Apokalipsa dziś: Zwyciężasz, gdy jesteś wierny

Andrzej Macura

publikacja 10.02.2025 03:10

Nie chodzi o to, byśmy świetnie się zorganizowawszy zapełnili kościoły, ale byśmy w każdych okolicznościach byli wierni.

Ubogi? Bogaty? To bez znaczenia. Ważne byś był wierny Chrystusowi Jakub Szymczuk /Foto Gość Ubogi? Bogaty? To bez znaczenia. Ważne byś był wierny Chrystusowi
Bywa, że wierność Chrystusowi nie kosztuje wiele. Bywa, że trzeba z jej powodu oddać wszystko

Apokalipsa dziś. Spis treści

Smyrna. Dzisiaj Izmir. Miasto portowe nad Morzem Egejskim, leżące ok. 70 kilometrów na północ od od Efezu. W czasach świętego Jana bogate, ważny partner handlowy Rzymu. Jak Efez słynął z czci bogiń – nie tylko Artemidy – tak Smyrna była ośrodkiem kultu... rzymskich cesarzy. W 26 roku po Chrystusie powstała tu świątynia poświęcona Tyberiuszowi. W historii chrześcijaństwa zaś miasto kojarzone jest przede wszystkim ze świętym Polikarpem, biskupem tego miasta w pierwszej połowie II wieku,  który znał i rozmawiał jeszcze ze świętym Janem i innymi, którzy osobiście spotkali Jezusa, a który w wieku 86 lat spalony został na stosie za odmowę udziału w kulcie cesarza. Chrześcijanom w tym mieście musiało nie być łatwo. O ile – jak w Efezie –  odmowa udziału w kulcie Artemidy czy innych bogiń bóstw mogła wiązać się z ostracyzmem czy oskarżeniami o psucie  interesów, o tyle odmowa udziału w kulcie cesarzy była już ewidentnie sprawą polityczną... A to i dawniej i dziś dużo większe zagrożenie niż spory na płaszczyźnie czysto religijnej. I do uczniów w tym właśnie mieście dyktuje Chrystus świętemu Janowi swój drugi w Apokalipsie list.  

Aniołowi Kościoła w Smyrnie napisz:
To mówi Pierwszy i Ostatni,
który był martwy, a ożył:
Znam twój ucisk i ubóstwo -
ale ty jesteś bogaty -
i znam obelgę wyrządzoną przez tych, co samych siebie zowią Żydami,
a nie są nimi, lecz synagogą szatana.
Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał.
Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia,
abyście próbie zostali poddani,
a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni.
Bądź wierny aż do śmierci,
a dam ci wieniec życia.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.
Zwycięzcy śmierć druga na pewno nie wyrządzi szkody.

Mówi Ci to nie byle kto

„Aniołowi Kościoła” –  jak by tego zwrotu nie rozumieć, to list do wspólnoty w Smyrnie. I jednocześnie list do innych Kościołów. Przecież w przedostatnim jego zdaniu Chrystus powtórzy, co mówił już w liście do Kościoła w Efezie: że słowa listu to słowa mówiącego do Kościołów – w liczbie mnogiej – Ducha Świętego. Kościołów Azji Mniejszej tamtego czasu, wszystkich Kościołów tamtego czasu, ale i wszystkich czasów; naszych też.  A więc do Kościoła – pisz – mówi Jezus do Jana. „To mówi pierwszy i ostatni, który był martwy, a znów ożył”.

Nie byle kto. Nie ktoś kto przychodzi do ludzi z jakimiś swoimi przemyśleniami, chcący namieszać im w głowach albo zyskać ich poklask. Pierwszy. Ten, od którego po0czątek wzięło istnienie. Ten „przez którego wszystko się stało” i „bez którego nic się nie stało z tego, co się stało”. Stwórca nieba, ziemi. I człowieka na niej. Ale i Ostatni. Ten, który sprawi, że świat w znanej nam postaci przestanie istnieć. Ten, który zakończy dzieje ludzkości na tej ziemi. Ten, który w chwale przyjdzie sądzić żywych i umarłych. To ten, który wypowiadając pierwsze słowo stworzył wszystko ,i ten, do którego należy słowo ostatnie. Alfa i Omega. Wszechmogący.

I to ten, którego zabili, ale który pokonawszy śmierć zmartwychwstał. I odtąd śmierć nie ma już nad człowiekiem bezwzględnej władzy. Ten, który przez swoją śmierć pokonał grzech i sprawcę grzechu i śmierci, szatana. Ten, który ma wielką moc; ten, który chce i ma moc zbawić każdego człowieka. Właśnie On mówi do Kościoła w Smyrnie. „Znam twój ucisk i ubóstwo –  ale ty jesteś bogaty –  i znam obelgę wyrządzoną przez tych, co samych siebie zowią Żydami, a nie są nimi, lecz synagogą szatana”.

