"Zgorszenie dla Żydów"

oprac. ks. Adam Sekściński

publikacja 11.05.2011 09:37

Proroctwa mesjańskie nie stanowią źródła, lecz raczej są potwierdzeniem, że to, „czego doty­kali i co widzieli", zostało zapowiedziane przez Słowo Boże.

"Zgorszenie dla Żydów"

Fragment książki "Mówią, że zmartwychwstał. Rozważanie na temat pustego grobu", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa M


Głoszenie zmartwychwstania nie wywodzi się więc, przez nieznaną fermentację, z plagiatu jakiegoś pogań­skiego mitu, który albo jest wymyślony, albo bardzo odległy od „modelu" poświadczonego przez Ewangelie. To głoszenie o otwartym grobie, o powrocie życia w ciało zmarłego, po raz pierwszy rozbrzmiewało w Izraelu: jego początków należy szukać w pierwotnej żydowskiej wspól­nocie. I wyłącznie w niej. To właśnie staraliśmy się udo­wodnić w poprzednim rozdziale.
A jednak, trzeba uczciwie przyznać: w ten sposób problem historycznej wiarygodności faktu zmartwychwsta­nia, tak jak jest poświadczany przez apostołów, nie został całkowicie rozwiązany; został tylko przesunięty. Można by bowiem rozważać prawie nieunikniony rezultat proroc­kiego oczekiwania Izraela.: religijne wydarzenie, które prę­dzej czy później „musiało" być głoszone i przyjmowane z wiarą przez jakąś żydowską grupę.
A zatem, według niektórych uczonych, otwarłaby się tutaj droga - obszerna, wygodna, bezsporna - poszukiwa­nia modelu, źródła wiary, na którym opierają się Ewangelie w około 300 „przepowiedniach" z żydowskiego Pisma świętego (które dla chrześcijan stało się Starym Testamen­tem), gdzie zapowiadane jest przyjście tajemniczej Osobis­tości, która wyjdzie z Izraela, ale swoje panowanie rozciąg­nie na wszystkie narody.
Powiedzmy to zaraz: także tutaj - jak kiedy była mowa o świecie pogańskim - wygląda na to, że liczny zastęp „specjalistów" i „ekspertów" bezprawnie mieszał karty. W każdym razie, ta „żydowska" droga, wskazywana jako pewna i wygodna, zmierza do okazania się ścieżką nie do przebycia dla tego, kto zna te sprawy i rozpatruje je bez uprzedzeń.
Także tutaj (aby uprzedzić wniosek, który można wy­ciągnąć ze studiów obiektywnych i ideologicznie nie uprzedzonych) rzeczywistość, która wyłania się z tekstów, jakie mamy, i z faktów, które znamy, zdaje się być przeci­wieństwem tego, co wielu twierdziło.
Tym, czego badanie dowodzi, jest fakt, że źródłem przekonania grupy Żydów o powstaniu Jezusa z martwych nie są proroctwa, lecz jest wydarzenie. Niespodziewane, nieoczekiwane, a nawet w sprzeczności z ogółem tychże proroctw mesjańskich. Te proroctwa więc nie są punktem wyjścia, który by spowodował „wymyślenie" przez nich zmartwychwstania. Przeciwnie, właśnie wydaje się, że dopiero „po dokonanym fakcie", pierwotna wspólnota chrześcijańska poszukiwała czy i w jaki sposób to wyda­rzenie aż dotąd nieoczekiwane, było zapowiedziane w Pis­mach.

