Panie, gdybyś tu był

Ed Underwood

www.edycja.pl/index.php?mod=ksiegarnia&item=2164 |

publikacja 10.07.2010 07:51

Fragment książki "Kiedy Bóg łamie ci serce. Uwierzyć wbrew nadziei", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Edycja Świętego Pawła

Panie, gdybyś tu był

Mój kryzys spowodowany cierpieniem zaczął się pewnej nocy w łóżku mokrym od potu i krwi, gdy omal nie po­rzuciłem wiary w Boga. Rodzina mojej córki właśnie wró­ciła z wycieczki do Disneylandu i chciała trochę odpocząć w domu dziadziusia i Boopie na wzgórzach na północy Los Angeles. Jednakże moja żona, Judy (Boopie dla wnuków), i ja coraz częściej czuliśmy, że nie jesteśmy takimi dziadkami jak kiedyś. Życie, jakie dotąd wiedli­śmy, umykało nam coraz bardziej. Byłem bardzo, bardzo chory.
Kiedy troje moich wnucząt z ożywieniem dzieliło się historiami o piratach i księżniczkach, ja wróciłem na górę. Judy przyszła za mną do sypialni, do naszego azylu, w którym płakaliśmy i błagaliśmy Boga o litość. Jak długo będziesz ignorował nasz ból? Czego od nas oczekujesz? Czy kiedykolwiek Cię zawiedliśmy? Dlaczego nie zwrócisz nam dawnego życia?
Leżałem w łóżku, usiłując nie myśleć o katuszach kolejnej nocy w tym stanie.
- Kochanie, chodź, pomodlimy się - szepnęła Judy przez łzy. -Potrzebujesz modlitwy, żeby się uspokoić. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie twojego bólu, ale widzę., jak cierpisz. Twój jęk prze­straszy dzieci.
- Nie martw się, skarbie - odparłem chłodno. - Skończyłem już z modlitwą, czy to dzisiaj, czy kiedykolwiek. Jeśli chcesz, to się módl, bo ja nie zamierzam już rozmawiać z Bogiem.
Jako pastor z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, wiele razy słyszałem od chrześcijan, że nie zamierzają już więcej się modlić. Nie potrafiłem w to uwierzyć, a teraz sam tego doświadczyłem. To znaczy tamtej nocy. Całym moim sercem.
Często stykałem się z cierpieniem, zarówno fizycznym, jak i du­chowym. Na ciele noszę blizny po wypadkach i operacjach z cza­sów, kiedy byłem strażakiem, a później służyłem w armii. Płakałem i modliłem się z przyjaciółmi przeżywającymi najtrudniejsze chwile w życiu. Spędziłem wiele bezsennych nocy na kolanach, przeprasza­jąc za swoje niewierności.
Przez cały ten czas zupełnie nie potrafiłem zrozumieć tych, którzy przestali liczyć na Boga... aż do owej nocy, gdy pokonała mnie choroba - zespół Sezary'ego - jasno dając mi do zrozumienia, że nawet ci z nas, którzy zaangażowani są w służbę Bogu, dają sobie z Nim spokój, gdy czują, że On nas przekreślił. O mojej chorobie mo­żecie przeczytać, że to „chłoniak T-ko-mórkowy", czyli przewlekła białaczka limfatyczna. Choroba prowadzi do erytrodermii, połączonej z silnym świądem, w późniejszych stadiach może dojść do zajęcia węzłów chłonnych i narządów wewnętrznych.
Nie przeczytacie tam o wszelkich drastycznych szczegółach, któ­rymi chorzy dzielą się na blogach czy też w poczekalniach szpitali onkologicznych. O tym, jak nasza skóra się. złuszcza, a przez ubrania sączy się krew i inne płyny organiczne, podczas gdy bolesne swędzenie sprawia, że rozrywamy wręcz nasze tkanki, próbując załagodzić ból - dopóki wielu się nie podda i w końcu umrze lub, co gorsza, połknie całą garść tabletek przeciwbólowych, które przepisują nam onkolodzy.
Zamiast się poddać i wybrać samobójstwo, porzuciłem nadzieję i przestałem liczyć na Boga. Kiedy opowiedziałem Judy o moim kry­zysie wiary, wiedziała, że przekroczyłem niebezpieczną granicę zwąt­pienia, za którą rozciągał się świat cynizmu i zwodniczych prawd. Po wielu latach doświadczenia w służbie Panu obydwoje wiedzieliśmy, że mogę już nigdy nie stanąć przy jej boku jako uczeń Zbawiciela.

