Nasze trudne miłości

ks. Robert Skrzypczak

publikacja 16.03.2019 05:10

Pewien sędziwy proboszcz chciał żartobliwie zaczepić małą dziewczynkę i zapytał: „Lubisz mnie?”.

Nasze trudne miłości MAREK PIEKARA / Foto Gość Dwoje egoistów, mimo najlepszych intencji, nie zapewni sobie raju...

Ta odpowiedziała: „Sam się lub!”. Oto przykład wielu naszych porażek na polu uczuciowości. Pragniemy mieć innych na własność, a jednocześnie nie chcemy paść ofiarą niczyjej zaborczości.

Skąd ten głód drugiego i jednocześnie obawa przed nim? Czemu nasze życie – gdy chodzi o relacje – wciąż balansuje między błogosławieństwem i przekleństwem? Dlaczego zasługują one najczęściej na diagnozę Dostojewskiego: oni tak się kochają, jakby się nienawidzili?

Człowiek ma swoje korzenie istnienia, które muszą być zanurzone w miłości Boga. Tak jak zanurzeni w miłości Boga byli Adam i Ewa w raju. Przeżywali każde wydarzenie życia i wzajemną relację, czując się kochanymi przez Stwórcę. Stąd czerpali życiodajną siłę. Ale w ich życie wmieszał się wąż, który wciągnął w dialog Ewę i powoli przekonywał ją do ogłoszenia deklaracji niepodległości względem Stwórcy. Kiedy diabłu udało się zatruć Ewę, a potem jej męża Adama podejrzliwą insynuacją, że Bóg ich nie kocha i że ich okłamuje, ludzie, popełniając grzech, odcięli sobie życiodajny kanał Bożej miłości. Doświadczyli wewnętrznej pustki, śmierci swojego „ja”, które bez miłości umiera. Odtąd muszą szukać życia wszędzie. Chcą się zrealizować po swojemu. Jak głodne pijawki przysysają się do siebie nawzajem.

Odcięci od życiodajnej gleby, jaką jest Bóg, szukamy siebie samych w naszych związkach z innymi osobami. Mój mąż ma mnie kochać tak, jak ja chcę. Moja żona ma mnie rozumieć i spełniać natychmiast wszystkie moje potrzeby. Moje dzieci mają rozwijać się na moją modłę i realizować moje projekty, zaspokajać moją ambicję i potrzebę wdzięczności. Człowiek szuka człowieka, aby pod pozorem, że chodzi o miłość, móc wyssać z tamtego co się da. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że ten drugi ma dokładnie tę samą potrzebę. I frustracja gotowa.

Człowiek nie zdoła usatysfakcjonować w pełni sobą drugiego. Nie potrafi go zbawić. Dwoje egoistów, mimo najlepszych intencji, nie zapewni sobie raju. Dlatego potrzeba Chrystusa z Jego mocą zwycięstwa nad grzechem. Zwyciężony grzech to uleczona krwawiąca w nas rana, odbudowana życiodajna więź z Bogiem, który wypełniając nas na powrót miłością, sprawia, że mamy punkt oparcia, by naprawdę zacząć drugiego kochać, dać mu się, stracić dlań życie. Tylko kochany może kochać. Drugiemu da oparcie ten tylko, kto sam je wcześniej odnalazł dla siebie. Dlatego potrzeba, by Chrystus wszedł na nowo w nasze relacje małżeńskie, rodzicielskie, synowskie i wszelkie inne, uzdrawiając je i opierając na mocnej, osobistej relacji ze Sobą.