To nie wiara w Prawo i w Proroków „tworzy" zmar­twychwstanie. To właśnie kapitulacja wobec wydarzenia zmartwychwstania szuka w „Prawie i u Proroków" po­twierdzenia tego, o czym musiano się przekonać z do­świadczenia. Tak więc proroctwa mesjańskie nie stanowią źródła, lecz raczej są potwierdzeniem, że to, „czego doty­kali i co widzieli", zostało zapowiedziane przez Słowo Boże.
Ten sposób postępowania pierwotnej wspólnoty jest w Nowym Testamencie dobrze ukazany przez drugi z dwóch Listów przypisywanych św. Piotrowi: „Nie za wymyślonymi mitami postępowaliśmy wtedy (to tutaj mo­że jest odniesieniem do pogańskiego mitu, który nie tylko nie został przyjęty, ale został odrzucony - uw. red.), gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości (...) Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę ("mowa", która, jak zobaczymy, tylko z trudnością będzie znaleziona: a nawet, trzeba będzie odwołać się do ponow­nego odczytania «mów proroków-, które dotąd były inter­pretowane w odmienny sposób - uw. red.)" (2 P 1,16.19). W sumie wydaje się, że także w sprawie zmartwych­wstania i jego powiązania ze starożytnymi proroctwami dokładnie wydarzyło się to, co z męką i śmiercią, jak widzieliśmy w odpowiednim rozdziale książki Umęczon pod Ponckim Piłatem? Ten Jezus jest pod każdym wzglę­dem Mesjaszem, który burzy oczekiwania, poczynając od oczekiwań żydowskich. Jest Chrystusem, który nakazuje radykalne „nawrócenie" pobożnym Żydom, którzy spo­dziewali się czegoś zupełnie innego, którzy w zupełnie inny sposób interpretowali starożytne proroctwa.
 

Postarajmy się zobaczyć, jak się dochodzi do podob­nego wniosku. Karl Schubert, hebraista w Uniwersytecie Wiedeńskim, pisze: „Ostatnią rzeczą, jakiej Żyd oczekiwał od Mesjasza, było to, że musi on cierpieć, umrzeć, a na­stępnie zmartwychwstać. Ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwa­no na czasy mesjańskie, był krzyż i pusty grób w środku historii".
Jakie były zatem oczekiwania Izraela? Czego oczekiwa­li, na równi z innymi, także pobożni Żydzi, którzy idą za Jezusem, którzy będą cierpieli z powodu jego haniebnej porażki i którzy - według pewnej krytyki - wyprowadzili z proroctw „legendę" jego zwycięskiego finału, jego glory­fikacji.
Na „ostatnie dni", na czas „eschatologiczny", na czas Mesjasza, Izrael (lub przynajmniej szkoła mająca w nim bardzo wielką przewagę) oczekiwał powszechnego zmar­twychwstania wszystkich zmarłych w celu poddania się powszechnemu i ostatecznemu sądowi. Zmartwychwsta­nie, któremu miały towarzyszyć „apokaliptyczne" kata­strofy. A więc powstanie z grobów, które dotyczyłoby wszystkich. Posłuchajmy jeszcze Schuberta: „Pogląd, że wydarzenie eschatologiczne, ostateczne, zmartwychwsta­nia mogłoby być antycypowane ze względu na jednost­kę - kimkolwiek by była, nawet Mesjaszem - był dla judaizmu, we wszystkich jego orientacjach, absolutnie obcy".
Potwierdza to równie sławny egzegeta, Joachim Jeremias: „Pierwotna chrześcijańska wiadomość o zmartwych­wstaniu Jezusa, z odstępem czasu, jaki go oddziela od powszechnego wskrzeszenia wszystkich zmarłych, stano­wi dla judaizmu zupełną nowość. A nawet nie tylko dla niego, ale dla absolutnie całej historii religii".
Kiedy zajmowaliśmy się męką i śmiercią, widzieliśmy, że sławny rozdział 53 Izajasza (ten o „Cierpiącymi Słudze Jahwe", który po udrękach, jakie będzie musiał znosić, „ujrzy światło i nim się nasyci"), „nie miał", zacytujmy jeszcze raz Schuberta, „w przedchrześcijańskim judaizmie żadnej interpretacji mesjańskiej. „Chrystologiczny" charak­ter tego „Cierpiącego Sługi" został po raz pierwszy ziden­tyfikowany (w środowisku żydowskim) w Pierwszym Liś­cie św. Pawła do Koryntian".
Rudolf Schnackenburg, inny współczesny biblista nie­miecki, wyciąga z tego logiczne wnioski: Jeżeli się twier­dzi, że zmartwychwstanie nastąpiło dla jednej osoby Jezu­sa, trzeba wnioskować, że to zjawienia się zmusiły do takiego twierdzenia. Myśl żydowska zupełnie do tego nie upoważniała".
Aby kontynuować, oto co mówi sławny egzegeta angiel­ski A. T. Robinson: Jeżeli ta niesłychana myśl o "odosob­nionym” i “przyśpieszonym” zmartwychwstaniu Mesjasza powstała w żydowskiej mentalności apostołów, mogło to nastąpić tylko dlatego, że narzuciło im się nie do pokonania, nie do odparcia doświadczenie zmartwychwstania Jezusa".
Ponieważ repetita iuvant, dokonajmy syntezy sytuacji (moment jest decydujący), cytując jeszcze Karla Schuberta: „Z jednej strony zmartwychwstanie za czasów Jezusa było w judaizmie uważane za wydarzenie powszechne i es­chatologiczne. Z drugiej strony mesjańska interpretacja Cierpiącego Sługi Jahwe była obca temu samemu judaiz­mowi: żadnej śmierci dla Mesjasza, a zatem żadnej konie­czności powrotu do życia. A w takim razie? W takim razie trzeba wnioskować, że świadkowie Paschy stwierdzili «coś», że byli mocno przekonani, iż naprawdę spotkali Jezusa w Jego własnej osobie po Jego śmierci i pogrzebie. W przeciwnym razie nigdy nie przyszłoby im na myśl opowiadanie o Jego zmartwychwstaniu".

