Zmartwychwstanie: to naprawdę wszystko zmienia

Andrzej Macura

publikacja 02.02.2022 23:20

Garść uwag do czytań Wtorku Wielkanocnego z cyklu „Biblijne konteksty”.

Scena spotkania Jezusa z Marią Magdaleną Brooklyn Museum /Wikimedia/PD Scena spotkania Jezusa z Marią Magdaleną
Obraz Jamesa Tissota

Wielkanocne święto trwa. Tego dnia w liturgii słowa kolejne spotkanie ze Zmartwychwstałym. To w Ewangelii. A w pierwszym czytaniu, z Dziejów Apostolskich... No właśnie. Piotr przemówił i nawróciło się trzy tysiące ludzi? Zadziwiająca skuteczność. Warto zauważyć: te opowieści pierwszych czytań w Oktawie Wielkanocnej wzięte z Dziejów Apostolskich są pokazywaniem mocy Zmartwychwstałego, jakiej doświadczali w sobie Jego uczniowie.... Niesamowite to zestawienie. Mocy Zmartwychwstałego w Ewangeliach i mocy jakiej doświadczali Jego uczniowie w Dziejach Apostolskich.

No to zanurzajmy się. W Bożym słowie.

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 2,36-41

Tego dnia jako pierwsze czytanie słyszymy końcówkę pierwszego po Zesłaniu Ducha Świętego wystąpienia  świętego Piotra. Wszystko się zmieniło. Dotąd Apostołowie czekali. Teraz zaczęło się ich działanie. Poprzedzone uderzeniem mocy Boga.

Gdy wczytać się w cała przemowę Piotra zwraca uwagę jej teologiczna głębia. Wyraźnie są tam zacytowane proroctwa, które wskazują, że w wydarzeniach ostatnich chwil (zesłanie Ducha) i ostatnich dni (zmartwychwstanie Jezusa) spełniają się słowa proroków przekazujących Boże obietnice. Jest tam też mowa nie tylko o zmartwychwstaniu, ale o wstąpieniu do nieba i jego wymowie: to nie tylko zwykłe dopełnienie zmartwychwstania Jezusa, ale jakby końcowy akt Jego intronizacji. My jednak skoncentrujmy się na treści czytania.

W dniu Pięćdziesiątnicy Piotr mówił do Żydów: «Niech cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego ukrzyżowaliście, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem».

Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca: «Cóż mamy czynić, bracia?» – zapytali Piotra i pozostałych apostołów. «Nawróćcie się – powiedział do nich Piotr – i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie w darze Ducha Świętego. Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których Pan, Bóg nasz, powoła».

W wielu też innych słowach dawał świadectwo i napominał: «Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia!» Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz.

Pierwsze zdanie, które słyszymy w czytaniu to ostatnie, podsumowujące cały wywód stwierdzenie św. Piotra. „Niech cały dom Izraela (czyli po prostu cały naród) wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego ukrzyżowaliście, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem”. Mocne, prawda? Wczorajsze czytanie urwane zostało w tym miejscu, w którym Piotr powiedział o wskrzeszeniu (!) Jezusa przez Boga Ojca. To oczywiście wielkie wydarzenie, niesłychane. Dopiero jednak to ostatnie, o ustanowieniu Jezusa Panem i Mesjaszem, pokazuje cały sens śmierci, zmartwychwstania i wstąpienia Jezusa do nieba.

Warto chyba zwrócić uwagę, że zwrotu „uczynił Go”, którego używa Piotr, nie należy rozumieć w ten sposób, jakoby wcześniej Jezus nie był Panem i Mesjaszem. Raczej należy rozumieć go tak, że w wydarzeniu zmartwychwstania i wniebowstąpienia dokonała się proklamacja Jezusa jako Pana i Mesjasza; Bóg uroczyście potwierdził, że On nim - Panem i Mesjaszem - jest.

Co znaczy, że Jezus jest Panem? Używany w Nowym Testamencie grecki tytuł Κυριος (Kyrios), to tłumaczenie hebrajskiego Adonai. W Starym Testamencie, także w niektórych dzisiejszych tłumaczeniach, słowem tym zastępowano imię Boże Jahwe. W Nowym Testamencie....  Np. w Ewangelii Marka występuje kilka razy i zawsze jest używane na określenie Boga czy Jezusa. A jeśli w przypowieściach dotyczy człowieka, jakiegoś „pana”, to tylko w wypadku, gdy postać ta obrazuje (jak to w przypowieściach i alegoriach)  Boga. Jeśli więc do Jezusa stosowany jest tytuł „Pan”, to chodzi o podkreślenie, że jest Bogiem. Tak, zwrot „Pan Jezus” nie ma nic wspólnego z używanym przez nas zwrotem „pan Czesiek”, pan Wacław” czy „pani Krystyna”. To stwierdzenie, zadeklarowanie, że Jezus jest Panem. Czyli Bogiem. Podkreślmy raz jeszcze: nie chodzi o to, że Jezus został w ten sposób mianowany Bogiem, ale że Bóg Ojciec w ten sposób dokonał uroczystej proklamacji tej prawdy.

