Zmartwychwstanie w barwach wieczoru

Andrzej Macura

publikacja 14.04.2022 14:50

Garść uwag do czytań Środy Wielkanocnej z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jezus dołącza do uczniów na drodze do Emaus Henryk Przondziono /Foto Gość Jezus dołącza do uczniów na drodze do Emaus
Z kościoła w Sierakowicach

Wielkanocne święto trwa... Czytania środy w oktawie Wielkiej Nocy pozwalają nam jeszcze raz skąpać się w atmosferze tamtych dni. Nie tylko tych bezpośrednio po zmartwychwstaniu, ale też tych pierwszych miesięcy młodego chrześcijaństwa, w których doświadczanie Mocy Zmartwychwstałego było często tak bardzo namacalne...

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 3, 1-10

Dzień wcześniej słyszeliśmy końcówkę pierwszej mowy Piotra, wygłoszonej w nadzwyczajny dzień Zesłania Ducha Świętego. Mowy programowej, ukazującej najistotniejszą nowość chrześcijaństwa w stosunku do judaizmu: wiarę w zmartwychwstałego Chrystusa. Wydarzenie o którym mowa we fragmencie Dziejów czytanym w tę środę ma miejsce niewiele potem. W tekście Dziejów Apostolskich od mowy Piotra przedzielone jest jedynie krótką charakterystyką pierwotnego Kościoła, ukazującą też jego miejsce we wspólnocie ówczesnego Izraela. Mamy więc do czynienia ze swoista kontynuacją: Boże obietnice, o których mówił i powie jeszcze Piotr, to nie rzucanie słów na wiatr; stało się coś nowego, teraz ciągle więc dziać się będzie nowe. A co się dzieje? Ano Apostołowie Piotr i Jan mocą Jezusa Chrystusa uzdrawiają człowieka chromego.

Gdy Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Umieszczano go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wchodzących do świątyni prosił o jałmużnę. Ten, zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę.

Lecz Piotr, przypatrzywszy się mu wraz z Janem, powiedział: «Spójrz na nas!» A on patrzył na nich, oczekując od nich jałmużny. «Nie mam srebra ani złota – powiedział Piotr – ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!» I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i wielbiąc Boga.

A cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali w nim tego człowieka, który siedział przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało.

Wszystko chyba jasne. Przejaw wielkiej mocy Apostołów. Mocy, którą zyskali dzięki Chrystusowi, którego teraz z takim przekonaniem głosili. Zwróćmy jednak uwagę na parę spraw.

  • „Umieszczano go” – napisał autor Dziejów o chromym. Znaczy, że był przez swoją niepełnosprawność zupełnie niesamodzielny, zależny od innych. Tylko do żebrania się nadawał – uznano pewnie. Nie osądzając tych, którzy się nim zajmowali – wszak mogli to robić z wielką dla niego miłością, nie znajdując innego sposobu, jaki mógłby wspomóc pomagającym mu w swojej i ich biedzie – było to na pewne dość upokarzające. Uzdrawiając jego nogi Piotr i Jan podnieśli Go też w hierarchii społecznej.
     
  • „Umieszczano go”  znaczy też, że był on osoba w tym miejscu znaną, nie było mowy o jakimś oszustwie uzdrowienia jakiegoś udającego tylko chorego.
     
  • To „spójrz na nas”. Nawiązanie kontaktu. I potem też zwrócenie się bezpośrednio do niego. Dla nich nie był przedmiotem, dzięki któremu mogą okazać moc Boga, ale człowiekiem. Człowiekiem, któremu w imię Jezusa Chrystusa chcą przywrócić zdrowie.
     
  • Cud prowadzi do wychwalania Boga. Przez uzdrowionego, przez świadków wydarzenia. I zapewne prowadzi też do wiary. I uzdrowionego, i świadków. Może nie zaraz, natychmiast, ale na pewno skłania do przemyśleń...
     
  • Cud uzdrowienia jest ważnym przypomnieniem tego, jaki jest Bóg. On nie chce dla człowieka chorób, cierpienia, śmierci. Dopuszcza je, ale stworzył człowieka i w sumie też przeznacza go do pełnego zdrowia. Nie ma upodobania w tym, że człowiek choruje. Choć kocha źle się mających, nie kocha choroby, ułomności jako takich. Kocha ludzi.

Przede wszystkim jednak – jak napisano wyżej – ten cud jest pokazaniem mocy Jezusa Chrystusa; to w Jego imię chromy został uzdrowiony. Ma to spore znaczenie. Jest potwierdzeniem, że Apostołowie nie opowiadają jakichś bajek; że Jezus naprawdę zmartwychwstał. Przecież takich rzeczy może dokonywać tylko Bóg. A jeśli w imię Jezusa Chrystusa ktoś odzyskuje natychmiast zdrowie, to znaczy, że to, co głoszą Piotr i Jan faktycznie, może być prawdą. Wszak sam Bóg potwierdza ich słowa.