Sytuacja jest do tego stopnia bezdyskusyjna, że nie może jej zaprzeczyć nawet racjonalista Charles Guignebert, dla którego zjawienia się były jedynie halucynacjami wzburzonego umysłu Piotra, który nie pogodził się z klęs­ką Mistrza. Wydaje nam się decydujące to uczciwe przyję­cie Guigneberta: „Naprawdę nie widzimy, które Pisma miałyby przepowiedzieć zmartwychwstanie Mesjasza (...). Według naszej wiedzy w Starym Testamencie nie istniała nauka dotycząca zmartwychwstania, która byłaby odpo­wiednia do tego, aby zastosować ją do Jezusa".
 

Istotnie, ten brak stanowi kłopotliwy moment dla pier­wotnej wspólnoty, jak lepiej zobaczymy to w dalszym ciągu: ale właśnie ta trudność dotycząca potrzeby znalezienia jakiejś zapowiedzi nieoczekiwanego wydarzenia jest kolej­nym przeciwdowodem tego, co tutaj zamierzamy dowieść.
W tym, co dla chrześcijan jest Starym Testamentem, a co dla Żydów jest i było po prostu Torah, Pismem, nie brakuje - chociaż są rzadkie - przykładów „zmartwych­wstania". Sam Jezus, według Ewangelii, wskrzesił syna pewnej wdowy, w wiosce Nain; córkę przełożonego syna­gogi Jaira; swojego przyjaciela Łazarza. Ale, jak wyjaśnia cytowany Joachim Jeremias: „Tym, co nigdy nie występuje w żydowskiej literaturze (w której nie ma absolutnie niczego, co mogłoby się równać ze zmartwychwstaniem Jezusa), jest zmartwychwstanie «do chwały», do nowej i stałej formy życia. Wszystkie wskrzeszenia, o których jest mowa, włącznie z tymi cudownymi, przypisywanymi Chry­stusowi, są zawsze i tylko powrotami (tymczasowymi) do normalnego, ziemskiego życia".

