Apokalipsa dziś. Tak trzymaj!

Andrzej Macura

publikacja 07.03.2025 11:21

Boża nagroda? Niekoniecznie dopiero w wieczności. Bywa, że...

Na kamieniu Na kamieniu
Nie wyryte, ale też mocne, trwałe... Świat się zmienia. Chrystus nie. Jego miłość wobec nas też nie ustaje...
Andrzej Macura CC-SA 4.0

Apokalipsa dziś. Spis treści

Filadelfia. Niezwykle piękne imię dla miasta. „Miłość braterska” – można by przetłumaczyć greckie Φιλαδέλφεια. Albo, jak wolą inny, „kochająca braci”. To do Kościoła w tym mieście Chrystus dyktuje Janowi swój kolejny list. Niczego mu nie wyrzucając. Raczej nawet zapowiadając sukcesy i pomyślność. Budująca
nagroda za wierność...

Aniołowi Kościoła w Filadelfii napisz:
To mówi Święty, Prawdomówny,
Ten, co ma klucz Dawida,
Ten, co otwiera, a nikt nie zamknie,
i Ten, co zamyka, a nikt nie otwiera.
Znam twoje czyny.
Oto postawiłem jako dar przed tobą drzwi otwarte,
których nikt nie może zamknąć,
bo ty chociaż moc masz znikomą,
zachowałeś moje słowo
i nie zaparłeś się mego imienia.
Oto Ja ci daję [ludzi] z synagogi szatana,
spośród tych, którzy mówią o sobie, że są Żydami -
a nie są nimi, lecz kłamią.
Oto sprawię, iż przyjdą i padną na twarz przed twymi stopami,
a poznają, że Ja cię umiłowałem.
Skoro zachowałeś nakaz mojej wytrwałości
i Ja cię zachowam od próby,
która ma nadejść na cały obszar zamieszkany,
by wypróbować mieszkańców ziemi.
Przyjdę niebawem:
Trzymaj, co masz,
by nikt twego wieńca nie zabrał!
Zwycięzcę uczynię filarem w świątyni Boga mojego
i już nie wyjdzie na zewnątrz.
I na nim imię Boga mojego napiszę
i imię miasta Boga mojego,
Nowego Jeruzalem, co z nieba zstępuje od mego Boga,
i moje nowe imię.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.

Posłaniec dostarczający listy kolejnym Kościołom Azji do Filadelfii miałby stosunkowo blisko, bo od poprzedniego „miasta Apokalipsy”, leżącego bardziej na zachodzie (lekko północnym zachodzie) Sardes, dzieli je tylko koło 50 kilometrów. My idąc jego śladem mielibyśmy już problem, by trafić. Filadelfia to dziś tureckie Alaşehir.

Miasto założono w 189 roku przed Chrystusem, gdy na tych terenach istniało antyczne Królestwo Pergamonu. Po bezpotomnej śmierci ostatniego z jego władców na mocy jego testamentu przypadło w spadku... Rzymowi. Ci połączyli je ze swoją prowincją Jonią, dając nowemu tworowi nazwę Frygia.

W czasach, gdy powstawała Apokalipsa Filadelfia była miastem bogatym. Sprzyjało temu jej położenie na przecinających się szlakach handlowych. Jak żyło się w nim wspólnocie chrześcijańskiej?  Niewiele wiemy. Ze wzmianki z dalszej części listu („ty, chociaż moc masz znikomą”) możemy wnioskować, że albo nie była to wspólnota liczna albo składała się raczej z ludzi ubogich, niewiele w ówczesnym społeczeństwie znaczących. Albo – co też możliwe – i jedno i drugie. Byli też jakoś prześladowani, bo Chrystus w liście wspomina, że nie zaparli się Jego imienia. Przez kogo? Wzmianka z listu o Żydach („mówią o sobie, ze są Żydami, ale nie są nimi, lecz kłamią”) podpowiada, że doszło w tym mieście do konfliktu między Synagogą a Kościołem. Być może ci pierwsi wykluczyli chrześcijan, także pochodzenia żydowskiego, ze swojej społeczności. Co wiązało się także – jak wyjaśniałem w poprzednich odcinkach cyklu – z jakimiś szykanami ze strony pogan w związku z odmową uczestniczenia w pogańskim kulcie. Bo monoteizm Żydów był od wieków znany i tolerowany, chrześcijanie, gdy tracili ochronny parasol bycia Żydami, stawali się wrogami społeczeństwa i państwa.

