Jak kochać nieprzyjaciół?

Andrzej Macura

publikacja 07.04.2021 14:20

Naśladowanie Jezusa to pewna droga. Idąc nią człowiek nie zbłądzi.

Jako kochać, gdy wszystko rozdziera złość? Gerd Altmann z Pixabay Jako kochać, gdy wszystko rozdziera złość?

Miłujcie nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was nienawidzą – uczył Chrystus. Chrześcijanie wszystkich pokoleń muszą czuć się tym wezwaniem zobligowani. Nie mogą mówić, że innych czasach, w innych okolicznościach, to może tak, ale w naszym tu i teraz nie da się i koniec. Tylko co to konkretnie znaczy kochać?

Ewangelie pełne są scen, w których Jezus z kimś rozmawia, kogoś naucza. To Jego uczniowie, do różni przychylnie do niego nastawieni, to różni ciekawscy, ale bywa, że wysłani dla „pochwycenia Go w mowie” albo i wprost Jego wrogowie. Zostawmy tych pierwszych. Jak Jezus kochał swoich nieprzyjaciół? Co im mówił? Jaką postawę wobec nich przyjmował? Zdecydowanie najwięcej wrogości było wokół Niego w noc, a potem dzień Jego męki. Przyjrzyjmy się więc postawie Jezusa w tamtych godzinach. Żeby wiedzieć, jak chrześcijanin dziś ma kochać swoich nieprzyjaciół.

Scena zatrzymania w Getsemani

Przypomnijmy: po ostatniej wieczerzy Jezus wychodzi do ogrody Getsemani, gdzie się modli. Tam, jak się okazuje, czeka na aresztowanie.  Dokonuje go, jak napisał Ewangelista Mateusz, prowadzona przez Judasza „zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu”. Dochodzi do krótkiej bijatyki, w której sługa arcykapłana traci ucho, ale przerywa ją Jezus mitygując Piotra i pozostałych uczniów. Co słyszą z ust Jezusa Jego wrogowie?

Najpierw zdrajca Judasz. „Przyjacielu, po coś przyszedł?” – pyta go Jezus w Ewangelii św. Mateusza. „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?” – notuje z kolei Ewangelista Łukasz. Pozostali milczą na temat słów Jezusa skierowanych do Judasza. I w jednym i drugim stwierdzeniu nie ma wrogości. Na pewno nie ma jednak też wyrozumiałego pogłaskania po główce. Jest prawda. Jezus swoimi pytaniami uświadamia, jak wielkiej dopuszcza się podłości.

A owa „zgraja”? Synoptycy przekazują słowa, które kieruje do nich Jezus prawie tak samo. „Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie” – zapisał Marek. On i Mateusz dodają zaraz frazę o konieczności wypełnienia się Pism, Łukasza dodaje „lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności”.

Ciut inaczej przedstawia tę scenę Ewangelista Jan. Pojawiają się słowa Jezusa „JA JESTEM”, na dźwięk których chcący Go pochwycić klękają przed Nim. I jest stwierdzenie, które zapobiega większej szarpaninie czy nawet rozlewowi krwi: „Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym (Jego uczniom) odejść!”.

Nie sposób nie zauważyć: Jezus w tej chwili nie naucza o Bogu, o królestwie, o przebaczeniu: nic z tych rzeczy. Pokazuje pokrętne zamiary tych, którzy przyszli go aresztować i ich mocodawców: nie odważyli się zatrzymać Go oficjalnie, w świetle dnia, choć przecież mogli. Robią to, jakby sami się tego wstydzili; w mroku nocy. Podobnie jak w przypadku Judasza, to pokazanie im złej prawdy o nich samych.

Zastanawiające, prawda? Pokazanie człowiekowi złej prawdy o nim samym nie jest, w każdym razie nie musi być, wyrazem braku miłości. W tym momencie z całą pewnością tak nie jest. Jezus uznał, że to taka właśnie chwila, że trzeba uświadomić prawdę bez owijania w bawełnę: postępujecie podle, macie niecne zamiary. W jakich sytuacjach chrześcijanin powinien zachować się podobnie, pozostawiam ocenie tych, którzy te słowa czytają. W każdym razie nie można powiedzieć, jak to całkiem sporo chrześcijan dziś robi, że uświadamianie człowiekowi, iż źle postępuje, jest zawsze grzechem braku miłości bliźniego. Sam Chrystus, którego chrześcijanie powinni naśladować, w chwili zatrzymania Go w Ogrojcu tak właśnie postąpił.