Słuszność takiego spojrzenia na zwrot „uczynił Go” widać zwłaszcza, gdy zastanowimy się nad drugim tytułem Jezusa, jakiego użył w swojej mowie święty Piotr: Mesjasz. Czyli, tłumacząc na polski „Namaszczony”, „Pomazaniec”, „Wybraniec”. A po grecku po prostu Xριστός, czyli w formie zlatynizowanej Chrystus. Niedorzecznością byłoby uznać, że Jezus stał się Mesjaszem (Chrystusem) dopiero zmartwychwstając i wstępując do nieba. On nim był od narodzenia, od początku swojej publicznej działalności. A dzieła odkupienia człowieka, czyli tego, co miał zrobić, dokonał na krzyżu. Wtedy też już był był Mesjaszem. Był, ale w pełni pokazało to Jego zmartwychwstanie i wstąpienie do nieba.

Nie miejsce tu na dokładne omawianie mesjańskich oczekiwań Izraela. W skrócie: Żydzi spodziewali się, że będzie On tym, który odnowi Królestwo Dawida. Zgodnie z obietnicą, jaką przez proroka Natana Bóg temu królowi złożył. Nie spodziewali się jednak, że królestwo Mesjasza nie będzie królestwem ziemskim, ale zakorzenionym w niebie; że Mesjasz zostanie ustanowiony ponad całym niebem i całą ziemią. To jest nowość, która trudno też przebijała się nawet do świadomości bliskich uczniów Jezusa. Wszak jeszcze przed Jego śmiercią dzieli między siebie stanowiska w Jego przyszłym królestwie, a gdy mówił im, że Mesjasz będzie cierpieć, Piotr próbował go nawet strofować, że tak na pewno się nie stanie. Tymczasem królestwo Jezusa nie jest królestwem z tego świata – jak to zresztą wyjaśnił Jezus przed sądem Piłata – ale jest czymś znacznie więcej: królestwem w niebie. Jezus, prawdziwy Bóg, ale i prawdziwy człowiek, włada wszystkim. I tak będzie do momentu końca czasów, jak pisał święty Paweł, gdy Chrystus przekaże z powrotem panowanie Bogu i Ojcu.

Uff, przecież to tylko pierwsze zdanie czytania :) Ale idźmy dalej, choć zapowiada się, że mniej szczegółowo nie będzie, bo nie bardzo się da :)

Co mamy dalej w tekście czytania? Ano Piotr wskazuje pytającym go, jak skorzystać z dobrodziejstwa przyniesionego przez Jezusa, jak stać się beneficjentami przyniesionego przezeń zbawienia: trzeba nawrócić się i przyjąć chrzest w imię Jezusa.

Nawrócić się, czyli, zgodnie z greckim znaczeniem słowa metanoia, zmienić sposób myślenia. W tym wypadku chodzi chyba głownie o odwrócenie się od trzymania się reguł tradycyjnego judaizmu, a przyjęcie nowości, jaką wnosi Chrystus. Zakorzenione jest to oczywiście w judaizmie, ale mocno go modyfikuje. To po prostu przyjęcie Jezusa, uwierzenie w Niego. A jako znak przyjęcia wiary trzeba też przyjąć dający odpuszczenie grzechów chrzest.

Nie ma chyba sensu w tym miejscu szeroko wyjaśniać znaczenie chrztu. Przypomnijmy tylko: Paweł pisał, że jest on zanurzeniem w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, pozwala w szczególny sposób, podobnie jak Eucharystia, korzystać z owoców Chrystusowej męki. Gładzi grzechy – o czym mówi św. Piotr, czyni dzieckiem Bożym. I jest namaszczeniem do chrześcijańskiej misji. Dziś, niesprzecznie zresztą z ukazaną w Dziejach Apostolskich tradycją  (zobacz na przykład scenę „bierzmowania Samarii”, w Dz 8), rozdzielamy chrzest i bierzmowanie. Dawniej jednak i dziś także, gdy chrzci się osobę dorosłą, sakramentów tych udzielało się razem. Nic dziwnego więc, że i Piotr w tym przemówieniu łączy dający odpuszczenie grzechów chrzest z darem Ducha Świętego. I dodaje: „Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których Pan, Bóg nasz, powoła”. Dla was, czyli dla Żydów. Dla wszystkich, którzy są daleko – czyli dla pogan. Wszyscy dzięki zwycięstwu Jezusa i Jego wywyższeniu mogą dostąpić zbawienia.

