Apokalipsa dziś: Przyszło ci żyć wśród demonów, ale...

Andrzej Macura

publikacja 17.02.2025 00:00

Takie czy inne środowisko w którym żyjesz wcale nie determinuje twoich wyborów.

Warunki Ahmend akacha /Pexels Warunki
Przyszło ci żyć wśród błota? Nie znaczy, że brudne też musi być twoje serce

Apokalipsa dziś. Spis treści

„Wiem gdzie mieszkasz: tam gdzie jest tron szatana” – dyktuje Janowi Chrystus w Liście do Kościoła w Pergamonie. Brzmi tajemniczo. O co chodzi?

Starożytny Pergamon to mniej więcej dzisiejsza Bergama. Leży ok. 100 kilometrów na północ od Smyrny. Inaczej niż ta ostatnia, czy opisywany we wcześniejszym odcinku cyklu Efez, nie jest miastem nadmorskim. Znajduje się koło 30 kilometrów  od najbliższego wybrzeża. Był pierwszą stolicą rzymskiej prowincji Azji – zanim cesarz August przeniósł ją do Efezu – ale miasto zachowało swój status rzymskiej ulubienicy. Trzykrotnie przyznano mu tytuł „neokoros”, czyli miasta – strażnika kultu cesarskiego. Szczycił się posiadaniem drugiej po Aleksandrii największej biblioteki starożytnego świata i teatrem mogącym pomieścić 10 tysięcy widzów. Jego akropol (położona na wzgórzu reprezentacyjna część miasta z pałacami i świątyniami) – robił podobno wielkie wrażenie. Wzgórze na którym leżał jest wysokie – wznosi się na ok. 250 metrów ponad okolicznymi dolinami. Znajdowały się w nim liczne świątynie: między innymi patronki miasta Ateny, Demeter i Dionizosa. Ale największe wrażenie robił zbudowany, jeszcze w czasach przedrzymskich, na stromych stokach pod szczytem wzgórza,  a więc dobrze widoczny ze wszystkich stron, Wielki Ołtarz. Poświęcony był Zeusowi i Atenie, ale zdobiły go też liczne przedstawienia innych bogów olimpijskich. I właśnie chyba ten ołtarz nazywany był przez chrześcijan „tronem szatana”. Ze względu na kształt i ze względu na poświęcenie go „szefowi” olimpijskiego panteonu, czyli, w rozumieniu wielu chrześcijan, szefowi demonów, Zeusowi. I do Kościoła w tym właśnie mieście Chrystus kieruje swoje trzecie przesłanie. Do nich, ale, pamiętajmy, także Kościołów wszystkich czasów.

Wielki Ołtarz   Lestat (Jan Mehlich) /Wikimedia / CC-SA 3.0 Wielki Ołtarz
Rekonstrukcja ołtarza ku czci Zeusa z Pergamonu w Muzeum Pergamońskim w Berlinie

Aniołowi Kościoła w Pergamonie napisz:
To mówi Ten, który ma miecz obosieczny, ostry.
Wiem, gdzie mieszkasz: tam, gdzie jest tron szatana,
a trzymasz się mego imienia
i wiary mojej się nie zaparłeś,
nawet we dni Antypasa, wiernego świadka mojego,
który został zabity u was, tam gdzie mieszka szatan.
Ale mam nieco przeciw tobie,
bo masz tam takich, co się trzymają nauki Balaama,
który pouczył Balaka, jak podsunąć synom Izraela sposobność do grzechu
przez spożycie ofiar składanych bożkom i uprawianie rozpusty.
Tak i ty także masz takich, co się trzymają podobnie nauki nikolaitów.
Nawróć się zatem!
Jeśli zaś nie - przyjdę do ciebie niebawem
i będę z nimi walczył mieczem moich ust.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.
Zwycięzcy dam manny ukrytej
i dam mu biały kamyk,
a na kamyku wypisane imię nowe
którego nikt nie zna oprócz tego, kto je otrzymuje.

