Nie łudź się: wszystko płynie

Andrzej Macura

publikacja 14.01.2011 17:42

Wszystko nieuchronnie przemija. I ciągle rodzi się nowe. Z perspektywy czasu widać czasem, że stare powraca w nowej szacie i powoduje chwilowy zachwyt. Ale przecież i tak odejdzie. Jak wszystko.

Wszystko się zmienia Henryk Przondziono /Foto Gość Wszystko się zmienia
Nie łudzę się. Wszystko kiedyś odpłynie w przeszłość. „Każdy z nas jest Odysem, co wraca do swojej Itaki”…

"Z cyklu "szukaj sensu z Koheletem"

Był rok 1986. Po nocy w pociągu i utarczkach z pogranicznikami byliśmy już trochę zmęczeni. Szlak wiódł wąską ścieżką. Szliśmy lawirując między zagradzającymi nam drogę gałęziami. Nagle zobaczyliśmy ruiny .jakiegoś kościółka. Charakterystyczny łuk nad wejściem nie pozostawiał wątpliwości. W środku, gdzie dawniej niewątpliwie stał ołtarz, wyrosły już całkiem pokaźnych rozmiarów krzaki. Wokół pełno pokrzyw i zielska, które – teraz to już wiem – pierwsze wyrastają, gdy człowiek opuści jakieś miejsce. Ciechania. W Bieszczadach i Beskidzie Niskim pełno takich odludnych miejsc, w których niegdyś musiało tętnić życie. Ale wtedy po raz pierwszy uświadomiłem to sobie tak namacalnie. Kim byli ludzie, którzy tu niegdyś żyli? O czym rozmawiali siedząc przy piecach w zimowe wieczory? Pozostały po nich tylko te kamienie, które wkrótce miały już zupełnie zniknąć w gąszczu bujnej, powracającej na swoje miejsce zieleni.

Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem?
Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi,
a ziemia trwa po wszystkie czasy.
Słońce wschodzi i zachodzi,
i na miejsce swoje spieszy z powrotem,
i znowu tam wschodzi.
Ku południowi ciągnąc
i ku północy wracając,
kolistą drogą wieje wiatr
i znowu wraca na drogę swojego krążenia.
Wszystkie rzeki płyną do morza,
a morze wcale nie wzbiera;
do miejsca, do którego rzeki płyną,
zdążają one bezustannie.

To prawda. Cały trud człowieka, wszystko co w pocie czoła tworzył, wykuwał i wyrywał przyrodzie, ma z perspektywy przemijania znikome znaczenie. Co za dwieście lat  zostanie z naszych domów, urzędów, fabryk, samochodów, starannie ułożonego chodnika, nie mówiąc już o rzeczach tak ulotnych jak gazeta czy portal internetowy? Czy kogokolwiek za sto lat zainteresuje, kim byliśmy, gdy przypadkiem natknie się na nasze zdjęcie w jakimś archiwum? Wszystko to kiedyś zginie w otchłani czasu jak  zabudowania Ciechanii, Bielicznej, Wojtuszowej, Polan Surowiczych, Hulskiego czy Łopienki.

A najgorsze, że wszystko to i tak trudno ująć w słowa. Gdy mówić o przemijaniu młodym i zadowolonym z pędu, jakim niesie ich życie, najwyżej popukają się w czoło i w duchu użalą się nad zgorzkniałym staruszkiem. Ale nie zrozumieją. Bo tu nie wystarczy suchy opis faktów. Gorzej, intuicja podpowiada, że i myśl nie jest w stanie tego wszystkiego ogarnąć. Lapidarnie wyraził to Kohelet pisząc w tym kontekście:

Mówienie jest wysiłkiem:
nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami.
Nie nasyci się oko patrzeniem
ani ucho napełni słuchaniem.

Zawsze pozostaje niedosyt.  Zawsze pozostaje to, co niewysłowione. Jak przy próbie dotknięcia pustki. Ale jak człowiek myślący może nie zauważyć, że to ciągle nowe nie jest wcale nowe? Że to jak z wiosna, która co roku wydaje się taka jednorazowa i świeża?

To, co było, jest tym, co będzie,
a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie:
więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.
Jeśli jest coś, o czym by się rzekło:
«Patrz, to coś nowego» -
to już to było w czasach,
które były przed nami.

Wracam z obiadu. W drzwiach redakcji mijam się z młodą dziewczyną.  Ma na głowie kapelusz. Pewnie ostatni krzyk mody. A ja myślę sobie, że jak byłem dzieckiem, to dokładnie taki sam miała moja ciocia Lotta.

Powódź stulecia? Znaczy, że sto lat wcześniej było podobnie. Nic nowego. Największa katastrofa od trzydziestu lat? To znaczy, że trzydzieści lat temu była podobna, nawet większa. Niby z przeszłości człowiek powinien wyciągnąć jakieś wnioski. Ale marnie nam to wychodzi.

Ludzie mordowali – skazując na śmierć w niesprawiedliwych procesach, urządzając rzezie, tworząc obozy koncentracyjne, bombardując pełne cywilów miasta. Mordują teraz – w terrorystycznych zamachach inaczej myślących, w imię prawa do wygodnego życia nienarodzonych – i zapewne zabijać będą. Przed wielkimi wojnami, o których dziś wiemy z historii, były inne, po których zawsze były ugody, pakty o nieagresji na wieczne czasy, gesty przyjaźni i zapewnienia o woli zachowania pokoju. A i tak dochodziło do wojen. Dlaczego wierzyć, że to, co dziś deklarują władcy tego świata znaczy coś więcej?

Z perspektywy życia pojedynczego człowieka wielkie światowe sprawy mają marny sens. Ale przecież i zwykła przechadzka po cmentarzu nie pozostawia złudzeń. „Wszystko cośmy kochali w tym grobie się mieści, śmierć wszystko zabrała, nie wzięła boleści” – głosi napis wyryty na pomniku kogoś niegdyś niezastąpionego. Nie ma na nim kwiatów, tylko dawno wypalone znicze. Za jakiś czas, kiedy ktoś nie wniesie kolejnej opłaty za miejsce na cmentarzu, pojawi się w tym miejscu jakiś nowy grób. Też pewnie z kimś niezastąpionym.

Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli,
ani też o tych, co będą kiedyś żyli,
nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem.

Nie łudzę się. Wszystko kiedyś odpłynie w przeszłość. „Każdy z nas jest Odysem co wraca do swojej Itaki”…