Zemsta jest słodka

Andrzej Macura

publikacja 29.05.2010 20:37

Ten, kto wybacza, zyskuje wiele nowych, ciekawych możliwości. I często też okazję do odegrania się. Jeśli jednak spojrzy na swoją historię oczyma Boga dojrzy, że nie warto.

Zemsta jest słodka Andrzej Macura "Na pewno rzuci się na nas, napadnie, uczyni nas niewolnikami i zabierze nam nasze osły". Samochody starożytności dziś są głównie turystyczną atrakcją.

Każda doznana krzywda boli. Kto zasklepia się w swoim bólu i z zemsty czyni główny cel swojego życia, przegrywa je. Ten, kto wybacza, zyskuje wiele nowych, ciekawych możliwości. I często też okazję do odegrania się. Jeśli jednak spojrzy na swoją historię oczyma Boga dojrzy, że nie warto. Bo te najtrudniejsze doświadczenia są nieraz, mocą Bożych zrządzeń, tym, co  przynosi w życiu najlepsze, najbardziej dojrzałe owoce sprawiedliwości i dobra.

Kto mógł przewidzieć, że Józef dojdzie w Egipcie do najwyższych godności? A kto, że za jego mądrych rządów dojdzie do wielkiej klęski głodu? Pewnie nikt. Przedziwna jest historia spotkania Józefa i jego braci. Pokazuje, że jeśli z jednej strony krzywda, a z drugiej  strony świadomość winy są dobrze rozegrane, nawet zło może – dzięki Bożej łasce – zrodzić dobre owoce. W tym wypadku krzywda wyrządzona Józefowi przez braci ostatecznie obróciła się ku dobru całej rodziny. 

Przemienieni

Ludzie się nie zmieniają – mawiają czasem zawiedzeni czyjąś podłością. To nieprawda. Młodość bywa porywcza. Z upływem lat wielu mądrzeje i… łagodnieje.  Zwłaszcza gdy przejdzie przez bolesne doświadczenia. Tak było z braćmi Józefa. Młodzi nie mogli patrzeć na swojego brata wyróżnianego przez ojca. Złościł ich sam jego widok. Zmieniła ich boleść Jakuba. Patrzyli na jego bezgraniczną rozpacz z powodu utraty Józefa i nic nie mogli zrobić. No bo co by dało, gdyby się przyznali, że go sprzedali madianickim kupcom? Tylko nowe rodzinne tragedie. Wybrali milczenie. I pewnie patrząc na ból ojca każdego dnia żałowali swojego niecnego postępku. Świadomość krzywdy, którą wyrządzili bratu i ojcu nigdy ich nie opuściła. Może dlatego byli mu tak bardzo posłuszni, znosząc jego utyskiwania? Bo przecież ojciec się nie zmienił. Dalej zaginionego Józefa i najmłodszego Beniamina cenił bardziej od nich wszystkich, a ich losem niewiele się przejmował.

Do Egiptu przyjeżdżają pokorni. Potrzebują żywności. Oskarżeni przez Józefa o szpiegostwo bronią się tylko prawdą. Zresztą wydawała się ona najlepszą obroną. Nie wiedzieli, że stali się przedmiotem zemsty swojego brata. Uznają jednak swoją winę:  „Niestety, zawiniliśmy wobec naszego brata, bo widząc strapienie jego serca, gdy błagał nas o litość, nie usłuchaliśmy go. Dlatego spadło na nas to nieszczęście” – mówili między sobą, nie wiedząc, że Dostojnik Faraona ich rozumie.

Jak bardzo zmienił ich czas, pokazuje też to, jak rozmawiają z ojcem. Dorośli, sami posiadający dzieci, odnoszą się do niego z pełnym szacunkiem. Nie protestują, gdy ojciec ma do nich pretensje o Józefa i pozostawionego w Egipcie Symeona. „Pozbawiacie mnie dzieci: nie ma już Józefa i Symeona, a teraz chcecie zabrać mi Beniamina. Wszystko przeciwko mnie!” – wyrzuca im Jakub, choć o ich zbrodni wobec Józefa wiedzieć nie mógł, a w sprawie Symeona nie mieli żadnego wyboru. Wiedzą, że powinni wrócić do Egiptu z Beniaminem po Symeona. Ruben proponuje nawet ojcu swoistą gwarancję: „Możesz zabić moich dwóch synów, jeśli ci go (Beniamina ) z powrotem nie przyprowadzę”. Nie sprzeciwiają się jednak ojcu.  Dopiero gdy głód doskwiera wszystkim, zrozpaczeni podejmują jeszcze jedną próbę przekonania go. Znów słyszą gorzkie słowa: „Dlaczego przyczyniliście mi zmartwienia mówiąc temu człowiekowi, że macie jeszcze jednego brata?”, jakby mogli się spodziewać, że powiedzenie prawdy sprowadzi na nich nowe.  Jakub, nie mając wyjścia, zgadza się.  Gwarantem szczęśliwego powrotu Beniamina z Egiptu tym razem jest Juda.

Ostatni egzamin przyszło im zdawać, gdy okazało się, że w worku Beniamina znaleziono kielich Józefa. Tym razem, choć tylko sprawcę zamieszania zatrzymano, postąpili niezwykle szlachetnie: wszyscy wrócili do Józefa. „Proszę, niech twój sługa zostanie twoim niewolnikiem, zamiast tego chłopca, a on niech wraca z braćmi. Nie mogę wrócić do ojca bez tego chłopca. Nie mógłbym patrzyć na nieszczęście, które spotkałoby mojego ojca”. Jaka przemiana w stosunku do tego, co zdarzyło się z pierwszym z synów Racheli wiele lat wcześniej.

