Niech Bóg się martwi

Andrzej Macura

publikacja 22.05.2010 13:11

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię - wołał kiedyś Jezus. Łatwo jest przyjąć tę prawdę teoretycznie. Znacznie trudniej zaufać.

Niech Bóg się martwi Andrzej Macura Trudno czasem uwierzyć, że skoro Bóg troszczy się o ptaki, to nie zapomni też o nas. Ale czy tak nie jest?

Refleksja nad Rdz 39-41

„Staram się żyć po Bożemu, a nic mi nie wychodzi, nic nie idzie po mojej myśli” – marudzą czasem chrześcijanie. Bóg zapewne nie zawsze za wierność odpłaca łatwym życiem. Chyba jednak dość często jest tak, że różne przykre życiowe doświadczenia pozwalają wiernemu chrześcijaninowi osiągnąć znacznie większe dobro, niż sobie wyobrażał. Jednak żeby to zobaczyć, potrzeba czasu. Ile? Niekiedy bardzo dużo.

Sprzedany i niesłusznie osądzony

Trudno jednoznacznie powiedzieć, jak długo Józef był niewolnikiem, a potem i więźniem. Gdy został zarządcą faraona, miał 30 lat (41,46). W opowiadaniu o proroczych snach w domu ojca miał lat 17 (37,2). Wydaje się, że niewiele później bracia go sprzedali madianickim kupcom. Jego niedola mogła więc trwać dłużej niż 10 lat. Dla młodego mężczyzny to całe wieki. Jedna trzecia życia. Mimo to Józef zachował dziwny spokój. Autor natchniony nie wspomina, by skarżył się Bogu. Więcej, Józef cały czas  jest człowiekiem prawym. Bo cały czas, mimo dotykających go niesprawiedliwości, ma na względzie Boga.

Choć brzmi to dziwnie, autor Księgi Rodzaju powtarza, że Bóg Józefowi błogosławił. Zarówno wtedy, gdy był w domu Potifara, jak i później, gdy trafił do więzienia. „Ponieważ Pan był z Józefem, dlatego wszystko mu się udawało, gdy był w domu Egipcjanina, swojego Pana (…) Dlatego powierzył on [Potifar] cały majątek Józefowi i nie miał żadnej innej troski oprócz tego, by mieć takie pożywienie, jakie lubił” (39,2). „Józef siedział w więzieniu. Pan jednak był z Józefem i okazał mu miłosierdzie. Sprawił również, że nadzorca więzienia był dla niego życzliwy i powierzył Józefowi wszystkich więźniów, którzy byli w więzieniu. Zarządzał więc wszystkim, co tam się działo” (39,20b-22). Błogosławił? – zakrzyknęliby dziś oburzeni niezadowoleni z życia chrześcijanie. - Przecież był niewolnikiem i trafił do więzienia! Bóg o nim zapomniał!

I w tym chyba tkwi różnica między chrześcijaninem, który Boga próbuje wprząc w swoje plany, a tym, który - choć nie zawsze rozumie - ufa, że Bóg go prowadzi. Pierwsi – w tym sfrustrowani świeccy teologowie, niezadowoleni z decyzji biskupa kapłani czy oburzający się na konieczność posłuszeństwa przełożonym zakonnicy – będą dostrzegali głównie niesprawiedliwość, która ich spotkała. Drudzy – świeccy, kapłani czy zakonnicy – potrafią w całej złożoności własnej sytuacji dostrzec palec Boży. Zwłaszcza gdy z perspektywy czasu widzą, jak wielkim błogosławieństwem okazało się dawne wyrzucenie z pracy, wysłanie do posługi w nieciekawej parafii czy konieczność podjęcia mało nobilitującego dla ojca doktora zajęcia duszpasterskiego. Józef też myślał, że bracia i rodzice będą mu się kłaniać.  A tu proszę. Przyszło mu być niewolnikiem, a nawet więźniem. W tym wszystkim nie zabrakło mu jednak najważniejszego, bez czego wszystko inne traci sens: Bożego błogosławieństwa.

Kamieniem rzucić łatwo

W delikatnej kwestii ludzkiej seksualności bardzo łatwo o skazanie niewinnego. Mordercy trzeba dowieść winy, złodzieja złapać za rękę czy znaleźć przy nim ukradzioną rzecz, a o próbę gwałtu czy molestowanie można oskarżyć właściwe każdego dorosłego mężczyznę. Bo każdy może choćby na chwilę znaleźć się w sytuacji, gdy żaden świadek nie będzie mógł potwierdzić jego niewinności. Wtedy jest słowo przeciwko słowu. A ich ocena zależy od mniej lub bardziej trzeźwego sądu tych, którzy sprawę rozpatrują.

