Bóg jest realistą

Andrzej Macura

publikacja 20.02.2010 14:05

Stawiać wysokie wymagania, w których wiadomo, że nie zostaną spełnione, czy poprzestać na tym, co możliwe?

Bóg jest realistą Henryk Przondziono Agencja GN Bóg jest realistą, ale często nie jest nim człowiek. Zwłaszcza, gdy tyle tak świetnie mu się udaje.

Klękając u kratek konfesjonału skruszony grzesznik nieraz solennie obiecuje poprawę i autentycznie jest Bogu wdzięczny za okazana łaskawość. Tak to już jednak jest, że zarówno ludzka skrucha jak wdzięczność często podobne są – by użyć słów Psalmisty – do chmur na świtaniu. W gorącym czasie suszy zdają się zwiastować upragniony deszcz, ale w środku dnia, w upalnym słońcu, są już tylko odległym wspomnieniem. Podobnie na historię ocalenia rodziny Noego zdaje się patrzyć autor natchniony w kolejnych rozdziałach Księgi Rodzaju.

Bóg sankcjonuje zło?

Zaczęło się dobrze. Wobec ludzi zdanych na łaskę Stwórcy i będących w Jego panowaniu żywiołów, Bóg występuje z niesłychaną ofertą. To jednostronne zobowiązanie: już nigdy nie będzie globalnego potopu. Potwierdza w ten sposób swoją łaskawość wobec człowieka i całego stworzenia. Bóg Biblii nie jest istotą kapryśną, która darzy człowieka łaskawością czy zsyła na niego kary zależnie od swojego humoru. On zawsze chce dla człowieka jak najlepiej. Nie ma więc potrzeby przekupywania Go podarkami, pustymi rytuałami, przestrzegania przesądów albo chronienia się przed Nim przez magiczne praktyki.

Owa Boża obietnica ma nadzwyczajną rangę. Przymierza między Bogiem z jednej strony, a  człowiekiem i światem z drugiej. Znakiem tego przymierza będzie łuk, który po deszczu rozciąga się na niebie – tęcza. Teologowie nazywają to wydarzenie przymierzem noachickim. Komentatorzy Biblii wskazują zaś na nie jako nowy początek świata. Bo rzeczywiście, to co po potopie nakazuje Bóg, różni się od Jego pierwotnego zamiaru, wyrażonego w dniach stworzenia.

Bóg nie tylko obiecuje, że już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię. Potwierdza, że człowiek ma się rozmnażać i mieć władzę nad ziemią.  Wprowadza jednak pewne korekty. Pokarmem dla człowieka, wedle tego co mówił Bóg szóstego dnia stworzenia, miały być rośliny. Po grzechu sytuacje się zmieniła. Już Abel hodował zwierzęta i raczej trudno przypuszczać, by jedynie żywił się ich mlekiem czy odziewał ich wełną. Ale właściwie dopiero w tym momencie Bóg sankcjonuje to, co się stało. „Wszystko co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm”. Zakazane staje się tylko spożywanie krwi, wedle wierzeń semitów, siedliska wszelkiego życia. Bóg sankcjonuje coś, co wkradło się w życie ludzkie po grzechu, a co nie było Jego pierwotnym zamiarem.

Ulega też zmianie prawo, jakie ma regulować międzyludzkie relacje. O ile, przecież już po grzechu,  Kainowi Bóg obiecał, że nikt nie może przelać jego krwi, bo otrzymałby dziesięciokrotną karę (od Boga), o tyle w tej chwili godzi się na samodzielne wymierzanie przez człowieka sprawiedliwości. „Jeśli kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na podobieństwo Boże”.

Genealogiczny porządek

Autor natchniony musiał lubić porządek. Stąd pewnie jego zamiłowanie do genealogii. Mnóstwo ich w tej części Księgi Rodzaju. Nazywane czasem „tablicami ludów” mają wytłumaczyć, skąd po potopie wzięły się narody czy szczepy zamieszkujące różne zakątki ziemi, jak przebiegały między nimi granice, a nawet kim byli znani z podań bohaterowie. Cały znany autorowi natchnionemu świat zostaje w ten sposób uporządkowany. Wyjaśnia się też tym sposobem sympatie czy antypatie, jakimi darzyły się poszczególne narody. W rozlicznych genealogiach łatwo się pogubić. I chyba nie ma sensu dokładnie ich rozważać, gdyż z perspektywy Bożego planu zbawienia wnoszą chyba tylko tyle, że podkreślają jedność, pokrewieństwo całej rodziny ludzkiej. Jedna związana z nimi historia wydaje się jednak dość ważna. Epizod z synami Noego: Jafetem, Semem i Chamem.

Dalej zgrzyta

Pijaństwo nigdy nie sprzyja zdrowym międzyludzkim relacjom. Tak też było z Noem. Odurzył się winem i nagi leżał w swoim namiocie. Cham nie uszanował nagości ojca. Więcej, powiedział o sprawie swoim braciom. Oni postąpili inaczej. Nakryli ojca nie patrząc na jego nagość. Nie chcieli go upokorzyć. Dlatego po dojściu do siebie Noe przeklina syna Chama, Kanaana. A obdarza błogosławieństwem Sema i Jafeta, których Kanaan ma zostać sługą.

Dla czytelników żyjących podczas zmagań Izraela z innymi mieszkańcami Kanaanu historia ta mogła służyć jako usprawiedliwienie roszczeń potomków Sema wobec potomków Kanaana. Umieszczona w kontekście opowiadania o rozprzestrzenianiu się ludzkiego zepsucia nabiera nowego wymiaru. Oto nawet darzony życzliwością przez Boga, a nazywany wcześniej człowiekiem prawym i wyróżniającym się nieskazitelnością (6,9) Noe, nie jest wolny od przywar. Nie tylko upija się, ale jest także skłonny złorzeczyć tym, którzy skutek jego nieprawości zobaczyli. Więcej, jego przekleństwo ma się skupić na jednym z synów Chama,  Kanananie.  A tekst nie wskazuje, jakoby w całej sprawie odegrał on jakąś rolę.

