"Głupstwo dla pogan"

oprac. ks. Adam Sekściński

publikacja 06.05.2011 11:02

Gdy usłyszeli o zmartwych­wstaniu, jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: "Po­słuchamy cię o tym innym razem".

"Głupstwo dla pogan"

Fragment książki "Mówią, że zmartwychwstał. Rozważanie na temat pustego grobu", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa M


W opowiadaniach o zmartwychwstaniu jest zbyt wiele kobiet: dopiero co widzieliśmy to w dwóch poprzednich rozdziałach. Obecność, która w oczach współczesnych - nie tylko Żydów, ale każdej starożytnej kultury, przede wszystkim wschodniej - czyniła świadectwo nieważnym, dyskwalifikowała je. Tak że, jak również to widzieliśmy, tylko zakładając niezrozumiały przypadek masochizmu, możliwe jest mniemanie o ewangelicznych tekstach jako sfałszowanych lub wręcz „wymyślonych".
Kobiety więc, których - zgodnie z potrzebą wspólnoty chrześcijańskiej stania się wiarygodną - nie powinno tam być. Podczas gdy jest nieobecna Kobieta, która właśnie tam być powinna.
Posłuchajmy ojca Marie-Josepha Lagrange'a, wielkiego biblisty: „Pobożność dzieci Kościoła uważa za pewne, że zmartwychwstały Chrystus przede wszystkim ukazał się swojej Najświętszej Matce, tej, która karmiła Go swoim mlekiem, która wychowywała Go w dzieciństwie, która przedstawiła Go światu na weselu w Kanie, aby potem niemal już więcej się nie ukazywać, jak dopiero pod krzyżem. Jezus wyłącznie Jej i św. Józefowi poświęcił trzydzieści lat swojego ukrytego życia: jakże Ona miałaby nie mieć, dla siebie samej, pierwszej chwili ukrytego w Bogu życia swojego Jednorodzonego?".
Jak widać, także egzegeta się dziwi, jak gdyby niechęt­nie godzi się („Bądźmy więc posłuszni zrządzeniu chciane­mu przez Ducha Świętego i to pierwsze ukazanie się Jezusa, o którym Ewangelie nam nie opowiadają, pozo­stawmy duszom kontemplacyjnym...", mówi zaraz potem Lagrange) na niezrozumiały brak wzmianki o ukazaniu się Matce; tak jak niezrozumiałe były owe inne wystąpienia kobiet.
Dlaczego nie Piotr, ale Magdalena? Ale jeżeli musiała być właśnie jakaś kobieta, dlaczego ta, która była „nękana przez siedem demonów", a nie Ta, którą anioł zwiastujący narodzenie Mesjasza pozdrowił słowami „Bądź pozdro­wiona, pełna łaski, Pan jest z Tobą"?
Ale chciejmy, zanim zstąpimy do szczegółów, w dal­szym ciągu rozważać o Zmartwychwstaniu, w które wiara wierzy i na którym sama wiara się opiera.

Przypatrując się więc temu podstawowemu wierzeniu w jego całości, stawiamy sobie pytanie, skąd ono po­chodzi: czy rzeczywiście jest to rozpoznanie i sprawo­zdanie niespodziewanej i bulwersującej dla uczniów Jezu­sa rzeczywistości? Lub czy nie jest to może - jak utrzymuje wielu krytyków - pewien rodzaj niejasnego kiełkowania żydowskiego proroctwa lub pogańskiego mitu? Rzeczywiś­cie, uczeni nie związani z wiarą (ale od kilku dziesięcioleci także specjaliści, którzy uznają się za chrześcijan) zawsze szukali „modeli", które miały doprowadzić pierwotną wspólnotę chrześcijańską do stworzenia historii Mesjasza umarłego i zmartwychwstałego.
Tak więc znaleźlibyśmy się przed albo prawie przed nieuniknionym zakończeniem prorockiego oczekiwania Izraela, czegoś, co prędzej lub później „musiało" stać się przedmiotem wiary i zostać ogłoszone przez jakąś grupę żydowską; lub wobec przyjęcia „modelu" śmierci - zmar­twychwstania rozpowszechnionego w owym świecie hel­lenistycznym, w którym należałoby szukać rzeczywistego miejsca narodzin chrześcijaństwa. Tak mówi wielu kryty­ków.
Żydowskie proroctwo odsyłamy do najbliższych roz­działów: już rozpatrywaliśmy je w poprzedniej książce, na ile dotyczy ono opowiadań o męce i śmierci, widząc jak nie z niego wywodzą się ewangeliczne opowiadania; w ten sam sposób zobaczymy jak na dłoni, w jakim stopniu dotyczy ono opowiadań o zmartwychwstaniu.
W tej chwili koncentrujemy naszą uwagę na domnie­manym pochodzeniu wiary chrześcijańskiej z religijnych mitów nie związanych z charakterem żydowskim
 

