Sam Bóg przejmuje pałeczkę

Andrzej Macura

publikacja 20.07.2018 17:30

Garść uwag do czytań święta Przemienienia Pańskiego w roku B

Przemienienie Roman Kalarus; foto: Henryk Przondziono /Foto Gość Przemienienie
Chrześcijanin służy temu, któremu została przekazania wszelka władza i wszelkie panowanie. Nie musi się martwić, że coś przegrywa, ze świat idzie nie tą drogą, jaką powinien. Stoi po stronie Pana. Zwycięzcy. Nic tego nie zmieni (malowidło Romana Kalarusa z kościoła bł. Karoliny Kózkówny w Tychach)

Nie będzie stwierdzeniem specjalnie odkrywczym, jeśli napisać, że czytania tego święta koncentrują się wokół przemienienie Jezusa. Na górze (Tabor). Ich wymowa pomaga jednak zrozumieć głębię tego wydarzenia. Co przydać się może każdemu wierzącemu nie tylko w rozważaniu różańcowych tajemnic światła, ale i w życiu. Zwłaszcza wtedy, gdy jest pod górkę.

Jako że czytania w roku A, B i C różnią się jedynie Ewangelią, a jest ona w każdym roku i tak podobna, bo opowiada o tym samy wydarzeniu, to i nie wyważałem otwartych drzwi :). Rozważania do dwóch pierwszych są w każdym roku identyczne. A do Ewangelii różnią się tylko o tyle, o ile domagała się tego nieco inna u każdego z Ewangelistów narracja o tym wydarzeniu. Umieszczam te teksty w osobnych dokumentach tylko dlatego, by Czytelnik nie musiał się gubić w jakichś zawiłościach potrójnej numeracji :)

1. Kontekst pierwszego czytania Dn 7,9-10.13-14

Księga Daniela to dzieło tajemnicze i dość trudne w zrozumieniu. Akurat jednak siódmy rozdział tej księgi – relację z jednego z sennych widzeń proroka – zrozumieć nie tak trudno, gdyż znaczenie owej wizji jest tam wytłumaczone. Jasne, niektórzy chcieliby zrozumieć każdy jej szczegół i móc odnieść go do konkretnych wydarzeń z historii. Ale główne jej przesłanie jest jasne.

To wizja czterech bestii i rogów czwartej z nich :). Wszystkie owe cztery bestie, „to czterech królów, którzy powstaną z ziemi”. Podobnie zresztą owe rogi. To mniejsze królestwa. Wszystkie te bestie wychodzą z morza czyli są wrogie Bogu. Ale nie trzeba się wcale ich mocą i czynionym przez nie złem przejmować. Bo – jak też widzi to w owej wizji Daniel – Królestwo (...) otrzymają święci Najwyższego, i będą posiadać królestwo na zawsze i na wieki wieków".

Czytany w święto Przemienienia Pańskiego fragment snu Daniela, to właśnie wizja Boga, który daje władzę (tajemniczemu) Synowi Człowieczemu. Przytoczmy ten fragment w całości, wraz z pominiętymi w czytaniu wierszami 11 i 12. Tekst czytania - pogrubioną czcionką.

Patrzałem, aż postawiono trony,
a Przedwieczny zajął miejsce.
Szata Jego była biała jak śnieg,
a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny.
Tron Jego był z ognistych płomieni,
jego koła - płonący ogień.
Strumień ognia się rozlewał
i wypływał od Niego.
Tysiąc tysięcy służyło Mu,
a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy
stało przed Nim.
Sąd zasiadł i otwarto księgi.


Z powodu gwaru wielkich słów, jakie wypowiadał róg, patrzałem, aż zabito bestię; ciało jej uległo zniszczeniu i wydano je na spalenie. Także innym bestiom odebrano władzę, ale ustalono okres trwania ich życia co do czasu i godziny.