Ten cud jest także pewnym utwierdzeniem wiary Piotra i Jana. Z czasem przecież mogłoby się im zacząć wydawać, że cała ta historia ze zmartwychwstaniem Jezusa to tylko wymysł ich zbolałych umysłów. Widzieli? Widzieli nawet jak jadł? Rozmawiali z nim? Dotykali Go? No tak, ale to tak nieprawdopodobne, że człowiek mógłby z czasem sam przestać wierzyć, że to działo się naprawdę. Cuda zdziałane przez Apostołów, w tym ten pierwszy, uzdrowienie chromego, są dowodem na to, że im się nie zdawało. Bo przecież skądś musiała się w nich ta moc wziąć. A skąd jeśli nie od naprawdę Zmartwychwstałego, który to im zapowiedział?

I nasza wiara przez to wzrasta. Nasze podstawy do mówienia „zdawało im się” maleją. To, że uzdrawiali, jest mocnym argumentem, że nic im się nie zdawało, że faktycznie spotykali Zmartwychwstałego. Gdyby to było złudzenie, nie byłoby cudów. I gdyby to było kłamstwo, też nie byłoby cudu. Na pewno nie byłoby cudu uzdrowienia człowieka, o którym wielu wiedziało, że jest niepełnosprawny; byłby to raczej ktoś nikomu nie znany.

2. Kontekst Ewangelii Łk 24, 13-35

Opowieść o dwóch uczniach, którzy spotykają Jezusa w drodze do Emaus jest jedną z kilku ewangelicznych opowieści o tym, jak uczniowie spotykali Zmartwychwstałego. I znajduje się tylko u Łukasza. Pozostali albo w ogóle o tym nie wspominają albo –  Marek – całkiem zdawkowo. W narracji św. Łukasza to najważniejsze wydarzenie Owi dwaj anonimowi uczniowie są właściwie pierwszymi, którzy się ze zmartwychwstałym Jezusem spotykają. Dopiero gdy wracają do Jerozolimy dowiadują się, że w bliżej nieokreślonym czasie, ale pewnie po ich ruszeniu w drogę, Jezus ukazał się Piotrowi. I gdy jeszcze o tym rozmawiają, znów, tym razem już do wszystkich zgromadzonych, przychodzi Jezus.  

Na marginesie; ewangeliczne świadectwa dotyczące spotkań Zmartwychwstałego Jezusa z uczniami w ogóle są dość zdawkowe; najwięcej opowiada o nich święty Jan. Jest tak pewnie dlatego, że zmartwychwstanie musiało wywołać kolosalne zamieszanie; Jezus ukazywał się wiele razy – Paweł pisze na przykład o ukazaniu się 500 braciom równocześnie (1 Kor 15,5) relacje mogły się mieszać i po czasie trudno było już ustalić kto i gdzie spotkał Jezusa i w jakiej kolejności. Ot, Łukasz nie wspomina wcale o spotkaniu Jezusa z kobietami. Co nie znaczy oczywiście, że Go nie spotkały.

Warto zauważyć, że ten sam autor w Dziejach Apostolskich przytacza mowę Piotra w domu Korneliusza, w której pada stwierdzenie, że Apostołowie „jedli z Nim i pili po Jego zmartwychwstaniu” a w Ewangelii wyraźnie mówi tylko o jednym takim posiłku, i że to Jezus na ich oczach jadł (znaczy, ze nie był to duch, tylko człowiek z krwi i kości), co nie wyklucza oczywiście, że i oni jedli; ale to nie było warte, by o tym pisać. W każdym razie te zdawkowe opowieści o spotkaniach uczniów ze Zmartwychwstałym kontrastują w Ewangelii Łukasz z barwną i w sumie dość szczegółową opowieścią o uczniach idących do Emaus. Być może – ale to tylko domysł – Ewangelista tę historię usłyszał od naocznych świadków wydarzenia, a pozostałe były mu znane tylko ogólnie. Stąd owa ostrożność jeśli chodzi o szczegóły...

Przytoczmy więc tę opowieść.

W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?»

Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A my spodziewaliśmy się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Ale po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto, jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli».

Na to On rzekł do nich: «O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.

Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać wraz z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?»

W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

3. Warto zauważyć

Przepiękna w swoim klimacie opowieść jest ważnym świadectwem zmartwychwstania Jezusa. Widzieliśmy Go, rozmawialiśmy z Nim. I to całkiem sporo – mogą powiedzieć owi dwa uczniowie. A treść tej rozmowy nie uleciała w niepamięć z racji tego, że nie rozpoznali Jezusa. To właśnie pozwoliło im skoncentrować się na rozmowie właśnie, na pouczeniach, nie na radości ze spotkania z Zabitym i Zmartwychwstałym.