Na marginesie... Zauważmy to połączenie wiary i chrztu albo raczej chrztu i wiary. Jeśli chrzcimy dziś dzieci, niemowlęta, to robimy to tylko ze względu na wiarę rodziców, którzy razem z chrzestnymi deklarują, że będą się starali wychować dziecko w duchu wiary. Ale gdy wiary nie ma, nie ma powodu, by udzielać łaski chrztu. Ten wielki dar nie powinien być sprowadzany to rangi jakiegoś inicjacyjnego rytuału w nadziei, że potem jakoś to będzie i Bóg stosowną łaską obdarzy. Nie: do przyjęcia chrztu potrzebna jest wiara. Gdy jej nie ma, a chrztu jednak się udziela, nie ma co się dziwić, że dar ten nie jest szanowany. I podchodzi się doń jak do czegoś, co każdemu kto  hce się należy jak psu pełna miska.

Padło też w mowie Piotra – zaznacza skrótowo autor Dziejów Apostolskich – wiele jeszcze innych podobnych słów świadectwa i zachęty. Między innymi „ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia”. Hmm... To chyba dość ważne. Piotr jasno tu mówi: trwanie w judaizmie wam nie wystarczy do odpuszczenie grzechów, do zbawienia. Trzeba się nawrócić i przyjąć chrzest. Nie wykluczając możliwości, że Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu może zbawić także tych, którzy nie wierzą, trzeba chyba jasno powiedzieć: normalną, podstawową drogą do zbawienia jest przyjęcie Chrystusa. Jeśli w dialogu z niechrześcijanami niektórzy przedstawiają sprawę inaczej i zdają się w ogóle nie zwracać uwagę na potrzebę nawrócenia, to jest to niezgodne z nauczaniem apostolskim. Do zbawienia nie wystarczy być Żydem: trzeba przyjąć Jezusa. I podobnie, gdy chodzi o niewierzących, zwłaszcza tych, którzy wiarę porzucili: nie wystarczy, że uważasz się za porządnego człowieka; do zbawienia potrzebne jest powiedzenie, że Jezus jest Panem.

2. Kontekst Ewangelii J 20, 11-18

Czytany tego dnia fragment Ewangelii Jana to kontynuacja lektury dzieła Jana z Niedzieli Wielkanocnej, gdy Maria Magdalena zastaje pusty grób i biegnie z tą wieścią do Apostołów. A ci, w osobie Piotra i Jana sprawdzają osobiście co się stało. W poniedziałek czyta się z kolei podobną opowieść, z Mateusza, o odkryciu pustego grobu nie tyle przez sama Marię Magdalenę, ale więcej niewiast. W relacji tego Ewangelisty Jezus niebawem im właśni się ukazuje. A potem jest wzmianka o strażnikach, którzy za rozpowiadanie, że „uczniowie przyszli i ukradli ciało Jezusa” wzięli pieniądze. Czy między tymi opowiadaniami istnieje sprzeczność?

Zauważmy przede wszystkim, że obie te, dość różne opowieści, znajdują się w jednym, przyjętym przez Kościół kanonie ksiąg świętych. Tej odmienności nie sposób nie zauważyć. To, że nie zostały one ujednolicone, a przekazano obie tradycje, wskazuje, że chrześcijanie niczego nie próbowali ukryć. Że przedstawiali wydarzenia tak, jak zachowały się w ludzkiej pamięci, w przechowywanych przez nich tradycjach.

