Wstąpił na niebiosa

oprac ks. Adam Sekściński

publikacja 06.06.2011 12:11

„Chociaż może to wydawać się dziwne, dysponujemy tylko - w Nowym Testamencie - trzema wyraźnymi tekstami o Wniebowstąpieniu Jezusa. Co wię­cej, te trzy świadectwa prawdopodobnie mogą zostać zredukowane do tylko jednego.

Wstąpił na niebiosa

Fragment książki "Mówią, że zmartwychwstał. Rozważanie na temat pustego grobu", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa M


Nasza badawcza podróż trzema etapami Tajemnicy Paschalnej rozpoczęła się na Górze Oliwnej, pewnego czwartku wieczorem, od dramatycznego oczekiwania na aresztowanie Jezusa. Ta podróż kończy się ostatnim, czwar­tym etapem, w tym samym miejscu: właśnie z Góry leżącej obok Jerozolimy Zmartwychwstały wstąpił na Niebiosa.

Zaczynamy od tego, na co zwraca uwagę biblista Amedee Brunot: „Chociaż może to wydawać się dziwne, dysponujemy tylko - w Nowym Testamencie - trzema wyraźnymi tekstami o Wniebowstąpieniu Jezusa. Co wię­cej, te trzy świadectwa prawdopodobnie mogą zostać zredukowane do tylko jednego. Istotnie, Ewangelia Łuka­sza i Dzieje Apostolskie są tego samego autora; co dotyczy Marka, musimy stwierdzić, że werset 19 końcowego, szes­nastego rozdziału, jest autentyczną pozostałością z najdaw­niejszych czasów. Ale ten werset, jak wiadomo, nie ma wartości niezależnego świadectwa, ze względu na fakt, że został włączony w końcowy dodatek, który wydaje się streszczeniem wiadomości przekazanych przez Łukasza".

Postarajmy się więc rozpatrzyć te trzy fragmenty w ana­lityczny sposób. Oto Marek (16,19): „Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga".

I Łukasz (24,50-51): „Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony cło nieba".

W końcu sławny fragment Dziejów Apostolskich: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: -Mężowie z Gali­lei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliś­cie Go wstępującego do nieba»" (Dz 1,9 nn.).

Pierwszym problemem, jaki się tutaj nasuwa, jest kon­trast, przynajmniej pozorny, między Ewangelią Łukasza a Dziejami: jeżeli te teksty są tego samego autora, jak możliwa jest ta rozbieżność? Według bowiem opowiadania trzeciej Ewangelii nie ma żadnego odstępu czasu: dwaj uczniowie odchodzą do Emaus, natychmiast powracają po spotkaniu, Jezus pojawia się w Wieczerniku, pokazuje ręce, rozmawia i wzywa do misji, prowadzi ich do Betanii i w końcu unosi się do nieba. Dla Dziejów natomiast potrzebnych jest czterdzieści dni. Marek nam nie pomaga, niczego ściśle nie określa, chociaż wydaje się zgadzać z tezą Ewangelii Łukasza, z której chyba czerpie. Co więc myśleć, przynajmniej odnośnie do czasu?

Wydaje się nam, że rację ma egzegeta Pierre Benoit. Posłuchajmy: „Starożytni chrześcijańscy teologowie, jak większość starożytnych świadectw, Wniebowstąpienie Pa­na ustalają w samym dniu Paschy. Teologicznie jest to jedyne właściwe rozwiązanie. Jezus nie oczekiwał w jakiejś grocie w okolicach Jerozolimy na otwarcie bramy do nieba. Z chwilą gdy wyszedł ze śmierci, wchodzi do życia".

Ale, w takim razie, stawia sobie pytanie tenże Benoit (a my z nim): Jeżeli tak się sprawy mają, to co jest z Wniebowstąpieniem z Góry Oliwnej?".