Sytuacja Józefa była wyjątkowo trudna. Był niewolnikiem. Oskarżała go żona jego właściciela. Co Potifar miał zrobić? Nawet jeśli po cichu wierzył w niewinność Józefa miał przyznać, że jego żona szuka sobie kochanka? Przecież wszyscy mniej lub bardziej otwarcie śmialiby się z niego. Dlatego kazał Józefa wtrącić do więzienia. Właśnie. Do więzienia. I to takiego, w którym byli raczej znaczniejsi przestępcy (w sensie pochodzenia, nie wielkości zbrodni). Choć przecież – jak wskazują komentatorzy – mógł Józefa po prostu zabić lub skazać na śmierć. Sumienie mu nie pozwalało? Pewnie tak właśnie było. Bóg ochronił Józefa przed najgorszym posługując się ludzkim  sumieniem. I tak zbliżył Józefa do szczęśliwego końca jego poniżenia. Na razie jednak bohater opowiadania został po raz kolejny skrzywdzony.

Wierzyć w sny?

Podobno sny są fragmentami naszych wspomnień, marzeń czy lęków, tyle że w nieprawidłowy i zaskakujący sposób powiązanymi. Tak przynajmniej przypuszcza część naukowców. Chyba słusznie. Gdyby były bramą do przyszłości, dla wielu byłaby ona koszmarem. Prawdą też jest, że ludzie, świadomi swojej małości wobec potęgi świata,  zawsze próbowali je sobie jakoś tłumaczyć. Czy to odczytując z nich pomyślne wróżby, czy ostrzeżenie przed nieszczęściem. Także w naszych czasach, które mimo szerzących się zabobonów uważamy za „oświecone”.

W Biblii również znajdujemy sceny, w których Bóg przemawia do człowieka podczas snu. Nie tylko do bohatera omawianego fragmentu Księgi Rodzaju. Także do noszącego to samo imię Opiekuna Jezusa . A jednak oprócz tych scen znajdujemy w Biblii również mocne potępienie tych, którzy próbują wyjaśniać sny. Jak więc jest?

Mądrzy ludzie mawiają, że snem można i należy kierować się tylko wtedy, gdy wynika z tego jakieś dobro. Słusznie. Zawsze warto kierować się rozumem. Tyle że sny, które wyjaśniał Józef nie miały takiego waloru. Nieraz były tylko zapowiedzią jakichś wydarzeń. Jak sny wtrąconych do więzienia dworzan faraona. Pozostaje uznać, że Bóg, który błogosławił Józefowi, dał mu także niezwykły dar. Tak jak czasem pobożnym ludziom udziela daru uzdrawiania, prorokowania czy mówienia obcymi językami. I jak widzimy różnicę między uzdrowieniem podczas modlitwy a pójściem do bioeneroterapeuty, tak też trzeba dostrzec różnicę między Józefem, który miał dar, a kimś, kto z wieszczenia przyszłości czyni swoje główne zajęcie.

Wywyższenie

„Wyświadcz mi przysługę i przypomnij o mnie faraonowi, aby mnie stąd uwolnił” – prosił Józef podczaszego. Ten jednak zapomniał. Dopiero po dwóch latach, gdy nikt nie potrafił wytłumaczyć dziwnych snów faraona, podczaszy zrealizował tę prośbę.

Józef potrafił się znaleźć. „Nawet beze mnie Bóg potrafi przyjaźnie odpowiedzieć faraonowi”;„Przez ten sen Bóg oznajmia faraonowi, co zamierza uczynić”;  „Niech faraon znajdzie roztropnego i mądrego człowieka i postawi go nad Egiptem”. Jeśli do tego faraon dowiedział się, że Józef jest sprawnym zarządcą, nic dziwnego, że właśnie jemu powierzył zarządzanie Egiptem, by odpowiednio przygotował kraj na nadchodzącą klęskę głodu. Szata z cienkiego lnu, pierścień w dowód łaskawości zdjęty z palca faraona i złoty łańcuch na szyi.  I to obwożenie rydwanem faraona i słudzy wołający przed nim do ludu „na kolana!”. Czy mógł dostąpić większego zaszczytu? Sefinat Paneach – bo takie imię nadał Józefowi faraon – poślubił też córkę kapłana, Asenat. Urodziła  mu dwóch synów: Manassesa i Efraima. A po siedmiu latach,  gdy nastał głód, zaczął chodzić w glorii dobroczyńcy i zbawcy Egiptu. Czy mogło mu czegoś brakować do szczęścia?

Pewnie brakowało. Ojca, matki, braci i sióstr, i ojczystych stron. Zdając się na to, co gotował mu los, Józef zdał się jednak na wolę Boga. Prowadzony z przedziwny sposób stał się później zbawcą swojej rodziny. Po raz kolejny zło, dzięki Bożej Opatrzności, zaowocowało dobrem.  A to z kolei, po setkach lat, podczas wyjścia Izraelitów z Egiptu, doprowadzi do okrzepnięcia Izraela jako narodu. Wierzący w Chrystusa też często nie rozumieją, dlaczego spotykają ich krzywdy i niesprawiedliwości. Niektórzy też pytają, dlaczego właśnie ich spotykają niezasłużone zaszczyty. Zawsze, zamiast złorzeczyć czy popadać w pychę,  trzeba wierzyć, że Bóg wie co robi. I z Nim dzielić się swoimi troskami i radościami.