Dojrzewanie człowieka i wiary

Andrzej Macura

publikacja 01.05.2010 10:00

Do decyzji powiedzenia Bogu „tak” trzeba dojrzeć. U jednych to dojrzewanie rozkłada się na długie lata, u innych trwa jedynie parę chwil. Ogromnym błędem jest jednak podnoszenie owego związanego z dojrzewaniem poszukiwania do rangi cnoty. Kiedyś trzeba powiedzieć Bogu „tak” albo „nie”. Agnostycyzm to postawa duchowych mazgai.

Dojrzewanie człowieka i wiary Jóżef Wolny Agencja GN Nie ma co ciągle szukać dziury w całym. Kiedyś trzeba Bogu powiedzieć "tak". Wtedy człowiek przestaje dojrzewać do wiary, a zaczyna dojrzewać jego wiara.

Rozmyślania nad Rdz 31-33

Dlaczego właściwie Jakub miał wierzyć Bogu swojego ojca i dziada? Owszem, dobrze mu się u Labana wiodło. Ale co z tego, skoro owoce tego błogosławieństwa zbierał teść? Tak to w życiu bywa. Znaki dawane niby przez Boga bywają słabo czytelne. Gdy jeden widzi w jakichś wydarzeniach dowód Bożej opieki, drugi płacze, że Pan go opuścił.

Uciec od ojca i teścia

 „Czy mamy ponadto jakiś udział i dziedzictwo w majątku naszego ojca? Wszak obchodził się z nami jak z obcymi, bo nie tylko wziął za nas zapłatę, ale jeszcze obrócił na swój użytek naszą własność”. Gorzkie są słowa Lei i Racheli. Rywalizujące między sobą o względy Jakuba, w ocenie działań ojca były zgodne.

Podobno takie wówczas panowały w tamtym kręgu kulturowym prawa, że do Labana jako szefa klanu należało wszystko. I jego córki i cały majątek. Mógł wszystkim tym rozporządzać wedle uznania. Problem w tym, że obowiązywały go pewne umowy. Na Leę Jakub pracował u teścia siedem lat. Tyle samo na Rachelę. Dodatkowo sześć lat na swoją własność spośród Labanowych trzód. Pracował uczciwie i wydajnie, bo Bóg mu błogosławił. Niczego nie ukradł. Gdy stracił jakieś zwierzę, dawał w zamian własne. Dzięki jego błogosławionej przez Boga pracy Laban bardzo się wzbogacił. A mimo to Laban oszukiwał Jakuba jak mógł. Najpierw podstępem oddając mu zamiast Racheli Leę, potem zabierając ze stad powierzonych Jakubowej opiece wszystkie zwierzęta, które miały być zapłatą dla Jakuba. Czy to było uczciwe? Nic dziwnego, że Jakub postanowił z takiej służby uciec. Doskonale wiedział z kim ma do czynienia. I wiedziały też jego żony, które nie tylko nie miały nic przeciwko pomysłowi, ale chętnie wzięły w nim udział. Rachela posunęła się nawet do tego, ze skradła ojcu posążki domowych bóstw. I bez oporów wszyscy ruszyli w drogę. 

W scenie tej, traktowanej przez komentatorów po macoszemu, znaleźć można ciekawe wskazówki dotyczące życia rodzinnego. Najpierw to, że Jakub przed ucieczką pyta swoje żony o zdanie. Oczywiście bez ich zgody trudno by mu było odejść od Labana, ale  w całym tekście przebija jednak pewien szacunek do tego, co mają do powiedzenia. Rzecz istotna także dla tych, którzy dziś, powołując się na wyrwaną z kontekstu opinię św. Pawła o konieczności posłuszeństwa żony względem męża zapominają, że małżeństwo – jak widać nawet poligamiczne – może być związkiem partnerskim.

W opowiadaniu tym pojawia się też problem władzy rodzicielskiej. Oczywiście trudno uznać, że historia z księgi Rodzaju powinna być rozstrzygającym wyznacznikiem dla chrześcijańskiej moralności. Warto jednak pamiętać, że księga ta, w swym dzisiejszym kształcie powstała, gdy Izrael znał już przykazanie „czcij ojca swego i matkę”. Mimo to autor natchniony odważył się pokazać w tej scenie, że czasem można i trzeba sprzeciwić się swoim rodzicom. Zwłaszcza gdy próbują kierować losem swoich dorosłych dzieci, gdy je krzywdzą, gdy nimi poniewierają.

