Apokalipsa dziś. Co złego może nas spotkać?

Andrzej Macura

publikacja 16.05.2025 11:23

Sukcesy i porażki. Czym tak naprawdę są? To zależy z jakiej perspektywy na sprawy spojrzeć.

Należymy do Boga i do Jego Syna, Jezusa Chrystusa Roman Koszowski /Foto Gość Należymy do Boga i do Jego Syna, Jezusa Chrystusa
Co złego może nas spotkać?

Apokalipsa dziś. Spis treści

„Padnijcie na nas  i zakryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie i przed gniewem Baranka, bo nadszedł Wielki Dzień Jego gniewu, a któż zdoła się ostać?” – wołają po otwarciu szóstej pieczęci księgi, zawierającej wyjaśnienie sensu historii, a przerażeni tym co się dzieje „królowie ziemscy, wielmoże i wodzowie, bogacze i możni, i każdy niewolnik, i wolny”. Straszny to ma być dzień, skoro już na jego wstępie ma miejsce „wielkie trzęsienie ziemi”, bledną słońce i księżyc, a gwiazdy zaczynają spadać z nieba „podobnie jak drzewo figowe wstrząsane silnym wiatrem zrzuca na ziemię swe niedojrzałe owoce”.  „Każdy zadrży, wielki,  mały” – jak śpiewało się kiedyś podczas obrzędów pogrzebowych. A jednak chrześcijanie nie muszą się tego dnia bać. Bóg nie pozwoli... No właśnie: na co nie pozwoli? Czego na nich nie dopuści? Spójrzmy w tekst Apokalipsy. Co dzieje się zanim jeszcze Baranek otworzy siódmą pieczęć?

Potem ujrzałem czterech aniołów
stojących na czterech narożnikach ziemi
powstrzymujących cztery wiatry ziemi,
aby wiatr nie wiał po ziemi
ani po morzu, ani na żadne drzewo.

I ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca,
mającego pieczęć Boga żywego.
Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów,
którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu:
„Nie wyrządzajcie szkody ziemi ni morzu, ni drzewom,
aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”.

I usłyszałem liczbę opieczętowanych:
sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych
ze wszystkich pokoleń synów Izraela:
z pokolenia Judy dwanaście tysięcy opieczętowanych,
z pokolenia Rubena dwanaście tysięcy,
z pokolenia Gada dwanaście tysięcy,
z pokolenia Asera dwanaście tysięcy,
z pokolenia Neftalego dwanaście tysięcy,
z pokolenia Manassesa dwanaście tysięcy,
z pokolenia Symeona dwanaście tysięcy,
z pokolenia Lewiego dwanaście tysięcy,
z pokolenia Issachara dwanaście tysięcy,
z pokolenia Zabulona dwanaście tysięcy,
z pokolenia Józefa dwanaście tysięcy,
z pokolenia Beniamina dwanaście tysięcy opieczętowanych.

Nadszedł czas Bożej reakcji

Czterej aniołowie póki co powstrzymujący groźny wiatr, który ma uderzyć na ziemię. Na całą ziemię: cztery jej narożniki, o których mowa w tekście to symboliczne przestawienie czterech stron świata. Morza też nie będą od tej plagi wolne.

Dlaczego jednak autor Apokalipsy  wspomina też osobno o drzewach? Najpewniej dlatego, że były i w sumie ciągle są ważną częścią ludzkiej gospodarki. W klimacie basenu Morza Śródziemnego, gdzie bez drzew ziemia łatwi stepowieje czy nawet pustynnie, tym bardziej. Drewno służyło do budowania schronień,  do produkcji sprzętów, narzędzi czy elementów broni. Dawało cień w spiekocie dnia, a spalane – pozwalało się ogrzać w zimne noce. Nadto przynosiły różnorakie owoce, którymi można było się żywić czy wykorzystywać w inny sposób. Ot, jak oliwę, która spalana w lampce daje światło. Drzewa to znak jeśli nawet nie zasobności, to na pewno zabezpieczenia podstawowych potrzeb. Gdy ich nie ma trudno znaleźć coś, co mogło by ich codzienną użyteczność zastąpić.