Przed Sanhedrynem

To był sąd nad Jezusem. Dziwny sąd, podszyty nieprawością, bo nie chodziło o prawdę o Jezusie, ale o pretekst, by móc Go skazać na śmierć. Zarówno Mateusz jak i Marek przekazują że Jezus milczał; nic nie odpowiadał na stawiane Mu zarzuty. Odpowiada dopiero na pytanie arcykapłana o to, czy jest Mesjaszem, Synem Błogosławionego. U Marka tak to zapisano:

Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?» Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?» Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: «Prorokuj!» Także słudzy bili Go pięściami po twarzy.

To jedyne, co w relacji tych Ewangelistów Jezus mówi przed sądem Sanhedrynu: wyznaje, że jest Synem Bożym równym Ojcu. Dla Żydów to bluźnierstwo, więc jako bluźniercę z "czystym" już sumieniem skazują Go na śmierć.

U Łukasza poznajemy powód milczenia Jezusa: na moment przed wyznaniem, że jest Synem Bożym mówi do sądzących Go: "Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi. Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej"

Jezus po prostu wie, że to farsa i dlatego milczy. Wie, że ich nie przekona, bo oni nie szukają prawdy, tylko pretekstu, żeby Go skazać. I tak faktycznie było: gdy wyznał że jest Bogiem, już nikt nie chciał z Nim dalej rozmawiać. Pretekst się znalazł, proces się skończył, skończyło się rozmawianie.

Ta scena to chyba ważne przypomnienie: są sytuacje, gdy nie warto rozmawiać. Nie warto, bo adwersarze nie czekają na wyjaśnienia, nie chcą poznać prawdy, absolutnie nie dopuszczają możliwości, że zmienią zdanie, ale szukają pretekstu, żeby móc oskarżyć. Nie było brakiem miłości bliźniego, gdy w takiej sytuacji Jezus milczał. I nie będzie jeśli chrześcijanin w podobnej sytuacji będzie milczeć, a jedyne co zrobi, to da świadectwo prawdzie. Bez wycofywania się z tego, co mówił wcześniej, bez szukania jakiegoś porozumienia; w takich sytuacjach to nie ma sensu. Ocenę kiedy nie ma sensu, zostawiam oczywiście Czytelnikom. Ale nie można powiedzieć, jak nieraz dziś się powtarza, że nie wdać się w dyskusję to zawsze lekceważący bliźniego brak miłości. Wręcz przeciwnie: milczenie i danie świadectwa prawdzie to danie mu szansy, by zobaczył swoje prawdziwe intencje, by słysząc tylko co sam mówi, zobaczył kim tak naprawdę jest.

Nieco inaczej wydarzenia po aresztowaniu w Ogrójcu opisuje św. Jan. O Kajfaszu, a więc i samym procesie, ledwo wspomina. Szerzej pisze co się działo wcześniej, u Annasza. Nie ma tam wyznania Jezusa, że jest Synem Bożym. Jest rozmowa. Ale....

Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»

Taki był sens rozmawiania – chciałoby się powiedzieć. Jak nie będziesz rozmawiał dość uniżenie, dość grzecznie, to dostaniesz po... że chodzi o Jezusa, napiszmy twarzy, ale wiadomo, że zwykły chrześcijanin dostałby po gębie, pysku, mordzie, może nawet ryju.

Jezus, choć ważył się Jego los, wyraźnie nie kwapił się więc do rozmowy. Wiedział, że to nic nie da; że to nie ma sensu. Bo nie chodzi o prawdę, tylko o to, by znaleźć pretekst do skazania Go. Trudno więc twierdzić, że chrześcijanin, który znajdzie się w podobnej sytuacji, powinien zawsze z oskarżycielami rozmawiać, bo tego domaga się miłość bliźniego. Nie, to nie jest tak. Nie trzeba uczestniczyć w farsie, nie trzeba jałowym tłumaczeniem narażać się na dodatkowe pośmiewisko. Milczenie czy zdawkowe danie świadectwa prawdzie jest wystarczającym okazaniem niesłusznie oskarżającemu bliźniemu należnej mu miłości.