Taka hipoteza miała swój moment szczególnego blas­ku w dziesięcioleciach na przełomie XIX i XX wieku, kiedy bardzo modna była stworzona właśnie wtedy dyscyplina nauki, którą nazwano „porównawcza historia religii". Nau­ka przede wszystkim niemiecka, i to nie przypadkowo. Po roku 1870, zwyciężywszy Austrię, a następnie Francję, Prusy zjednoczyły wokół siebie całe Niemcy, dotąd po­dzielone na niezliczoną ilość państw i państewek, realizu­jąc polityczną i ekonomiczną jedność, która została na­zwana „Drugą Rzeszą". Stając się największą potęgą w Eu­ropie, z ambicjami wręcz światowymi, to imperium - które miało skończyć się katastrofą w 1918 roku, na końcu Wielkiej Wojny, aby ustąpić miejsca „Trzeciej Rzeszy", która, jak wiemy, także się skończyła - rozpoczęła politykę także kulturalną, jako rzeczywiście wielki kraj, hojnie finansując niemieckie prace archeologiczne w krajach śródziemnomorskich i na Wschodzie.
W ten sposób uwaga uczonych - najpierw w Niem­czech, a potem w uniwersytetach innych państw zachod­nich - była przyciągana przez często spektakularne wyniki tych wykopalisk. Pod ich wrażeniem byli także uczeni zajmujący się początkami chrześcijaństwa, bibliści i egzegeci, którzy zaczęli próbować porównań między No­wym Testamentem a światem starożytności, którego ślady koledzy archeologowie odkopywali. Do tego przyłączyła. się metodyczna, doskonale zorganizowana praca orientalistów i klasycystów na niemieckich uniwersytetach, któ­rzy dyktowali prawa na świecie. W ten sposób powstała „porównawcza historia religii", która, jak sama nazwa wskazuje, „porównuje", konfrontuje historię Jezusa z histo­riami innych starożytnych „bogów".
Między innymi powstanie i gwałtowny rozwój tej „szkoły" jest nowym przykładem tego, jak wyjaśnienia rzekomo „naukowe", „obiektywne", nawet „ostateczne" zagadki chrześcijaństwa, w rzeczywistości często są produ­ktem kulturalnej atmosfery, nawet mody czy też społecz­nych i politycznych orientacji epoki. Jeszcze jeden powód, aby specjalistów brać niekiedy poważnie, ale nigdy tragi­cznie... Także tym razem wielkimi tomami, ciężkimi od przypisów, śmietanka profesorów „udowadniała", jak bar­dzo niewłaściwe i mroczne było powstanie chrześcijań­stwa.