W czasach późniejszych Filadelfia należała do wschodniej części dawnego Imperium Rzymskiego, Bizancjum. Przechodząc wraz z całym rejonem zmienne koleje losu ostatecznie w roku 1391 przeszło pod panowanie Turków Osmańskich. Mimo to do początków XX wieku było miastem ze znaczącą społecznością grecką. Dopiero w wyniku wojny między Turcją a poszerzającą swoje wpływy się po I wojnie światowej Grecją w 1923 jej chrześcijańscy mieszkańcy zostali wysiedleni i pod Atenami założyli Nową Filadelfię...

Chrystus czyli kto?

„Aniołowi Kościoła w Filadelfii  napisz” – nakazuje po raz kolejny objawiający się Janowi Chrystus. Chodzi oczywiście – przypomnijmy –  o pismo skierowane do całego Kościoła w tym mieście, wysłane być może na ręce biskupa. I dalej mówi:

To mówi Święty, Prawdomówny,
Ten, co ma klucz Dawida,
Ten, co otwiera, a nikt nie zamknie,
i Ten, co zamyka, a nikt nie otwiera.

Święty, Prawdomówny... Obrazem biblijnym, który chyba najczęściej kojarzy się z prawdą o świętości Boga jest scena powołania Izajasza. Bóg, „siedzący na wysokim i wyniosłym tronie” w szacie, której „tren wypełnia świątynię” i aniołowie wołający „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów”. W Biblii wyznanie, że Bóg jest święty nie znaczy, że jest doskonały pod względem moralnym. Znaczy, że jest ponad; ponad całym stworzeniem, że przekracza całe stworzenie, jest nieskończenie większy niż ono. Wskazuje – używając języka filozofii – na transcendencję Boga. I dopiero z tego bycia większym niż stworzenie, bycia ponad wszystkim, wypływa jego moralna doskonałość.

To temat to niezmiernie szeroki. Zasygnalizujmy jedynie, co o świętym Bogu pisał Jan w swoim pierwszym liście: „Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności” (1J 1,5), „jest sprawiedliwy” (2,29), „jest miłością” (4,14). A Chrystus w Apokalipsie mówi, że On jest święty. On jest Bogiem, jest „światłem bez ciemności”, „jest sprawiedliwy”, jest miłością”....

W tym samym liście Jan wiele razy podkreśla, że to, co przyniósł Jezus jest prawdą; że prawdą jest to, o czym daje świadectwo Duch. To ta sama myśl, co w Ewangelii Jana, gdy Jezus wmówi wprost  o sobie, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Jest Prawdą i przynosi prawdę, która jest światłem, która daje życie.... Nie wikłając się w dalsze rozważania powiedzmy tylko krótko: „to mówi Święty, Prawdomówny” znaczy, że mówi Ten, w którym nie ma cienia zła, cienia fałszu, cienia obłudy; mówi sprawiedliwy i kochający Bóg; można śmiało Mu zaufać.

A co z tym „kluczem Dawida”? To najpewniej nawiązanie do starotestamentalnego proroctwa Izajasza (22) dotyczącego zarządcy pałacu Dawida, Szebny. Prorok zadufanemu w sobie i wiele mogącemu zarządcy budującemu sobie właśnie wystawny grobowiec zapowiedział, że jego kariera runie, że rychło zostanie zastąpiony przez innego. Ot tak, w jednej chwili. Choć wydawało mu się, że jest nie do ruszenia. Chrystus przedstawia się więc jako ten, który ma pełnię władzy nad swoim ludem, nad swoim... No właśnie: nad swoim Kościołem? Hm. To czemu mowa o „kluczu DAWIDA?” Przytoczmy więc jeszcze raz, dla wygody Czytelnika, co napisano dalej.