Jesteście szpiegami!

Józef nie był zbyt skłonny do łatwego wybaczenia swoim braciom. Szczerze mówiąc naraził ich na ogromne utrapienie. Usprawiedliwia go tylko to, że tak naprawdę nie szukał zemsty,  a tylko się z braćmi droczył. Nie ulega jednak wątpliwości, że boleśnie ich doświadczył.

Oskarżenie o szpiegostwo to poważna rzecz. Nic dziwnego, że bracia się przerazili. Gdy jest się w obcym kraju i gdy znikąd nie można liczyć na pomoc, człowiek zdany na łaskę urzędnika jest zupełnie bezradny. Józef bawił się nimi, ale ich strach był jak najbardziej prawdziwy. Twierdząc, że nie dowierza braciom, zatrzymał Symeona – to była bardzo poważna sprawa. Znalezienie w workach ze zbożem pieniędzy, którymi  za nie zapłacili na pewno braci ucieszyło, ale musiało też mocno zaniepokoić. Boża interwencja? Żart? A może kolejny podstęp tego dziwnego Egipcjanina?

Gdy bracia drugi raz  przybyli po zboże, Józef zapraszając ich na ucztę zaskoczył ich jeszcze bardziej. Trudno jednak, by nie rozumiał, jak wielki niepokój jego zachowanie musiało w nich budzić. Tak się nie zachowuje egipski urzędnik. Co knuje? Dlaczego wyróżnia Beniamina? Najwyborniejsza uczta ze ściśniętym ze strachu gardłem to nie przyjemność.  A gdy przyszło do tego zatrzymanie najmłodszego z braci za kradzież kielicha, ich rozpacz musiała nie mieć granic. Nie, stanowczo nie można powiedzieć,że Józef się nie zemścił. Zrobił wszystko, by braci mocno zabolało. Wystawił na próbę ich lojalność wobec ojca i wobec siebie nawzajem.  I to w najtrudniejszej sprawie, gdy ważyła się nie sprawa jakiegoś dobra materialnego, ale życia człowieka. Całe szczęście, że w końcu nie wytrzymał i dał się braciom poznać. Wiele więcej chyba by nie znieśli. Ale to, że  ostatecznie wszystkim im przebaczył, jest niewątpliwie jego wielką zasługą.

Wielki Ukryty

W opowieści o tym, jak Józef bawił się swoimi braćmi trudno znaleźć jakieś wyraźne odniesienie do Boga. „Jestem człowiekiem bogobojnym” – wyznaje Józef podczas pierwszego spotkania z braćmi. „Cóż to nam Bóg uczynił” - pytają zdumieni synowie Jakuba, gdy znajdują w worku pierwszego z nich pieniądze. „Niech Bóg Wszechmogący sprawi, żeby ten człowiek zlitował się nad wami i wypuścił waszego barta i Beniamina” – mówi Jakub zgadzając się na podróż Beniamina do Egiptu. „Bóg doszukał się winy w twoich sługach” – mówią bracia, gdy przychodzą prosić o uwolnienie Beniamina. I dopiero Józef, dając się poznać braciom, wyraźnie całe zamieszanie odnosi do Boga, dostrzegając sens tego, co się wydarzyło: „Bóg (…) posłał mnie przed wami, aby ocalić wam życie. (…) To nie wy wysłaliście mnie tutaj, lecz Bóg. On te ustanowił mnie jakby ojcem dla faraona i panem całego jego domu oraz zarządcą w całym Egipcie”.

Bracia nie byli niewinni. Postąpili podle sprzedając brata do niewoli. Jednak Bóg, w swej niezmierzonej mądrości, przewidział ich podłość. Nie pozwolił, by ich grzech przysporzył Józefowi jedynie udręk. Wręcz przeciwnie: wykorzystał postępek braci do uratowania rodziny Jakuba przed klęską głodu. Ze zła, które uczynili, wyprowadził dobro. I dobrze. Gdyby Bóg tak nie robił, a zło rodziło tylko i wyłącznie dalsze zło, świat już dawno utopiłby się w powodzi krzywd i nieszczęść. Czyż nie podobnie postąpił nie pozwalając, by podłość tych, którzy przybili Jego Syna do krzyża ostatecznie zwyciężyła?

Historia dobrze się kończy. Na wieść, że jego syn żyje, w Jakuba wstępuje nowe życie. Z radością wybiera się do Egiptu, by spotkać Józefa, „osiąść w żyznej ziemi” i „żywić tym, co w Egipcie najlepsze”. Nie wie jeszcze, że tym sposobem daje swoim potomkom początek nowej biedy. Jego ziemią miał być przecież Kanaan. Cóż, w tej chwili Bóg prowadzi go do Egiptu.

„Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz ( J 21, 18) – powiedział Jezus do Piotra przepowiadając mu, jaką śmiercią Go uwielbi. Ten scenariusz pojawia się w życiu chyba każdego człowieka. Ciągle przychodzi nam doświadczać tego, czego nie chcemy. Bóg mało zważa na nasze protesty. Wie, co dla nas dobre. Prowadzi nas własnymi drogami. Nam pozostaje pójść drogą Józefa sprzedanego przez braci do Egiptu: ufać, że Bóg jednak wie, co robi. I choć czasem wydaje nam się to mało prawdopodobne, jednak nigdy o nas nie zapomina.