Mocny świadek

Andrzej Macura

publikacja 17.12.2019 14:30

Garść uwag do czytań święta św. Jana Apostoła z cyklu "Biblijne konteksty".

św. Jan Ewangelista Andrzej Macura CC-SA 4.0 św. Jan Ewangelista
Życie się nam objawiło, myśmy je widzieli, o nim świadczymy.... By nasza radość była pełna

Niesamowita postać. Syn Zebedeusza i Marii. Wśród Apostołów – zapewne najmłodszy. Niemal dzieciak, powołany, gdy młodzi przeżywają burze i dokonują ważnych wyborów. I to jako jeden z pierwszych, razem z Andrzejem, a przed Piotrem i swoim bratem, Jakubem. Umiłowany uczeń, świadek – razem z  Piotrem i Jakubem – najważniejszych wydarzeń z życia Jezusa, jak przemienienie Jezusa na Taborze (wysokiej górze), jak wskrzeszenie córki Jaira; blisko Jezusa podczas ostatniej wieczerzy, blisko podczas aresztowania; jako jeden z dwóch poszedł za aresztowanym Jezusem i jedyny – przynajmniej o innych nic nie wiemy – który stał pod Jego krzyżem. Usłyszał wtedy – „oto Syn Twój, oto Matka Twoja”. A potem razem z Piotrem pobiegł do pustego grobu. Wszedł i uwierzył – jak sam napisał. Potem.... Potem z Piotrem mężnie staje w obronie sprawy. Jeden z filarów pierwotnego Kościoła w Jerozolimie. A jeszcze później podpora Kościoła w Azji Mniejszej, prześladowany, ale nie zabity, Umiera jako starzec. Niemal całe życie z Chrystusem i dla Chrystusa. Choć pewnie zawsze mądry, z czasem dojrzewał. Pisze Apokalipsę, potem Ewangelię. W tej zapewne kolejności. Zwłaszcza to drugie dzieło godne starca, który nie myśli już liniowo: który patrzy szeroko dostrzegając wiele aspektów tych samych spraw. Prawdziwy mędrzec....

Kiedy wybierałem go przy bierzmowaniu na patrona inspirował mnie jego młody wiek, w którym musiał podjąć tak odpowiedzialne zadanie. Gdy mocno się już posunąłem w latach, zachwyca mnie sposób, w jaki myśli: ciągle w sposób niby prosty komunikując niezwykle głębokie myśli.  Z głębokim przeświadczeniem: muszę dać świadectwo; no bo jeśli nie ja, to kto? Przecież inni oglądają już Jezusa twarzą w twarz; tylko ja jeszcze we wspomnieniach i wizjach. Na to przecież Pan mnie na tak długo pozostawił....

1. Pierwsze czytanie 1 J 1,1-4

To początek Pierwszego listu św. Jana. Ujawniający motywy, dla których Jan go pisze. Czytając go ma się wrażenie, że serce Jana się przelewa i nie potrafi nie mówić o tym, co widział i słyszał; chciałby, żeby w potoku miłości Bożej, którą niezdarnie usiłuje ubrać w słowa, mogli się skapać bez wyjątku wszyscy....

To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione, oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli, abyście i wy mieli łączność z nami. A mieć z nami łączność znaczy: mieć ją z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna.

Przepiękne. Słabo nadające się do „liniowego” komentowania, bo przecież takie w takim wypadku wszystko psuje. Ale żeby nie zostawić bez komentarza – parę myśli.

  • Jan jest świadom, że jest ważnym świadkiem życia Chrystusa; wie, ze w gąszczy różnych koncepcji, które zrodziły się jeszcze za życia innych apostołów a zwłaszcza po ich śmierci, on powinien pokazać to co najważniejsze: samo jądro, samo sedno misji Jezusa; tego kim był, Jego czynów, Jego słów... Dlatego oznajmia to, co słyszał, co widział i czego „dotykały jego ręce” czyli czego sam doświadczył, co mu zostało objawione...