Zauważmy koniecznie jeszcze jedno: w scenie, według różnych relacji Ewangelistów, uczestniczy cała rzesza świadków. Część z nich bije Jezusa i szydzi z Niego. Z nimi Jezus też nie rozmawia. Przynajmniej Ewangelie na ten temat milczą. Dość znamienne. Z bezmyślnymi oprawcami rozmowa nie ma sensu – zdaje się mówić Jezus. W takich sytuacjach milczenie nie jest brakiem miłości; brakiem troski o dusze tych, którzy w dręczeniu znaleźli sobie zabawę. W takich chwilach słowa do nich nie dotrą.

Przed Piłatem

Mateusz zapisał:

Jezusa zaś stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: «Czy Ty jesteś królem żydowskim?» Jezus odpowiedział: «Tak, Ja nim jestem». A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: «Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie?» On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił.

Podobnie jest w Ewangelii Marka i Łukasza. U tego ostatniego jest w zasadzie jeszcze ciekawiej.

Piłat zapytał Go: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?» Jezus odpowiedział mu: «Tak, Ja Nim jestem». Piłat więc oświadczył arcykapłanom i tłumom: «Nie znajduję żadnej winy w tym człowieku». Lecz oni nastawali i mówili: «Podburza lud, szerząc swą naukę po całej Judei, od Galilei, gdzie rozpoczął, aż dotąd».

Uważa się za króla, ale Piłat nie widzi Jego winy :) Wyraźnie widać, że Łukasz zakłada, że jakieś jeszcze wyjaśnienia musiały paść. Być może właśnie takie, jakie znajdujemy u św. Jana. Tam w rozmowie Piłata z Jezusem pada całkiem wiele słów.

Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: «Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?» Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?» Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?» Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd». Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu». Rzekł do Niego Piłat: «Cóż to jest prawda?» To powiedziawszy wyszedł powtórnie do Żydów i rzekł do nich: «Ja nie znajduję w Nim żadnej winy.

(...)

Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej. Wszedł znów do pretorium i zapytał Jezusa: «Skąd Ty jesteś?» Jezus jednak nie dał mu odpowiedzi. Rzekł więc Piłat do Niego: «Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie ukrzyżować?» Jezus odpowiedział: «Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie». Odtąd Piłat usiłował Go uwolnić. Żydzi jednak zawołali: «Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi».

Tak, to co dzieje się u Piłata, przynajmniej u św. Jana, zdecydowanie już można nazwać rozmową. Pada wiele wyjaśnień, Jezus Piłata naucza, choć ten okazuje się uczniem... no może nie mało pojętnym, ale na pewno tchórzliwym. Dlaczego akurat z Piłatem Jezus aż tyle rozmawia?

Odpowiedź jest dość oczywista. Piłat jest, prócz przyjaciół i bliskich Jezusa, niemal jedynym, którego choć trochę interesuje, co Jezus ma do powiedzenia. Nie jest do Niego jakoś specjalnie uprzedzony, nie zakłada z góry, że powinien Go skazać na śmierć. Ostatecznie, w obliczu groźby skargi, że toleruje buntowników (to oskarżenie, że Jezus uważa się za króla), ulega i decyduje się Jezusa skazać. W pełni świadom, że Jezus  nie zasłużył na karę śmierci. Piłat postępuje podle – zgodnie z racją stanu powiedzielibyśmy dziś – ale generalnie nie jest do Jezusa wrogo nastawiony. I dlatego on słyszy od Jezusa więcej, niż wszyscy inni dotychczasowi uczestnicy tych wydarzeń razem wzięci.

Dla chrześcijan to ważna nauka: nie każdy, kto został postawiony w roli mojego wroga, jest moim wrogiem faktycznie. Jeśli czyjeś serce jest choć trochę otwarte, rozmowa ma sens, ma sens okazanie człowiekowi w ten sposób szacunku. Nawet jeśli ostatecznie nic to nie zmieni.

Znów jednak warto zauważyć: z żołnierzami, którzy z Niego szydzili i tłukli go ile się dało, Jezus jednak nie rozmawiał.

U Heroda i na krzyżowej drodze

Tylko jeden z Ewangelistów notuje, że Piłat, dowiedziawszy się, że Jezus jest Galilejczykiem, odesłał Go do bawiącego w tych dniach w Jerozolimie Heroda. Tak to opisał św. Łukasz

Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie stali i gwałtownie Go oskarżali. Wówczas wzgardził Nim Herod wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata.

