Wystarczyłby jeden

ks. Adam Sekściński

publikacja 25.03.2010 13:35

Zapewne mógł wyprosić ocalenie tylko ze względu na jednego, ale chyba nie przypuszczał, że zepsucie jest tak wielkie.

Trójca A. Rublowa Trójca A. Rublowa

Tajemnicze sprzeczności

Dziwna jest scena przedstawiona na początku 18 rozdziału Księgi Rodzaju. Abraham kolejny już raz spotyka się z Bogiem. Tym razem jednak podczas czytania zauważamy dziwne nieścisłości i zamieszanie co do liczby osób. Oto na początku Pan ukazał się Abrahamowi”, ale w następnym zdaniu: „Abraham, spojrzawszy, dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie”. I dalej: „A oddawszy im pokłon do ziemi, rzekł: O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami.

Podobnie w dalszej części:

„Potem ludzie ci odeszli i skierowali się ku Sodomie. Abraham zaś szedł z nimi, aby ich odprowadzić (...) Po czym Pan rzekł: Głośno się rozlega skarga na Sodomę i Gomorę, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie. Chcę więc zstąpić i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się. Wtedy to ludzie ci odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem.” (18,16a.20-22)

Teolodzy i bibliści na różne sposoby próbowali wyjaśnić te nieścisłości. Niektórzy Ojcowie Kościoła dopatrywali się tutaj nawet tajemnicy Trójcy Świętej. Scena ta zainspirowała również Rublowa do namalowania słynnego obrazu "Trójca Święte". Jednakże najbardziej prawdopodobne, jak się wydaje, jest to, że obecne opowiadanie biblijne składa się z dwóch wcześniejszych tradycji. Tym niemniej pozostaje pytanie dlaczego redaktor, który dokonał ich połączenia, nie zlikwidował ewidentnych rozbieżności? Być może rację ma Zenon Ziółkowski, który w książce „Najtrudniejsze stronice Starego Testamentu” pisze: „Występująca w tym opisie nieokreśloność osób jest środkiem narracyjnym, oddającym bliskość jak i nieuchwytność objawiającego się Boga. (…) Tajemnicę trzeba uszanować, a przez to Ducha Świętego, bez którego pisania i redagowania – na pierwszym miejscu! - nie mielibyśmy ksiąg natchnionych.”

Gościnność Abrahama

Pod dębami Mamre, a więc niedaleko Hebronu, w miejscu gdzie później powstało słynne sanktuarium, Abraham wypoczywał u wejścia do namiotu. Nomadzi używali namiotów z koźlej skóry, które zatrzymywały ciepło w nocy, a w dzień, gdy uniesiono ich poły w górę, zapewniały orzeźwiający powiew wiatru. Siedząc u progu namiotu można było schować się przed słońcem, chłodzić wiatrem i jednocześnie uważać na znajdujący się w środku dobytek.
Widząc zbliżających się gości Abraham wyszedł im na spotkanie, oddał pokłon, obmył nogi i polecił przygotować dla nich posiłek: chleb z trzech miar najczystszej mąki, twaróg, mleko i tłuste, piękne cielę. Następnie gdy oni jedli stał z boku, a Sara przebywała w namiocie.

Św. Hieronim sądził, że oddanie gościom pokłonu było wyrazem adoracji Boga, którego Abraham w nich dostrzegł. Jednakże w rzeczywistości był to wschodni sposób witania gości i niewiele z tego faktu można wnioskować. Do dzisiaj zresztą Beduini podobnie podejmują gości ofiarowując im miejsce dla wytchnienia i posiłek. Obmycie zaś nóg w suchym i pełnym kurzu klimacie jest tradycyjnym uczynkiem gościnności, zwłaszcza wobec kogoś, kto odbył daleką drogę.
Zgodnie też z obyczajem posiłek dla gościa jest lepszy od zwyczajnego. Tak też jest w przypadku Abrahama. Ofiarowuje on m.in. pieczone cielę, a mięso wówczas było posiłkiem świątecznym, a nie codziennym. Ponadto podpłomyki dla gości zrobiono z trzech miar, czyli z 36 litrów mąki, co także świadczy o hojności Abrahama.
Zgodnie ze zwyczajem, który występuje i dzisiaj u Beduinów, Abraham jako gospodarz nie uczestniczy w posiłku, ale stoi obok gotowy do usług. Ponieważ zaś kobiety nie jadały z mężczyznami Sara pozostaje w swoim namiocie.