Znam twoje czyny.
Oto postawiłem jako dar przed tobą drzwi otwarte,
których nikt nie może zamknąć,
bo ty chociaż moc masz znikomą,
zachowałeś moje słowo
i nie zaparłeś się mego imienia.
Oto Ja ci daję ludzi z synagogi szatana,
spośród tych, którzy mówią o sobie, że są Żydami -
a nie są nimi, lecz kłamią.
Oto sprawię, iż przyjdą i padną na twarz przed twymi stopami,
a poznają, że Ja cię umiłowałem.

Trzeba chyba uzmysłowić sobie, że w czasach powstawania Apokalipsy drogi Synagogi i Kościoła całkiem się jeszcze nie rozeszły. Dla żydów (w sensie religijnym stąd mała litera) chrześcijanie ciągle byli heretykami, dla chrześcijan to żydzi byli tymi, którzy nie uznawszy w Jezusie Mesjasza sprzeniewierzyli się Bożym planom. Wygląda na to, że ów wywód to aluzja do tego, że chrześcijanie w Filadelfii zostali wykluczeni ze wspólnoty żydowskiej. Boleśnie dotkniętych tym faktem chrześcijan Filadelfii Chrystus pociesza: to ja decyduję o domu Dawida – mówi Chrystus –  to Ja jestem tym, który ma jego klucz. I to ode Mnie zależy, kto może w nim przebywać, a kto nie. To wy – mówi im  Chrystus – jesteście spadkobiercami obietnic danych Dawidowi, czy wcześniej, Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. Wy, nie ci, którzy „mówią o sobie, że są Żydami, a nie są nimi, lecz kłamią”.

Zaskakujące? Nie bardzo. Już kilkadziesiąt lat wcześniej pisał do chrześcijan w Filippi św. Paweł (Flp 3,3):

My bowiem jesteśmy prawdziwie ludem obrzezanym - my, którzy sprawujemy kult w Duchu Bożym i chlubimy się w Chrystusie Jezusie, a nie pokładamy ufności w ciele.

To chrześcijanie są prawdziwymi żydami! A Chrystus ma „klucz Dawida”, pełnię władzy nad ludem Bożym, nad Bożym królestwem. I, jak mówi Kościołowi w Filadelfii, postawił przed nimi jako dar drzwi otwarte. Nikt nie może ich im zamykać. Oni z Jego woli są już członkami tego królestwa.

Czym na to „zasłużyli”? Mówi im Chrystus, że zna ich czyny. Wie, że choć „moc mają znikomą, zachowali Jego słowo i nie zaparli się Jego imienia”.  Czyli że choć niewiele w społeczności tego miasta znaczą – być może pochodzili głównie ze społecznych nizin, a być może nie było też ich zbyt wielu – nie poddali się presji otoczenia, ale wytrwali przy Ewangelii. Presji Żydów, którzy za wierność Chrystusowi wykluczyli ich ze wspólnoty. I presji pogan, którzy, jak już wyjaśniałem szerzej w poprzednich odcinkach cyklu, mogli im robić różne trudności w związku z odmową udziału w silnie wpisanym w ówczesną kulturę pogańskim kulcie.

Nagroda za wierność

Kiedyś, po śmierci? Owszem. Ale najpierw... Tak, Chrystus zapowiada, że Kościół w Filadelfii za swoją wierność otrzyma także nagrodę już w tym życiu. Czytamy:

Oto Ja ci daję ludzi z synagogi szatana,
spośród tych, którzy mówią o sobie, że są Żydami -
a nie są nimi, lecz kłamią.
Oto sprawię, iż przyjdą i padną na twarz przed twymi stopami,
a poznają, że Ja cię umiłowałem.

