publikacja 16.08.2011 13:39
z cyklu "Perełki Słowa"
Józef Wolny/Agencja GN
Rabbi, kiedy tu przybyłeś? W odpowiedzi rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki (J 6,25–27).
Od Tyberiady do Kafarnaum brzegiem jest jakichś 15 kilometrów, łodzią bliżej. Gorączkowe bieganie tłumu za Jezusem nie wpisywało się w pełen ciszy, powagi i spokoju krajobraz. Nie dziwię się jednak tym ludziom. Byli świadkami cudu. To znaczy, oni podjedli sobie chleba, który roznosili Apostołowie. Zgłodniali Galilejczycy nie zdawali sobie sprawy, skąd jest ten chleb. Nawet uczniowie Jezusa nie od razu się zorientowali, co się dzieje. Ktoś połapał się pierwszy. Za chwilę już cały tłum wiedział. Ale cudotwórca zniknął nie wiadomo gdzie. Niebawem zapadła ciemna noc. Ranek zaczął się gorączkowym poszukiwaniem Rabbiego z Nazaretu. Chcieli Mu podziękować? Chcieli Go pytać w źródło tej cudownej mocy? Chcieli z Nim wielbić Boga? Chcieli razem z Nim cieszyć się darami Wszechmocnego? Być może. Ale Jezus znał ich serca. Wiedział, że motywy gorączkowego poszukiwania Go są całkiem prozaiczne: „Szukacie mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości”. Ostro potraktował swoich ziomków, a oni nie zaprzeczyli. Ważne, że zapytali: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?”. Taka bywa droga wiary: przez sprawy przyziemne do wzniosłych. Nasza, bardzo ludzka droga wiary.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.