Męka wg. św. Marka

publikacja 21.04.2011 23:39

Wielki Tydzień w komentarzach Jana Pawła II

Męka wg. św. Marka

Fragment książki "Komentarz do Ewangelii" , który publikujemy za zgodą Wydawnictwa M


Za dwa dni była Pascha i Święto Przaśników. Arcykapłani i uczeni w Piśmie szukali sposobu, jak by Jezusa podstępnie ująć i za­bić. Lecz mówili: «Tylko nie w czasie święta, by nie było wzburzenia między ludem».
A gdy Jezus był w Betanii, w domu Szy­mona Trędowatego, i siedział za stołem, przyszła kobieta z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bardzo dro­giego. Rozbiła flakonik i wylała Mu olejek na głowę. A niektórzy oburzyli się, mówiąc między sobą: «Po co to marnowanie olejku? Wszak można było olejek ten sprzedać dro­żej niż za trzysta denarów i rozdać ubogim». I przeciw niej szemrali. Lecz Jezus rzekł: «Zostawcie ją; czemu sprawiacie jej przy­krość? Dobry uczynek spełniła względem Mnie. Bo ubogich zawsze macie u siebie i kiedy zechcecie, możecie im dobrze czynić; lecz Mnie nie zawsze macie. Ona uczyniła, co mogła; już naprzód namaściła moje ciało na pogrzeb. Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła».
Wtedy Judasz Iskariota, jeden z Dwu­nastu, poszedł do arcykapłanów, aby im Go wydać. Gdy to usłyszeli, ucieszyli się i przyrzekli dać mu pieniądze. Odtąd szukał do­godnej sposobności, jak by Go wydać.
W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: «Gdzie chcesz, abyśmy poszli po­czynić przygotowania, żebyś mógł spożyć Paschę?» I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: «Idźcie do mia­sta, a spotka was człowiek, niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i go­tową. Tam przygotujecie dla nas». (...) A jeden z tych, którzy tam stali, dobył miecza, uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu ucho.
(Mk 14,1-15,47)

Nigdy nie przestaniemy badać nieprzeniknionej głębi tej tajemnicy. Ten para­doks ujawnia się z całą ostrością w okrzyku bólu, na pozór rozpaczliwym, jaki Jezus wydaje na krzyżu: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15,34). Czyż można sobie wyobrazić większą udrękę i ciemność bardziej mroczną? W rzeczywistości owo bolesne dlaczego? skierowane do Ojca i wypowiedziane pierwszymi słowami Psalmu 22, choć oddaje w pełni rze­czywistość nieopisanego bólu, zostaje rozjaśnione przez sens całej tej modlitwy, w której Psalmista wyraża w przejmującym splocie uczuć jednocześnie boleść i uf­ność. W dalszej części Psalmu czytamy bowiem: Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; (...) Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela (22[21],5.12).

Okrzyk Jezusa na krzyżu, drodzy bracia i siostry, nie wyraża zatem lęku i rozpaczy, ale jest modlitwą Syna Bożego, który z miłości oddaje swe życie Ojcu dla zbawienia wszystkich. W chwili, gdy utożsamia się z naszym grzechem, opuszczony przez Ojca, Jezus opuszcza samego siebie, oddając się w ręce Ojca. Jego oczy pozostają utkwione w Ojcu. Właśnie ze względu na tylko Jemu dostępne poznanie i doświadczenie Boga nawet w tej chwili ciemności Jezus dostrzega wyraźnie cały ciężar grzechu i cierpi z jego powodu. Tylko On, który widzi Ojca i w pełni się Nim raduje, rozumie do koń­ca, co znaczy sprzeciwiać się Jego miłości przez grzech. Jego męka jest przede wszystkim straszliwą udręką duchową, dotkliwszą nawet niż cierpienie cielesne. Tradycja teologiczna nie uchyliła się przed pytaniem, w jaki sposób Jezus mógł prze­żywać jednocześnie głębokie zjednoczenie z Ojcem, który ze swej natury jest źró­dłem radości i szczęścia, oraz mękę konania aż po ostateczny okrzyk opuszczenia. Współobecność tych dwóch wymiarów na pozór niemożliwych do połączenia jest w rzeczywistości zakorzeniona w nieprzeniknionej głębi unii hipostatycznej.
 