Dlaczego Jezus nie rozmawiał z Herodem? Powodem było chyba potraktowanie przezeń Jezusa jak jakiegoś cyrkowego okazu. Wiele pytań, czekanie na jakiś cud; nie traktował Jezusa poważnie. I dlatego Herod nie doczekał się od Jezusa ani jednego słowa. Dość znamienne, prawda?

Chrześcijanie bywają w podobnych sytuacjach: bywają traktowani jak dziwadła, z których można się pośmiać. A oskarżanie ich to rozrywka. Nie ma sensu takiej zabawy przedłużać wdawaniem się w dyskusje.... To kolejna cenna wskazówka, jak kochać nieprzyjaciół.

A potem, podczas krzyżowej drogi, Jezus jeszcze raz się odzywa. Do płaczących nad nim kobiet. Zanotował to też ewangelista Łukasz.

A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: "Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły". Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?»

Faktycznie, jakieś 35 lat później  wybuchło powstanie i Rzymianie otoczyli Jerozolimę. Zabrakło w okolicy drzew, na których można by jeszcze wieszać tych, którzy chcieli z niej uciec. A potem, gdy rzymski dowódca litował się nad umierającymi z głodu i pozwalał im odejść, żołnierze na własny rachunek rozpruwali im brzuchy w poszukiwaniu złota... W mieście dochodziło nawet do kanibalizmu. Tak, nadeszły dni, w których wołano „szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”...

Nie wiemy kim były owe kobiety. Trudno je zaliczyć do grona uczniów Jezusa, ale też nie były Jego wrogami. I pewnie dlatego Jezus, choć umęczony, tyle czasu im poświęcił. Tak, one usłyszały pouczenie. Do nich Jezus się zwrócił. Ale podkreślmy: one nad Nim z jakiegoś powodu płakały, nie szydziły z Niego...

Na krzyżu

W relacji wszystkich czterech Ewangelistów pojawia się aż siedem różnych wypowiedzi ukrzyżowanego Jezusa. Jedną z nich, jako skierowaną do przyjaciół – Matki i umiłowanego ucznia – można w tych rozważaniach pominąć. Pozostaje sześć.

1.    Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. (Łk 23, 34);
2.    Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze Mną w raju. (Łk 23, 43);
3.    Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mt 27, 46 oraz Mk 15, 34);
4.    Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego. (Łk 23, 46);
5.    Pragnę. (J 19, 28);
6.    Dokonało się. (J 19, 30).

Jezusa otacza spory tłumek świadków wydarzenia. Różnego autoramentu. Są ci, którzy domagali się skazania Jezusa, są przeróżni szydercy, są pewnie i zwykli ciekawscy (brrr!!!), są wykonujący wyrok żołnierze. No i oczywiście są nieliczni bliscy Jezusowi. I właściwie, prócz dialogu z Matką i Janem,  tylko jedna z tych wypowiedzi skierowana jest w sposób oczywisty do konkretnego człowiek: to obietnica raju dla skruszonego łotra.

To warte podkreślenia: przybity do krzyża Jezus znajduje siły, by parę słów powiedzieć bliskim oraz by pocieszyć skruszonego skazańca. Dla reszty to na pewno swoista katecheza, ale nie są wprost adresatami słów Jezusa: to wszystko dzieje się jakby poza całą tą sytuacją.

I w sumie tak jest też wszystkimi pozostałymi wypowiedziami Jezusa z krzyża: są katechezą, ale trudno je nazwać wdawaniem się w dyskusje, w polemikę; trudno je nazwać rozmową.Świadkowie mogą przez nie się ocknąć, mogą się nawrócić, ale na pewno nie znajdujemy w niej nawet cienia pochwały dla postawy oprawców i ich sposobu myślenia.

„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” to oczywiście prośba za nich, w której Jezus podkreśla, że nie zdają sobie sprawy z tego, co robią. Ale jeśli tak, to nie ma tu najmniejszej akceptacji dla tego, co robią: to co robią jest złe, podłe i nie ma w tym najmniejszego dobra. Ich usprawiedliwieniem jest tylko działanie w nieświadomości. Czy to danie oprawcom szansy? W jakiś sposób tak. Ale skorzysta z niej tylko, kto zajrzy we własne sumienie, kto dostrzeże swój grzech. Nie ten, kto uparcie będzie pozostawał przy swoim.