Gdy przyłożyć do naszych wyobrażeń na temat ewangelizacji (głoszenia Dobrej Nowiny brzmi chyba lepiej, ale tym razem użyjmy słowa „ewangelizacja”) – zaskakujące. Co sprawia, że niektórzy z owych Żydów z synagogi szatana staną się chrześcijanami? Bo chyba tak należy rozumieć zwrot  „przyjdą i padną na twarz przed twymi stopami, a poznają, że Ja cię umiłowałem”? Otóż nie wysiłki chrześcijan, ale łaska Chrystusa. To On sprawi – wyraźnie to mówi – że niektórzy z Żydów uznają w Nim Mesjasza. To będzie dla chrześcijan w Filadelfii pierwszą nagrodą za wierność: pomnożenie ich liczebności, przyznanie im racji przez niektórych spośród tych, którzy byli ich przeciwnikami.

Bibliści zwracają uwagę, że to odwrócenie tego, czego oczekiwali Żydzi. Oni spodziewali się, zgodnie z zapowiedziami proroków (np. Iz 60,14), że kiedyś to poganie padną im do stóp. Z wdzięczności, że przez nich mogli poznać prawdziwego Boga. Tymczasem w Filadelfii ma być odwrotnie: to Żydzi kłaniać się będą chrześcijanom, z który przynajmniej część pochodziła z pogaństwa. Proroctwa zawiodły? Ano nie, bo – przypomnijmy – to chrześcijanie są prawdziwymi żydami (w sensie religijnym); tymi, którzy uwierzyli posłanemu przezeń Mesjaszowi. Oni są tymi, których Bóg umiłował. I im, zarówno poganie jak i Żydzi Synagogi, są wdzięczni za możliwość poznania prawdziwego Boga.

A druga obietnica?

Skoro zachowałeś nakaz mojej wytrwałości
i Ja cię zachowam od próby,
która ma nadejść na cały obszar zamieszkany,
by wypróbować mieszkańców ziemi

Zachowałeś i ja zachowam. Od próby, która nadejdzie na wszystkich, cały zamieszkany świat. Albo cały cywilizowany – w ówczesnym rozumieniu –  świat.
Ale nieszczęście to ma chrześcijan w Filadelfii ominąć. Co to za próba? Jakiś kataklizm? Nie wiadomo, nie spekulujmy...

Prócz nagrody doczesnej Chrystus zapowiada też Kościołowi w Filadelfii rychłą nagrodę wieczną.

Przyjdę niebawem:
Trzymaj, co masz,
by nikt twego wieńca nie zabrał!
Zwycięzcę uczynię filarem w świątyni Boga mojego
i już nie wyjdzie na zewnątrz.
I na nim imię Boga mojego napiszę
i imię miasta Boga mojego,
Nowego Jeruzalem, co z nieba zstępuje od mego Boga,
i moje nowe imię.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.

Niebawem? Nie będą musieli długo czekać. Nie znaczy to oczywiście, że będzie to równoznaczne z paruzją. Chrystus przychodzi po każdego w chwili jego śmierci. Ale jako że nie ma za co tego Kościoła ganić, zachęca ich tylko, by wytrwali. Zawody w których uczestniczą niebawem się skończą. I wtedy „otrzymają wieniec”. Dziś powiedzielibyśmy „dostaną złoty medal”. Po prostu, okażą się zwycięzcami.

Już na zawsze

Co znaczy, że staną się filarami świątyni Boga? Ano że będą tam mieli stałe miejsce. Stałe miejsce w niebieskiej świątyni Boga, w niebieskim królestwie. Nikt ich stamtąd nie usunie, jak usunęli wcześniej Żydzi ze swojej wspólnoty. Tam już, blisko Boga, będą mogli żyć na zawsze. Co więcej,  mówi Chrystus, że  wypisze na nich „imię Boga, imię miasta Boga i swoje nowe imię”. To pierwsze, zwracają uwagę bibliści, w Starym Testamencie wypisane było jedynie na diademie arcykapłana. „Poświęcony dla Jahwe” – głosił napis. Czyli chrześcijanie też będą poświęceni Panu, będę bliskimi Mu sługami. „Imię miasta Boga mojego” czyli Nowego Jeruzalem, to z kolei znak tego, że przynależą do tej nowej rzeczywistości, ze są owego Nowego Jeruzalem mieszkańcami. Przypomnijmy: dla Żydów Jerozolima, z racji stojącej w niej świątyni, była miastem, w którym mieszkał Bóg. Chrześcijanie nosić będą znak przynależności do społeczności Nowego, Niebieskiego Jeruzalem, znak przynależności do niebian (więcej o Nowym Jeruzalem przy okazji komentowania 21 rozdziału Apokalipsy).