Wydaje się jednak, że istnieje inna droga wyjścia dla tego, kto upiera się przy dopatrywaniu się w głoszeniu przez Nowy Testament zmartwychwstania pewnego ro­dzaju odlewu, otrzymanego przez przyciskanie gipsu na­dziei uczniów do jakiegoś prorockiego oczekiwania. Na­wet jeżeli przyznaje się (nie można postąpić inaczej), że „oficjalny" judaizm zupełnie nie oczekiwał tego, o czym wspólnota Żydów, którzy stali się chrześcijanami, będzie głosiła, że stało się z Jezusem, to czy inspiracja tego nie mogłaby dojrzeć w jednej z licznych nieprawowiernych, „heretyckich" sekt tego czasu? Dobrze wiemy, że - wtedy bardziej niż kiedykolwiek - judaizm, religia tradycyjnie w swoim wnętrzu kłótliwa, najzupełniej nie był jednolity w swoich wierzeniach, co było wynikiem wrzenia „szkół".
Ale, rozglądając się dookoła, nie znajdujemy odpowie­dzi nawet w tym kierunku. Aby także tutaj uprzedzić konkluzję, oto synteza pewnego Żyda Davida Flussera: „W całym judaizmie za czasów Jezusa nie ma żadnego znane­go nam nurtu, który by coś wiedział o “Synu Człowieczym”, który miał “umrzeć i zmartwychwstać". Ten zaś, który to pisze z taką pewnością, jest ni mniej ni więcej, tylko największym izraelskim znawcą czasów drugiej Świątyni, czasów początków chrześcijaństwa.
Zmartwychwstaniu, wszelkiemu zmartwychwstaniu (na­wet, jak się zdaje, wszelkiej możliwości życia po śmierci) zaprzeczała potężna sekta saduceuszów, owa „postępo­wa", „modernistyczna" elita, a także „kolaborantka" z Rzy­mianami, która kontrolowała Sanhedryn i która reprezen­towała znaczną część kasty kapłańskiej, chociaż nie miała wielkiego wpływu na naród.
A więc esseńczycy? Ci rzeczywiście wierzyli w niebo, w piekło, w życie wieczne, ale byli w konflikcie z faryzeu­szami i w zgodzie z saduceuszami właśnie w negowaniu ostatecznego, „eschatologicznego" zmartwychwstania umar­łych. Wydaje się (ale nie jest pewne), że oczekiwali po­wrotu bezpośrednio przed końcem świata ich dawno zmarłego „Mistrza Sprawiedliwości". W każdym razie, ten powrót „Mistrza" (którego, zwróćmy uwagę, esseńczycy bynajmniej nie uważali za Mesjasza, na niego jeszcze czekali wśród postów i modlitw w ustroniach wybrzeży Morza Martwego) nie będzie „zmartwychwstaniem" lecz „zjawieniem się": jak między innymi udowodnił Jean Carmignac, takie jest znaczenie terminu używanego w teks­tach znalezionych w grotach Qumran.
„Zjawienie się", a nie „zmartwychwstanie" musiały znaczyć terminy używane przez proroków. Według wie­rzeń innych odłamów judaizmu te „zjawienia się" miały poprzedzić koniec czasów. Sam Jezus został wzięty za jednego z nich: „Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: “Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?- A oni odpowiedzieli: -Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków" (Mt 16,13 n. i paral.). Te starożyt­ne postacie, których powrotu oczekiwano, miały przygoto­wać naród na sąd ostateczny, wyjaśniając niezrozumiałe punkty Prawa i wzywając do pokuty. Jednak ich zjawienie się należałoby jeszcze do starego świata, nie do tego nowego stworzenia, do którego należy zmartwychwstanie Jezusa: ono nie ogłasza końca czasów, ale należy do świata, który już nastąpił, porusza się już w nowym stworzeniu.

Aby powrócić do esseńczyków, na których wielu uczo­nych głównie stawiało jako na możliwy wzorzec chrześ­cijaństwa: oczekiwanie - jeżeli kiedykolwiek miało miej­sce - na wskrzeszonego Mistrza Sprawiedliwości jest w każ­dym razie całkowicie drugorzędne dla doktryny samo­tników znad Morza Martwego. Jak dowodzi tego fakt, że pomimo wielkiej liczby dokumentów ich biblioteki od­nalezionych w Qumran, uczeni dyskutują nad znaczeniem kilku niejasnych wzmianek rozproszonych w różnych teks­tach, które odnoszą się do domniemanego wierzenia. Jest to dokładne przeciwieństwo chrześcijaństwa, w którym głoszenie zmartwychwstania, sankcjonującego Jezusa jako Mesjasza, jest czymś najzupełniej zasadniczym, zajmuje centralną pozycję w nauczaniu. Jeśli Chrystus nie zmar­twychwstał, daremna jest wasza wiara i jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania", aby powtórzyć okrzyk św. Pawła.