Bieg z przeszkodami

Na czym polegał ów ucisk, o którym mówił Chrystus? Konkretnie nie wiadomo. Za chwilę powie też o czekającym niektórych spośród uczniów w tym mieście uwięzieniu – z Jego powodu – i zachęci ich do wytrwania w wierności aż do śmierci. Już uciskanych czekał więc dalszy, może nawet jeszcze większy ucisk.

A jakie były powody owego ubóstwa uczniów w Smyrnie, o którym mówi Chrystus? Też nie wiadomo. Możliwe, że chrześcijanie tego miasta rekrutowali się spośród biedniejszych jego mieszkańców, a bogatsi, – inaczej niż w części innych gmin – do wiary całkiem się nie garnęli. Ale mogło być też tak – i na to może wskazywać ta wzmianka o znoszonym przez nich ucisku – że zubożeli z racji swojej wierności Chrystusowi. Ot, odmawiając udziału w kulcie cesarzy mogli być poddani społecznemu ostracyzmowi jako element, z którym lepiej się nie zadawać. A to  mogło także skutkować – o czym pisałem opisując sytuację Kościoła w Efezie – utrudnieniem czy wręcz uniemożliwieniem wykonywania wyuczonego zawodu. Z powodu swojej wiary w Chrystusa mogli mocno dostać po kieszeni. Ale – mówi Jezus – tak naprawdę byli bogaci. Z racji swojej wierności mimo znoszonego ucisku, byli bogaci w dobrami nieprzemijającymi. Tymi, których rdza nie zniszczy, ani nie zjedzą mole (Mt 6,19-21)...

Synagoga szatana

A co z tą synagogą szatana, o której mówi Chrystus  Chodzi oczywiście o żydów (w sensie religii, więc z małej litery), ale to sprawa bardziej skomplikowana. Żydem był Jezus Chrystus, Żydówką Jego Matka, Żydami wszyscy Apostołowie i pierwsi uczniowie. I chrześcijaństwo wpierw rozwijało się właśnie wśród Żydów. Pierwsi chrześcijanie, nawet jeśli zaczynali już głosić Ewangelię poganom, nie mieli poczucia, że tworzą jakąś nową religię. Wręcz przeciwnie, uważali, że są częścią Narodu Wybranego. Tą jego częścią, która uwierzyła prorokom, uwierzyła Bogu! Uwierzyła Bogu, który do swojego ludu zaprasza teraz – zgodnie z zapowiedzią – także pogan. W ich mniemaniu to raczej ci, którzy Chrystusowi nie uwierzyli, powinni się czuć odstępcami. Bo nie uwierzyli Bogu, który dla zbawienia wszystkich ludzi, tak jak zapowiadali prorocy, zesłał na świat swojego Mesjasza, którym był Jego Syn, Jezus Chrystus. My jesteśmy prawdziwymi żydami (w sensie religijnym) – mogli powiedzieć chrześcijanie. Ci, którzy nie uwierzyli, są „synami buntu”, jak chyba właśnie o nich napisał do Efezjan święty Paweł (Ef 2,2). I trudno odmówić temu rozumowaniu racji. To Kościół, nie Synagoga, jest ludem, z którym Bóg, kontynuując swoje rozpoczęte powołaniem Abrahama dzieło zbawienia, zawarł przez krew swojego Syna Nowe i Wieczne Przymierze...

Ci z Żydów, którzy nie uwierzyli Chrystusowi, od początku prześladowali tych, którzy Mu uwierzyli. Wystarczy wspomnieć tu znaną z Dziejów Apostolskich śmierć Szczepana i Jakuba czy przednawróceniową działalność Szawła-Pawła. Mogli to robić także poza ziemią Izraela – jak Szaweł w Damaszku. Pewnie jednak na terenach pogańskich, gdzie społeczność żydowska nie była zbyt liczna, było to już mocno utrudnione. W nowych okolicznościach jednak, gdy państwo żądało od swoich poddanych oddawania czci cesarzom jako bogom, zyskali jednak nowe narzędzie. Żydzi byli w Imperium Rzymskim zwolnieni z oddawania czci cesarzom. Ich ściśle przestrzegany monoteizm był znany i nie robiono z tego problemu. Jeśli jednak ktoś był chrześcijaninem z pogaństwa albo nawet Żydem, ale  z powodu wiary w Chrystusa wykluczonym z synagogi. parasol ochronny go nie obejmował. Powiedzenie „to nie są nasi, to nie są Żydzi” – mimo iż, powtórzmy, pierwsi chrześcijanie uważali się za najautentyczniejszych żydów  –  mogło skutkować poważnymi konsekwencjami związanymi z odmową uczestniczenia w kulcie cezarów. I coś takiego właśnie mogło zdarzyć się w Smyrnie.