A wypisane na filarach nowe imię Chrystusa? To będzie znak, że są Jego, że do Niego przynależą. Tyle że znak ten nie będzie głosił, że przynależą do Jezusa z Nazaretu, ale do Jezusa noszącego „nowe imię”; do tego, który jest Chrystusem (Pomazańcem, Mesjaszem), Zbawicielem, który jest Synem Bożym, Panem; także „Panem panujących i Królem królujących”. To właśnie jest owo nowe imię tego, który wielu znany był jedynie jako zwykły człowiek, Jezus.

A wszystkie te imiona nie będą nabazgrane flamastrem czy atramentem. Kolumna? Kamienna? „Napisanie” w takim wypadku znaczy najpewniej „wyrycie”. To kolejne podkreślenie faktu, że ich nagroda nie będzie czymś przemijającym, ale trwałym.

Tak, zaszczytu tego dostąpią ci, którzy wytrwają w wierności Chrystusowi; którzy zwyciężą w zawodach, jakim jest nasze ziemskie życie. To właśnie Duch mówi do Kościołów: jeśli jesteście wierni, nie obniżajcie lotów. Trwajcie.

Przesłanie dla Kościoła dziś

Dziś... No cóż. Nie ogarniamy, jak Chrystus, całego świata. Nie znamy, jak On, wszystkich Kościołów. Zapewne niejeden z nich „ma moc znikomą”, ale „zachowuje Chrystusowe słowo”. Nie brak przecież i dziś chrześcijan - męczenników, którzy mimo ucisku nie zapierają się swojej wiary i wiernie trwają przy Chrystusie. Nam, w Polsce, w Europie, świecie szeroko rozumianego Zachodu, wydawać się może jednak raczej, że taki Kościół to raczej wzór, niedościgły ideał. Tymczasem...

Nie, to nie jest tak, że Kościół musi być mały i słaby, „mieć moc znikomą”. Na pewno jednak musi  „zachowywać Chrystusowe słowo”. To jest wyznacznik autentycznego chrześcijaństwa. Nie masy na pielgrzymkach, nie religia w szkole, nie pełne Kościoły.
Warto chyba w tym duchu przewartościować nasze myślenie o Kościele. Priorytetem jest wierność, wytrwanie w nauce Jezusa do końca, nie dobrze wyglądające statystyki.

Po raz kolejny przy lekturze Apokalipsy okazuje się, że to, co wielu dziś uważa za receptę na trwanie chrześcijaństwa w dzisiejszym świecie, a więc  obniżanie wymagań w nadziei, że wtedy ludzie zechcą przynajmniej od czasu do czasu pojawić się w Kościele, to droga donikąd. Takie chrześcijaństwo... Chciałoby się napisać, że nie ma mocy przyciągania. Tyle że nie możemy nigdy, przenigdy zapominać, że wiara jest łaską. Zawsze. To nie chrześcijanie przyciągają do Kościoła, ale Chrystus do siebie. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec” - uczył w Ewangelii Jezus... Te słowa jednak znaczą co znaczą.

Jednak chrześcijanom w Filadelfii Chrystus obiecał przysporzyć nowych członków spośród ich dawnych wrogów nie dlatego, że prowadzili świetne katechezy, wygłaszali mądre mowy i pokonywali swoich przeciwników w dysputach, ale dlatego, że cierpliwie trwali w Jego nauce. Zastanówmy się nad tym. Warto. Przecież to właśnie mówi Duch do Kościoła. Dziś także.