Po drugie, łatwo zauważyć, że relacje te niekoniecznie są ze sobą sprzeczne. Jedna Maria Magdalena  i wiele kobiet? Nie musiały przyjść do grobu równocześnie. Nawet jeśli pierwsza dotarła pięć minut wcześniej wspomnienia mogą wyglądać inaczej. Ciekawe: także z opowieści Jana wynika, że Maria Magdalena idąc do Piotra i Jana była tylko posłańcem: mówi „nie wiemy”, w liczbie mnogiej. Pan Jezus, już po odkryciu pustego grobu i wizycie Piotra z Janem, mógł ukazać się najpierw Marii Magdalenie, a pozostałe kobiety mogły wrócić na miejsce parę chwil później. To nie jest sprzeczność. Szczegóły wydarzenia nie muszą być zgodne, bo wiele się w tamtych godzinach działo. Kto, w jakiej kolejności i kogo zobaczył, mogło w opowieści jednych pomieszać się z tym, co słyszeli od drugich. Najistotniejsze jest wspólne świadectwo wszystkich tych tradycji, że grób był pusty i że kobiety spotkały zmartwychwstałego Jezusa. W podobnych duchu warto też patrzyć na inne różnice w w opowieściach o spotkaniach ze Zmartwychwstałym....

Wróćmy do opowieści Janowej.  

Maria Magdalena stała przed grobem, płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?» Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono».

Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś, sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę». Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona, obróciwszy się, powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Mój Nauczycielu!

Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”». Poszła Maria Magdalena i oznajmiła uczniom: «Widziałam Pana», i co jej powiedział.

3. Warto zauważyć

Przepiękna scena. Wielu dopatruje się w niej dowodu na zakochanie się Marii Magdaleny w Jezusie Czy tak było? Może. Na pewno bardzo ją śmierć Jezusa bolała... Niesamowite, jak w tej scenie w jednej chwili płacz żalu zamienia się w wybuch radości. Niedowierzającej pewnie, być może szczypiącej się w policzek, żeby sprawdzić, czy to nie sen, ale radości.... To spotkanie było zwrotem. Wszystko odtąd się zmieniło.

Zaskakuje przede wszystkim, że Maria widząc aniołów nie przestraszyła się, nie zdziwiła, ale rozmawia z nimi tak normalnie, jak gdyby nigdy nic. „Zabrano Pana mojego i nie wiem, gdzie Go położono”. Chyba nie zaraz zorientowała się, że to aniołowie. Myślała może, że to jacyś pracownicy ogrodu, może ktoś przysłany od arcykapłanów czy Piłata. Chyba dopiero potem odkryła, że to aniołowie...

Także Jezusa nie zaraz poznaje. Widać nie przyjrzała się za bardzo tej postaci, która ją pytała. To zrozumiałe, była pogrążona w bólu. Zresztą i głosu w pierwszej chwili nie poznała. Dopiero gdy Jezus zwrócił się do niej po imieniu...

Potem jest radość: okrzyk Rabbuni, Nauczycielu! A potem musiał być jakiś kontakt fizyczny, być morze rzucenie się Jezusowi do nóg, obejmowanie Go... Raczej nie na szyję, skoro zwraca się do Niego nie po imieniu, ale z wielkim szacunkiem, tytułując Go....

A potem są te zastanawiające słowa Jezusa: "nie zatrzymuj mnie", w innych tłumaczeniach, za Wulgatą, "nie dotykaj mnie"..., bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca. Różnie to jest przez biblistów wyjaśniane. Chyba najsensowniej byłoby przyjąć, że Maria z radości zachowywała się trochę jak szalona i nie chciała Jezusa puścić. W sumie to byłoby zrozumiałe: zobaczyć, że zabity żyje musiało być niesamowitym doświadczeniem. Być może Maria w tym przypływie radości obawiała się, że jak Jezusa puści, to On zniknie; że to tylko przywidzenie, a ona chciała zachować je jak najdłużej. A Jezus nie chciał tego spotkania przedłużać, chciał jej zlecić ważną misję: miała pójść do uczniów i oznajmić im, co mają robić. Ostatecznie Maria tę misję wypełniła.

Ciekawe jest też to, co miała powiedzieć: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego".  Uderza to jasne rozgraniczenie, że Bóg jest inaczej Bogiem dla Niego, inaczej dla Jego uczniów; i podobnie inaczej Ojcem dla Niego, inaczej dla Jego uczniów. To chyba podkreślenie, że nie jest tylko człowiekiem, że jest też Bogiem i z Ojcem łączą go inne niż ludzi relacje.

Warto zauważyć też, że Jan nie pisze, jakoby Jezus kazał uczniom pójść do Galilei. Nic nie mówi gdzie mieliby pójść i co robić. Nawet nie zapowiada, że się z nimi spotka. Mówi, że to jeszcze nie koniec; że jeszcze wstąpi do Ojca. Czy to ważne? Słusznie świętując Zmartwychwstanie chyba czasem nie doceniamy tego święta, które obchodzimy czterdzieści dni później. Tej intronizacji Jezusa, który ogłoszony zostaje Panem i Mesjaszem. Warto pamiętać, że to święto nie jest tylko dodatkiem do historii o pokonaniu przez Jezusa śmierci, ale ważnym teologicznym dopełnieniem historii zmartwychwstania. Tak jak to tłumaczył to Piotr w dniu Zesłania Ducha Świętego. Ukazuje jego znaczenie i konsekwencje.

