Człowiek to zawsze ktoś

ajm

publikacja 11.04.2019 00:15

Miał pałac, co dzień świetnie się bawił. Kto? Bezimienny bogacz. A żebrak ma imię. To Łazarz.

Człowiek Henryk Przondziono /Foto Gość Człowiek
Dla Boga zawsze ktoś. Nie śmieć, nie pionek w rozgrywce na szachownicy dziejów

Rozmyślania na kanwie Łk 16, 19-31
Tekst z cyklu „W drodze do Jerozolimy”

Ci, którzy w życiu osiągnęli sukces – a w ogóle wierzą w Boga – skłonni są widzieć w tym oznakę swojej osobistej wielkości i Bożego błogosławieństwa dla swoich poczynań. Przecież gdyby Bóg miał coś przeciwko mnie, to nie pozwoliłby mi go odnieść, prawda? – myślą sobie.  Dla tych, którzy ów sukces osiągnęli w Kościele pokusa tym większa. Wola Boga – myślą, z czasem także tracąc opory przed wyrażeniem tych swoich myśli głośno. Kto się sprzeciwi? Powoli także ich decyzje zyskują w ich przekonaniu walor bycia decyzjami Boga, a ich odnoszenie się do innych – stają się wzorem realizowania ideałów ewangelicznych.

Tymczasem Jezus idącym za Nim powiedział coś, co każdego człowieka sukcesu powinno mocno zaniepokoić: nie myślcie, że bogactwo jest oznaką Bożego błogosławieństwa. Nie zapominajcie, że nie można służyć jednocześnie Bogu i Mamonie. Gdy służycie pieniądzom przestajecie byś sługami Boga. I łamiecie w ten sposób pierwsze, podstawowe przykazanie. Ale to sprawia, że potem już nie macie oporów, by zmieniać także inne. Udajecie wprawdzie sprawiedliwych i tak was niektórzy widzą, ale Bóg zna wasze serca.

Zaraz zaraz. Czegoś tu brakuje. Co ma służba Mamonie do sukcesu? Czyż nie można odnosząc sukces pozostać wiernym sługą Boga? Po co zaraz to utożsamianie człowieka sukcesu z pychą, która pozwala przeinaczać Boże przykazania? Czy to, co powiedział Jezus w 16 rozdziale Ewangelii Łukasza upoważnia do tak daleko idących uogólnień?

Sęk w tym, że nauczanie Jezusa w tym fragmencie Ewangelii nie kończy się na wezwaniu do posłuszeństwa Bożemu prawu. Jezus opowiada dalej przypowieść o bogaczu i biednym Łazarzu, stawiając w ten sposób kropkę nad i.  

Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany.

Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: "Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Lecz Abraham odrzekł: "Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać".

Tamten rzekł: "Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca! Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki". Lecz Abraham odparł: "Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!" "Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą". Odpowiedział mu: "Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą"».

To oczywiście tylko przypowieść, mająca zobrazować pewne prawdy  i trzeba się trzymać tego, co zostało wyraźnie lub przynajmniej w domyśle powiedziane. Co więc dobrego zrobił żebrak Łazarz, że zasłużył na niebo? Ano nic. On po prostu był tylko bardzo biedny i – przynajmniej po ludzku myśląc –  nieszczęśliwy. Co złego zrobił bogacz, że po śmierci trafił do otchłani, gdzie cierpiał męki? Właściwie prawie nic. On tylko odniósł sukces. A jedyną jego winą było to, że nie obchodził go los leżącego pod bramą jego pałacu żebraka. Mógł jakoś pomóc, ale nie pomógł. I choć Bóg pozwolił, by bogacz za życia pełną garścią korzystał ze swojego bogactwa, nie pozwolił, by znalazł się „na łonie Abrahama”, w niebie.

W obrazie tej przypowieści odnaleźć można wielu dzisiejszych ludzi sukcesu. To, czy osiągnęli go uczciwie czy nie, jest na pewno ważne, ale z perspektywy tego, czego uczy w tej przypowieści Jezus, drugorzędne. Najważniejsze, czy korzystając pełnymi garściami z owoców tego sukcesu –  odziewając się „w bisior i purpurę” i „każdego dnia świetnie się bawiąc” – zauważają wołających o pomoc bliźnich. Choćby ich krzyk był niemy.