Póki co wspomniani aniołowie powstrzymują ów mający uderzyć w świat niszczycielski wiatr. Niebawem jednak uwolnią go. I pozwolą wyrządzić ludziom wielkie szkody. Dlaczego? Przypomnijmy: chodzi o to, by człowiek się opamiętał. By zobaczył, że wbrew temu co nieraz myśli, nie jest samowystarczalny. Że bez opieki Boga nie da sobie rady. Że jeśli cofnie On znad ludzkości swój chroniący ją parasol i wystawi na groźbę żywiołów...

Nie jesteśmy samowystarczalni

Dziwne? Niedorzeczne? To myślenie, że bez Boga człowiek sobie nie poradzi? Już budowniczowie wieży Babel myśleli, że sami zapewnią sobie wszystko, czego potrzebują. Że Bóg nie jest im do niczego potrzebny. Jak się skończyło – wiadomo. I dokładnie tak samo myśli dzisiejszy świat. Nie potrzebujemy Boga, sami potrafimy o siebie zadbać; zbudujemy nowy świat, w którym Bóg będzie tylko nikomu do niczego niepotrzebną hipotezą. Bo postęp naukowy, postęp technologiczny, bo rozwijająca się medycyna... Krótkowzroczne. I swej pysze do bólu głupie... Charakterystyczne jednak, że nawet gdy ludzkość doświadcza swojej samoniewystarczalności, gdy widzi potęgę nie do okiełznania żywiołów albo gdy doświadcza zła czynionego przez różne zdemoralizowane potęgi, nie jest skłonna zgiąć kolana przed Bogiem. Woli wołać do gór i pagórków „padnijcie na nas  i zakryjcie nas przed obliczem” Boga. Byle nie przyznać, że Go potrzebuje...

Poczekajcie!

Zanim jednak aniołowie z czterech narożników ziemi przestaną powstrzymywać niszczący wiatr następuje coś jeszcze. Pojawia się „od wschodu słońca” anioł „mający pieczęć Boga żywego” i „donośnym głosem” nakazuje owym czterem aniołom jeszcze nieco poczekać z dopuszczeniem na ludzkość mających służyć jej opamiętaniu nieszczęść. „Od wschodu” czyli od miejsca, gdzie pojawia się słońce. Nie o kierunki świata tu jednak chodzi. Przecież Bóg nie mieszka na wschodzie! Chodzi o tego, który „jest słońcem nie znającym zachodu”; Boga albo Baranka, Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Tego drugiego Zachariasz w swoim kantyku nazywa zresztą „z Wysoka Wschodzącym Słońcem” (Łk 1,78), czyli przychodzącym z góry, z nieba...

Ów anioł przychodzi więc od Boga. Jego autorytet podkreśla to, że ma Bożą pieczęć. Dlatego może innym aniołom stanowczo, „donośnym głosem” nakazywać. Zwłoka w wypuszczeniu „czterech wiatrów” i opieczętowanie wpierw „sług Bożych” to wola samego Boga. „Sługi Boga naszego” to oczywiście wierni Chrystusowi chrześcijanie.

Pieczętowanie

Dlaczego mają być opieczętowani? I to na czołach? Odbity na czymś czy na kimś znak pieczęci był w tamtych czasach znakiem  przynależności do ich właściciela. Pieczętowano zwierzęta, pieczętowano nieraz niewolników. Nawet rzymskim żołnierzom nieraz tatuowano na ręce imię dowodzącego nimi generała. Opieczętowanie Bożą pieczęcią jest znakiem, że ci ludzie należą do Boga, są Jego własnością. I dlatego, inaczej niż nieopieczętowani, będą przez Boga chronieni.