Patrzałem w nocnych widzeniach:
a oto na obłokach nieba przybywa
jakby Syn Człowieczy.
Podchodzi do Przedwiecznego
i wprowadzają Go przed Niego.
Powierzono Mu panowanie,
chwałę i władzę królewską,
a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki.
Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem,
które nie przeminie,
a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.

Zainteresowanych bardziej szczegółowymi wyjaśnieniami odsyłam do komentarza biblijnego do czytań. Dla porządku wyjaśnijmy tylko, że to scena sądu nad złem (bestiami i rogami). Ten który sądzi – zasiadający na tronie Przedwieczny – to oczywiście Bóg. A Syn Człowieczy to postać, której Bóg przekazuje władzę.

Kim jest Syn Człowieczy? W podstawowym znaczeniu zwrot ten oznacza po prostu człowieka. To jakiemuś „człowiekowi” Bóg przekazuje władzę. Jak wyjaśniają jednak bibliści, w słownictwie apokaliptycznym zwrot ten oznacza bądź Izraela, cały naród, bądź też przyszłego króla tego narodu – Mesjasza. Czyli – biorąc za podstawę nie hebrajski a grekę – Chrystusa.

W Nowym Testamencie Jezus sam siebie tak właśnie zazwyczaj nazywa; mówi o sobie, że jest Synem Człowieczym. Czyli człowiekiem, ale jednocześnie zapowiadanym Bożym Pomazańcem, Mesjaszem, Chrystusem. Czyli Królem. Znamienne, że w wizji Daniela bestie wychodzą z morza. W Biblii często symbolizuje ono zresztą zło. Syn Człowieczy natomiast przybywa na obłokach nieba. Nie jest z ziemi – czyli nie jest tylko człowiekiem. Tym bardziej nie jest z morza - jak bestie. Ten Syn Człowieczy jest z nieba.

Piękna zapowiedź Bożego Syna, który będzie jednocześnie Synem Człowieczym, prawda? Jezusa z Nazaretu, który, choć „Bogiem z Boga prawdziwego”, choć „zrodzony, a nie stworzony” i „współistotny Ojcu” „zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy z stał się człowiekiem”.

W scenie tej nie chodzi jednak przede wszystkim o tożsamość Syna Człowieczego. Raczej o ów fakt przekazanie Mu przez Boga władzy. „Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie”.

Chrześcijanie wierzą, że moment ten nastąpił, gdy Jezus Chrystus, po swoim zmartwychwstaniu, wstąpił do nieba i „zasiadł po prawicy Ojca”. Ten, który był (i ciągle jest) człowiekiem, który zna radości ludzkiego życia i jego troski, ten który tak zwyczajnie rozmawiał z ludźmi, a potem wypędzał z wielu złe duchy, leczył, karmił cudownie rozmnożonym chlebem, jest jednocześnie Panem wszystkiego! Człowiek, ludzkość, ma w niebie niesamowite znajomości! I żadne siły piekielne, nawet jeśli działają przez różnorakie ziemskie bestie i ich rogi (czyli różne ziemskie potęgi) nie są w stanie ufających Synowi Człowieczemu pokonać.

Wizja Daniela jest zapowiedzią przyszłości, ale dla nas przyszłości, która już się zrealizowała. Przynajmniej częściowo. Nasz Pan jest już w niebie i ma wszelką władzę nad całym światem. Służąc Mu nikogo i niczego nie musimy się bać.

2. Kontekst drugiego czytania 2 P 1,16-19

Drugi list świętego Piotra... To nie za długie pismo, którego wiodącym tematem jest nadzieja, jaką daje prawda o paruzji (powtórnym przyjściu Jezusa). Nadzieja ta pozwala wiernie trwać przy Ewangelii mimo różnorakich zawirowań i mało sympatycznych okoliczności, w których przychodzi uczniom Chrystusa żyć. W czytanym tej niedzieli fragmencie Piotr wskazuje na podstawy tej nadziei.

Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości.

Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej.

Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.