Trzeba zastanowić się nad tym przesunięciem (niewy­tłumaczalnym bez jakiegoś nadzwyczajnego szoku) z obrze­ży do centrum tematu, którego judaizm nie znał lub znał zaledwie z niejasnych wzmianek. Także z tego widać, jak wszystko wskazuje na nieoczekiwane wydarzenie, wstrząsa­jący fakt, który, niezależnie od woli uczniów, u podwalin wiary kładzie niespodziewany i niepojęty temat.
Całe pierwotne przepowiadanie, jakie znamy z Dziejów Apostolskich i z Listów apostolskich, zostało niejako zdo­minowane przez fakt zmartwychwstania. Przede wszyst­kim dla Pawła to wydarzenie stało się pewnego rodzaju ogniem, który pochłonął zainteresowanie dla każdego innego aspektu ziemskiego życia Nauczyciela. Apostoł woła, że ponieważ Jezus zmartwychwstał, „nawet jeżeli według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób" (2 Kor 5,16).
Według niektórych uczonych Ewangelie zostały napi­sane po prostu w celu skierowania uwagi wiernych na to, co wydarzyło się przed zmartwychwstaniem: a więc nieja­ko dla uśmierzenia nieco gorącego entuzjazmu, jaki ob­jawia Paweł, na równi z wielu pierwszymi chrześcijanami.
Gdyby, jak myśli wielu, wiara w zmartwychwstanie kształtowała się powoli, rozmyślając nad proroctwami i opierając się nawet na jakichś halucynacjach, pojawiłaby się ona jako pewien rodzaj końcowego „dodatku" do Ewangelii. Nie pojawiłaby się jako ten rodzaj zachwiania równowagi, który doprowadził apostołów do głoszenia „drugiego życia" Chrystusa, zapominając niejako o „pierw­szym życiu" człowieka Jezusa. Jak pisze angielski egzegeta Charles Harold Dodd: „Zmartwychwstanie nie jest wierze­niem, które dodatkowo rozwinęło się w Kościele. Stanowi ono credo, wokół którego ukształtował się cały Kościół. Jest ono stwierdzonym faktem, na którym bazuje i opiera się cała budowla wiary".

Podobna sytuacja jest jeszcze bardziej niezwykła -i niewytłumaczalna, chyba że powinna być potraktowana jako niespodziewany szok - gdy zastanowić się nad fak­tem, że to zmartwychwstanie, które zmonopolizuje wiarę uczniów, nie wydaje się centralnym tematem w nauczaniu samego Jezusa, przynajmniej tak to przedstawiają Ewan­gelie. A więc, jak nie wynika to z proroctw, tak samo nie wynika to z niezmiennego powtarzania przez Nauczyciela, które miałoby „sfanatyzować" uczniów, pobudzając ich do oczekiwania go, a następnie do wymyślenia go. Pewne jest bowiem, że Jezus wyraźnie zapowiedział swoją klęskę, swoją mękę, swoją śmierć. Ale zupełnie nie jest pewne, że zapowiedział, przynajmniej z tą samą wyrazistością, swoje zmartwychwstanie!
Niewątpliwie, Ewangelie synoptyczne opowiadają o trzech okolicznościach, w których Nauczyciel przepo­wiedział nie tylko skazanie na śmierć, ale także powstanie z martwych. We wszystkich tych trzech przypadkach przy­pisywanych Mu słów jest niewiele i mają ten sam schemat. Zobaczmy pierwszą z trzech zapowiedzi w chronologicz­nie pierwszej Ewangelii: „I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął go na bok i zaczął Go upominać" (Mk 8,31 n.).
 