Zszokowana moją postawą Judy zaczęła ganić mnie przez łzy.
- Kochanie, nie możesz tak myśleć. Pan jest wszystkim, co mamy, co kiedykolwiek mieliśmy. On jest naszym życiem. Proszę cię, nie mów tak. To wina lekarstw. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie two­jego cierpienia, ale nie możesz odrzucać Boga!
- Oczywiście, że mogę - odparłem. - Właśnie to zrobiłem.
- Jak? Jak możesz w jednej chwili odrzucić nasze życie? To nie ma sensu!
- Ma sens - rzuciłem chłodno, nie szukając w tym żadnej logiki.
- I to ma być mój Ojciec?
- Przecież wiesz, że tak jest - wyjaśniła spokojnie.
- Który mówi o sobie, że jest kochającym i współczującym Oj­cem, i troszczy się o swoje dzieci?
Judy milczała, wiedziałem, że uderzyłem w czułe miejsce.
- Sam jestem ojcem i znam ojcowskie serce - kontynuowałem. -Gdybym tylko mógł, nie pozwoliłbym, żeby coś takiego spotkało moje dziecko. Nie moje dziecko. A skoro On troszczy się o swoje dzieci, to znaczy, że ja nie jestem jednym z nich.
Milczenie Judy zdradzało, że nie była w stanie zaprzeczyć moim słowom. Byłem u kresu sił. Ta straszna choroba zredukowała jej męża do przerażającej karykatury kogoś, kim był kiedyś. Jednakże z pożytkiem dla mojego wiecznego szczęścia Judy trwała w wierze, chociaż ja upadałem.

Proszę, przywróć go nami

- Nie zamierzam z tobą się kłócić - odparła Judy. - Ja postanowiłam ufać Bogu i prosić Go, żeby cię nam przywrócił - Jemu i mnie.
Odpowiedź na jej modlitwę przyszła wraz z jedną z najbardziej znanych historii wskrzeszenia w Biblii. Zawsze uważałem, że jest to historia o człowieku zwanym Łazarzem, o mężczyźnie, którego Chrystus Pan wskrzesił z martwych. A teraz widzę, że jest to świa­dectwo wiary jego siostry.
Gdy wieczorna dawka leków uwolniła mnie od bólu i przytłu­miła nieznośne swędzenie, uspokoiłem się nieco. I chociaż usilnie starałem się nie myśleć o Jezusie, tak jak sobie wcześniej postano­wiłem, w myślach wciąż na nowo wracały obrazy z 11 rozdziału Ewangelii św. Jana. Nie mogłem zignorować wyrzutów Marty i Ma­rii. Każda z nich spontanicznie podbiegła do Jezusa z taką samą pełną bólu skargą: „Panie, gdybyś był tutaj, mój brat by nie umarł" (J 11, 21.32).
To były moje słowa, moja skarga: Panie, mogłeś temu zapobiec! Nigdy nie pozwoliłbym, żeby coś takiego spotkało kogoś, kogo ko­cham, a szczególnie nie moje dzieci. Jak możesz mówić, że mój Oj­ciec w niebie kocha mnie jak własne dziecko? Nie jestem Jego dziec­kiem; gdybym był, zjawiłbyś się o wiele wcześniej. Nie złamałbyś mi serca! Zasnąłem, nie potrafiąc zapomnieć o doświadczeniu tych dwóch zrozpaczonych kobiet, które trwały przy Zbawicielu.
Następnego dnia, kiedy byłem sam, podniosłem Biblię z kąta, w który cisnąłem ją ze złością. Wróciłem do historii o Łazarzu. Może znajdę tam coś dla siebie. Owinięty w poplamioną krwią kołdrę, regulującą temperaturę mojego ciała pozbawionego skóry, przeczytałem uważnie wersety od 1 do 44, tak jakbym czytał je po raz pierwszy w życiu. Rozważając słowa Pana skierowane do Jego uczniów, błagałem Go o nadzieję, której potrzebowało moje serce, aby dalej bić.
Odnalazłem ją tego dnia w relacji naocznego świadka apostoła Jana, świadectwie o słowach i łzach Jezusa. Dopiero wtedy dostrze­głem pewne szczegóły, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi -a to dlatego, że nigdy aż tak nie cierpiałem - i nagle przejrzałem, a moje serce otworzyło się na miłość Chrystusa.
Gdy tylko Judy wróciła z pracy, podzieliłem się z nią moimi spo­strzeżeniami. Wiedzieliśmy, że Bóg użył tych słów w odpowiedzi na jej modlitwę - przywrócił mnie jej... i sobie.
Znowu czułem się Jego dzieckiem.