    To chyba ważne i dziś. Sensownie głosić Jezusa może chyba tylko Jego świadek; ten, który sam słyszał, widział, doświadczył. Ten, któremu objawiło się Życie.
  • Słowo życia, życie, życie wieczne... Tym jest Chrystus, tym jest Jego Ewangelia. Bez Niego, owszem, żyje się, ale to życie jest raczej tylko wegetacją, która skończy się wraz z nadejściem zimy – nieuchronnej po jesieni życia.  Tylko z Nim zasiane w ziemię ziarno kiełkuje wiosną do nowego życia, życia wiecznego. Życia  na wieki wraz z Ojcem i Synem. Jedynego godnego, by zwać się Życiem z dużej litery. A kiedy jest się ziarnem noszącym w sobie dzięki Chrystusowi zalążek tego przyszłego Życia... Czym są życiowe burze? Ledwie czymś, co strąca nas w ziemie, byśmy mogli wiosna wykiełkować...

    To też ważne dziś: czy my żyjemy czy zwyczajnie wegetujemy w oczekiwaniu na nieuchronny koniec tego ziemskiego życia?
     
  • Mieć z nami łączność znaczy mieć ją z Ojcem i Synem....  Dzięki łączności z widzialnym Kościołem ma się łączność z Trójjedynym Bogiem. To pierwsze. Drugie to prawda, że z każdym, kto jest w łączności z Ojcem i Synem, mamy łączność i my. Choćby był nie wiadomo jak daleko. Jakże pięknie pobrzmiewają echa tej prawdy w każdej modlitwie eucharystycznej, gdy Kościół, sprawujący Eucharystie tu i teraz ogarnia całą wspólnotę wierzących na całej ziemi; tak, w Chrystusie jesteśmy zjednoczeni nawet, jeśli się (jeszcze) nie znamy.

    To też ważne i dziś. Skłóceni bywamy. Zapominamy, że ten, kto jakoś jednoczy się z Bogiem jest naszym bratem i siostrą. No by chyba nie odmawiamy ciut inaczej widzącym sprawy tego, że życia w łączności z Bogiem, prawda?
     
  • Radość pełna.... Czy można by się cieszyć z tego, że zostało się przez Boga wybranym i umiłowanym, a tylu innych zostało odrzuconych? Doświadczenie Bożej miłości sprawia, że człowiek chce się nią dzielić.
    „I tak  miłością Bożą jest:
    gdy raz doświadczysz jej,
    rozgłaszać chcesz każdemu ją,
    każdemu dać ją chcesz”.
    Kto jej doświadczył nie potrafi o niej milczeć. No, chyba że ogarnęła go „duchowa skleroza”....

    I to ważne jest i dziś: kto doświadczył Bożej miłości cieszy się, że doświadczają jej też inni; nie zamyka w swojej małości działania Bożej łaski jedynie do „swoich”, „z mojej wspólnoty”, „podobnie myślących”...

A ducha tej radości podtrzymuje następujący po czytaniu psalm

Pan króluje, wesel się, ziemio,
radujcie się, liczne wyspy!
Obłok i ciemność wokół Niego,
prawo i sprawiedliwość podstawą Jego tronu.

Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana,
przed obliczem władcy całej ziemi.
Jego sprawiedliwość rozgłaszają niebiosa,
a wszystkie ludy widzą Jego chwałę.

Światło wschodzi dla sprawiedliwego
i radość dla ludzi prawego serca.
Radujcie się w Panu, sprawiedliwi,
i sławcie Jego święte imię.

2. Kontekst Ewangelii J 20,2-8

Okoliczności sceny opowiedzianej w Ewangelii tego święta są jasne: poranek zmartwychwstania, pierwsze, co zdarzyło się po śmierci i pogrzebaniu Jezusa. Jeszcze nie wiadomo dokładniej co się stało: ani Maria Magdalena ani żaden inny uczeń jeszcze nie spotkali Zmartwychwstałego. Teraz dopiero się zacznie. To wydarzenie ostatecznie odmieni życie tych, którzy „słyszeli, widzieli i dotykali własnymi rękami”. Nic już nie będzie jak wcześniej....

