bał się spełnienia przepowiedni astrologów, że narodzi się wyzwoliciel Izraela. Tak samo jak Mojżesz, Jezus musi uciekać i żyć na obcej ziemi, dopóki Bóg nie wezwie Go z powrotem. Izraelici zwykle szukali schronienia w Egipcie, który uważali też za kraj czarnoksiężników. Niektóre pisma żydowskie zarzucają Jezusowi, że w Egipcie nauczył się czarnoksięstwa. Inni autorzy dowodzą, że Jezus przyswoił sobie mądrość Egipcjan, którą połączył z żydowską tradycją. Świat, w którym narodził się Jezus, nie znał spokoju. Mord i gwałt, wygnanie i nędza, intrygi władców należały do codziennych zjawisk. Zmuszony do ucieczki z własnego kraju, Jezus wiódł żywot uchodźcy. W dzisiejszych czasach okoliczność ta zyskała na aktualności. Sytuacja, w jakiej doszło do narodzin Jezusa, pod wieloma względami przypomina naszą. Jezus poznał wszelkie blaski i cienie ludzkiego bytu. Przyjął wszystko - i dzięki temu wszystko mógł odkupić.
Historię dziecięctwa zamyka informacja, że na polecenie anioła Józef powrócił, by osiąść w Nazarecie, niewielkiej miejscowości w Galilei, gdzie obok siebie żyli Żydzi i poganie. Zatem już miejsce późniejszego pobytu wskazuje, że Jezus czuł się posłany przez Boga zarówno do Żydów, jak i do pogan. Św. Mateusz nawiązuje tutaj do słów Proroków: „Nazwany będzie Nazarejczykiem" (Mt 2, 23). Egzegeci nie są zgodni, czy określenie to wiąże się tylko z miejscem zamieszkania, czy też ma może głębszy sens. Zgodnie z najbardziej prawdopodobną interpretacją, „Nazarejczyk" łączył się z hebrajskim nezer („młody pęd"), o którym Izajasz przepowiadał: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści odrośl z jego korzeni" (Iz 11,l). Lud Izraela przypomina ścięty pień. Nie powiodła się jego wędrówka z Bogiem. Lecz Bóg właśnie w chwili gdy ludzie dochodzili do końca, ustanowił nowy początek. Młody pęd, który z woli Boga zakwitnął w Jezusie, odmłodził i odnowił cały ród ludzki. Dla Ewangelisty określenie „Nazarejczyk" oznacza, że Jezus jest prawdziwym Mesjaszem. Św. Mateusz uzasadnił nim, dlaczego wbrew żydowskim oczekiwaniom Mesjasz przybył z Nazaretu: mianem „Nazarejczyk" określano nie tylko Jezusa, lecz również chrześcijan, którzy wyznawali Jezusa jako Mesjasza.
-------------------------------------
Przypisy:
[1] J. Ernst, Lukas. Ein theologisches Portrait Düsseldorf 1985, s.34.
[2] Tamże, s. 35
[3] F. Bovon, Das Evangelium nach Lukas, EKK III, t.I: Einsiedeln 1989, s. 66
[4] Tamże, s. 68
[5] Tamże, s. 69
[6] Tamże, s. 80
[7] Tamże, s. 125
[8] H. Schürmann, Das Lukasevangelium Freiburg 1969, s.115
[9] F. Bovon, Das Evangelium nach Lukas, EKK III, t.I: Einsiedeln 1989, s. 129
[10] E. Schillebeeckx, Christus und die Christen. Die Gechichte einer neuen Lebenspraxis, Freiburg 1977, s. 93
[11] M. Limbeck, Matthäus-Evangelium, Stuttgart 1986, s. 33