Zanim odrzucisz Boga

Jeśli znaleźliście się w samym środku fizycznej czy emocjonalnej za­wieruchy, która okrada was z ufności pokładanej w Bogu, pragnę po­dzielić się z wami pokrzepiającymi słowami o miłości i zatroskaniu Jezusa o wasze życie, a także zapewnić gorąco, że jesteście dziećmi Boga. Kiedy słowa Chrystusa będą przenikać wasze serca, zaczniecie inaczej myśleć o waszym cierpieniu i odnajdziecie siłę, by iść dalej. A nawet więcej, znowu zaczniecie żyć odważnie, przekonani, że to Bóg nadaje kierunek i cel waszemu życiu.
Nie mam co do tego wątpliwości, chociaż od tamtej nocy minęło już tyle lat, a ja wciąż zmagam się z przewlekłą i śmiertelną chorobą. Podobnie jest z wieloma innymi ludźmi z różnych zakątków świata, których poznałem. Zrozpaczeni i zawiedzeni zawsze mnie znajdą, bez względu na temat kazania czy seminarium. Niektórzy wstydzą się wątpliwości i pytań identycznych jak te, które wypowiedziałem tamtej nocy, kiedy tak jak oni czułem, że tracę wiarę.
- Ed, muszę ci powiedzieć, że jeśli nie dasz mi jakiegoś sensowne­go powodu, który odmieniłby moje zdanie, dam sobie spokój z wiarą w Boga - wyznał kiedyś pewien pastor. - Mówiłeś, że chciałeś już za­niechać modlitwy. Właśnie dotarłem do takiego miejsca. Po co mam wołać do Jezusa? On nigdy się nie pojawia!
 

Panie, gdybyś byl tutaj...
Podczas kolacji w jednym z domów zamieszkiwanych przez wo­lontariuszy pracujących w środkowej Afryce zwróciła się do mnie pewna kobieta, od lat służąca Panu na pierwszej linii frontu: - Ed, jestem gotowa cierpieć i służyć przez resztę mojego życia. Ale tam, w domu, jedna z bliźniaczek mojej siostry jest w stanie agonal­nym... Tysiące oddanych chrześcijan od lat modli się za moje siostrze­nice. A one wciąż są chore. Dlaczego Bóg ich nie zabierze do siebie albo nie uzdrowi? Zawsze mówiono mi, że On traktuje nas poważnie. A teraz sama nie wiem. Dlaczego czegoś nie zrobi? Przecież tu chodzi o dzieci.
Panie, gdybyś byt tutaj...
- Dlaczego mam zapalenie wątroby, skoro nigdy nie brałem nar­kotyków i nie uprawiałem przygodnego seksu? Skoro jestem Jego dzieckiem, dlaczego Bóg nie pokarał tą chorobą kogoś innego, kto do Niego nie należy i na to zasługuje.
Panie, gdybyś był tutaj...
- Wszystko, o czym marzyłam, to chrześcijańska rodzina. Pozna­liśmy się podczas studium biblijnego! Dlaczego Bóg wprowadził do mojego życia tego niewiernego mężczyznę? Dlaczego muszę sama wy­chowywać dzieci, podczas gdy kobiety, którym nie zależy na rodzinie, wiodą sobie wygodne życie?
Panie, gdybyś byt tutaj...
- Spójrz na dzieci żyjące w domach pozbawionych miłości i troski, w których wręcz się je odrzuca i wykorzystuje. Błagaliśmy Boga o dziec­ko, ale lekarze powiedzieli nam, że nigdy nie doczekamy się potomstwa. Dlaczego w naszym domu nie ma dzieci?
Panie, gdybyś był tutaj...
Moja odpowiedź zawsze brzmi tak samo.
- Mogę tylko powiedzieć, że gdy czułem się tak jak ty teraz hi­storia o Marii i Marcie, stojących nad grobem brata, zupełnie odmie­niła moje życie.
Podczas setek takich rozmów, bez wyjątku, prawda przedstawiona w 11 rozdziale Ewangelii św. Jana wnosi do serca każdego wierzącego to, co można określić jako „ożywienie nadziei".
Jeśli nie odłożyłeś jeszcze tej książki, prawdopodobnie i Ty potrze­bujesz ożywienia nadziei. Zastanawiasz się, czy w słowach Jezusa skie­rowanych tamtego dnia do uczniów odnajdziesz przesłanie nadziei dla siebie. Masz swoją tajemnicę - pytasz, czy On wciąż jest w twoim życiu, mimo iż błagasz Go o jakiś znak. A kiedy się modlisz, nie potra­fisz wyznać Temu, którego zawsze uważałeś za wszechmocnego i do­brego, że czujesz się zdradzony.
Być może zastanawiasz się, co możesz - lub powinieneś - powie­dzieć Bogu w twojej sytuacji. Przyznam, że ja także o tym myśla­łem. W następnym rozdziale dowiesz się, czego Bóg nauczył mnie o modlitwie na przykładzie Marii i Marty. A teraz pozwól, że zachę­cą cię, byś dał sobie jeszcze jedną szansę i pomodlił się.
Drogi cierpiący przyjacielu, Bóg wie o twoim bólu. Wie, co chcesz Mu powiedzieć, zanim zdążysz otworzyć usta. Zanim jeszcze się uro­dziłeś, Bóg wiedział, co będziesz dzisiaj czuł, chociaż tak bardzo pra­gniesz ukryć to przed światem. Nie jest ani zaskoczony, ani zgorszony twoimi wątpliwościami i lękiem. Wierzę, że to On sprawił, że wziąłeś do ręki tę książkę, i że czytasz ten akapit i te właśnie słowa. Bóg nie od­rzucił cię od źródła swojej miłości, ale przygotowuje cię na lekcję wia­ry, w której uczestniczyli Jego uczniowie całe wieki temu w Betanii.
Jeśli odnajdziesz w sobie siłę, by zbliżyć się do Niego jeszcze je­den raz, pozwól, że pomodlę się wraz z Tobą. On na pewno odpo­wie na twoją modlitwę, ponieważ zawsze wysłuchuje próśb swojego Syna. A Chrystus Pan siedzi teraz po Jego prawicy i mówi Mu, jak się dzisiaj czujesz.