Ogólna wymowa wypowiedzi Piotra jest zrozumiała. To co on i inni Apostołowie głosili – chodzi ogólnie o całą Ewangelię – nie jest baśnią. To nie jak opowiadania różnych pseudonauczycieli, którzy powoływali się na różne rzekome objawienia. Oni, Apostołowie, naprawdę widzieli wielkość Jezusa. Na górze, gdy się przemienił. No i w sumie też potem, gdy widzieli Go zmartwychwstałego. Wiara chrześcijan nie opiera się na legendach i baśniach, ale na wydarzeniu Jezusa, którego Apostołowie są świadkami...

To bardzo aktualne także dziś. Niektóre, także współczesne, religie odwołują się do baśniowych opowieści i do rzekomych objawień, w których Bóg powiedział co i jak. Są i tacy, którzy do tego samego worka wrzucają chrześcijan. Tymczasem to niesprawiedliwe. Bo wiara chrześcijan nie opiera się na legendach, ale na na osobie Jezusa Chrystusa; dokładniej, na świadectwie ludzi, którzy naprawdę widzieli niezwykłości związane z Jezusem, a za przekonanie o ich prawdziwości oddali swoje życie. Oczywiście dziś, po dwóch tysiącach lat, Ewangelie bardzo łatwo zaliczyć do baśni. Tyle że kiedy się je czyta widać, że są opowieścią o faktach. Dla świadków nie zawsze zresztą wygodnych. Ot, choćby scena zaparcia się Piotra; scena z niewiernym Tomaszem. Albo też scena z Jakubem i Janem, którzy chcieli przez matkę załatwić sobie w królestwie Jezusa dobre stanowiska. No i przede wszystkim ta zdrada Judasza...

To świadectwo – mówi dalej Piotr – jest bardzo ważne. Ale prawdziwość tego co głoszą potwierdza także „prorocka mowa”. O co chodzi? Zapewne o zapowiedzi proroków Starego Testamentu, które w Jezusie już się spełniły. Ot, choćby zapowiedzi Izajasza o cierpiącym Słudze Jahwe... I całkiem sporo innych.

To wszystko – ciągnie dalej Piotr – powinno pomóc czytającym ten list trwać przy Jezusie aż do czasu paruzji, Jego powtórnego przyjścia.

Przemienienie Jezusa jest więc tu przez Piotra wskazane jako jeden z tych elementów opowieści o Jezusie, który pozwala trwać przy nim nawet wtedy, gdy wszystko wokół wydaje się walić, a nadzieje zdają się płonne. Bardzo ważne i w dzisiejszym kontekście chrześcijańskiego życia.

3. Kontekst Ewangelii Mk 9, 2-10

W Ewangelii Marka nie chodzi, jak u Mateusza, o ukazanie Jezusa jako Nowego Prawodawcy, na wzór, dawnego, Mojżesza. Marek pisze do pogan, którym Stary Testament i związane z nim nadzieje były raczej obce. Jego opowieść o przemienieniu Jezusa, jest głównych zrębach taka sama jak u innych Synoptyków (autorów Ewangelii synoptycznych – Mateusza, Marka i Łukasza), ale drobne szczegóły są w niej inne. Dokładniej: jest ich niej. Opowieść ta pełni też jednak w narracji Marka podobną co u innych rolę. Chodzi o umocnienie na czas próby.

W dziele Marka jest ona umieszczona bezpośrednio po wyznaniu Piotra w Cezarei Filipowej (że Jezus jest Mesjaszem) i pierwszej zapowiedzi Jezusa, że choć jest Mesjaszem, będzie musiał wiele wycierpieć. Jezus zapowiada wtedy swoim uczniom, że oni też będą musieli wziąć swój krzyż. Ale zaraz po tym pouczeniu – co może zaskakiwać – bierze ich na Górę Przemienienia. Jakby chciał im powiedzieć, że w tym przerażającym czasie próby, kiedy pójdą Jego drogą, nigdy nie zostaną opuszczeni przez Boga. I zawsze będą Mu bliscy.

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. 

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. 

I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.