Reakcja Piotra jest zrozumiała tylko odnośnie do pierw­szej części przepowiedni. Można dobrze zrozumieć, że żydowska wizja - a więc „triumfalistyczna" - buntowała się wobec perspektywy, że Mesjasz będzie cierpiał i że zo­stanie wręcz zabity. Tytuł „Pomazańca", „Chrystusa" nie może łączyć się, w mentalności dzieci mesjańskiego ocze­kiwania Izraela., z perspektywą klęski i śmierci.
Ale jak połączyć ją z drugą częścią przepowiedni: ze słowami „po trzech dniach zmartwychwstanę"? Co ma tutaj do czynienia upomnienie, protest, „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie" z paralelnego fragmentu Mateusza (16,22)? Piotr więc miałby upominać dlatego, że Ten, którego we fragmencie bezpośrednio poprzednim uznał za „Chrystusa, Syna Boga żywego" nie zmartwychwstanie?
Schubert, którego już cytowaliśmy, jest człowiekiem wierzącym, jest katolikiem, przyzwyczajonym do mówie­nia z rozwagą o „interpolacjach", o „przeróbkach" w tekś­cie Ewangelii. A jednak tutaj ośmiela się napisać: „Z Ewangelii Marka 8,27-33 odpowiednio wynika, że Jezus mówił o swojej przyszłej klęsce, aby sprowokować gwał­towną reakcję Piotra oraz jeszcze bardziej gwałtowne upomnienie (“Odejdź ode mnie, Szatanie!"). Ale zapowiedź zmartwychwstania w wierszu 31 “z całą pewnością” za­wdzięcza swoje pochodzenie paschalnej wierze w zmar­twychwstanie. Inaczej reakcja Piotra także wobec tej części zapowiedzi byłaby absolutnie niezrozumiała".
Czy ta część wiersza, która ogłasza ostateczny triumf po klęsce, została rzeczywiście dodana po stwierdzonym zmar­twychwstaniu? Trzeba przyznać, że większość uczonych jest o tym przekonana. A potwierdza to fakt, jak mało i jak bardzo ubocznie Nauczyciel mówił o tym do swoich uczniów. Jakkolwiek by było, w niewielu innych przypad­kach, kiedy Ewangelie mówią, że Jezus wspomniał o swo­im zmartwychwstaniu, czynią to w sposób enigmatyczny, niewyraźny; dlatego te wypowiedzi Jezusa mogą być w peł­ni zrozumiane dopiero „potem".
„Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi" (Mt 12,40). Jezus tymi zagadkowymi słowami napomyka o tym po Przemienie­niu, na uboczu, tylko do Piotra, Jakuba i Jana. „Przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych". Znamienny jest komentarz Marka: „Zachowali to polecenie, rozprawia­jąc tylko między sobą, co znaczy 'powstać z martwych' " (Mk 9,9 n.).
Ekumeniczne tłumaczenie Nowego Testamentu notuje tutaj: „To nie pojęcie lub fakt zmartwychwstania dziwią uczniów (wielu Żydów wierzyło w nie), lecz sposób, w jaki Jezus o nim mówi. Ogłasza On je jako bardzo bliskie, podczas gdy oczekiwano go dopiero na końcu czasów. Tych ludzi drażniła także myśl, że przesławny Syn Człowieczy miałby przejść przez śmierć i zmartwychwsta­nie".

Z licznych innych oznak wynika, że głoszenie swojego zwycięstwa nad śmiercią nie wydaje się centralnym tema­tem przepowiadania Jezusa. W poranek Paschy „dwaj (uczniowie) byli w drodze do wsi zwanej Emaus... Roz­mawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło..." (Łk 24,13 n.). Jezusowi, który nie rozpoznany znalazł się obok nich, mówią o swoim zawiedzionym oczekiwaniu: „Myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela...". A tymczasem z Jego śmiercią (i to jaką śmiercią!) stracili wszelką nadzieję. Z ich perspektywy nie ma więc żadnej wzmianki o możliwym powrocie Jezusa do życia. Nawet pierwsze pogłoski o kobietach, które powróciły od grobu zastanego pustym nie wystarczyły do rozbudzenia ich nadziei. Jezus przez całą drogę musi do nich mówić, aby ich przekonać, że „Mesjasz musiał to wycierpieć, aby wejść do swej chwały". Tym dwom, przecież Jego uczniom, także świadkom Jego przemówień przed Męką, ta mowa wydaje się nowością, której nie zauważyli w Jego nauczaniu.

Z tego więc, co wiemy, rzeczywiście można wnosić, że głoszenie zmartwychwstania wcale nie zajmowało central­nego miejsca w przepowiadaniu Nazarejczyka. Było to w każdym razie słyszane przez uczniów jako raczej coś marginalnego, wyrażonego jak gdyby przypadkowo. Za­tem dla tego, kto zaprzecza szokowi zjawień się, temu, kto wyklucza rzeczywistość szokującego faktu przeżytego przez apostołów i uczniów, zawsze jest bardzo trudno odpowiedzieć na pytania: “Jak to, co nie było ani przepo­wiedziane, ani oczekiwane, ani ogłoszone przez samego Nauczyciela w sposób jasny i częsty, staje się podstawą wiary? Jak to, co było obrzeżem, przesuwa się do cent­rum?"