Opowieść potwierdza pewna trudną do pojęcia rzecz: Jezus po swoim zmartwychwstaniu był jakiś inny. Miał ciało, owszem, przecież zasiadł nimi do wieczerzy, łamał chleb, ale w pewnej chwili nagle zniknął. Podobnie zresztą było z ukazywaniem się Apostołom: Jezus pojawiał się mimo zamkniętych drzwi, a i z szybkim rozpoznaniem Go bywał kłopot – ot, w czasie cudownego połowu ryb u Ewangelisty Jana. To znak, że zmartwychwstanie Jezusa nie było „zwykłym” wskrzeszeniem. Jak córki Jaira, młodzieńca z Nain, Łazarza. Mówimy, że było to ciało uwielbione. Ale o jego charakterze nic dokładniej nie możemy już powiedzieć.

W opowieści słyszymy między innymi to, że Jezus tłumaczył uczniom co u Mojżesza (Pięcioksiąg) i w innych pismach Starego Testamentu odnosiło się do Niego. Czyli pokazywał, że to, co się wydarzyło przez lata Jego publicznej działalności aż do Jego śmierci i zmartwychwstania, nie jest czymś niespodziewanym. Tak miało być – mówił Jezus – tylko nie rozumieliście Pism. Ale teraz, skoro już ich zapowiedzi się wypełniły, możecie to wszystko dostrzec. Słyszy się czasami opinię, że dzisiejsi egzegeci wiele by dali, żeby dowiedzieć się, co wtedy powiedział im Jezus. To chyba jednak nie tak. Przynajmniej w ogólnych zarysach można owe tezy spotkać na przykład w mowach świętego Piotra w Dziejach Apostolskich. Ale także I w ogóle w całym nauczaniu pierwszych chrześcijan: wszak Ewangelie, w których sporo takich starotestamentalnych odniesień, to nie kroniki życia Jezusa ale opowieść o Nim pisana już  perspektywy zmartwychwstania. Także więc uwzględniające to, jak w Jego postaci wypełniły się zapowiedzi proroków.

Opowieść ta przedstawia też bardzo ciekawy rys Jezusa, a przez to i Boga. Boga, który bardzo lubi człowieka, który jest człowiekowi bliski. I Boga, który wręcz płata człowiekowi figle. No bo trudno inaczej nazwać ową ślepotę owych dwóch uczniów i potem to nagłe zniknięcie Jezusa. Chcę, być blisko, chcę was przekonać, żebyście mocno wierzyli, ale nie czekam, aż zaczniecie się zachwycać. Wiem, że będziecie, ale niekoniecznie chcę tego słuchać, nie chcę was stawiać w takiej sytuacji, żebyście nie myśleli, że tego oczekuję...

A poza tym? Koniecznie trzeba to napisać jeszcze raz: poza tym opowieść ta jest po prostu piękna. Może dlatego, że namalowana między innymi barwami chylącego się u zachodowi słońca. Paradoksalnie jednak, kiedy to słońce zaszło, wzeszło Słońce znacznie jaśniejsze: spadła zasłona okrywająca zmartwychwstałego Chrystusa.

4. W praktyce

  • Nigdy chyba dość podkreślania, że jeśli Jezus zmartwychwstał, to ludzkie życie jawi się w zupełnie innej perspektywie. Powinniśmy nawet skreślić to „jeśli”. Jezus naprawdę zmartwychwstał, a wiara w to ma mocne podstawy. Świadectwa uczniów, cudów którego Jego mocą działali i tego, że wielu z nich za tę prawdę oddało swoje życie. Ludzkie życie naprawdę nie kończy się z chwilą śmierci. Naprawdę zmartwychwstaniemy, nasze dusze na powrót obloką się w ciała, a ci, którzy w Niego wierzą, będą mieli nie wieczną wegetację, ale życie wieczne. Świadomość tego pozwala inaczej patrzyć na ziemskie życie. Spokojniej, pogodniej.
     
  • W obu dość różnych opowieściach pierwszego czytania i Ewangelii znajdujemy podobną prawdę: spotkania ze Zmartwychwstałym nie da się zatrzymać dla siebie; to coś, czym człowiek chce się z wszystkimi dzielić. Ciekawy wskaźnik tego, jaka jest nasza wiara. Bez oceniania, mówienia o gorszej i lepszej, ale jeśli nie ma w nas potrzeby dzielenia się nią, to może coś jest nie tak? Może na przykład radość ze spotkania z Jezusem przyćmiło w nas jakieś takie nastawienie, że wiara to tylko obowiązki, obowiązki i jeszcze raz obowiązki?
     
  • W nawiązaniu do pierwszego czytania.... Nie potrafimy czynić cudów. Przynajmniej ja nie potrafię. Ale może moglibyśmy częściej zauważać w naszym otoczeniu rożnych potrzebujących? Może moglibyśmy dać im też to, co mamy i dać możemy: odrobinę czasu, rozmowy? Może trzeba by odważnie spojrzeć im w oczy, by nie mieli wrażenia, że są tylko natrętami, którzy wiecznie o coś proszą?
     
  • W nawiązaniu do pierwszego czytania, do uzdrowionego chwalącego Boga z cud... Warto spytać, jak długa jest moja wdzięczność dla Boga za otrzymane dobrodziejstwa.