Od dawna przeminęło oczarowanie spowodowane odkryciami tamtych czasów, poważne studia nie biorą już bardzo pod uwagę owych rezultatów, które były przecież podawane jako rozstrzygające. Ale będzie warto o nich mówić ze względu na to, że ustawicznie pojawiają się na płaszczyźnie popularyzatorskiej i pomimo wszystko pozo­stawiły ślady, które trwają także w wielu publikacjach z ambicjami naukowymi.
Religiongeschichte, „historia religii" w sumie twierdziła, że sprawa zmartwychwstania przypisywanego Jezusowi z Nazaretu nie była niczym innym jak pewnego rodzaju naśladownictwem, skopiowanym z wielu historii powsta­wania z martwych, jakimi obfitował mit pogański, przede wszystkim hellenistyczny.
Ukazywania się traumatyczne, „rzeczywiste", Ukrzyżo­wanego na początku chrześcijańskiej wiary? Ależ skąd - odpowiadali uczeni Niemiec cesarza Wilhelma, których echem było wielu innych w Europie i w Amerykach - to tylko banalne naśladownictwo, powstałe w wąskich ulicz­kach śródziemnomorskich, bardzo wtedy powszechnej idei śmierci-zmartwychwstania, przede wszystkim na Blis­kim Wschodzie, będącym pod wpływami kultury greckiej.
Aby udowodnić swoje twierdzenie, wyciągali starożyt­ne imiona, znane każdemu, kto kończył liceum klasyczne. Herakles-Herkules, wyrywający Hadesowi królową Alcestę, która chce umrzeć zamiast swego męża, króla Tesalii Admeta; w tej samej Tesalii czarownica Erittone ożywia żołnierza, który przepowiada Sekstusowi Pompejuszowi wynik bitwy pod Farsalos; Apoloniusz z Tiany (między innymi, współczesny Jezusowi), który przywraca życie dziewczynce; kapłan egipski Zacla, prawdziwy specjalista od stawiania zmarłych na nogi. I wiele innych przykładów, często dobrze znanych już przed wznowionym zaintereso­waniem spowodowanym przez pasję końca XIX wieku dla starożytności, ale ponownie rozpatrywanych w nowym świetle dla wyjaśnienia tajemnicy Ewangelii.
Tak więc przypomniano, między innymi, że w dziełach Pliniusza, w 37 księgach jego Naturalis historia, jest mowa o licznych „wskrzeszeniach": Aviola, Lamia, Celiusz Tuberon, Korfidiusz, Galienus... To samo opowiada Platon o Pompiliuszu z Fery, który leżał, uznany za zmarłego, na polu bitwy i który zerwał się ponownie na nogi w cieple zapalonych obok niego stosów dla spalenia trupów. Według nieustępliwej legendy, która krążyła między ludami starożytności, także Ezop, wielki bajkopisarz, miał po­wrócić wśród żywych po swojej śmierci; a nawet Neron, cesarz, miał uciec, nie wiadomo jak, z Hadesu, pojawiając się ponownie jeszcze bardziej kapryśny i okrutny jak nigdy: jest to sławny mit Nero redivivus.
 

Ale ci odkrywcy wskrzeszeń poprzedzających zmar­twychwstanie Jezusa nie liczyli się - pośród wielu innych rzeczy - z pewną sceną Nowego Testamentu, w 17 roz­dziale Dziejów Apostolskich, sceną na pewno historyczną, ponieważ potwierdzoną przez kryterium „nieciągłości". W istocie, żaden chrześcijanin, tym mniej autor Dziejów, nie wymyśliłby podobnej, kłopotliwej sylwetki dla Pawła, wielbionego Apostoła narodów.
Tenże, przybywszy do Aten, zadaje gwałt swojemu charakterowi porywczego Żyda, przyzwyczajonego do głoszenia w sposób bezpośredni, po prostu, „zgorszenia i głupstwa" Ukrzyżowanego, który powrócił do życia. W Ville-lumiere, „mieście świetle" Starożytności, w samym sercu greckiej kultury, Paweł stara się Dobrą Nowinę przedstawić w regułach miejscowej kultury, posuwając się wręcz (według naszej wiedzy po raz pierwszy i ostatni w swoim życiu) do zacytowania wiersza pogańskiego poety i używając niezwykłych dla niego peryfraz, wypróbowując ich wszystkich w sumie w celu przyciągnięcia słuchaczy. My powiedzielibyśmy, że podejmuje „dialog", stosuje „inkulturację"...
A jednak udaje mu się dojść tylko do pewnego momen­tu przemówienia; do chwili, kiedy musi odkryć swoje intencje, ujawnić centralny punkt swojego kazania: „Dlate­go Bóg wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu Go wobec wszystkich przez wskrzesze­nie Go z martwych....
Ale oto natychmiast następuje reakcja, została ona zreferowana przez autora - Łukasza, według stałej tradycji sekretarza Pawła - dosłownie: „Gdy usłyszeli o zmartwych­wstaniu, jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: -Po­słuchamy cię o tym innym razem». Tak Paweł ich opuścił" (Dz 17,31-34).
Ta ateńska reakcja jest szczególnie znacząca: Areopag („wzgórze Aresa-Marsa") był najwyższym trybunałem dla spraw natury religijnej; „areopagici", jego członkowie, w całym Imperium rzymskim byli oni ludźmi może najbar­dziej znającymi się na wszystkich kultach, które w Atenach znajdowały najżyźniejszy dla siebie teren. Ludzie byli więc przyzwyczajeni do wysłuchiwania wszystkich poglądów i niedziwienia się żadnemu. A jednak przy słowie „zmar­twychwstanie" przemówienie zostaje przerwane i nawet nie podejmuje się żadnych kroków przeciwko temu ekscentrykowi, uważając go za tak bardzo naiwnego, że aż wzruszającego. Pozwalają mu zatem odejść, jako pewnego rodzaju szaleńcowi.