Niezwykli goście

Przybysze pytają Abrahama: „Gdzie jest twoja żona, Sara?” Skoro Sara przebywała w namiocie i jej nie widzieli, to pytanie o nią i znajomość jej imienia świadczą, że nie są oni zwykłymi podróżnymi. Jeszcze dobitniej potwierdzają to ich następne słowa. Oto bowiem wiedzą oni o bezdzietności Abrahama i zapowiadają, że obietnica, którą otrzymał od Boga spełni się w ciągu najbliższego roku. Poza tym nie tylko wiedzą, że Sara, której przecież nadal nie widzą, uśmiechnęła się słysząc ich słowa, ale nawet znają jej myśli, gdy nie wierzy, że spełnią się ich zapowiedzi. Wtedy to pada jedne z najpiękniejszych zdań w Piśmie Świętym: „Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana?” (18,14a), powtórzone później w formie stwierdzenia przez archanioła Gabriela podczas zwiastowania: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.” (Łk 1,37)

Odwiedziny dobiegają końca, a Abraham odprowadza swoich gości udających się w stronę Sodomy. Tradycja podaje, że doszedł z nimi do miejsca, gdzie dzisiaj znajduje się Beni Na'im – wioska nazywana przez św. Hieronima Karaf Baruch (wioska błogosławieństwa), a przez Arabów Kafarbarik. Leży ona w najwyższym punkcie wyżyny judzkiej panując nad głęboką niziną Morza Martwego. Prawdopodobnie więc tutaj odbył się niezwykły dialog Abrahama z Bogiem, ów zadziwiający „targ” o uratowanie mieszkańców Sodomy i Gomory.

Targ

Podobnie jak wcześniej (po grzechu pierwszych rodziców i podczas budowy wieży Babel) autor natchniony przedstawia Boga w sposób atropomorficzny – Jahwe namyśla się, czy odkryć swoje plany przed Abrahamem, postanawia też osobiście sprawdzić i przekonać się o prawdziwości skarg na Sodomę i Gomorę. Świadczy to o starożytności opowiadania, gdyż późniejsi autorzy Biblii podobnego mówienia o Bogu unikali.
Ze względu na zadanie jakie ma Abraham do spełnienia Bóg objawia mu, co stanie się z Sodomą i Gomorą. Rozpoczyna się fascynujący targ człowieka z Bogiem. Na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na grzeszną Sodomę, rozegrał się - jak pisze ks. Stanisław Łach w „Księga Rodzaju. Wstęp-Przekład z oryginału-Komentarz” - „najpiękniejszy dramat historii Starego Testamentu: walka modlitwy świętego orędownika ze sprawiedliwością Bożą, mającą ukarać miasto”.
W ówczesnym świecie, a więc także u Izraelitów, stosowano prawo odpowiedzialności zbiorowej. Dotyczyło to zarówno spraw związanych z sądami ludzkimi jak i Bożymi i wynikało z głęboko zakorzenionym przekonaniem o społecznej solidarności. W związku z tym jeśli winna była społeczność, to żaden z członków tej społeczności nie był wolny od współwiny, a zatem i od współodpowiedzialności.
Tę zasadę zakwestionują później prorocy. Abraham natomiast nie prosi Boga o ocalenie niewinnych, ale wstawia się za wszystkimi mieszkańcami Sodomy. Prosi o to, aby Bóg mimo winy większości ludzi przebaczył im przez wzgląd na tych, którzy są sprawiedliwi.
Targowanie się Abrahama zostało zakończone na dziesięciu sprawiedliwych. Zapewne mógł on wyprosić ocalenie ze względu na jednego tylko sprawiedliwego, ale chyba nie przypuszczał, że zepsucie w Sodomie jest tak wielkie, iż nawet dziesięciu sprawiedliwych nie da się w niej znaleźć.

Rozmowa z Abrahamem podkreśla wagę, jaką Bóg przywiązuje do miłosierdzia, kładąc zarazem wielki nacisk na sprawiedliwe i uczciwe postępowanie. Jest również potwierdzeniem skuteczności modlitwy i cierpienia za innych. Abraham wierzył, że dla Boga sprawiedliwość niewielu więcej znaczy niż niegodziwości bardzo wielu; że owych dziesięciu jest w stanie „przesłonić”, „odkupić” niegodziwości pozostałych mieszkańców Sodomy. Jego wiara potwierdziła się w odpowiedziach, które udzielił mu Bóg. Najpełniej jednak dwa tysiące lat później, gdy jeden Sprawiedliwy przez swoją ofiarę odkupił wszystkich niesprawiedliwych.