Bóg klanu Abrahama

Scena ta jest także ciekawa ze względu na podejście jej bohaterów do Boga. Rachela i Lea chyba nie za bardzo wierzyła w Boga Jakuba. Mówią mu: „czyń wszystko, co ci Bóg rozkazał”. Jednocześnie Rachela swojego zabiera z domu. ojca posążki. Czyli pewnie domowe bóstwa, bóstwa klanu Labana. Bóg, Stwórca wszechrzeczy jest więc rzeczywiście Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba. Dopiero przedziera się do ludzkiej świadomości przez gąszcz bożków. Pamiętając, że także Jakub niejako dopiero odkrywa Boga swojego dziada i ojca widać, że Bóg będzie musiał jeszcze wiele zdziałać, by zaistnieć w społecznej świadomości Uwaga ta, może mało istotna w dziejach rodziny Abrahama,  będzie miała wielkie znaczenie w dalszych dziejach zbawienia. Ludzie czasem zarzucają Bogu, że w Starym Testamencie był Bogiem tylko jednego narodu. Zapominają, że nawet temu narodowi musiał długo udowadniać, że nie jest jak inni bogowie, którzy – ujmując rzecz słowami proroka – „maja oczy a nie widzą i mają uszy a nie słyszą”.

Inaczej do Boga podchodzi Jakub. Niegdyś w Betel postanowił Boga wypróbować. Sprawdzić, czy będzie mu szczęścił. Teraz jego wiara wystawiona jest na próbę. Słyszy, że ma wrócić do ziemi swoich przodków. Serce pewnie rwie się ku takiemu rozwiązaniu, ale rozum nakazuje ostrożność. Naraża się na wielkie niebezpieczeństwo: ze strony wściekłego teścia i swojego pałającego żądzą zemsty  brata. Tak przynajmniej  Jakubowi się wydaje. Ale uczy się ufać Bogu. Nie rezygnując z własnej roztropności i przemyślności, jednak decyduje się na wymarsz. Czy nie podobnie powinni postępować chrześcijanie? Iść za głosem Boga nawet jeśli rozum podpowiada tchórzliwe trwanie w tym, co jest?

W Bożej opiece

Jak skończyłaby się historia ucieczki Jakuba, gdyby w sprawę nie wmieszał się Bóg? Laban nie był człowiekiem skłonnym do ugody. I chyba tylko strach przed Bogiem Jakuba powstrzymał go przed srogą zemstą. „Bacz, abyś w rozmowie z Jakubem niczego od niego nie żądał” – usłyszał w nocy. Skończyło się na niezbyt miłym przeszukaniu i pełnym buty stwierdzeniu „Wprawdzie są to moje córki i ich dzieci są moimi, trzoda – moją trzodą i wszystko co tu widzisz jest moje, ale...”. Jakby nie było dwudziestu lat służby, jakby nie było między Labanem a jego siostrzeńcem żadnej umowy. Laban gra zatroskanego ojca, który chce godnie pożegnać swoje córki i wnuki, ale przecież nigdy o nie nie dbał. Ot, fałsz, fałsz, i jeszcze raz fałsz. Ale nic nadzwyczajnego. Przecież i dziś nie brakuje ojców i matki tak zapatrzonych w swoją rodzicielską władzę, jakby istniało tylko czwarte przykazanie.  