Dlaczego taki rezultat? Kiedy indziej przepowiadanie Pawła kończyło się tumultem i przemocą; nigdy, jak tutaj, śmiesznością. A jednak, znajdujemy się w stolicy tej kul­tury, która, według dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych miłośników Religiongeschichte, w obfitości dostarczała mi­tów o zmartwychwstaniu.
Rzeczywistość jest taka, że samo wyobrażenie człowie­ka wskrzeszonego z martwych było dla hellenizmu obce, a nawet całkowicie niedorzeczne. Ajschylos każe mówić jednej z postaci swoich tragedii: „Gdy ziemia raz wypije krew zmarłego, nie będzie żadnego rodzaju wskrzeszenia".
Grecy mieli obraz człowieka, który pewna chrześcijań­ska teologia później odziedziczyła, ryzykując oddalenie się od autentycznego poglądu żydowskiego. Dla Izraela czło­wiek jest nierozerwalną i niepodzielną jednością ciała i duszy, materii i ducha: nie może zatem istnieć inne zmartwychwstanie, jak tylko tego całkowitego człowieka. Dla Greków przeciwnie, człowiek jest wynikiem sumowa­nia ciało + dusza; materia + duch. Dwie odrębne rzeczywi­stości, postawione obok siebie, często w konflikcie ze sobą. W każdym razie, w kulturach ze znamieniem grec­kim, nie do pojęcia jest zmartwychwstanie, które obejmuje także ciało: tym, co jest do pomyślenia, jest ewentualnie tylko nieśmiertelność duchowa, przeżycie duszy.

Ale jest coś więcej. Tak samo jak helleński instynkt buntował się przeciwko wyobrażeniu, że „zwykły" czło­wiek wyszedł z grobu w ciele, z kośćmi i duszą, ten sam instynkt również ośmieszał tego (jak Paweł musiał przeko­nać się na własnej skórze w Atenach), kto by wprost głosił zmartwychwstanie jakiegoś boga. Bóg, z natury nieśmier­telny, nie może umrzeć, a więc nie może zmartwychwstać. Jeżeli się rozpatruje, w istocie, spis „wskrzeszeń", które przytoczyliśmy, a które są przedstawione przez „porów­nawczą historię religii" jako możliwe modele dla chrześ­cijaństwa, widać, że nie ma ani jednego wypadku, który jakieś bóstwo miałby jako „biernego" protagonistę, miano­wicie jako wskrzeszonego. Bogowie nie zmartwychwstają: co najwyżej mogliby, jednak z ograniczeniami, o których mówiliśmy, wskrzeszać innych.
Ale - i jest bardzo ważne, aby o tym nie zapominać - także w podobnych przypadkach nadprzyrodzonych interwencji, bardziej niż na prawdziwe wskrzeszenie mit chce wskazać na reanimację osób raczej pogrążonych w śnie niż umarłych. Kiedy rzeczywiście przyjdzie koniec, kiedy ciało jest zniszczone, może przeżyć tylko dusza. Przypomnijmy Ajschylosa: „Gdy raz ziemia...".
W tym klimacie nie do pomyślenia było ogłaszanie w Atenach tego, co wydarzyło się pewnemu Żydowi w poranek Paschy w Jerozolimie. Sanhedryn Izraela potę­piał i prześladował tego, kto mówił o zmartwychwstaniu Jezusa, Areopag natomiast wyśmiewał się z niego, popisu­jąc się politowaniem o wiele gorszym od prześladowania. Jak wiadomo, bardziej zabija śmieszność niż miecz...