Biblista odpowiada: „Trzeba rozróżnić dwa aspekty i dwa sposoby tajemnicy Wniebowstąpienia, Pierwszy jest gloryfikacją niebiańską, niewidzialną, ale realną, która się urzeczywistnia, kiedy zmartwychwstały Chrystusa powró­cił do Ojca, natychmiast po Zmartwychwstaniu. Drugi jest widzialnym objawieniem Jego wyniesienia, jakie zechciał okazać".
 

Jednym słowem, scena opisana przez Dzieje Apostol­skie jest tylko „ostatnim odejściem". Podczas czterdziestu dni (cytujemy jeszcze Benoit), Jezus, po wstąpieniu do nieba, zstępuje ponownie (chociaż takie terminy są nie­zręczne, ponieważ Boży świat nie jest naszym światem) przez okres zjawień się. Żyje już w innym świecie, ale ukazuje się jeszcze w tym, aby dać nieodparte dowody swojego życia, aby pouczać uczniów i aby dodać im otuchy".

Dopiero po czterdziestu dniach, „na Górze Oliwnej opuszcza swoją gromadkę, ukazując jej widzialne swoje odejście". W ten sposób wchodzi do królestwa rzeczywis­tości niewidzialnej, ale przez to nie zasmuca uczniów, którzy dobrze wiedzą, że Jego obecność będzie nadal trwała wśród nich. Istotnie, zauważa ewangelista, „Oni z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przeby­wali w świątyni, błogosławiąc Boga" (Łk 24,52-53).

Wydaje się nam, że ta interpretacja, jaką proponuje Benoit (i która na pewno nie jest odosobniona, ale sięga samych początków wiary), jest potwierdzona przez liczne fragmenty Nowego Testamentu, które napomykają o Wniebowstąpieniu, chociaż bez cytowania go wyraźny sposób. Stwierdźmy to jeszcze z Amedee Brunotem, „u św. Pawła gloryfikacja (a więc względne, domyślne Wniebo­wstąpienie) wyraźnie utożsamia się ze Zmartwychwsta­niem. To samo występuje u Jana: gloryfikacja pokrywa się z powrotem do Ojca".

Zatem, „teologowie Jan i Paweł podają nam sedno tajemnicy, niewidzialny jej aspekt, który wymyka się wszel­kiemu doświadczeniu. Dają do zrozumienia, że Zmar­twychwstanie jest całkowitą gloryfikacją Chrystusa, w jej dwóch fazach: opuszczenie grobu i niebiańskie wyniesie­nie. Chrystus, odzyskując życie, nieodwołalnie wchodzi w nowy i niezniszczalny świat". Trzeba między innymi potwierdzić, że „to przeniesienie ciała Chrystusa do sfery niebiańskiej nie czyni Jego zjawień się niemożliwymi. Przeciwnie! Na pewno o wiele trudniejsze byłoby wyjaś­nienie, gdzie miałoby znajdować się ciało Jezusa w czasie między jednym a drugim zjawieniem się!".

Co do Łukasza (cytujemy jeszcze francuskiego biblistę) „jako artysta i historyk wolał obstawać przy widzialnym aspekcie, jaki otulał tajemnicę Wniebowstąpienia. Opisał ostateczne odejście chwalebnego już Chrystusa po czter­dziestu dniach, jedyne postrzegalne zmysłami doświad­czenie udzielone ludziom o tym misterium i o chwili, w której się wydarzyło".

Ten punkt widzenia (przynajmniej tak wydaje się nam i wielu innym) pozwala przezwyciężyć pozorną sprzecz­ność między Ewangelią Łukasza i Dziejami Apostolskimi. I pozwala także zrozumieć „dziwne" słowa u J 20,17: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca (...) Wstępuję do Ojca Mego i Ojca waszego...". I tego „wstąpie­nia" dokonał natychmiast potem, a więc przed zjawieniami się apostołom.