Powtórzmy jeszcze raz, co pod dyktando Chrystusa napisał święty Jan: „znam obelgę wyrządzoną przez tych, co samych siebie zowią Żydami, a nie są nimi, lecz synagogą szatana”. Czemu obelgę? Oto żydzi (w sensie religijnym), którzy wzgardzili posłanym przez Boga Mesjaszem mówią, że ci, którzy Mu uwierzyli nie są żydami, wykluczają ich z grona Narodu Wybranego! Tymczasem to oni właśnie są, jak szatan, „synami buntu”! Oni odeszli od Boga, oni wzgardzili posłanym przez Niego Synem i zabili Go, przybiwszy do krzyża! Tak, chrześcijanie mogli odebrać to jako obelgę. Zwłaszcza że...

Trzeba koniecznie zauważyć tu jeszcze jedną rzecz, która jeszcze wyraźniej pokazuje, że roszczenia chrześcijan do bycia prawdziwymi „potomkami Abrahama” jest jak najbardziej uzasadnione. Otóż w 66 roku po Chrystusie (czyli około 33 lata po Jego śmierci) wybuchło żydowskie powstanie przeciwko panowaniu Rzymian. Zostało ono krwawo stłumione. Co najistotniejsze, w czasie oblężenia Jerozolimy w 70 roku spalona została też świątynia. Wraz z jej zniszczeniem ustały składane tam codziennie od stuleci ofiary (ta świątynia zbudowana została w VI wieku przed Chrystusem, po powrocie z niewoli babilońskiej, w miejscu pierwszej świątyni, zbudowanej jeszcze przez Salomona). I do dziś nie zostały wznowione. Religia Izraela mocno się wtedy zmieniła. Ze świątyni przeniosła się do synagogi. Judaizm, jaki wyłonił się z popowstaniowych zgliszczy mocno różni się od tego, który istniał w czasach Jezusa. W tym kontekście przekonanie pierwszych chrześcijan, że to Kościół jest prawdziwym Izraelem, ma jeszcze mocniejsze podstawy. Koniec świątyni unaocznił to, o czym pisał święty Paweł do Filipian: „My bowiem jesteśmy prawdziwie ludem obrzezanym – my, którzy sprawujemy kult w Duchu Bożym i chlubimy się w Chrystusie Jezusie, a nie pokładamy ufności w ciele” (Flp 3,3). I do tej koncepcji nawiązuje dyktujący Janowi list do Kościoła w Smyrnie Chrystus: obrazili was, ale to nie są prawdziwy Żydzi. To buntownicy sprzeciwiający się planom Bożym.

Dzisiejsze Smyrny

Dziś... No cóż. W wielu miejscach świata Kościół też jest ubogi. Tylko dlatego, że ubodzy przyjmują Chrystusa chętniej niż bogaci?  Ot, tak jak w  tradycyjnie kasowych Indiach? Niekoniecznie. W wielu miejscach świata być chrześcijaninem oznacza zamknąć sobie drogę do kariery czy lukratywnych posad. Tak bywa w krajach, którymi rządzą fanatyczni muzułmanie, tak bywa w krajach programowo ateistycznych.  Ale przecież i w krajach szczycących się swoją demokracją chrześcijanie coraz częściej spychani są na margines. Jeśli chcesz być ginekologiem czy farmaceutą, to musisz...  Jeśli chcesz być państwowym urzędnikiem albo tylko nauczycielem, to musisz... Prawo do postępowania zgodnie ze swoim sumieniem? Nie, ty musisz. Jak nie chcesz, szukaj innej pracy. Bo to my – kaprysem losu w tej chwili rządzący (losu, bo ateiści w Boga nie wierzą) wiemy, jak człowiek powinien postępować. Jeśli się nie dostosujesz, szukaj innej pracy....