W istocie z samych słów Dziejów Apostolskich dowia­dujemy się, jak doszło do owego przemówienia Pawła, które zostało przerwane jako błazeńskie i nie dające się słuchać: „Niektórzy z filozofów epikurejskich i stoickich rozmawiali z nim: Cóż chce powiedzieć ten nowinkarz - mówili jedni, a drudzy: - Zdaje się, że jest zwiastunem nowych bogów - bo głosił Jezusa i zmartwychwstanie. Zabrali go i zaprowadzili na Areopag, i zapytali: Czy moglibyśmy się dowiedzieć, jaką to nową naukę głosisz? Bo jakieś nowe rzeczy wkładasz nam do głowy. Chcielibyśmy więc dowiedzieć się, o co właściwie chodzi (17,18 nn.). Nieco uwagi (i porównanie z oryginalnym tekstem greckim) pozwala nam w przytoczonym fragmencie do­strzec rozjaśniające szczegóły: Paweł jest natychmiast utoż­samiany jako „zwiastun nowych bogów" z tego powodu, że głosi „ton Iesoun kai ten Anastasin", dosłownie Jezusa i Anastasi". Zmartwychwstanie, po grecku anastasis, zo­stało może pomylone z imieniem jakiejś bogini, może towarzyszki tego nieznanego Jezusa". A więc, ten kto mówi o zmartwychwstaniu, dla Ateńczyków nie może być nawet porównany z wielu zwolennikami dziwnych kul­tów, do których kulturalna i religijna stolica Grecji była przyzwyczajona, lecz po prostu musi być „nowinkarzem". W oryginale spermológos, co tłumaczenie Biblii redagowa­ne przez Salvatora Garofalo oddaje jako „półanalfabeta": istotnie, bezgraniczna musiała być ignorancja tego, kto nie uznawał faktów o człowieku, nawet tego, że po śmierci nie mogło być zmartwychwstania! Są to puste gadania, bar­dziej jeszcze niż „nowe nauki".
A więc, czy to jest ten kulturowy teren, na którym jakoby wyrastały korzenie mitu, jaki rzekomo miał zarazić zwolenników Jezusa, nakłaniając ich do ogłaszania Go zmartwychwstałym?
Religiongeschichte chciałaby skłonić nas, abyśmy w to wierzyli, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Prawda jest taka, że właśnie dla nawróconych wywodzących się z kul­tury hellenistycznej fakt zmartwychwstania był najtrudniej­szy do przyjęcia. Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania?" (1 Kor 15,12).
Także z tego upomnienia Pawła skierowanego do chrześcijan w Koryncie, greckim mieście, możemy mieć dowód, na jakie zarzuty, zakłopotanie, konflikty a nawet niewiarę napotykała wiadomość, która - jak mówi sam apostoł - gdy dla Żydów była „zgorszeniem" (ale dlatego, że „gorszącym" kandydatem do tytułu Mesjasza był ktoś taki, jak pokonany Jezus), dla pogan była „głupstwem", czymś nieprawdopodobnym, niepojętym. A była nim prze­de wszystkim dlatego, że temu „głupiemu" zmartwych­wstaniu jednostki, jakiegoś boga, chciano nadawać zna­czenie wręcz uniwersalne, obietnicy wiecznego zbawienia, skutecznej dla wszystkich. Powszechne powstanie z gro­bów, także tych, którzy już obrócili się w proch? Rzeczy naprawdę dla szaleńców...
 