Odnośnie do tego momentu Wniebowstąpienia doko­nanego z Góry Oliwnej, opowiedzianego w Dziejach Apo­stolskich, jaką można przywiązywać wartość do takich opisów, jak: uniesienie się, obłok i dwaj „mężowie w białych szatach"? Teologowie kuszeni „racjonalizmem", jak Hans Küng, naturalnie nie mają wahań. Oto, istotnie, dosłowna wypowiedź tego sławnego księdza, niejako za­wodowego „dysydenta": Jak należy rozumieć wstąpienie do nieba? Dzisiaj na pewno nie są potrzebne długie wyjaśnienia, aby zrozumieć, że mowa o -podróży w górę, do nieba» zakłada stary obraz świata o trzech piętrach, który już nie jest naszym. Jak gdyby Jezus rzeczywiście przedsięwziął podróż w kosmos! Twierdzenie dzisiaj cze­goś w tym rodzaju byłoby absurdem".

Jest to tutaj zwykły drastyczny ton „w stylu Künga", mianowicie na sposób kogoś, kto absolutyzuje tak zwaną „współczesną naukę" i formułuje teorię (jak różni Bultman-nowie) „współczesnego człowieka", który „już nie jest skłonny wierzyć w pewne rzeczy", i tak dalej, i tak dalej.
 

Dlatego, w tej samej książce, z której wzięliśmy cytat, Küng twierdzi, że „pusty grób nie jest artykułem wiary"; a więc wiara w Zmartwychwstanie mogłaby się także rozwinąć, choćby ciało Jezusa pozostało dla gnicia kto wie gdzie. Już o tym mówiliśmy. Co do „zjawień się zmar­twychwstałego" trzeba porzucić - kontynuuje nasz autor - „schemat nadprzyrodzoności": w rzeczywistości, mówi, „powinien być on traktowany, prawdopodobnie, jako wi­dzenia dokonujące się we wnętrzu (uczniów), a nie w ze­wnętrznej rzeczywistości".

Jednym słowem, w swoim Credo (właśnie z książki pod tym tytułem cytujemy), Kiing zdaje się przyłączać do tezy - która niegdyś była tezą tylko „niewierzących", na pewno nie księży katolickich - o „halucynacjach" na początku opowiadań o zmartwychwstaniu. Chociaż precyzując, że „Bóg może także działać za pośrednictwem psyche czło­wieka".

Cokolwiek by wynikało z podobnych perspektyw, my wolimy stosować się - w ciągu całego naszego badania staraliśmy się to potwierdzać - do tradycyjnej „materialności" Zmartwychwstania.

Dlatego więc wierzymy, że Zmartwychwstały ponow­nie przyjął swoje ciało, chociaż w tajemniczy sposób przemienione (w każdym razie niepodległe rozkładowi w jakimś dole w Jerozolimie), na pewno nie uznajemy za „niedorzeczność", że to ciało przekraczało próg przestrzeni i czasu. Dlaczego nie mogłoby czynić tego w sposób widzialny, poprzez „uniesienie się", „pójście w górę", jak mówią Pisma?

To oczywiście nie oznacza zgadzania się z jakąś staro­żytną kosmogonią, z jakimś naiwnym obrazem „nałożo­nych na siebie warstw" wszechświata. Ale ze względu na to, że podstawą chrześcijaństwa jest, nawet wobec nieprzychylnego dowodzenia, wydarzenie Boga, który sta­je się człowiekiem, dlaczego ta Jego „wyrozumiałość" wobec nas nie mogłaby posunąć się do pożegnania spraw­dzalnego ludzkimi oczami, odpowiedniego dla ich moż­liwości?

Niewątpliwie: jest możliwe, że autor Dziejów Apostol­skich dokonał także odniesienia do elementów (na przy­kład obłok, lub „mężowie w białych szatach") zwyczajnych i niejako kanonicznych w starożytnych opowiadaniach religijnych. Może tu występować jakiś tradycyjny element teofanii w Izraelu.

Prawdopodobnie ma rację Benoit, kiedy przestrzega: „Nie trzeba przeceniać tutaj materialnych szczegółów, po­nieważ Łukasz przedstawia nam przede wszystkim nau­czanie teologiczne, nie reportaż".