4. W praktyce

  • Pusty grób wszystko zmienia.... To nie jest tak, że prawda o zmartwychwstaniu Jezusa to tylko dodatek do wiary i naszego postrzegania rzeczywistości. Dla wiary to prawda centralna; bez zmartwychwstania Jezusa, jak to tłumaczył Paweł Koryntianom (1 Kor 15), nasza wiara nie miałaby sensu. To samo jednak dotyczy życia. Może nie aż tak, że bez zmartwychwstania całkiem byłoby pozbawione sensu, ale...

    Wyobraźmy sobie, że ktoś zbiera pieniądze na wymarzoną łódź. Bardzo chce ją mieć, bardzo mu zależy. Ale choć ogranicza wydatki jak może, perspektywa zakupu łodzi ciągle dość odległa...  I nagle wygrywa na loterii grube miliony. Już nie tylko łódź mógłby sobie kupić, ale do tego dom, samochód, a i na zagraniczne podróże mnóstwo by jeszcze zostało. Coś takiego radykalnie zmienia sytuację człowieka, prawda? Podobnie jest ze zmartwychwstaniem. Gdy ta prawda dociera do człowieka, przebije się do świadomości przez śniedź przyzwyczajenia, to wszystko w życiu człowieka zmienia.... Ktoś kiedyś powiedział: nic się nie zmienia, ale wszystko jest nowe.

    Zauważmy to: ważność zmartwychwstania Jezusa - nie co innego - podkreśla Kościół w osobie Piotra w pierwszym swoim publicznym wystąpieniu! A że to faktycznie wiele zmienia, widzimy tego dnia w Ewangelii, w wybuchu radości Marii Magdaleny...
     
  • W nawiązaniu do pierwszego czytania, temat wiary i chrztu... Już o tym pisałem, tu warto przypomnieć: nie ma sensu chrzcić, jeśli nie ma wiary. Przynajmniej wiary rodziców czy chrzestnych, gwarantujących chrześcijańskie wychowanie dziecka. Chrzest to nie jakiś magiczny rytuał. Sakrament będzie owocny, gdy człowiek z daną mu łaską będzie współpracował. To jak z rowerem: samo podarowanie go nie sprawi, że człowiek gdzieś na nim dojedzie. Musi jeszcze trochę się natrudzić, popedałować. A dawanie sakramentu, gdy wiary nie ma, to – z całym szacunkiem dla godności człowieka – rzucanie pereł przed wieprze. Nie docenią, zlekceważą.
     
  • W nawiązaniu do pierwszego czytania, temat wiary potrzebnej do zbawienia, też pisałem już więcej wyżej... Trzeba postawić sprawę jasno: choć Bóg może zbawić kogo i jak chce, to normalną drogą do zbawienia jest przyjęcie wiary w Jezusa Chrystusa. Głoszenie, że to wszystko jedno kto jak wierzy, że nie trzeba prowadzić misji, że to prozelityzm i takie tam inne, to sprzeczne z nauczaniem Biblii łudzenie siebie i innych. Jezus wyraźnie mówił, a apostołowie to powtarzali, że do zbawienia potrzebna jest wiara. Wiara w Chrystusa. Kto liczy, że załatwi sobie zbawienie inaczej, że bez wiary w Chrystusa się obejdzie, nie tylko ryzykuje życiem wiecznym, ale, i to już z cała pewnością, popełnia grzech wystawiania Boga na próbę. Bo Go nie słucha, a liczy na Jego łaskawość. Jeśli zaś katolik namawia do wystawiania Pana Boga na próbę, to.... Brak słów. A że chodzi o zbawienie i życie wieczne –to dodatkowo zwiększa ciężar złą takiego postępowania.
     
  • Do Marii Magdaleny Jezus najpierw zwraca się oficjalnie: kobieto, niewiasto. A potem po imieniu... Może warto pamiętać, że Bóg każdego z nas zna po imieniu. Że w każdym z nas może być w dobrej komitywie – to trochę zależy od nas – i że każdy z nas jest Mu bliski. Bóg nie jest Wielkim Niedostępnym...