Chrystus, który sądzi

Jak zwykle na początku każdego z tych listów Chrystus się przedstawia. „To mówi Ten, który ma miecz obosieczny, ostry”. To nawiązanie do widzenia wstępnego tej części Apokalipsy. Tam „podobny do Syna Człowieczego”, Chrystus, przedstawiony jest właśnie jako ten, z którego „ust wychodził miecz obosieczny, ostry” (Ap 1,16). Podkreślmy: z ust. To nie miecz służący do zabijania. To miecz słowa Bożego, które – jak napisał autor Listu do Hebrajczyków – jest żywe, „skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca”. To ostry miecz sądu. Sądu, którego narzędziem, prawem wedle którego człowiek jest osądzony, jest Boże słowo. Czyli  orędzie, które przyniósł Chrystus; to, zawarte  w  Ewangeliach i innych pismach Nowego Testamentu. W dobie negowania prawdy o Bożej sprawiedliwości i Bożym sądzie przytoczmy w tym miejscu też zdanie następujące w Liście do Hebrajczyków po zacytowanym wyżej. „Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek”. Tak, zdać rachunek. Zostaniemy osądzeni. Wszyscy. Każde stworzenie, każdy człowiek. A prawem, w świetle którego zostaniemy osądzeni, jest Boże słowo. W jego świetle widać całą prawdę o człowieku. Łącznie z tym, co jest w jego sercu. I właśnie ten, który widzi wszystko i który wszystko osądzi – cały świat, każdego człowieka – zwraca się do swoich uczniów w Pergamonie.

Jest za co chwalić

Jak zwykle w siedmiu listach Apokalipsy po przedstawieniu się Chrystus przypomina, że zna Kościół do którego się zwraca; nie jest symbolem pustym to, że „przechadza się pośród świeczników”, jak to widzieliśmy w wizji wstępnej. Chrystus jest ze swoimi Kościołami, jest im bliski. I w tym wypadku mówi: „Wiem, gdzie mieszkasz: tam, gdzie jest tron szatana, a trzymasz się mego imienia i wiary mojej się nie zaparłeś, nawet we dni Antypasa, wiernego świadka mojego, który został zabity u was, tam gdzie mieszka szatan”.

W tym kontekście owo „wiem gdzie mieszkasz” ma inne niż czysto geograficzne znaczenie. Znaczy „wiem, w jakich warunkach przyszło ci żyć”, „wiem, jakich masz sąsiadów”, „wiem na co dla Mnie się narażasz”. Pergamon – może niezbyt wyraźnie wybrzmiało to wcześniej – był nie tylko miastem, w którym oddawano cześć różnym bożkom; był też ważnym ośrodkiem kultu cesarzy. Nie uczestniczenie w kulcie postrzegane być mogło nie tylko jako jakieś naruszenie tradycji, narażanie wszystkich mieszkańców na gniew bogów, ale też jako wyraz buntu wobec władzy. Gdy Jan pisze Apokalipsę chrześcijanie w Pergamonie z czymś takim już się zderzyli - czytamy teraz. Szczegółów nie znamy. Najpewniej próbowano ich zmuszać do udziału w jakiejś formie bałwochwalczego kultu. Pozostali jednak wierni Chrystusowi, choć Antypas – najpewniej ich biskup – został za to zabity. Trwać przy Mnie, nie zaprzeć się Mnie mimo grożącej śmierci, to mocne świadectwo i dla tego Kościoła nie byle jaki powód do chwały – mówi do Kościoła w Pergamonie Chrystus.

Warto w tym kontekście przypomnieć korespondencję  Pliniusza Młodszego, prokonsula leżącej bardziej na północ prowincji rzymskiej Bitynii z cezarem Trajanem  z 132 roku p. Ch. Pliniusz pytał o to jak postępować z tymi, którzy oskarżani są o bycie chrześcijanami. Dotąd, zajmując się różnymi donosami, robił tak, że karał tylko tych, którzy sami potwierdzali, iż są chrześcijanami. Tych, którzy temu zaprzeczali,  składali ofiary bożkom, a nawet – jak napisał  – czasem złorzeczyli Chrystusowi, wypuszczał  bez dociekania, czy kiedyś z chrześcijaństwem jakiś związek mieli. Trajan w odpowiedzi potwierdził słuszność takiego „pragmatycznego” stanowiska. List dotyczy czasów ciut późniejszych, ale pokazuje klimat, jaki na przełomie wieków panował w Cesarstwie.