4. Warto zauważyć

Może tym razem trochę więcej rozważań egzegetycznych :) Góra na której przemienia się Jezus nie jest wymieniona z nazwy. Tradycja widzi w niej górą Tabor. Scena, choć pewnie właśnie na owej górze się rozegrała, przywodzi jednak na myśl inna górę. Synaj, w tradycji Starego Testamentu zwany częściej Horebem. Dlaczego?

Mamy tu i Mojżesza, który chodził na tę górę, gdy Izrael zawierał z Bogiem przymierze i Eliasza, który także na tej górze spotkał Boga w cichym zefirku. Mamy obłok – podobnie jak obłok, który spowijał Synaj w dnia zawierania przymierza. Obłok, który symbolizuje Boga, z którym to na Synaju i Mojżesz i Eliasz rozmawiali. Mamy też głos z nieba - głos samego Boga. No i mamy przemienionego Jezusa. Inaczej jednak niż u Mateusza i w sumie także Łukasz, Marek nie pisze, że jaśnieje także twarz Jezusa. Pisze tylko o lśniąco białym ubraniu. Nie ma więc tak oczywistego jak u Mateusza odniesienia do Mojżesza, z którego twarzy po rozmowie z Bogiem bił taki blask, że Izraelici nie mogli na niego patrzyć. Tak więc wątki „synajskie” nie są tu tak wyraźnie obecne jak u Mateusza. Ale chyba też nie są tak potrzebne. Marek, inaczej niż Mateusz, nie przedstawia, Jezusa jako nowego Mojżesza. Myśl Marka jest nieco inna. Choć nie można ograniczyć jej to podsumowania, że chodzi tylko i wyłącznie o to, by widzenie to umocniło uczniów w czasach próby.

Najistotniejsze w rozumieniu tego wydarzenia wydaje się to, co mówi głos z nieba. Czyli Bóg. „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”.  Czy to cytat? Sęk w tym, że nie. U Mateusza, w którym głos mówi ciut więcej, nawiązanie jest oczywiste. Tam słowa te brzmią: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Przywodzi to na myśl początek pierwszej Pieśni o Słudze Pańskim (Iz 42,1nn).

Oto mój Sługa, którego podtrzymuję.
Wybrany mój, w którym mam upodobanie.
Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął;
On przyniesie narodom Prawo.
Nie będzie wołał ni podnosił głosu,
nie da słyszeć krzyku swego na dworze.
Nie złamie trzciny nadłamanej,
nie zagasi knotka o nikłym płomyku.
On niezachwianie przyniesie Prawo.
Nie zniechęci się ani nie załamie,
aż utrwali Prawo na ziemi,
a Jego pouczenia wyczekują wyspy.

W scenie przemienienia „sługa podtrzymywany” staje się „synem umiłowanym”,  ale fraza „w którym mam upodobanie” się powtarza, nasuwając jasne skojarzenie. U Marka jednak jej nie ma. Czy to dyskwalifikuje szukanie tutaj odniesienia?

Ano nie. Czytelnik Ewangelii Marka może mieć jeszcze w uszach głos, który rozległ się nad Jezusem podczas chrztu nad Jordanem. „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Ta analogia chyba wystarczy by uznać, że głos z nieba i tym razem przypomina zapowiedź Izajasza. I wskazuje na Jezusa jako tego, który przyniesie narodom prawo, nie będzie wołał ni podnosił głosu, który utrwali Prawo na ziemi; całej, bo jego pouczenia wyczekuję przecież nawet wyspy, czyli odległe kraje. Jezus więc i tu jest tym, który wypełnia tę prorocką zapowiedź. Ale jest tu jeszcze coś więcej.

Głos z nieba dodaje jeszcze jedno: „Jego słuchajcie”. A to przywodzi na myśl inną starotestamentalną scenę. Mową Mojżesza z osiemnastego rozdziału Księgi Powtórzonego Prawa

Pan, Bóg twój, wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał. Właśnie o to prosiłeś Pana, Boga swego, na Horebie, w dniu zgromadzenia: «Niech więcej nie słucham głosu Pana, Boga mojego, i niech już nie widzę tego wielkiego ognia, abym nie umarł». I odrzekł mi Pan: «Dobrze powiedzieli. Wzbudzę im proroka spośród ich braci, takiego jak ty, i włożę w jego usta moje słowa, będzie im mówił wszystko, co rozkażę.