Ale są tacy, to naturalne, którzy nie kapitulują: „To prawda, proroctwa nie zapowiadały go, przynajmniej w ta­ki sposób, w jaki były rozumiane przez Izraela tamtej epoki. Ale, jakkolwiek miały się sprawy, jest pewne, że w oczach tamtych uczniów ten Nauczyciel był kimś zbyt wielkim, aby mogli pogodzić się ze świadomością, iż umarł na zawsze; i to w tak bardzo haniebny sposób. Ci ludzie byli niejako zmuszeni do ogłoszenia Go zmartwychwsta­łym".
Także to wydaje się logiczne. Ale to również nie jest prawdziwe.
Dla stworzenia suplementu o przeżyciu i o chwale do przegranego życia Jezusa z Nazaretu nie było bynajmniej konieczne przypisywanie Mu owego zmartwychwstania. Wspólnota Żydów wizjonerów myślałaby chyba o niewi­dzialnym wyniesieniu, w Niebie, i o eschatologicznym powrocie, w niedługim czasie, swojego mesjańskiego bo­hatera. Marek 14,61 n.: „Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: 'Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?' Jezus odpowiedział: 'Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowiecze­go, siedzącego po prawicy Wszechmogącego i nadchodzą­cego z obłokami niebieskimi' ".
To oczekiwanie powrotu - tak typowo żydowskie, i uroczyście wyrażone przez samego Jezusa w decydującej chwili - w mocy i chwale, nie potrzebowało żadnego zmartwychwstania umieszczonego między Golgotą i Dniem Ostatecznym, między grobem i czasem eschatologicznym.
Nie, nie było konieczne ogłaszanie takiego „antycypo­wanego" zmartwychwstania, które na dodatek trzeba było tłumaczyć (i to z jakim trudem!) jak gdyby było zapowie­dziane w Pismach. Pierwotna wspólnota posługiwała się proroctwami dla obrony wiadomości, która wydawała się nie do obrony, ponieważ (w opinii każdego Żyda) nie została ona przepowiedziana. Trzeba było usiłować udo­wodnić, że fakt Paschy (ten fakt, który, jakąkolwiek drogę się wypróbuje, ukazuje się na początku wszystkiego) został przewidziany przez starożytne Pisma.
Quod non est in Libro, non est in vita, mogło by stanowić motto całego ludu zorganizowanego wokół Słowa Bożego zawartego w Pismach: to, co nie jest w niej, w Księdze przez antonomazję, Biblii, nie istnieje, nie może istnieć. A jednak Zmartwychwstanie dokonało się, zjawie­nia się nie były złudzeniem, pomyłka była niemożliwa: „Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni...". Tak precyzują to Dzieje Apostolskie (1,3).
A więc trzeba było szukać w Prawie i Prorokach, aby skapitulować wobec wydarzenia i nadać mu sens. To było udręką rodzącego się Kościoła. Ależ tak, akurat coś prze­ciwnego temu, w co wielu chciałoby, abyśmy uwierzyli.

SPIS TREŚCI

1. Niezwykła książka
2. Chrześcijański paradoks
3. Historia kobiet
4. Nieważne świadectwa
5. „Głupstwo dla pogan"
6. „Zgorszenie dla Żydów"
7. Wstrząs nad Ewangeliami
8. Pusty grób
9. Kości ukrzyżowanego
10. Przyczyna i skutek
11. Zbyt krótka kołdra
12. „Ujrzał i uwierzył"
13. Miedzy całunem, chustą a opaskami
14. Znak Jonasza
15. Niech przy umarłym czuwają!
16. Zapomniany grób
17. W porównaniu z apokryfami
18. Pochowany w Kaszmirze?
19. W Rozabal, „mauzoleum" Jezusa
20. Gdy historyk prowadzi badania nad Zmartwychwstałym
21. Opowiadania całkowicie pewne
22. Poszlaki
23. W drodze do Emaus
24. Amwas czy el-Qubeibeh?
25. W Judei czy w Galilei?
26. Ewangeliczne strategie
27. „Wstąpił na Niebiosa"
28. „Niech tak się nie stanie"
29. Słowa na wolności
30. Wielkanoc w gazecie