Dlaczego na czołach? Chodzi o znak widoczny dla wszystkich, a przez to też dla wszystkich czytelny. Podobnie jak było ze znamieniem Kaina. Znającemu Biblię nasuwa się też analogia z historią z Księgi Wyjścia, gdzie krew baranka paschalnego służy do oznaczenia drzwi domów, w których mieszkają Izraelici; mieszkającym w takim domu anioł karzący Egipt śmiercią pierworodnych nie wyrządzi żadnej szkody. Najwyraźniejsze jest tu jednak nawiązanie do sceny z Księgi Ezechiela (Ez 9,4-7). W scenie tej ci, którzy ubolewają nad nieprawościami Jerozolimy, mają ocaleć dzięki oznaczeniu ich przez anioła wypisaną na czołach literą taw (tau). Znającemu dzisiejszy czy nawet biblijny hebrajski znak ten niewiele mówi, ale w alfabecie starohebrajskim miała postać krzyżyka... W scenie Apokalipsy jest podobnie: owi opieczętowani to ludzie należący do Boga, im nie może stać się krzywda.

A potem święty Jan pisze, kogo w danej mu wizji opieczętowano: sto czterdzieści cztery tysiące z wszystkich pokoleń synów Izraela. Czyli 12 x 12 x 1000....

Dwanaście to w symbolice biblijnej liczba pełni: cały Izrael to dwanaście pokoleń, wszyscy Apostołowie to grono dwunastu;  uzupełniane, gdy jeden zdradził i popełnił samobójstwo. Dwanaście do kwadratu to podkreślenie, że chodzi o „pełnię pełni”. A dopełnieniem tego jest jeszcze pomnożenie przez tysiąc. Czyli – najprościej – bardzo wiele. Dokładniej: 10 x 10 x 10. Dziesięć symbolizuje kompletność.  Czyli owych 144 tysiące to po prostu bardzo liczna, wręcz niezliczona, kompletna pełnia ludu Bożego.

Hm... Można, inspirując się zacytowanym w komentarzu do Apokalipsy Petera S. Williamsona wyjaśnieniem benedyktyńskiego mnicha, Bedy Czcigodnego, pójść w tych rozważaniach jeszcze dalej. Liczba dwanaście to przecież cztery razy trzy, prawda? Cztery to liczba świata (cztery jego strony). Trzy liczba Boga, Trójcy. Dwanaście oznaczałoby więc Kościół jako świat żyjący w Trójcy Świętej. Do kwadratu – dopowiedzmy. Z kolei tysiąc to dziesięć razy dziesięć razy dziesięć. Dziesięć... Dziesięć jest Bożych przykazań. Tysiąc byłoby więc chyba znakiem mocno wiernego trzymania się Bożego prawa. Owe sto czterdzieści cztery tysiące, Kościół, byłby więc tak to interpretując światem, ludem  żyjącym w Trójcy i mocno trzymającym się Bożego prawa...

Kim są opieczętowani?

Jakie jest pochodzenie owych tu czterdziestu czterech tysięcy? Symbolicznie przypisano ich do dwunastu pokoleń Izraela. Przypomnijmy, ich nazwy wzięły się od imion dwunastu synów patriarchy Jakuba, wnuka Abrahama. Na pierwszym miejscu w Apokalipsie wymieniono jednak nie pokolenie najstarszego Rubena, ale Judy. Pewnie dlatego, że z tego właśnie pokolenie wedle ciała pochodził Jezus. Ciekawsze jednak, że w wyliczeniu tym pominięto pokolenie Dana, zastępując je pokoleniem wnuka Jakuba, a syna Józefa (Egipskiego) Manassesa. Dlaczego? Komentatorzy przypuszczają, że chodzi o to, że pokolenie Dana jest w Biblii często kojarzone z bałwochwalstwem. Byłaby to wskazówka: ci, którzy czczą bożki są z ludu Bożego wykluczeni.