Słusznie. Jest to spostrzeżenie, które jest zresztą ważne dla wielu innych urywków Ewangelii: historia i przepowia­danie; wiadomości kronikarskie i katecheza. Ale zgadzając się z tym, nie powinno się jednak zapominać o paru rzeczach.

Przede wszystkim: opowiadanie o Wniebowstąpieniu z pierwszego rozdziału Dziejów Apostolskich (na równi z odpowiednimi suchymi wersetami Łukasza i Marka) odznacza się powściągliwością zwyczajną w tekstach ka­nonicznych, zwłaszcza gdy się je porównuje z eksplozją fantazji apokryfów, które opisują wybujałe sceny wnie­bowstąpień wśród śpiewających i oddających pokłony zastępów aniołów, podczas gdy z nieba rozbrzmiewa uroczysty głos Ojca. Powściągliwość tekstów, w których Kościół rozpoznał swoją wiarę, jest (także tutaj, jak w wielu innych wypadkach) problemem bardziej dla tych, którzy chcieliby zwięzłe opowiadania o Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu zaliczyć do literatury mitologicznej. Jednym słowem, po raz któryś z kolei: czy rzeczywiście tak „się zmyśla"? Mianowicie tak, jak to czynią teksty kanoniczne? Lub czy nie zmyśla się właśnie tak, jak czy­nią to apokryfy? Lub jak w wielu wypadkach czyni to pogańska mitologia, kiedy opisuje triumfalne wejście do niebiańskiej chwały, ze związanym z tym wznoszeniem się do góry, Romulusa, Herkulesa, Mitry i innych, opowiadając bajki?
 

Druga refleksja. Także uznając, z Benoit i innymi współczesnymi katolickimi egzegetami, że Łukasz nie chciał dać nam (jak mówią) „reportażu", jest jednak osob­liwe zauważyć, że natychmiast po opowiadaniu o Wniebowstąpieniu, tekst Dziejów Apostolskich chce usytuować się w rodzaju „kronikarskim", z dokładnymi oznaczeniami miejsca, odległości, imion.

Czytamy bowiem: „Wtedy wrócili do Jerozolimy, z góry zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej. Przybywszy tam, weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr, Jan itd." (Dz 1,12 nn.). Jak widać, mamy przed sobą „fragment kroniki": nawet ze wzmianką o „sali na górze, gdzie przebywali", co wywołuje silne wrażenie bezpośredniego wspomnienia, „rzeczy widzia­nej". Pomijając topograficzną dokładność określenia miej­sca i odległość miasta od Góry Oliwnej. Zauważmy, że gdy my, cytując, dla zwięzłości wymieniliśmy tylko imiona Piotra i Jana, tekst podaje kompletną listę wszystkich Apostołów, oznaczonych z dokładnością: jednym słowem bezpośrednie powołanie się na świadków wstąpienia do nieba Nauczyciela, uznanego już za Chrystusa i Syna Bożego. A więc to tak powściągliwe opowiadanie, bardzo dalekie od legendarnej przesady, zostało włączone w kon­tekst, który jest całkowicie odmienny od rodzaju mitycz­nego, od religijnej fantazji.

Moglibyśmy dodać, gdybyśmy chcieli, trzecie spo­strzeżenie, także bardzo znaczące. Mianowicie dlaczego razem z Wniebowstąpieniem kładzie się nieprzekraczalny koniec zjawieniom się Zmartwychwstałego? Zjawienie się Pawłowi, na drodze do Damaszku, jest bowiem „poza serią", ma bardzo różny charakter od zjawień się popaschalnych. W każdym razie jest odosobnione: nie należy do cyklu.