W obliczu tej tajemnicy cenną pomocą może nam służyć - obok refleksji teolo­gicznej - owo wielkie dziedzictwo, jakim jest teologia życia Świętych. Święci udzielają nam wartościowych wskazań, które pozwalają nam łatwiej przyswoić sobie intuicje wiary, a to dzięki szczególnemu światłu, jakie niektórzy z nich otrzymali od Ducha Świętego, czasem nawet poprzez osobiste przeżycie owego straszliwego do­świadczenia próby, które tradycja mistyczna opisuje jako noc ciemną. Nierzadko święci doznawali czegoś podobnego do doświadczenia Jezusa na krzyżu, które pole­ga na paradoksalnym połączeniu szczęścia i cierpienia. W Dialogu o Bożej Opatrz­ności Bóg Ojciec ukazuje Katarzynie ze Sieny, że w świętych duszach może być jednocześnie obecna radość i cierpienie: Dusza zatem pozostaje szczęśliwa i bole­jąca: bolejąca z powodu grzechów bliźniego, szczęśliwa dzięki zjednoczeniu i ser­decznej miłości, jaką sama otrzymała. Święci naśladują niepokalanego Baranka, mego Jednorodzonego Syna, który wisząc na krzyżu był szczęśliwy i cierpiący (Dialog o Bożej Opatrzności, 78). W ten sam sposób Teresa z Lisieux przeżywa swoją agonię w zjednoczeniu z konaniem Jezusa, doświadczając w sobie samej te­goż właśnie paradoksu Jezusa jednocześnie szczęśliwego i udręczonego: Pan nasz w Ogrójcu zaznawał wszelkich radości Trójcy, ale Jego konanie nie było przez to mniej okrutne, jest to tajemnica, ale zapewniam, że rozumiem ją po trochu dzięki temu, czego sama doświadczam (Ostatnie rozmowy, 6 lipca 1897). To świadectwo wiele wyjaśnia! Sama zresztą relacja Ewangelistów stwarza podstawę do takiego rozumienia przez Kościół świadomości Chrystusa, kiedy przypomina, że choć Jezus umierał pogrążony w otchłani cierpienia, modlił się jeszcze o przebaczenie dla swo­ich oprawców (por. Łk 23,34) i w ostatniej chwili zwracał się do Ojca ze słowami sy­nowskiego zawierzenia: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46).

Przymusili Szymona (por. Mk 15,21). Żołnierze z Piłatowej eskorty uczynili tak z obawy, że wycieńczony Skazaniec nie doniesie krzyża na Golgotę i nie będą mogli wykonać na Nim wyroku ukrzyżowania. Szukali człowieka, który by pomógł Mu dźwigać krzyż. Wzrok ich padł na Szymona. Jego przymusili, ażeby dźwigał krzyż wraz z Jezusem. Zapewne nie chciał i opierał się. Dźwiganie krzyża wspólnie ze Skazańcem mogło być odebrane przez innych jako czyn ubliżający godności wolne­go człowieka. Kiedy wziął krzyż, ażeby go nieść wspólnie z Jezusem, uczynił to po­niekąd wbrew swojej woli. I oto słyszymy w pieśni wielkopostnej następujące słowa: Cyreneusza pod ciężar krzyżowy przyjmuje Jezus. Te słowa oznaczają całkowitą zmianę perspektywy: Boski Skazaniec jawi się jako Ktoś, kto poniekąd obdarza krzyżem. Czyż to nie jest Ten sam, który kiedyś powiedział: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10,38)? A więc Szymon jest ob­darowany. Stał się godzien. To, co w oczach tłumu mogło ubliżać jego godności, w perspektywie odkupienia nadało mu nową godność. Syn Boży uczynił go szcze­gólnym uczestnikiem swego zbawczego dzieła. Czy to dociera do jego świadomości?

Ewangelista Marek określa Szymona z Cyreny jako ojca Aleksandra i Rufusa (15,21). Jeżeli synowie Szymona byli znani w pierwotnej gminie chrześcijańskiej, to można sądzić, że on sam dźwigając krzyż uwierzył w Chrystusa. Od przymusu prze­szedł do gotowości, jakby wewnętrznie dotknięty tymi słowami: Kto nie dźwiga krzyża swego ze Mną, nie jest Mnie godzien. Niosąc krzyż, usłyszał poniekąd Ewan­gelię krzyża. Ewangelia ta przemawia odtąd do wielu, wielu Cyrenejczyków, którzy w ciągu dziejów świata są wezwani, aby dźwigać krzyż wraz z Jezusem.

Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym (Mk 15,39). Oto otwarte wyznanie wia­ry, które wypowiada setnik, widząc, że w ten sposób wyzionął ducha (tamże). Za­skakujące świadectwo rzymskiego żołnierza opiera się na tym, co widział; on jako pierwszy ogłosił, że ten ukrzyżowany człowiek był Synem Bożym. Panie Jezu, my także widzieliśmy, jak cierpiałeś i umarłeś za nas. Wierny aż do końca, wydarłeś nas śmierci przez swoją śmierć. Swoim Krzyżem nas odkupiłeś. Cichym świadkiem tych decydujących chwil historii zbawienia jesteś Ty, Maryjo, Matko Bolesna. Daj nam Twoje oczy, abyśmy potrafili rozpoznać w obliczu Ukrzyżowanego, zniekształ­conym przez cierpienie, obraz Zmartwychwstałego w chwale. Pomóż nam przy­lgnąć do Niego i Jemu zawierzyć, abyśmy się stali godni Jego obietnic. Pomagaj nam dochować Mu wierności dzisiaj i przez całe nasze życie. Amen! (CXXX)