Dożywocie za Biblię

Jędrzej Rams

publikacja 15.12.2010 23:12

Więźniowie często stają pod ścianą – chcą coś zmienić, ale nie wiedzą jak. Wtedy „spadają im z nieba” ludzie z Dobrą Nowiną.

Dożywocie za Biblię Jędrzej Rams Kaplica za kratami powstała, bo chcieli tego sami więźniowie

Zwyczajem Aresztu Śledczego w Jeleniej Górze stała się mikołajkowa wizyta biskupa legnickiego. Przed kilkoma laty poświęcił on tam nawet kaplicę pw. św. Mikołaja. W tym roku dołożył kolejną cegiełkę – poświęcił legitymacje 6 nowych członków Bractwa Więziennego, którzy w ten sposób rozpoczynają tu ofi cjalną posługę.

W więzieniu i na wolności
Bractwo pomaga kapelanom w przynoszeniu żywego Jezusa więźniom. Jest to organizacja chrześcijańska, ale o charakterze ponadwyznaniowym. Mimo to ma swojego kapelana, którym jest ksiądz katolicki.
W Polsce jest obecnie ok. 50 tys. więźniów w 160 zakładach karnych. Członkowie Bractwa docierają do co trzeciego więzienia. W ramach działań statutowych przygotowują oprawę Mszy świętych, organizują dla osadzonych spotkania biblijne i modlitewne, wysyłają im paczki, a nawet pośredniczą w rozwiązywaniu konfliktów rodzinnych. W miarę możliwości, członkowie Bractwa pomagają swoim podopiecznym także po wyjściu na wolność, szukając dla nich mieszkań i pracy.
Wielu więźniów nawraca się, niektórzy podejmują apostolat wśród towarzyszy z celi więziennej i w innych zakładach karnych. Dają świadectwa wiary w kościołach i mediach, opowiadają o otrzymanej od Boga łasce.

Przekroczyć próg
W spotkaniu Bractwa w jeleniogórskim areszcie wzięła udział prezes Bernardyna Wojciechowska. Od przeszło 20 lat jeździ po Polsce, odwiedzając więzienia. Te wielkie, i te mniejsze. Dzięki niej w wielu z nich pojawili się wolontariusze z Ewangelią w dłoni.
– W niektórych więzieniach nasi członkowie pojawiają się, kiedy tylko mają czas – mówi pani prezes. – Osadzeni doskonale wiedzą, z kim mają do czynienia. Nie jesteśmy osobami duchownymi, ale mogą nam ufać, bo idziemy do nich z Jezusem.

Posługa ta nie jest jednak usłana różami. Trudne jest samo przekroczenie bramy więzienia. – Pragnienie odwiedzania więźniów poczułam w 1980 roku – wspomina jedna z ewangelizatorek. – Przez wiele lat byłam jednak odsyłana z kwitkiem. W końcu się udało. A muszę powiedzieć, że przynoszenie więźniom Dobrej Nowiny dodaje mi sił. Śmieję się, że tak często i z taką chęcią tutaj bywam, jakbym dostała dożywocie – śmieje się kobieta.

Wstrząsające otwarcie
Podstawą ewangelizacji są spotkania w małych grupach. Poukładane są one według różnych tematów. Są grupy modlitewne, przygotowujące do przyjęcia sakramentów. – Najważniejsze jest nasze świadectwo, choć i my uczymy się tutaj pokory. Musimy się na siebie otwierać. A wiadomo, to nie jest łatwe dla nas, a co dopiero dla osadzonych – nie ukrywa Joanna Ożarska-Sroczyńska.
Takie nietypowe i – co tu ukrywać – wstrząsające otwarcie przeżyła Grażyna Horodowicz-Grochowicz. – Mam dwójkę dzieci. Zawsze powtarzałam, że gdyby się zdarzyło, że zostaną skrzywdzone, np. przez pedofila, to go własnymi zębami zagryzę – mówi kobieta. – Na spotkaniu jeden więzień unikał odpowiedzi, za co siedzi. W końcu rzucił paragraf, lecz to nam nie wystarczyło. W pewnym momencie powiedział, że właśnie za pedofilię. W pierwszej chwili myślałam, że nie wytrzymam. Jednak, kiedy się otworzył, zaczął opowiadać, jak to się u niego zaczęło, po chwili płakaliśmy wszyscy jak bobry. Teraz wiem, że czyn to czyn, a osoba to osoba. Jezus zawsze dawał szansę każdemu człowiekowi – zaznacza Grażyna.

Z mocą Ducha
W czasie sprawowanej w jeleniogórskim areszcie Eucharystii bp Stefan Cichy wręczył legitymacje i pobłogosławił sześciu nowym członkom Bractwa Więziennego. – Cieszę się, że jako członkowie Bractwa będziecie wspierać kapelana. To bardzo potrzebna i wymagająca posługa – mówił.
Osoby, które odebrały legitymacje, doskonale wiedzą, na co się porywają. Od kilku lat regularnie przychodzą do aresztu i spędzają czas z więźniami. Od teraz będą to robiły niejako z pełnymi prawami, jako członkowie Bractwa. – Wierzymy w moc Ducha Świętego i Jego natchnienia – mówi Jan Sroczyński z Jeleniej Góry-Sobieszowa. – Wierzymy, że nie ma przypadku w tym, że nagle zaczęliśmy interesować się odwiedzaniem więźniów i pomaganiem kapelanowi – dodaje.