Wnioski narzucają się same: ludzkość jest skłonna do zła. Pomysł wytępienia nieprawych – przez potop – prowadzi do hekatomby, a niczego w ludzkiej naturze nie zmienia. Bóg zobowiązuje się więc nigdy więcej tego sposobu nie używać. Pozwala też na inne odstępstwa od swojego pierwotnego planu i zobowiązuje się do ich respektowania w noachickim przymierzu. Nie ma sensu stawiać człowiekowi wymagań na tę chwilę niemożliwych do spełnienia. Bóg jest realistą. Będzie szukał innych sposobów naprawienia zepsutej przez grzech Adama natury.

Nazywana przez teologów protoewangelią  zapowiedź z 3, 15, że potomek niewiasty zmiażdży kiedyś głowę węża jest tego bardzo wyraźna zapowiedzią. W historii o synach Noego pojawia się jednak też pewien bardzo interesujący szczegół. Zwrócili na niego uwagę Ojcowie Kościoła. Błogosławiąc Jafeta i Sema Noe wypowiada słowa: „Niech Bóg da Jafetowi dużą przestrzeń i niech on zamieszka w namiotach Sema”. Potomkowie Jafeta to mieszkańcy Azji Mniejszej i wysp Morza Śródziemnego. Semici to Elamici, Asyryjczycy, Aramejczycy oraz przodkowie Hebrajczyków. Gdy pierwotny Kościół zaczął przyjmować do grona potomków Sema – Żydów, także pogańskich potomków Jafeta, czyż w przedziwny sposób to błogosławieństwo się nie spełniło?

Gdyby zaś odnieść tę analogię do współczesności – to jedynie drobna uwaga, nie ma co wyciągać z niej jakichś poważniejszych wniosków – rozważania  mogłoby być jeszcze bardziej zaskakujące. Potomkowie przeklętego przez Noego Chama  to mieszkańcy południa: Egiptu, Etiopii i... Arabii. Dziś, przynajmniej ci ostatni, bardzo wrogo nastawieni do części potomków Sema.

Zbudujmy sobie wieżę

Czy autor Biblii potępiał życie miejskie? Czy jego ideałem było życie wędrownych nomadów? Być może. W każdym razie trudno w historii z wieżą w Babel dopatrywać się jakiegoś generalnego potępienia faktu budowania przez ludzi  miast. Nie jest to też dezaprobata wobec organizowania się ludzi w społeczeństwa. Nawiązując zapewne do jakiegoś historycznego wydarzenia autor opowiadania skupia się na czymś innym. Na podkreśleniu faktu, że człowiek nie jest samowystarczalny. A myśl o ludzkiej mocy i sile, to tylko mrzonka.

Na straży raju Bóg ustawił niegdyś cherubów i połyskujące (wirujące jak wolą inni) ostrze miecza. (3, 14). Autor natchniony chciał przez to wyrazić myśl, że człowiek sam, o własnych siłach, nie jest w stanie wrócić do Edenu. Czyli osiągnąć stanu rajskiej szczęśliwości. Historia z budowaniem miasta i wieży sięgającej nieba, która byłaby znakiem  jedności ludzi, dotyka podobnego tematu. To symbol budowania społeczeństwa, w którym istnieje tylko człowiek i to co sobie postanowił. Społeczeństwa, w którym Bóg nie jest potrzebny, więc się nie liczy. W swojej pysze budowniczowie kalkulowali, że zjednoczeni mogą osiągnąć wszystko. Ale się pomylili.

Można się znać od lat, a jednak się nie rozumieć. Mówić – teoretycznie – tym samym językiem, a jednak poszczególnym słowom nadawać na tyle inne znaczenie, że identycznie brzmiące zdania wyrażają zupełnie inną myśl. Dziś wiele jest takich słów – miłość, sprawiedliwość, wolność, tolerancja, prawa człowieka. Pomieszanie przez Boga ludzkich języków budowniczych miasta i wieży  to obrazowe przedstawienie myśli, że bez Niego, bez odniesienia do ustalonych przez Niego zasad, zanika trwały punkt odniesienia, a porozumienie między ludźmi staje się niemożliwe. Tak to ludzka pycha zamykająca się wyłącznie do tego co ludzkie, spycha społeczeństwa w chaos braku porozumienia. Zadziwiająco aktualne przesłanie dla współczesnej Europy.

Inna droga

W historii z wieżą w Babel ludzka pycha przyjmuje rozmiar plagi. Podlegają jej już nie pojedynczy ludzi, ale całe społeczności. I to do tego stopnia, że skażone jest tym grzechem nawet najszlachetniejsze ich działanie. W Dziejach Apostolskich opisane zostanie wydarzenie odwrotne: w dniu zesłania Ducha Świętego ludzie mówiący różnymi językami na nowo w Bogu się zjednoczą. Zanim to jednak nastąpi, potrzebna będzie długa droga historii zbawienia. Jej początek zaznaczony jest pod koniec jedenastego rozdziału Księgo Rodzaju, gdy na scenę dziejów wkracza ze swoimi potomkami Terach. Wyrusza z Ur chaldejskiego, wraz ze swoim wnukiem Lotem, synem Abramem, jego żoną Saraj do Kanaanu. Póki co podróż kończy się w Charanie. Terach umiera.

Tak skromnie i niezauważalnie zaczyna się droga, która doprowadzi ludzkość do zbawienia.