Bo ja kocham ludzi

o. Oskar Maciaczyk OFM

publikacja 24.04.2021 21:59

Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na IV niedzielę wielkanocną przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.

Bo ja kocham ludzi Henryk Przondziono /Foto Gość A gdyby ślady nad morzem były śladami Jezusa, gdzie by mnie zaprowadziły? Czy nie jest właśnie tak, że wystarczy otworzyć Ewangelię, żeby zorientować się, gdzie prowadzą ślady Jezusa? Czy w codzienności nie prowadzą właśnie w te miejsca, gdzie jest okazja powiedzieć: "Bo ja kocham ludzi"? - pyta o. Oskar.

Zapytałem kiedyś pewnego społecznika, dlaczego chce pomagać innym. Interesowało mnie bardzo, dlaczego po swojej pracy zamiast odpoczywać albo zająć się swoimi sprawami i pasjami, on przeprowadza wiele akcji charytatywnych, organizuje festyny, przygotowuje paczki dla ubogich. Zapytałem go, dlaczego to robi. Jego odpowiedź była krótka: „Bo ja kocham ludzi”. To prawda, niemal zawsze można było go zobaczyć otoczonego ludźmi. Można było odnieść wrażenie, że źle się czuje, kiedy nie przebywa wśród ludzi.

Zapraszamy na transmisję Mszy św. w Niedzielę Dobrego Pasterza o 10.00.

Odpowiedź – „Bo ja kocham ludzi” – nie dawała mi spokoju przez długi czas. Nie usłyszałem w odpowiedzi, że robi to dla swojej rodziny, że kocha żonę, swoje dzieci, krewnych, przyjaciół, znajomych, ziomków z osiedla, czy ze swojego miasta, choć wobec nich wyraża adekwatną miłość. On powiedział: „Bo ja kocham ludzi”. Jakim niesamowitym darem trzeba być obdarzonym i jak wiele musi być ułożone w wewnętrznym – duchowym życiu, żeby powiedzieć: „Kocham ludzi” i właściwie nie tylko powiedzieć, ale wyrażać tę miłość na różne sposoby. Czy „ludzie” to tylko ci, którzy mi się jutro odwdzięczą? Czy „ludzie” to tylko ci, którzy coś znaczą w społeczeństwie i są wpływowymi osobami, które coś mogą szybko załatwić? Czy „ludzie”, to tylko ci, którzy nie stwarzają żadnych problemów, zawsze zgadzają się z moimi poglądami, podzielają mój świat wartości?

Dzisiaj w Ewangelii słyszymy, że Jezus mówiąc o sobie, przeciwstawia się najemnikowi. Mówi o sobie, że jest dobrym pasterzem. Jezus mówi: „Dobry pasterz daje życie za swoje owce” (J 10,11). Kim natomiast jest najemnik? Jezus w swojej mowie podkreśla, że: „Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach” (J 10,12-13). Jezus nazwał siebie dobrym pasterzem i trudno jest temu porównaniu zaprzeczyć, skoro oddał życie za swoje owce. Nie okazał się być tym, któremu nie zależało, bo przecież nie odrzucił krzyża, nie uciekł przed wyrokiem, ale do końca umiłował.

Najemnik to ktoś, kto nie buduje więzi emocjonalnej. Największa różnica miedzy dobrym pasterzem a najemnikiem polega na istnieniu lub braku więzi emocjonalnych. Dzisiejsza deklaracja Jezusa jest bardzo ważna dla wszystkich, ale przede wszystkim dla tego, kto czuje się niegodnym miłości Boga. To my – ludzie mamy tendencję do szybkiego grupowania ludzi na wartych czegoś i nic nie wartych. Kiedy mówimy o miłości Jezusa, pomyślmy właśnie o takiej miłości, która nie ma względu na osobę. Sam mówi o sobie, że myśli o owcach, które nie są z Jego zagrody. Chce je przyprowadzić, zatroszczyć się o nie i również za nie oddać życie.

Jezus chce, żebyśmy uczyli się od Niego. Wielu jednak zdaje sobie sprawę, że bycie dobrym pasterzem na wzór Jezusa nie jest łatwe. Podzielę się z czytelnikami, że od chwili moich święceń kapłańskich codziennie wieczorem powtarzam modlitwę, którą umieściłem na obrazku prymicyjnym: „Boże, o jedno tylko Cię proszę, abym nie był obojętny na ból, kłamstwo, niesprawiedliwość i przyszłość drugiego człowieka”. Kiedy niedomagam i jest mi z tego powodu przykro, myślę sobie, że gdybym o to codziennie nie prosił, mogłoby być o wiele gorzej. Dlatego proszę, wspierajmy się modlitwami i dobrym słowem.

Kiedy byłem nad morzem, lubiłem o poranku spacerować brzegiem plaży. Krok za krokiem po czystym, gładkim, przepłukanym falami piasku. Raz jednak zobaczyłem na nim ślady i pomyślałem, że te ślady zaprowadziłyby mnie do miejsca, gdzie udał się człowiek idący przede mną. Przyszła wtedy refleksja, że przecież jestem kapłanem i nie jeden raz mówiąc o swoim powołaniu używałem takich sformułowań jak: „Pójdź za Mną”, „Podążać śladami Jezusa”, „Naśladować Jezusa”. A gdyby ślady nad morzem były śladami Jezusa, gdzie by mnie zaprowadziły? Czy nie jest właśnie tak, że wystarczy otworzyć Ewangelię, żeby zorientować się, gdzie prowadzą ślady Jezusa? Czy w codzienności nie prowadzą właśnie w te miejsca, gdzie jest okazja powiedzieć: „Bo ja kocham ludzi”?