Pierwszego dnia po szabacie Maria Magdalena pobiegła i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.

Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu.

Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.
Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych.  Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie.

Dwa ostatnie, nie pogrubione zdania, to ten fragment Ewangelii, którego nie ma już w czytaniu tego święta...

3. Warto zauważyć

  • Szczegół, ale wart zauważenia w kontekście kontrowersji wobec spójności opowieści o zmartwychwstaniu w różnych Ewangeliach... Maria Magdalena mówi: „nie wiemy”. Znaczy że rankiem u grobu nie była sama. Pewnie – zgodnie z relacją innych Ewangelii – z innymi kobietami. Zwraca też uwagę, że przybywa do Piotra i Jana. Gdzie są pozostali Apostołowie? Nie wiadomo.
     
  • Uczniowie biegną do grobu... W Ewangeliach rzadko jest mowa o bieganiu. Przybiega do Jezusa opętany, biegnie Zacheusz, by wspiąć się na sykomorę, biegnie ktoś, kto chce wiszącego na krzyżu Jezusa napoić Jezusa octem. W poranek zmartwychwstania bieganie – nie tylko w tej Ewangelii - staje się chyba głównym sposobem przemieszczenia się :) Ma to znaczenie o tyle, że zauważenie takiego szczegółu wskazuje na autentyczność relacji tych, którzy opowiadają. Jest przecież nie tylko ten bieg, ale i kto kogo wyprzedził, kto zajrzał pierwszy ale nie wszedł, co zobaczył – płótna, nie aniołów, nie Zmartwychwstałego... To naprawdę brzmi autentycznie. Same w sobie te argumenty może by niewiele znaczyły, ale w zestawieniu z innymi jeszcze – np. uznawaniem, że uczniowie nie rozumieli, nie wierzyli, z faktem przemiany jaka dokonała się w tych ludziach – są poszlakami które wskazują na autentyczność tego, co się wtedy wydarzyło. Nie da się tak łatwo powiedzieć: „zmyślali”.  Bo prócz nieprawdopodobieństwa tego, co się stało, nic na oszustwo nie wskazuje....

    To ważne, bo... Zwróćmy uwagę jak jest dziś. Ot, cuda eucharystyczne, te z ostatnich lat w Polsce. Ilu niewierzących przekonały? „To niemożliwe i koniec” – brzmi argument. Całun Turyński powstał w niewytłumaczalny sposób i podaje wiele na pewno nie znanych średniowiecznym artystom szczegółów? „To niemożliwe i koniec”. Tak właśnie dzisiejszy, podobno zapatrzony w naukę świat patrzy na fakty związane z wiarą: twierdzi, że nie ma dowodów, ale gdy się je przedstawia zbywa wszystko argumentem, że nie mogą być prawdziwe. A są dla świata niemożliwe nie dlatego, że zostały gruntownie zbadane, ale dlatego, że takie fakty przeczą przyjętym wcześniej założeniom. „Naukowcy” uważają więc, że nie potrzeba żadnych badań, a te które są i przeczą temu, co „mieści się w głowie”, są oszustwem.
     
  • Ujrzał i uwierzył... Chyba w życiu każdego człowieka wiara jest pewnym procesem, dojrzewaniem. „Uwierzył” znaczy w tym wypadku chyba tyle, że był to moment, w którym przekonał się, że jego wcześniejszy wybór nie był błędem. W następnym zdaniu jest przecież mowa o tym, że choć szedł za Jezusem trudność sprawiały mu zapowiedzi zmartwychwstania. Pewnie zapowiedzi Jezusa, który wskazywał na konkretne zapowiedzi Starego Testamentu (fascynujący temat; odczytywania ST przez Jezusa i pierwszych uczniów). Zarówno on jak i inni nie bardzo wiedzieli, jak je rozumieć. W pustym grobie Jan zrozumiał, że jak najdosłowniej.
     