Dementując wiele stwierdzeń wypowiadanych w prze­szłości z lekkomyślnością i bez zapoznawania się z całością dostępnych dokumentów, możemy dzisiaj stwierdzić na pewno, że żaden hellenistyczny tekst sprzed IV wieku po Chrystusie nie przypisuje jakiemukolwiek bogu odkupień­czej śmierci lub zmartwychwstania w taki sposób, jak rozumieją to Ewangelie. Kiedy ten pomysł zaczyna się pojawiać - a dzieje się to po 300 roku - możliwe jest udowodnienie wpływu chrześcijańskiego. To właśnie zmar­twychwstanie Jezusa wywarło wpływ na późny mit o zmar­twychwstaniu bogów: nie odwrotnie. A więc jest to wprost przeciwne temu, co twierdzili (i w niektórych przypadkach jeszcze twierdzą) zwolennicy wpływu hellenistycznego na opowiadania, na których bazuje ewangeliczna wiara.
Według bardzo wielu krytyków to Paweł, a nie Jezus, byłby „twórcą" chrześcijaństwa. To przekonanie jest jesz­cze żywe. Do tego stopnia, na przykład, że podczas gdy przynajmniej część obecnej kultury żydowskiej wydaje się (chociaż powoli i z oporem) akceptować Jezusa w szeregu żydowskiego profetyzmu, jako wędrownego kaznodzieję okresu herodiańskiego, to bezlitosna jest polemika wzglę­dem Szawła, Żyda „zdrajcy" nie tylko swojej religii, ale także samego Jezusa, którego proklamował on nie tylko Mesjaszem, ale także Bogiem.
W każdym razie pierwsze chrześcijańskie pismo o zmartwychwstaniu pochodzi od Pawła: jest ono zawarte w Pierwszym Liście do Koryntian, napisanym prawdopo­dobnie w 53 roku, nie później jednak niż w 57 roku.
A więc ten właśnie apostoł byłby głównym odpowie­dzialnym za zbudowanie, na bazie pochodzących ze świa­ta pogańskiego wzorców, „mitu" śmierci-zmartwychwstania.
Hipoteza ta jest naprawdę nie do utrzymania dla kogoś, kto choć tylko trochę zna całą mentalność Szawła, tego, który - dokładnie przed przemówieniem na Areopagu - krążąc po Atenach „burzył się wewnętrznie na widok miasta pełnego bożków" (Dz 17,16). To tam właśnie, opanowując się, starał się, aby chociaż wysłuchano go do końca, w tym celu zgadza się zacytować pogańskiego autora. Wszędzie indziej, w ciągu trwania całego jego nauczania, występuje ze swoim zdecydowanym sprzeci­wem wobec kultury zarówno religijnej, jak i literackiej świata helleńskiego.
„Przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błysz­cząc słowem i mądrością, głosić wam świadectwo Boże (...) mowa moja i głoszenie nauki nie miały nic z uwodzą­cych przekonywaniem słów mądrości (...) aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej". Tak ten sam list (1 Kor 2,1.4.5), w którym znajduje się relacja o zmartwych­wstaniu i który - trzykrotnie w bardzo niewielu wier­szach - polemicznie odrzuca grecką sofia, mądrość, która poza tym nie jest niczym innym jak hellenistycznym humu­sem kulturalno-religijnym, z którego Paweł miałby czerpać dla „wymyślenia" chrześcijaństwa, w centrum z bogiem, który w ciele i duszy powrócił ze śmierci.

Zresztą także drobiazgowe badanie tekstu piętnastego rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian („Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pis­mem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu..."), badanie więc tego tekstu, który apostoł zaczerpnął z po­przedzającej tradycji, dowodzi, że za greckimi słowami znajduje się oryginał semicki, hebrajski, lub, co bardziej prawdopodobne, aramejski. Jak wyraźnie udowodnił Jean Carmignac, z dowodami w ręku, największy rzeczoznawca żydowskiego podłoża Nowego Testamentu. Struktura zdań, używane terminy, usytuowanie rodzajników i przy­miotników: to wszystko dowodzi, że tekst pochodzi ze wspólnoty judeo-chrześcijańskiej w Jerozolimie (w której musiał być wyznaniem wiary do śpiewania lub recytowa­nia na pamięć), na pewno nie z jakiejś wspólnoty helleniz­mu, wystawionej na zresztą nieprawdopodobne „skażenia" mityczne.
Orędzie Paschy, ta podstawa całej wiary, zostało ogło­szone, zanim jeszcze mała wspólnota „nazarejczyków" (jak chrześcijanie byli nazywani przez Żydów) opuściła kul­turalne granice Izraela. Wiadomo, jak udowodniły to nam znaleziska w Qumran, że te wyrażenia, oczekiwania, stwierdzenia Nowego Testamentu, które podejrzewano o pochodzenie ze świata pogańskiego, ponieważ nie znaj­dowały odpowiedników w zachowanych żydowskich do­kumentach, były w rzeczywistości autentycznie izraelskie, współczesne samemu Jezusowi.
 