„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” – to modlitwa skargi umęczonego Jezusa. Przy okazji też wskazanie na Psalm 22, który proroczo opisuje mękę Mesjasza. Katecheza? Tak. Najbardziej chyba ze wszystkich słów Jezusa z krzyża katecheza skierowana do wszystkich świadków ukrzyżowania. Kto chce, kto zechce przypomnieć sobie Psalm, zrozumie. Ale wskazanie na tyle subtelne, że można je puścić mimo uszu i twierdzić, że Jezus poczuł się opuszczony przez Boga;  że zrozumiał, że niepotrzebnie trwał w uporze. Znów jest to danie świadectwa prawdzie: jestem zapowiadanym Mesjaszem. Znów jednak nie ma w tym cienia akceptacji czy zrozumienia dla postawy oprawców Jezusa.

Pozostałe słowa Jezusa z krzyża to już katechezy, które w zasadzie zrozumieć mogli tylko wierzący, że naprawdę Jezus przez swoją śmierć wypełnia wolę Ojca. To nawiązująca do innego psalmu modlitwa „Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego” , to zapisane u Jana słowa „Pragnę” i „Dokonało się”. Wszystkie wskazują na teologiczne znaczenie śmierci Jezusa, ale siłą rzeczy nie mogli ich zrozumieć ci, którzy chcieli jego śmierci...

Tak, siedem słów Jezusa z krzyża – jak o nich mówimy – to swoista katecheza. Ale w zasadzie tylko jedne z nich – przypomnienie Psalmu 22 – zawierają pouczenie, które mieli szansę zrozumieć żydowscy oprawcy Jezusa (rzymscy żołnierze też nie bardzo).

Mówiąc o Jezusowej katechezie z krzyża koniecznie trzeba jednak zauważyć, że tych siedem wypowiedzi Jezusa nie odnosi się w żaden sposób do żądań, które Jezus słyszał z ust szyderców: że skoro chciał zburzyć świątynie i w trzy dni wybudować ją na nowo (co jest przekręceniem słów Jezusa) ma zejść z krzyża, że jeśli Jest Mesjaszem Bóg powinien Go uratować. To wręcz uderzające. Jezus w ogóle nie wchodzi w narzucany Mu styl dyskusji; ignoruje te żądania. Wygłasza swoistą katechezę, ale dla tych, którzy chcą trwać w zatwardziałości serca, zupełnie niezrozumiałą.

Dziś pewnie powiedziano by, że Jezus nie nawiązał dialogu z inaczej myślącymi, ale z piedestału (krzyża!) tylko powtórzył swoje jedynie słuszne tezy. W sumie taka prawda. To źle? Wydaje się, że jest to ważna wskazówka dla wierzących w Niego. Wikłanie się dyskusje z ludźmi mającymi już gotowe, oskarżycielskie tezy, do niczego sensownego nie prowadzi. Najwyżej do tłumaczenia, że nie jest się wielbłądem. Powołaniem chrześcijanina jest być świadkiem; ma dawać świadectwo prawdzie. Nie można mieć do niego pretensji, jeśli nie chce uczestniczyć w słownych przepychankach, które z racji przyjętych przez adwersarzy założeń, nie mają szans doprowadzić do niczego konstruktywnego, a tylko będą pretekstem do eskalacji szyderstw...

***

Jak kochać nieprzyjaciół? Chrześcijanin ma naśladować swojego Mistrza. Nie ma  lepszego wzoru takiej miłości. Przypatrując się postawie Jezusa podczas Jego zbawczej męki  nie zauważamy, postulowanego dziś tak często, klepania się z inaczej myślącymi po plecach. Nie ma też jednak świętego oburzania się, nie ma folgowania nienawiści. Jest wierne trwanie w prawdzie o własnym posłannictwie, jest jasne, choć nie natarczywe, ukazywanie grzechu tych, którzy domagają się Jego śmierci. I przede wszystkim jest mnóstwo milczenia wynikającego ze świadomości, że dyskusja w tym momencie, w tej konkretnej sytuacji, niczego nie zmieni. Jest za to solidarność z tymi, którzy kochając Go zostali z Nim do końca, są słowa pocieszenia dla skruszonego łotra i mądre pouczenie dla tych, którzy choć w to widowisko uwikłani, nie podzielają jedynie słusznie słusznej w tym momencie opinii, że „na krzyż z Nim”. To wzór, który zostawił nam nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus.