Chleb i wino

ks. Adam Sekściński

publikacja 10.03.2010 06:15

Melchizedek to postać niezwykła i tajemnicza...

Chleb i wino Henryk Przondziono/ Agencja GN

 

Abram wraz z rodziną wraca w okolice Betel. Posiada on już spory majątek i liczne stada. Podobnie jego bratanek Lot. Powoduje to nie tylko trudności ze znalezieniem pastwisk, ale także kłótnie pomiędzy pasterzami stad. Abram postanawia więc, że trzeba się rozdzielić. Co ciekawe, nie korzysta z przywileju starszeństwa i daje Lotowi prawo wyboru, gdzie chce się udać. Ten oczywiście wybrał ziemię, dobrze nawodnioną i urodzajną leżącą w okolicach Sodomy. W tym też mieście zamieszkał wraz ze swoją rodziną. Ten z pozoru korzystniejszy wybór okazał się w rzeczywistości gorszy. Jak bowiem czytamy: Mieszkańcy Sodomy byli źli, gdyż dopuszczali się ciężkich przewinień wobec Pana.”(Rdz 13,13). Tymczasem Abram, za swoją postawę zostaje wynagrodzony. Znów ukazuje mu się Bóg przyrzekając, że jego potomstwo otrzyma w posiadanie ziemię Kanaanu na wieki.

Abram udaje się w okolice Hebronu – do dębów Mamre. Tam zbudował ołtarz dla Pana i tam też się osiedlił.

Dla zrozumienia sposobu jego życia trzeba sobie uświadomić, że zarówno on jak i inni patriarchowie nie byli nomadami w ścisłym znaczeniu tego słowa (jak np. Madianici, czy Amalekici). Prowadzili oni raczej półkoczowniczy tryb życia. Nie napadali na osiadłą ludność, a ich pobyt przebiegał w pokojowych warunkach. Zwykle przybywali na dane tereny po żniwach i wypasali swe stada na polach już uprzątniętych ze zboża, na podstawie dobrowolnie zawartej umowy z ich właścicielami. W swoich wędrówkach kierowali się prawem tzw. „zmiany pastwisk” między ziemią uprawną, a stepem. Pewien rodzaj osiadłego trybu życia nie był sprzeczny z tego rodzaju nomadyzmem.

Warto również wybiec trochę naprzód i wspomnieć, że miejsce, do którego przybył Abram stanie się zarówno dla niego jak i dla wszystkich Izraelitów miejscem szczególnym. Stąd Abram wyruszy by ratować Lota z rąk królów Wschodu. Tutaj trzykrotnie ukazuje mu się Jahwe odnawiając swoje obietnice, zawierając z nim przymierze i zmieniając jego imię na Abraham. W tym miejscu także aniołowie Jahwe objawili mu narodzenie się Izaaka i zagładę Sodomy i Gomory. Wokół Hebronu miało również miejsce wiele wydarzeń w życiu Izaaka i Jakuba. Poza tym naprzeciw Mamre znajdowało się pole Makpela z pieczarą, w której później pochowano Sarę (23,19), Abrahama (25,9), Izaaka, Rebekę, Leę (49,30) i Jakuba (50,13).

Rozdział 14 przedstawia Abrama zupełnie inaczej niż pozostałe. Nie jest tutaj cudzoziemcem wędrującym poprzez obcy sobie kraj, ale jako wojownikiem i zwycięzcą nad silniejszym od siebie wrogiem. Mimo wszystko jednak liczebność jego „wojska” jak na ówczesne czasy wcale nie była mała. „Armia” złożona z 318 wojowników mogła wtedy sprostać każdej innej w tym rejonie – wojska poszczególnych miast-państw nie były od niej dużo liczniejsze.

Przypuszcza się, że rozdział ten jest jakimś starożytnym dokumentem, włączonym do Genesis dla podkreślenia męstwa i bezinteresowności Abrahama. Możliwe też, iż Redaktorowi chodziło także o wyraźniejsze włączenie życia tego Patriarchy w nurt historii starożytnej. Mimo to dzisiaj nie sposób jak na razie ustalić jednoznacznie kim byli owi „królowie ze Wschodu”, którzy wszczęli wojnę z królami Kanaanu. Trasa ich podbojów wiodła z północy na południe wzdłuż Drogi Królewskiej, ważnej arterii Zajordania. Gdy dotarli do Zatoki Akaba zawrócili na północny zachód atakując Amalekitów z rejonu Kadesz-Barnea (ówczesne En-Mispat) i Amorytów. Dopiero później wystąpili przeciwko miastom leżącym na równinie w rejonie Morza Martwego. Pozwala to przypuszczać, że konflikt z królami Kanaanu nie był ani jedynym, ani głównym celem podjęcia tej wyprawy wojennej.

Podczas starcia w dolinie Siddim królowie Kanaanu ponieśli klęskę. Konsekwencją tego było również uprowadzenie Lota wraz z jego dobytkiem, kobietami i sługami. Dowiedziawszy się o tym Abram zebrał swoje sługi, rozpoczął pościg za napastnikami, pokonał ich i uwolnił Lota odzyskując jego majątek.

Na spotkanie zwycięskiego Abrama wychodzi król Sodomy, jednakże to nie on, ale ktoś inny odgrywa główną rolę w tej scenie:

Melchizedek zaś, król Szalemu, wyniósł chleb i wino; a [ponieważ] był on kapłanem Boga Najwyższego, błogosławił Abrama, mówiąc: Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi! Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów! (14,18-20)

Melchizedek (hebr. Malki-sedek - „Król mój jest sprawiedliwy"), to postać niezwykła i tajemnicza. Był królem Szalemu, a zarazem kapłanem „Boga Najwyższego” - i nic więcej o nim nie wiemy. Poza tym nie ma stu procentowej pewności, czy Szalem (Salem) oznacza rzeczywiście Jerozolimę, (jak się powszechnie przypuszcza), ani też czy „Bóg Najwyższy” to Jahwe.

Tymczasem autor natchniony stawia go ponad Abrama, wybranego przecież przez Boga i powracającego w glorii zwycięzcy. Niezwykła to sytuacja i nie do pomyślenia dla późniejszych Izraelitów, żeby ojciec Narodu Wybranego był błogosławiony przez kogokolwiek z ludzi, a tym bardziej „pogańskiego" kapłana i króla, nie-Semitę i nie-Hebrajczyka. Co więcej – Abram składa temu nie-Semicie i nie-Hebrajczykowi dziesięcinę „ze wszystkiego”. Dlatego nie dziwi fakt, że egzegeci żydowscy albo występowali przeciwko Melchizedekowi, albo o nim nie wspominali. Dziwne natomiast jest co innego. Księga Rodzaju, w której tak wiele jest genealogii, wykorzystując każdą okazję do poinformowania kto od kogo pochodzi - w tym jednym, je­dynym i zaskakującym wypadku zachowuje całkowite milczenie.

Oprócz wspomnianego błogosławieństwa również niezwykły jest inny fakt. Otóż na powitanie Abrama Melchizedek jak czytamy „wyniósł chleb i wino” (14,18b). Z pozoru rzecz zwyczajna, bez większego znaczenia. Przecież utrudzonych walkami ludzi należało posilić w drodze do domu. Tymczasem chodzi tutaj o rzecz nieporównywalnie większą - mamy tutaj zapowiedź Eucharystii. Nie wdając się w szczegółowe wyjaśnienia i argumentacje wystarczy wspomnieć tutaj intuicję Kościoła, wyrażoną od bardzo dawna w I Modlitwie Eucharystycznej:

(...)składamy Twojemu najwyższemu majestatowi z otrzymanych od Ciebie darów Ofiarę czystą, świętą i doskonałą, Chleb święty życia wiecznego i Kielich wiekuistego zbawienia. Racz wejrzeć na nie z miłością i łaskawie przyjąć, podobnie jak przyjąłeś dary swojego sługi, sprawiedliwego Abla, i ofiarę naszego Patriarchy Abrahama oraz tę ofiarę, którą Ci złożył najwyższy Twój kapłan Melchizedek, jako zapowiedź Ofiary doskonałej.

Kolejną niespotykaną rzeczą jest to, że do kapłaństwa Melchizedeka porównane zostało kapłaństwo Chrystusa:

Wyrocznia Jahwe do Pana mego:
Siądź po mojej prawicy,
aż Twych wrogów położą
jako podnóżek pod Twoje stopy".
Twoje potężne berło
niech Pan rozciągnie z Syjonu:

Panuj wśród nieprzyjaciół!
Przy Tobie panowanie w dniu Twej potęgi.
W blaskach świętości z łona jutrzenki
jak rosę Cię zrodziłem".
Pan przysiągł i nie pożałuje:

Tyś kapłanem na wieki
na wzór Melchizedeka"
(Ps 110,1-4).