Jest i za co zganić

Nie wszystko jednak było w tym Kościele idealne. „Mam nieco przeciw tobie – mówi dalej Chrystus –  bo masz tam takich, co się trzymają nauki Balaama, który pouczył Balaka, jak podsunąć synom Izraela sposobność do grzechu przez spożycie ofiar składanych bożkom i uprawianie rozpusty, tak i ty także masz takich, co się trzymają podobnie nauki nikolaitów”. O co chodzi? Wedle jednej z wersji niejednolitej w tym względzie tradycji biblijnej prorok Balaam – poganin, nie Izraelita – był tym, który w czasie wędrówki Izraela przez pustynię podsunął Moabiom pomysł, jak skutecznie walczyć z Izraelem. Nie mieczem mężczyzn, ale uwodzeniem przez moabickie kobiety. Właśnie kobietom, jak czytamy w Księdze Liczb (25), przez proponowanie Izraelitom swoich wdzięków, udało się skłonić niektórych z nich do uczestnictwa w bałwochwalczym kulcie bożka Baal-Peora. Co spowodowało oczywiście, że Bóg rozgniewał się na Izraela. I byłoby się pewnie skończyło  źle, gdyby nie radykalne, krwawe (!) działania ludzi z otoczenia Mojżesza przeciwko takim praktykom.

Chrystus Apokalipsy nawiązując do tej historii wskazuje, że podobny mechanizm odejścia od Niego grozi chrześcijanom Pergamonu. Przynajmniej niektórym, tym co słuchają wymienianych już wcześniej z nazwy tajemniczych nikolaitów. Czy to znaczy, że owi nikolaici zachęcali do udziału w pogańskim kulcie? Wiadomo, że w realiach tamtych czasów wiązał się on też z rytualną rozpustą. Ot, na przykład w kulcie Afrodyty. Wiadomo też, że świątynie tamtych czasów były też czymś w rodzaju restauracji: można było tam dobrze zjeść, bo mięsa składanego w różnych ofiarach, nie brakowało. Czy owi nikolaici głosili, że udział w takich praktykach to nic takiego? Niekoniecznie. Być może chodziło o bardziej ogólne hołdowanie rozwiązłości. W cesarskim Rzymie konkubinaty, zdrady małżeńskie, prostytucja (nie tylko sakralna) czy praktyki homoseksualne były czymś powszechnym i powszechnie wśród pogan akceptowanym. Może zarzut Chrystusa wobec Kościoła w Pergamonie nie dotyczy udziału w pogańskich, bałwochwalczych kultach – przecież przed chwilą była mowa, że uczniowie w Pergamonie bardzo się temu opierali  –   ale przyjmowania, pod wpływem nikolaitów pogańskiego, rozpasanego stylu życia. Nie do końca wiadomo. W każdym razie Chrystus wzywa Kościół w Pergamonie: nawróć się. Po grecku: μετανοησον (metanoeson). Czyli – przypomnijmy jeszcze raz znaczenie greckiego słowa metanoia – zmień myślenie. Nie chodzi więc tylko o odstąpienie od owych praktyk. Chodzi o coś większego i głębszego: o zmianę myślenia o tych sprawach. O przemianę serca.

Pergamon, obraz Kościoła różnych czasów i miejsc

Jak my, jak dzisiejszy Kościół, wypada na tle Kościoła w Pergamonie? Problemy z którymi się borykamy wydają się dość mocno przypominać te dawne. Z jednej strony wiele Kościołów, wielu chrześcijan, zasługuje na pochwałę za swoje wierne trwanie przy Chrystusie. Odmawiają udziału w bałwochwalczym kulcie, płacąc za to nawet swoim życiem. Bałwany oczywiście się zmieniły. Dawniej był to Zeus, Atena czy kolejny Cezar. Dziś czasem to bóstwa czy prorocy innych religii, czasem, jak w Korei Północnej czy po części w Chinach, państwa z ich żądającymi bezwzględnego posłuszeństwa przywódcami. W naszym kręgu kulturowym zalęgła się jednak przede wszystkim „nieświęta czwórca” bóstw władzy, sławy, hedonizmu i pieniądza. Te są bardziej od dawnych podstępne, bo przecież uczestniczący w ich kulcie niekoniecznie zaraz ma świadomość, że właśnie zapala przed ich ołtarzami kadzidło. Co złego jest w pragnieniu władzy, co złego w sławie, co złego w potrzebnym przecież nam wszystkim pieniądzu? – uspokaja się. – Co złego w przyjemności? Dokładnie tak, jak mogli usprawiedliwiać się ci, którzy do pogańskich świątyń przychodzili jak do restauracji. Nie, nic złego się nie dzieje. Tylko powoli nasiąkasz...  