Roztropnie z bratem

Podzielenie się na dwa obozy, stada pędzone dla brata w prezencie, pełne pokory powitanie. A w końcu i tak ucieczka przed bratem. Zamiast iść za Ezawem do Seiru, poszedł do Sukkot, a potem do Sychem. Mimo że Ezaw w żadnym momencie tego opowiadania nie wydaje się skłonny do krwawej zemsty, Jakub się boi. Dlatego najpierw wysyła bratu prezenty, potem chce zwlekać z przeprawą przez Jabbok, a w końcu, zobaczywszy go z daleka tak podzielił w marszu swoja rodzinę, by na końcu szli ci, na których życiu najbardziej mu zależało. I choć brat wita go z radością – obaj się rozpłakali – i niczego od Jakuba nie chce, ten prosi, by jednak dar przyjął. Jasnym jest, że widok czterystu ludzi towarzyszących Ezawowi mógł Jakuba przestraszyć. Trudno jednak nie zauważyć, że wraca do niego to, co sam posiał. Niegdyś sprytnie zdobył pierworództwo, podstępem przejął błogosławieństwo ojca. Chyba właśnie dlatego nie wierzy w szczere intencje swojego brata.

Życie chyba każdego człowieka dostarcza wielu przykładów prawdziwości porzekadła „co człowiek sieje, to i żąć będzie”. Dziś nie stroniący od podstępu Jakub sam boi się, że padnie jego ofiarą. Chrześcijanin, pouczony przez Chrystusa wie, że powinien zawsze wybaczać. Jeśli mu trudno, wspomnienie wystraszonego Jakuba może mu w tym pomóc.

Wolnych poznać po tym, że kulawi

Tak śpiewał Jacek Kaczmarski opowiadając w walce Jakuba z… No właśnie. Z kim? Z Bogiem? Z Aniołem? Autor biblijny tego nie precyzuje. Scena rozgrywa się jeszcze zanim dochodzi do spotkania Jakuba z Labenem. Już kiedy Jakub wracał do swojej ojczyzny spotkał Aniołów (32, 2). Owa lakoniczna wzmianka nie pozwala snuć jakichś poważniejszych rozważań. Wydaje się, ze służy jedynie do wyjaśnienia nazwy owego miejsca, w którym do spotkania doszło. Potem Jakub gorąco prosi Boga, aby ocalił go z ręki brata.  Jakby odpowiedzią na jego prośby jest właśnie owo tajemnicze nocne zmaganie. Jakub, po przekroczeniu potoku Jabbok  walczy z samym Bogiem lub jego wysłannikiem. Owa tajemnicza postać nie mogąc pokonać Jakuba powoduje, ze zwichnięty zostaje jego biodrowy staw. Za odstąpienie od dalszej walki Jakub żąda błogosławieństwa.

Trudno jednoznacznie orzec, jaki jest sens owej sceny. Komentatorzy dostrzegają w niej obraz duchowej walki Jakuba. Gdy idzie do Labana, stawia Bogu warunki, chce się przekonać kim jest Bóg jego ojca i dziada. Gdy od Labana ucieka zdaje się na Boża pomoc. W obliczu gniewu brata musi ostatecznie zdecydować, czy rzeczywiście Bogu zaufać. Choć żąda błogosławieństwa, jednocześnie  pokornie ujawnia swoje imię. Osoba, z którą tamtej nocy się zmagał nie tylko go błogosławi, ale nadto zmienia mu imię. Nadanie nowego imienia  – podobnie jak to miało miejsce w raju, gdy człowiek nazywał wszystkie Boże stworzenia – jest znakiem poddania Jakuba pod władzę owej Osoby. Odtąd Jakub będzie zwał się  „Tym, który walczył z Bogiem” czyli Izraelem.

Dalsze wydarzenia pokazały, że warto było Bogu zaufać. Ezaw przyjął swego brata nadspodziewanie przyjaźnie. Znamienne, że Jakub wcale nie zrezygnował z roztropnego zabezpieczenia się – na ile to było możliwe – przed gniewem brata. Ale najważniejszy krok został zrobiony. Owej nocy powiedział Bogu swoje „tak”.

W owej tajemniczej scenie, która rozegrała się gdzieś nad potokiem Jabbok chrześcijanin odnajduje prawdę o ludzkim wzrastaniu do wiary. Bywa, że najpierw są pytania i próbowanie Boga. Ale pewnego dnia trzeba się zdecydować na ostateczny krok: powiedzieć Bogu „tak, ufam Ci”. Choć ta wiara zazwyczaj daleka jest wtedy jeszcze od doskonałości, dokonał się zasadniczy przełom. Człowiek przestaje dojrzewać do wiary. Od tej pory dojrzewa jego wiara.