Z potwierdzeniem, że źródło wiary w zmartwych­wstanie znajduje się w Palestynie i tylko tam, od dawna upadła druga hipoteza stworzona przez innych nauczycieli Religiongeschichte. Oni - spoglądając bardziej niż na mit grecki na wschodnie religie - twierdzili, że wyobrażenie zmartwychwstałego boga zostało skopiowane z cyklu przyrody, która w jesieni umiera, a na wiosnę zmartwych­wstaje. Rzeczywiście, chodzi o pogląd bardzo rozpowsze­chniony na starożytnym Wschodzie i żywy jeszcze dzisiaj w religiach, które z niego uczyniły podstawę swojej wiary. Jednak Izrael był zawsze uodporniony na urok tej periodyczności przyrody, z jej porami roku. Umieranie i zmartwychwstawanie pól nie mają żadnego religijnego znacze­nia dla judaizmu, który się nimi, co najwyżej, inspiruje (jak w niektórych psalmach i u proroków) dla zaczerpnięcia przykładów, ilustrujących zdarzenia lub stanowiących upomnienie.
Wiara w jednego Boga, nieprzeniknionego, którego imienia się nawet nie wymawia, wyeliminowała dla Żydów wszelkie wyobrażenie jakiegoś bóstwa płodności, którego życie i śmierć byłyby związane z rytmem przyrody. Głosze­nie Jezusa zmartwychwstałego wywodzi się z Izraela, a nie skądinąd: dzisiaj wiemy to na pewno - nie znajduje więc w żadnym wypadku usprawiedliwienia i pochodzenia na tej drodze.
Poza tym wszystkim, w kerygma, w pierwotnym gło­szeniu, zmartwychwstanie Chrystusa, bardzo dalekie od wszelkiego pojęcia cykliczności, „wiecznego powrotu", jest przedstawiane jako wydarzenie jedyne w całym tego słowa znaczeniu. Apax: jeden raz, jeden jedyny raz na zawsze. Nowy Testament tak przedstawia owo wyjście z grobu: a więc nie „kalka" corocznego zmartwychwstawania życia, lecz unicum, które swoją rację ma tylko w sobie.

---------------------

SPIS TREŚCI

1. Niezwykła książka
2. Chrześcijański paradoks
3. Historia kobiet
4. Nieważne świadectwa
5. „Głupstwo dla pogan"
6. „Zgorszenie dla Żydów"
7. Wstrząs nad Ewangeliami
8. Pusty grób
9. Kości ukrzyżowanego
10. Przyczyna i skutek
11. Zbyt krótka kołdra
12. „Ujrzał i uwierzył"
13. Miedzy całunem, chustą a opaskami
14. Znak Jonasza
15. Niech przy umarłym czuwają!
16. Zapomniany grób
17. W porównaniu z apokryfami
18. Pochowany w Kaszmirze?
19. W Rozabal, „mauzoleum" Jezusa
20. Gdy historyk prowadzi badania nad Zmartwychwstałym
21. Opowiadania całkowicie pewne
22. Poszlaki
23. W drodze do Emaus
24. Amwas czy el-Qubeibeh?
25. W Judei czy w Galilei?
26. Ewangeliczne strategie
27. „Wstąpił na Niebiosa"
28. „Niech tak się nie stanie"
29. Słowa na wolności
30. Wielkanoc w gazecie