Komentatorzy zwracają uwagę na jeszcze jeden szczegół: przypuszczalnie „militarny” charakter tej sceny. Czemu? Najpierw jest owo pieczętowanie, będące być może aluzją do wspomnianego zwyczaju tatuowania na ręce (nie czole!) legionistów imienia ich wodza. Po drugie ów podział na tysiące. Tyle liczyła najliczniejsza pojedyncza jednostka wojskowa w wojsku rzymskim. Każde pokolenie dostarczało niejako 12 takich jednostek. A po trzecie fakt, że w Starym Testamencie tego rodzaju spisy przedstawiane są w kontekście sił wojskowych, jakie mogą być przez każde pokolenie wystawione (Lb 1). Jeśli ta intuicja jest słuszna owych sto czterdzieści cztery tysiące to Boże wojsko. Tyle że nie wojujące mieczem. Ich bronią jest wierność Bogu, który walczy za nich...

Wielki, niezliczony tłum noszących na czołach pieczęć Boga. Mają być uchronieni przed tym co nieuchronnie przyjdzie na cały świat. Wróćmy do postawionego na początku pytania: ich te nieszczęście ominą? Jak to rozumieć?

Przed  czym Bóg swoich obroni?

Jest w Ewangelii św. Łukasza takie zastanawiające pouczenie Jezusa. Zapowiadając koniec świata mówi: „A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”. Dziwne prawda? Niektórzy z powodu Chrystusa mają być zabici, ale nikomu nie spadnie włos z głowy. Czy to nie sprzeczność? Nie, jeśli uzmysłowimy sobie, że to nie śmierć jest tym najstraszniejszym, co człowieka może spotkać. Bo śmierć? Cóż, umarli żyją. Żyją ich dusze. A Bóg kiedyś także ich ciała wskrzesi. Prawdziwym nieszczęściem człowieka była utrata życia wiecznego. Tego zaś żaden prześladowca chrześcijan nie jest im w stanie zabrać. I podobnie chyba należy patrzeć na owych opieczętowanych. Nie przed  ziemskimi nieszczęściami są chronieni. Owa pieczęć jest gwarancją, że jako należący do Boga ostatecznie z nim przez całą wieczność będą. Potwierdzeniem takiej interpretacji sensu pieczętowania będzie kolejna wizja Jana. Będzie w niej mowa o wielkiej rzeszy stojących przed Bogiem, a zabitych z powodu swojej wiary w Chrystusa. Owo opieczętowanie nie chroni prze złem zagrażającym ludzkiemu ciału. Chroni przed śmiercią wieczną, przed wiecznym potępieniem. Ci, którzy trwają przy Chrystusie choćby i stracili dla Niego życie, ocalą swoje życie wieczne.

Opieczętowani w chrzcie, opieczętowani w bierzmowaniu

Zastanawiająca ta wizja świętego Jana. To pouczenie, że my, pokładający swoją nadzieję w Chrystusie chrześcijanie, jesteśmy Bożą własnością i nic naprawdę złego nie może nas spotkać. No właśnie. Spójrzmy na naszą teraźniejszość. I powtórzmy: nic naprawdę złego nie może nas spotkać. Wojna u naszych granic? Nic naprawdę złego nie może nas spotkać. Tracimy niepodległość na rzecz unijnych instytucji? Nic naprawdę złego nie może nas spotkać. Wielcy tego świata chcą nas zubożyć i szykują zamach na nasze oszczędności? Chcą nam odebrać nasze wygodne, dostatnie życie zasłaniając się troską o klimat? Przecież nic naprawdę złego nie może nas spotkać! Nawet jeśli oskarżają, że wyłudzamy od państwa pieniądze, że jesteśmy obrońcami pedofilów, nic naprawdę złego nie może nas spotkać. Że próbują nas spychać na margines, próbują kneblować, szykanują, na różne sposoby próbują opiłować? To przecież nic. Mamy przecież życie wieczne.  A naszym zwycięstwem nie jest zdobycie jakiejś pozycji, znaczenia, władzy, ale wierność Chrystusowi. I to tym większym, im więcej przychodzi nam za nią płacić. Gdy tak patrzyć na nasze nie za ciekawe dziś... Spojrzenie z tej perspektywy wszystko zmienia, prawda?