Wykonanie kary

Wysłannicy Boga docierają do Sodomy wieczorem. Dla zwykłego człowieka byłoby to niemożliwe, biorąc pod uwagę fakt, iż z Hebronu wyruszyli po południu i mieli do przebycia 60 km uciążliwej drogi. Lot, który odpoczywał po trudach dnia u bramy miasta, jak to było w zwyczaju ówczesnych mieszkańców, zobaczył ich i podobnie jak wcześniej Abraham, powitał i ugościł. Nakłonił ich także, by spędzili noc pod jego dachem. Jednakże sprowadziło to na niego kłopoty. Mężczyźni z Sodomy zgromadzili się przed jego domem żądając wydania im gości, by mogli z nimi współżyć. Lot znalazł się w rozpaczliwej sytuacji. Biorąc pod uwagę fakt, że gościnność w tamtych czasach stawiano ponad wszystko i największą hańbą dla gospodarza byłaby krzywda wyrządzona jego gościom – można przynajmniej trochę zrozumieć decyzję Lota. Proponuje on bowiem, że zamiast przybyszów, wyda swoje córki. Kiedy mieszkańcy Sodomy odrzucają tę propozycję i atakują Lota, wówczas interweniują wysłannicy Boga dotykając ich ślepotą.

Użyty w tym fragmencie wyraz hebrajski nie oznacza ślepoty trwałej i całkowitej lecz, podobnie jak w 2 Krl 6,18, stan pewnego rodzaju iluzji optycznej powodującej, że Sodomici nie potrafili odnaleźć wejścia do domu Lota.

O świcie, ponieważ Lot zwlekał z opuszczeniem Sodomy, Boży wysłannicy wyciągnęli go i wraz z rodziną wyprowadzili poza miasto. Uciekli do miasteczka Soar, którego ocalenie Lot uprosił u Boga, by miał się gdzie schronić. Niestety w trakcie ucieczki jego żona łamie zakaz, ogląda się za siebie i zostaje zamieniona w słup soli. Autor biblijny opisuje to następującymi słowami:

„Słońce wzeszło już nad ziemią, gdy Lot przybył do Soaru. A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia [pochodzący] od Pana z <nieba>. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność. Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli.” (19,23-26)

Kiedyś sądzono, że zniszczenie Sodomy i Gomory wiąże się z powstaniem Morza Martwego, jednakże w rzeczywistości powstało ono dużo wcześniej. Najprawdopodobniej więc chodzi tutaj o trzęsienie ziemi połączone z wybuchem wulkanu. Ponadto w rejonie Morza Martwego znajdują się naturalne złoża bitumitów i siarki. Możliwe więc, że doszło również do zapalenia się i eksplozji siarki, która spadła później na miasta w postaci ognistego deszczu.

Różnie też tłumaczy się postępowanie żony Lota. Niektórzy przypuszczają, że nie tylko się obejrzała, ale wróciła do Sodomy, by zabrać z domu jeszcze coś zapomnianego wcześniej (tak to przedstawiał już Filon Aleksandryjski w Legis allegoriarum). Za taką interpretacją przemawia między innymi fakt, że użyte słowa hebrajskie mogą oznaczać, nie tylko się obejrzenie się, ale i powrót. Poza tym zwolennicy tej hipotezy jako argument przytaczają słowa Jezusa:

„Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu, kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Miejcie w pamięci żonę Lota!” (Łk 17,28-32)

Smutne zakończenie

Biblijny opis zniszczenia Sodomy i Gomory łączy się z - uważanym za ludowe - opowiadaniem o pochodzeniu dwóch sąsiadujących z Izraelitami narodów: Ammonitów i Moabitów. Mieli oni być potomkami synów zrodzonych z kazirodczego współżycia córek Lota ze swoim ojcem, którego wcześniej upoiły winem. Etymologicznie słowo Moab przypomina min-ab (= od ojca), a ben-ammi oznacza: syn mego (najbliższego) krewnego. Wielu komentatorów domyśla się tutaj jednak etymologii ludowej imion, całe opowiadanie uważając za etiologię ludową.

To szokujące wydarzenie jest ostatnim w wielu epizodów, które począwszy od 13 rozdziału ukazywały jak wiara Lota różniła się od wiary Abrahama. Uzasadniały w ten sposób fakt, że potomstwo Lota nie będzie miało udziału w obietnicy danej Abrahamowi.