Dołączyły jednak w ostatnich dekadach do panteonu „nieświętej czwórcy”, dobrze sprawdzonym wzorem pogaństwa chętnie uzupełniającego poczet bóstw,  także i bożki politycznej poprawności: egocentryzm, „tolerancjonizm” (tolerować trzeba wszystkich, z wyjątkiem tych, którzy naszym zdaniem nie tolerują), ekologizm czy genderyzm. Z całymi orszakami pomniejszych, odpowiedzialnych za jakiś mniejszy wycinek spraw bóstw i „duchów opiekuńczych”. Te już w domaganiu się czci potrafią już być bezwzględne. Nie, nie, za brak uczestnictwa w ich kulcie nie grozi (jeszcze?) śmierć. Szybciej pozbawienie pracy, wykluczenie z działalności gospodarczej, społeczny ostracyzm... Wielu chrześcijan staje dziś przed koniecznością wyboru: trzymać się Chrystusa czy dla kariery, zysku czy choćby tylko świętego spokoju oddać im cześć. Część odwraca się od Chrystusa. Ale jednocześnie wielu innych, może w tym czy owym nawet błądzących, w obliczu konieczności wyboru jednak trzyma się Chrystusa. Nie pali kadzideł ani dawnym, ani współczesnym bożkom.

Zdumiewająco aktualnie w naszych czasach brzmi też owo wezwanie Chrystusa do Pergamończyków, by nie ulegali nauce nikolaitów. Przypomnijmy: chodziło  lekceważenie czy wręcz promowanie seksualnej rozwiązłości.... Jakie to współczesne. Zdrady, rozwody, przygodny seks, prostytucja, autoerotyzm, pornografia, praktyki homoseksualne – „komu to szkodzi jeśli daje przyjemność, jeśli ludzie się kochają?; albo i nie kochają, ale na seks zgadzają?” A że seksualność, jak nieopanowany ogień, zużywszy jedno, domaga się coraz to nowego paliwa, idą za nimi przeróżne seksualne dewiacje, które nikomu (niby) nie szkodzą i dają przyjemność... Nie, nie chodzi o to, że ten świat bywa zepsuty. Jest jaki jest. Chodzi o to, że nieraz i chrześcijanie, także ci, którzy w tym kulcie seksualności nie uczestniczą, zbyt często dziś powtarzają „a komu to szkodzi, jeśli to przyjemne i jeśli się kochają?” I tak powoli zaciera się różnica między wspieraniem człowieka w drodze do czystości, a błogosławieniem grzechu....

„Nawróć się” – mówi i dziś do swojego Kościoła przez słowa Apokalipsy Chrystus. Pewnie i przeciwko nam ma, że są wśród nas tacy, „co trzymają się nauki Balaama” i idą za rada nikolaitów. Grząską drogą z czasem coraz bardziej stającego się bagnem folgowania rozwiązłości. Drogą, na której Bóg jest coraz dalej, a ogień piekła niepohamowanego pragnienia przyjemności coraz bliżej. „Nawróć się”, czyli – pamiętajmy – nie tylko odmień swoje czyny, ale przede wszystkim zmień swoje myślenie. Nikolaici XXI wieku, zmieńcie swoje myślenie! Bo jeśli nie, to...

Skonfrontuj się ze słowem Bożym

„Jeśli zaś nie – przyjdę do ciebie niebawem i będę z nimi walczył mieczem moich ust” – ostrzega Chrystus. „Będę walczył mieczem ust”, jak wyjaśniono  wcześniej, to dokonać sądu. Pamiętając przytoczone wcześniej słowa Listu do Hebrajczyków, chodzi o sąd polegający na jakimś skonfrontowaniu ze słowem Bożym. Tyle że stwierdzenie, ze będzie to jakaś walka, wskazuje na dość mocny, może nawet gwałtowny przebieg tej konfrontacji. Nie wiemy na czym ów sąd miałby konkretnie polegać; w jaki sposób wierzący w Pergamonie mieliby poznać, odczuć, że są sądzeni. Nasuwa się tu przypuszczenie o jakiejś karze. Co miałoby nią być? Jakieś trudne doświadczenie? Związane z prześladowaniami? Może z jakimś nieszczęściem wywołanym czynnikami naturalnymi? A może natury duchowej – oziębłość, odstępstwo od wiary, większy jeszcze upadek obyczajów? Nie jest przecież czymś nadzwyczajnym, gdy jeden grzech rodzi drugie i następne: to ich mnożenie jest widomym znakiem, że ktoś porzucił już Chrystusową drogę; sąd Słowa polegałby na tym, że ktoś okazuje się jednak nie być tym, za kogo się uważał. Ale – jak napisałem – nie wiadomo. W każdym razie Chrystus ostrzega Kościół. W Pergamonie, ale i Kościół wszystkich czasów: jeśli się nie nawrócisz, jeśli nie zmienisz sposobu myślenia, a będziesz dalej chodził drogami nikolaitów, czeka cię sąd.