Stąd pytanie, które już wstępnie poruszyliśmy powyżej, ale które warto postawić na nowo. Jeżeli opowiadania o zjawieniach się rzeczywiście zrodziły się w klimacie mistycznego pobudzenia, dlaczego „widzenia" i „halucyna­cje" definitywnie skończyły się po czterdziestu dniach? Na pewno nie dzieje się tak w przypadkach „psychicznej epidemii", w której „głosy" i „widzenia" mają tendencję do mnożenia się z upływem czasu i do 'wygasania bardzo powoli. Także to jest problem, na który bardzo trudno znajduje odpowiedź ktoś, kto paschalnym opowiadaniom nadaje wariant „patologiczny" lub „oszukańczy", który dobrze znamy.

Naturalnie, nie sprawia trudności umieszczenie w ję­zyku metafory religijnej (a na pewno nie - przynajmniej tutaj - „kroniki"...) wyrażenia Marka (16,19) „zasiadł po prawicy Boga", które weszło także do symbolu apo­stolskiego i które chce tylko wskazać na pozycję czci należnej Chrystusowi. Na potwierdzenie, oto pewna cie­kawostka, może wielu Czytelnikom nieznana: ponieważ w Chinach nie prawica, lecz lewica jest „lepszą stroną", Kościół nie wahał się pozwolić, aby chińscy chrześcijanie recytując Credo, mówili „siedzi po lewicy Ojca", potwier­dzając w ten sposób, między innymi, że zawsze chodzi tutaj o metaforę.

Maurice Goguel mówi: „Temat Wniebowstąpienia jest drugorzędnym elementem tradycji". A mówi to dla udowo­dnienia, jak zwykle, swojej tezy: mamy tu przed sobą późne zmyślenie, powstałe kto wie kiedy i jak; w sposób - właśnie - „drugorzędny".

A tymczasem, gdy bez ulegania schematom czyta się Listy apostolskie i samą Apokalipsę, spostrzega się, że ta ostatnia gloryfikacja Chrystusa jest w rzeczywistości cen­tralna, tak jak jest nią Zmartwychwstanie, z którym jest związane jako domyślnie (ale bezpośrednio) oczywista, konieczna konsekwencja. Jeżeli tylko Łukasz nam je opisu­je, to inni autorzy Nowego Testamentu podają je jako oczywiste. „Drugorzędne" było raczej troszczenie się o opi­sanie tego „oficjalnego" Wniebowstąpienia, które w spo­sób widzialny kładło koniec zstąpieniom na ziemię Tego, który już w dniu Paschy był uwielbiony. A więc, już wtedy „wstąpił do nieba".
 

Oczywiście, nie zapominamy o takich fragmentach, jak rozmowa Jezusa z Nikodemem: „Nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego..." G 3,13 nn.). I jeszcze Jan (6,62): „A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem?".

Posłuchajmy jeszcze, co mówi Giuseppe Ricciotti: „Ewangeliści całkowicie opanowani ideą, że historia - Chrys­tusa według ciała - jest tylko pierwszym rozdziałem historii Kościoła, bardzo mało uwagi poświęcili materialnemu odejściu Jezusa z tej ziemi, czyli Jego wniebowstąpieniu. I rzeczywiście widzialność materialna nie była tak ważna, gdy się było przekonanym o niewidzialnej obecności Jezusa i Jego nieustającej opiece z wysokości nieba. Stąd pochodzi fakt, że Mateusz w ogóle nie mówi o wniebo­wstąpieniu. U Marka (por. 16,19) fakt ten jest wspomniany tylko mimochodem, Jan (por. 20,17) mówi o nim w formie przepowiedni, a jedynie Łukasz relacjonuje go dość ob­szernie (por. 24,50 n.). Uczynił to dlatego, że kończąc w Ewangelii historię -Chrystusa według ciała», postanowił napisać historię Chrystusa mistycznego. Jego Dzieje Apos­tolskie stanowią właściwie zbiór epizodów z historii Koś­cioła, dlatego rozpoczynają się powtórzeniem sceny wniebowstąpienia (por. Dz 1,1-11), którą to sceną zakończyła się Ewangelia".