Ciekawy cytat, prawda? „Proroka jak ty”. Czyli Mojżesz też jest prorokiem :) Nie tylko – jak my to dziś chcielibyśmy upraszczać – prawodawcą. Ale wróćmy do tematu. Dodanie "jego słuchajcie" sprawia, że rozumiemy już, iż ów Boży głos z obłoku każe nam widzieć w Jezusie Nowego Mojżesza i Proroka, który kontynuuje to, co Bóg obiecał. Który kontynuuje Boże dzieło wobec Izraela. A że Bóg przemawiał do Izraela najpierw przez Mojżesza – prawodawcę i proroka (!), a potem przez innych proroków, stąd jasnym się staje, czemu w scenie występuje też Eliasz, największy z proroków Starego Testamentu. Tak, Jezus jest tym, który po nich przejmuje pałeczkę kontynuowania Bożego dzieła. I tak to chyba widzieli uczniowie Jezusa. Przynajmniej po zmartwychwstaniu, gdy już oświeceni Duchem Świętym tę scenę sobie przypominali, bo z początku to chyba byli zbyt wszystkim oszołomieni :)

Scena ta pokazuje więc Jezusa jako tego, który prowadzi dalej rozpoczęte przez Boga dzieło. Bóg niegdyś posłużył się swoimi sługami, Mojżeszem, potem prorokami, a teraz posługuje się swoim Umiłowanym Synem. Nie tylko sługą. Synem, który znacznie przewyższa poprzedników godnością. Bo jest kimś znacznie bardziej niezwykłym. Widząc lśniące szaty Jezusa i pamiętając o innych, wcześniejszych jego dziełach uczniowie mogą już podejrzewać jest Bogiem w ludzkiej postaci

Przemienienie Jezusa na górze (Tabor) to wstęp do scen, w których będą się pojawiały ciągle nowe wobec uczniów wymagania. Do wydarzeń, które pokażą im, że pójść za Jezusem może znaczyć też stracić wszystko, z życiem włącznie. Wydaje się, że zasadnicza wymowa tej sceny jest taka, jak wspomniałem wcześniej: to wydarzenie ma uczniów umocnić. Gdy przyjdą chwile trudne mają pamiętać, komu zaufali. Zaufali prawdziwemu Mesjaszowi, prawdziwemu Synowi Bożemu. Z Nim nawet beznadziejne sytuacje znajdą szczęśliwe rozwiązanie.

I podobnie jest, gdy czytamy tę Ewangelię w kontekście pozostałych czytań. Nie poszliśmy za wymyślonymi mitami. Nasza nadzieja ma mocne podstawy. Zakorzenienia w zapowiedziach proroków i w tym wszystkim, co zostało o nim objawione Apostołom.


5. W praktyce

Chrześcijanin służy temu, któremu została przekazania wszelka władza i wszelkie panowanie. Nie musi się martwić, że coś przegrywa, ze świat idzie nie tą drogą, jaką powinien. Stoi po stronie Pana. Zwycięzcy. Nic tego nie zmieni.

A gdy jest szczególnie trudno, wtedy warto wrócić na Tabor. Do tych chwil, gdy Bóg wydawał się tak blisko, w których pewnym się było, że działa. Gdy świat zdaje walić się na głowę, pamięć o nich pomaga przetrwać.

I nie chodzi tu tylko o zawirowania w życiu osobistym czy zawodowym. Nie udaje się nam nie raz także, gdy chodzi o życie społeczne czy polityczne. Ale to nie ma większego znaczenia. Pan historii wie co robić. I choć czasem prowadzi świat krętymi drogami, to jednak zawsze ku odnowieniu wszystkiego w Dniu Ostatecznym.