Bywa i tak, że jak jesteś przyznającym się do swojej wiary katolikiem, to z zasady jesteś podejrzany. O wszystko co najgorsze. I spróbuj wyściubić nos z kąta! Spróbuj być aktywnym w życiu społecznym! Opiłujemy cię, zagłodzimy. Żebyś zniknął. Bo nie uczestniczysz w nowym kulcie różnych współczesnych bóstw. Tych z panteonu politycznej poprawności. Bo uważasz, wbrew nowoczesnemu podejściu do świata, że biologia ma rację mówiąc, że ludzkie życie zaczyna się od poczęcia i że istnieją tylko dwie płci. Bo uważasz, że życie człowieka jest cenniejsze od życia konia czy żaby, a małżeństwo, to związek mężczyzny i kobiety którego celem jest – jakie to nienowoczesne! – zrodzenie i wychowanie dzieci. Bo nie padasz na kolana przed pobożnożyczeniowymi postulatami zielonej transformacji. No i nie oddajesz czci współczesnym cezarom. Ani tym, którzy są nimi z demokratycznego wyboru ani tym, którzy nimi są, bo... no oczywiste, że przecież są...

Ale Ty jesteś bogaty – mówi Chrystus i dziś takim Kościołom, takim chrześcijanom. Bogaty przed Bogiem. Bogaty tym wszystkim, co w tym świecie dla Niego straciłeś...

Będzie łatwo? Tego Chrystus nie obiecał

Charakterystyczne, że Chrystus swoim ludziom w Smyrnie wcale nie obiecuje, że będzie łatwo. Raczej wzywa ich, by nabrali odwagi. By nie bali się przyjąć tego wszystkiego, co będą musieli dla Niego wycierpieć. „Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał – mówi im. – Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani”. Będzie trwać tylko dziesięć dni? To symbol. W Apokalipsie liczby mają znaczenie symboliczne. Dwanaście – tak, wtedy ucisk trwałby długo. Może do końca świata. Użyta tu liczba 10 znaczy, że owszem, jakiś czas potrwa, ale się skończy. Przyjdą jeszcze na tej ziemi lepsze dni.

Dziś... Dziś mówiący do Kościoła Chrystus i Duch może powiedzieliby raczej: oto diabeł niektórych z was pozbawi pracy, oto diabeł niektórych z was zagłodzi a innych opiłuje.... Tak, diabeł. Chrześcijanin ciągle musi pamiętać, że przychodzi mu potykać się nie tyle z inaczej myślącym człowiekiem, co walczyć  „przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). I jeśli je zwycięża to nie przez to, że udaje mu się jakąś zręczną zagrywka pokonać drugiego człowieka. Zwycięża, jeśli w tym wszystkim potrafi być wierny Chrystusowi i Jego Ewangelii; jeśli wystawiony na ciężką próbę opiłowywania, spychania na margines czy pozbawiania możliwości zarobkowania, nie będzie odpowiadał nienawiścią, a zachowa się jak przystało na chrześcijanina. To jakby zawody: wieniec zwycięzcy otrzyma nie ten, kto zetrze w proch swoich przeciwników, ale ten, kto mimo wszystko pozostanie aż do śmierci wierny Chrystusowi.

Taki człowiek otrzyma wieniec życia, życia wiecznego. Chrystus mocno to akcentuje mówiąc na koniec: „Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch (Jego Duch, Duch Święty) do Kościołów: Zwycięzcy śmierć druga na pewno nie wyrządzi szkody”. Śmierć druga. Pierwsza to śmierć cielesna; ta, przed którą nikt z ludzi nie ujdzie. Druga, to wieczne potępienie, piekło. W ciągłej zależności od nienawidzącego człowieka diabła i jego aniołów. Zwycięzca, tak, umrze. Jak każdy. Czeka go jednak drugie, lepsze życie. Nie pójdzie na wieczne zatracenie, ale będzie żył w wiecznym szczęściu w niebie. Nie tylko jako dusza: z ciałem i duszą. Bo przecież zmartwychwstanie.

To, co mówi Chrystus do Kościoła w Smyrnie chyba trochę burzy wyobrażenie niejednego z nas na temat tego, co znaczy być w dzisiejszym świecie chrześcijaninem. Ciągle w wielu pokutuje myślenie, że powinni stworzyć tu na ziemi Państwo Boże. To znaczy podjąć takie działania, żeby świat stał się instytucjonalnie chrześcijański. Stąd chyba to ugłaskiwanie świata, przymilanie się mu, próby dostosowania wymagań Ewangelii do różnych aktualnie modnych prądów kulturowych. Tymczasem to nie tak. Jasne, gdyby się dało, to super. Tyle że świat już taki jest, że myślenie, iż kiedyś wszyscy albo prawie wszyscy ludzie staną się aniołami, to utopia. Zło będzie w tym świecie istniało do jego końca.  A naszym zadaniem jest nie tyle odniesienie sukcesu w przemianie świata, ile pozostanie w każdych warunkach wiernymi Chrystusowi. Nawet gdyby to wiele nas kosztowało.