- Są słabi, a życie jest trudne.
On to wie, był tutaj. Pan, trzymający na kolanach dzban wyla­nych przez ciebie łez, jest twoim adwokatem w Domu Ojca. I właśnie teraz prosi Go, by użył Jego słów z historii o Łazarzu, aby przekonać cię, że wciąż jesteś Jego dzieckiem.
Zanim przejdziesz dalej, pogódź się ze swoim Panem.

Ojcze, jeśli to prawda, że jesteś blisko złamanych na duchu, potrzebuję Cię teraz. Wiesz, jak się czuję. Nie mogę tego ukry­wać. Nie wiem, czy dam radę iść dalej, i -zastanawiam się, czy to w ogóle Cię obchodzi. Nie chciałbym o tym mówić, ale zaczynam wątpić w Twoją miłość. Chciałbym wierzyć, że je­stem Twoim dzieckiem, ale zupełnie nim się nie czuję. Proszę, użyj słów swojego Syna z historii o Łazarzu, żeby pokazać mi, gdzie zbłądziłem w swoim myśleniu, w czym się mylę. Naj­głębszym pragnieniem mojego serca jest poznać Twoją miłość i czuć Twoją moc. Brakuje mi Twojego wsparcia i troski. Do­daj mi otuchy poprzez to, co przeczytam na kolejnych stro­nach. Być może to moja ostatnia szansa, by wrócić do Ciebie i poczuć Twoją bliskość, tak jak doświadczałem jej przed całą tą tragedią. Błagam Cię, uzdrów moje złamane serce i daj mi nadzieję. W imię Jezusa. Amen.

Jeśli zdobyłeś się na te słowa, jesteś blisko tego, by stać się szczegól­nym dzieckiem Boga. Niewielu chrześcijan może doświadczyć tak głębokiej radości i niezachwianej pewności, którą Pan pragnie cię obdarować. On przygotował cię na wyjątkowe łaski, dane tylko tym, którzy cierpią. Na pewno odpowie na twoje modlitwy, biorąc cię za rękę i prowadząc w kierunku, w którym gorąco pragniesz i potrze­bujesz iść.

SPIS TREŚCI

Podziękowania
Zanim zaczniesz
Przedmowa

CZĘŚĆ I: KIEDY BÓG ŁAMIE CI SERCE

1. Panie, gdybyś tu był
2. Niebezpieczna modlitwa
3. Dlaczego nie mnie?
4. Kiedy zjawia się miłość
5. Gorzej już być nie może
6. Mój najważniejszy dzień
7. Bliskość łamiąca serce
8. Chwała w Betanii
Posłowie

CZĘŚĆ II: TRUDNA DROGA DO CHWAŁY

Żyjesz!
Ból
Przygnębienie
Panie, przemów do mnie!
Tatuś płacze
Samobójstwo
Cudowny lek
Duchowe pragnienie
Pytania do indywidualnej refleksji lub dyskusji w grupach