Warto zauważyć, że tu nie chodzi tylko o jałmużnę. Ów żebrak pewnie ją dostawał. Dostawał resztki ze stołu bogacza. Inaczej by przecież nie przychodził. Raczej o to, że ów bogacz nie widział w Łazarzu człowieka. Dla niego to był jakiś tam owrzodzony, pewnie także śmierdzący społeczny odpad. Któremu – jak psu – można rzucić jakieś resztki, z których powinien być zadowolony. Gdyby było inaczej bogacz zainteresowałby się Łazarzem, sprowadził dla niego lekarza, może dał jakiś kąt i pracę. Ale nie: dla niego był on co najwyżej natrętem czy kłopotem. Nie osobą. I także po śmierci obydwu ta sytuacja niewiele się zmieniła.

Czytamy: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie (...)”. A za chwilę  „poślij go do domu mojego ojca”. Może to zbyt daleko idące przeczucie, ale bogacz jakby ciągle nie szanował Łazarza: „poślij go”. Jakby Łazarz nie nawet „na łonie Abrahama” nie przestał być tym gorszym, na posyłki dla możnych....

I to chyba najpoważniejszy zarzut, jaki stawia Jezus „ludziom sukcesu” wszystkich czasów. Nie o pieniądze tylko chodzi. Przede wszystkim o to, by dostrzegli w bliźnim człowieka. By zadufani w sobie, upojeni dostatkiem, sławą, społecznym awansem i poważaniem wśród ludzi (bogaci zawsze są traktowani inaczej niż biedni) nie zaczęli innymi pomiatać czy gardzić.

Na tym jednak zarzut się nie kończy. Już kontekst wskazuje – przypomnę, chodziło o porzucenie służby Bogu na rzecz służby Mamonie, o naginanie czy nawet zmienianie w zależności od potrzeb Bożego prawa – że zarzut jaki stawia w tej przypowieści Jezus różnym bogaczom jest jeszcze poważniejszy. Nie tylko o ich stosunek do ludzi chodzi. Także o stosunek do Boga i Jego prawa.

Dla bogacza nie tylko Łazarz był nikim. Przestał się dla niego liczyć także Bóg, który wyraźnie, także w Starym Testamencie, kazał kochać bliźniego jak siebie samego, który nakazywał troszczyć się o słabych i ubogich. Bogacz zadufany w sobie w ogóle się tym nie przejmował. Pokazuje to ów dialog, jaki bogacz z przypowieści prowadzi z Abrahamem.

„Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” – mówi Abraham do bogacza, który prosi o ostrzeżenie przed cierpieniem w otchłani braci. „Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”. No właśnie. I bogacz i jego bracia gardzili Bożym prawem. Nie liczyli się z nim. Co powiedzieli Mojżesz i prorocy było nieważne. Bo po co? Było im przecież dobrze. A Bóg nie był im do niczego potrzebny...

Podobny zarzut można też postawić wielu ludziom sukcesu naszych czasów. Nie tylko za nic mają człowieka, ale też przestają się liczyć z Bogiem; opływającym w dostatki Bóg przestał być potrzebny. Że jednak Go potrzebują zorientują się dopiero, gdy staną u progu śmierci. Albo i jeszcze później.

Lekceważenie człowieka, lekceważenie Boga. To dwa niebezpieczeństwa i dwa zarzuty, jakie stawia „ludziom sukcesu” Jezus. By przynależeć do Królestwa trzeba dokładnie odwrotnie: liczyć się człowiekiem i liczyć się z Bogiem. Inaczej niewiele się u Boga znaczy.  No bo taki bogacz z przypowieści... Kim właściwie był? Tak, miał kiedyś pałac, każdego dnia świetnie się bawił. Ale dla nas nie ma nawet imienia. Odeszło w zapomnienie. A imię przypowieściowego biedaka jest znane. To Łazarz. Dla Boga zawsze ktoś. Bóg łaskawie na niego wejrzał i go podźwignął. Dając mu wieczne życie.
 

Inne artykuły z obu tegorocznych cyklów

Wiara w drodze

WIARA.PL DODANE 05.03.2019 AKTUALIZACJA 11.04.2022