  • Dlaczego Jan uwierzył? Przekonały go puste ściany grobowca? To, że nie było tam żadnego tajnego przejścia? Nie byłoby potrzebne gdyby ciało Jezusa wyniesiono przez normalne wyjście. Najpewniej Jana zastanowiły te płótna i chusta. Może zwłaszcza chusta. Niektórzy przypuszczają, że była tak zwinięta, jakby była jeszcze na głowie Jezusa, a przecież Go tam nie było. Ale czy tak było faktycznie – nie wiadomo. Zresztą niebawem dowodem zmartwychwstania przestał być pusty grób, a stały się spotkania ze Zmartwychwstałym. A potem jeszcze moc, jaką doświadczali w samych sobie, gdy przez ich ręce, ręce zwykłych ludzi, działy się czasem wielkie rzeczy.
     
  • Ta Ewangelia uzmysławia, co miał Jan na myśli, gdy pisał, że świadczy o tym, co słyszał, widział i czego dotykały jego ręce. Wtedy w pustym grobie – jak napisał po latach – uwierzył. Przez parę lat szedł już za Jezusem. Ale to tamta chwila ostatecznie zmieniła całe jego życie. I sprawiła, że sprawie dobrej nowiny o zbawieniu, jakiego dokonał Chrystus, o życiu, które chce dać każdemu człowiekowi, poświęcił całe swoje życie.

4. W praktyce

  • Nie widzieliśmy pustego grobu, ale wierzymy, ze Jezus zmartwychwstał. Na ile ta prawda faktycznie wpływa na nasze życie, na nasze codzienne wybory? Na ile kształtuje zaufanie, że skoro Jezus uczył tak a tak, to tak ma być i nie ma co wymyślać, bo On ma przecież rację?

    Żyjemy w czasach, w których dość często Jezusa Ewangelistów, Jezusa Kościoła, zamienia się na Jezusa własnych wyobrażeń; Jezusa, który nie ma niczego kształtować, nie ma zmuszać do nawrócenia, ale ma być wsparciem dla własnego widzenia spraw; którego można będzie użyć w charakterze tarczy lub dzidy w walce z innymi, także z nieco inaczej myślącymi braćmi w wierze. Nie dla dialogu z niewierzącymi i z inaczej wierzącymi, nie dla ekumenizmu, nie dla reform soborowych, nie dla zreformowanej liturgii; ale i nie dla trzymania się nauki Jezusa w kwestiach moralnych, bo przecież to była tylko nauka uwarunkowana tamtym systemem kulturowym, a my dziś – postępowcy – wiemy lepiej; my wiemy lepiej, że zbawić się można i bez chrztu zapominając, że choć Bogu nie możemy w tej kwestii stawiać granic, to przecież On jednak powiedział, którędy wiedzie droga do zbawienia i na tą drogę kazał nam prowadzić innych.

    „Nie” dla Jezusa, my wiemy lepiej. A chodzi o to, byśmy pozwolili kształtować się temu, czego swoim słowem i życiem uczył Chrystus. Czy jeśli ktoś Go poprawia może nazywać się Jego uczniem? „Co słyszeliśmy, co widzieliśmy, czego dotykały nasze ręce”. Nie nasze widzimisię.
     
  • „Co słyszeliśmy, co widzieliśmy, czego dotykały nasze ręce”...  Chrystus potrzebuje i dziś nauczycieli – świadków. Nie takich, który głoszą jakiś system religijny z przyzwyczajenia, że tak ma być i koniec. Świadków, którzy przekażą prawdę o Życiu, nie nauczycieli, którzy Życie zamienią w paragrafy z bogatym zestawem przypisów.