Psalm ten później został uznany przez samego Chrystusa za mesjański. Gdy faryzeusze stwierdzili, że Mesjasz ma być synem Dawida odpowiedział:

Jakżeż więc Dawid, natchniony przez Ducha może nazywać Go Pa­nem, gdy mówi: Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po prawicy mojej, aż położę Twoich nieprzyjaciół pod stopy Twoje. Jeśli więc Dawid nazywa Go Panem, to jak może być On [tylko] jego synem? I żaden z nich nie mógł Mu odpowiedzieć. Nikt też od owego dnia nie odważył się więcej Go pytać" (Mt 22,41-46).

Również dla chrześcijańskich biblistów Melchizedek stanowi problem niełatwy do rozwiązania. Koncepcji na to kim był jest bardzo wiele. Jednakże, jak pisze Tadeusz Żychewicz w książce „Stare Przymierze”:

„Sądzić wolno, że najroztropniej i najmądrzej zachował się w tej kwe­stii św. Paweł. Otóż Paweł niczego nie stara się „rozwiązywać" i nie za­mierza udawać, że wie więcej, niż wiedzieć można. Nie stara się też sprowadzać Melchizedecha na jakąkolwiek płaszczyznę uproszczonej i łatwej jednoznaczności. Przeciwnie: pozostawia Melchizedechowi jego wieloznaczną tajemnicę. I robi to bardzo pięknie. Kiedy mówi o Melchizedechu: „bez ojca, bez matki, bez rodowodu, nie mając ani początku, ani końca życia" - stwierdzenie to może mieć sens co najmniej podwój­ny. Może to być mianowicie prosta relacja o „stanie sprawy" według Księgi Genesis, która istotnie nie zawiera żadnych bliższych danych bio­graficznych o Melchizedechu. Równocześnie jednak stwierdzenie to może znaczyć o wiele więcej: Paweł zdaje się mówić poprzez nie, że ujrzał w Melchizedechu, kapłanie i władcy przynoszącym wino i chleb - coś z odbicia transcendentnej tajemnicy Boga, który także jest „bez rodo­wodu, nie mając ani początku dni, ani końca życia"... Kiedy mówi: „upodobniony do Syna Bożego", stwierdza nie tylko nieidentyczność Melchizedecha z Synem Bożym, lecz również rzeczywisty ich obu zwią­zek, a także realność postaci Melchizedecha. Kiedy wreszcie mówi: „po­zostaje kapłanem na wieki", kłania się Paweł jakiejś wielkiej, mocniej­szej niż śmierć tajemnicy, nie zamierzając jej wcale „rozwiązywać". Paweł był naprawdę bardzo mądrym człowiekiem. Trudno byłoby w jed­nym zdaniu powiedzieć więcej, zatrzymując się jednak tam, gdzie mą­drość nakazuje milczenie i szacunek tajemnicy. Gdybyż to Paweł ze­chciał być skutecznym patronem teologów: jakże byłoby pięknie.”

Warto również zwrócić uwagę na inną myśl autora z tejże książki:

„Melchizedech ma świadka w Księdze Genesis: samego Abrahama. Ale Abraham nie składa żadnych deklaracji słownych o Melchizedechu; żadnych wyznań. Dzieje się natomiast coś innego i - jak zwykle - ra­czej niespodziewanego: ze spotkania z Melchizedechem wychodzi Abra­ham oczyszczony. Ten sam człowiek, który niedawno frymarczył własną żoną w przewidywaniu korzyści materialnych, teraz odrzuca propozycję króla Sodomy, który w podziale ofiarowywał mu mienie pokonanych. A nawet i sprawiedliwie mu się ono należało. Mówi jednak Abraham królowi Sodomy: „Podnoszę moje ręce do Jahwe, Najwyższego Boga, który stworzył niebo i ziemię, że ani nitki, ani rzemienia do sandałów nie wezmę (...). Nic dla mnie".
Kapłan i władca błogosławił, wyniósłszy naprzeciw chleb ł wino. Coś dziwnego stało się z człowiekiem imieniem Abraham. Jakby starto mu z twarzy chciwość, która kiedyś stała się powodem popełnienia podłości. Jakby coś w nim przemieniono. Jakby zobaczył, że przecież można ina­czej.
Doprawdy: nie należy się dziwić żydowskim rabinom, że z taką nie­chęcią czytali także i ten fragment opowieści. Oni już wiedzieli, że kilku­nastu wystraszonym i zagubionym ludziom w Wieczerniku pozostawiono w przymierzu Chleb i Wino. Jak Abrahamowi.