Warto się wysilić

Na koniec, jak zwykle w listach Apokalipsy, pojawia się obietnica. Duch, Duch Święty, ustami Chrystusa dyktującego list Janowi, mówi do Kościołów – czyli nie tylko do tego w Pergamonie, do innych Kościołów ówczesnej rzymskiej prowincji Azji, ale do Kościołów wszystkich kontynentów i każdego czasu. On mówi, a wy, chrześcijanie,  nadstawcie uszu, nie zamykajcie ich, przyjmijcie jego zapewnienie: „Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto je otrzymuje”.

Ukryta manna, biały kamyk, nowe imię. Zwróćmy jednak najpierw uwagę na słowo rozpoczynające tę obietnicę: Dam „zwycięzcy” – mówi Chrystus. Życie uczniów Chrystusa na tym świecie to udział w zawodach czy wręcz w jakiejś walce. Chrystus nie obiecuje wcale, że będzie miło, słodko, łatwo i przyjemnie: wręcz przeciwnie: obiecuje, trud, wysiłek, pot, zmęczenie, a może nawet i krew. Życie chrześcijan tu, na ziemi, w oczekiwaniu lepszego w niebie, nie jest łatwe. Wymaga wysiłku, wymaga walki. I nie chodzi, przynajmniej nie tylko, o pokonywanie różnych przeciwności związanych z naszą ludzką kondycją, jak trud pracy, choroby, różne nieszczęścia czy nawet wyrządzane przez bliźnich krzywdy. Chodzi także o zmaganie się z tymi przeciwnościami, które wynikają z faktu bycia uczniem Chrystusa: znoszenie niechęci czy nawet wrogością otoczenia oraz wewnętrzna walka z samym sobą, ze swoimi słabościami, ze swoim egoizmem. Chrystus obietnice składa „zwycięzcom”, tym którzy trzymają się wiary i nie idą na kompromisy. Nie tym, którzy deklarują bycie chrześcijanami, ale żadnego wysiłku, żadnej dyscypliny wobec samego siebie w to wkładać zamierzają.

Co zwycięzca otrzyma? „Ukryta manna” to być może, w nawiązaniu do tradycji judaizmu, pokarm, którym mający nadejść Mesjasz nakarmi swój lud. Chodziłoby więc o udział w uczcie niebieskiej. Może też być to nawiązanie do Eucharystii: uczeń Chrystusa otrzymuje duchowy pokarm, uzdalniający go do trwania przy Chrystusie i w końcu osiągnięcie szczęścia wiecznego. Niewykluczone oczywiście że można widzieć w „ukrytej mannie” obie te rzeczywistości. Wszak każda Eucharystia jest zapowiedzią uczty zbawionych w niebie: „błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Baranka” – powtarzamy w każdej Mszy słowa z jednego z końcowych rozdziałów Apokalipsy...

Biały kamień? Przypuszcza się, że to nawiązanie do praktyki wręczania zaproszonym na ucztę kamyków, którymi „legitymowali się” przy wejściu. Coś jak dziś opaski czy pieczątki na ręce. Byłby to więc znak czegoś, dzięki czemu chrześcijanin może wejść na ucztę godów Baranka w niebie. A to wypisane na nim nowe imię? To być może symbol nowej tożsamości, która odkrywa człowiek przyjmujący Chrystusa; nawiązanie do nowego narodzenia przez nawrócenie i chrzest. Ale skoro już ochrzczony ma dopiero kamień z tym imieniem otrzymać, chodzić może o odkrycie swojej prawdziwej, najlepszej tożsamości, swojej prawdziwej godności. Tu na ziemi jestem ubogim, nic nie znaczącym popychadłem, w niebie okażą się kimś ważnym....

Tak czy inaczej to zapowiedź darów, jakie człowiek otrzymuje od Boga i w tym życiu i w życiu przyszłym. To dary dla zwycięzcy; dla tego, który nie kłaniał się bożkom i wytrwał w wierności Chrystusowi, choć wiele go to kosztowało.

Kościele naszych czasów, nie kłaniaj się bożkom. Nie lekceważ zła.

Ciąg dalszy zapewne nastąpi. Pisząc korzystam też oczywiście z książek. Najbardziej z Peter, S. Williamson, Apokalipsa. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, W drodze, Poznań 2024.