publikacja 02.06.2025 00:32
Bóg nie staje po stronie swoich, pozwala ich krzywdzić? Wszystko im wynagrodzi.
Guduru Ajay bhargav /Pexels
Namioty
Na zewnątrz niepogoda? W środku bezpieczne schronienie. Boży namiot tym bardziej ochroni wiernych Mu przed wszelkim złem...
Bóg jest cierpliwy, ale sprawiedliwy. Nieprawość w końcu doczeka się Jego reakcji. Tymczasem jednak czeka. Chce skłonić błądzących do nawrócenia pozwalając, by doświadczyli na samych sobie, czym jest nieprawość, której tak beztrosko się dopuszczają. Więcej, Bóg pozwala na różne katastrofy, by ludzkość w końcu uświadomiła sobie swoją samoniewystarczalność. Cierpią na tym Jego wierni, bo nieszczęścia, które spotykają ziemię, by jej mieszkańcy się opamiętali, dotykają także ich, niewinnych? Tak, oczywiście. Cierpią, a nieprawość, której świat wobec nich się dopuszcza nie jest karana? Tak, niestety. Bóg jednak wszystko to wie. Ich cierpienie zostanie im wynagrodzone. W ostatecznym rozrachunku okaże się, że nie zostali przez Niego skrzywdzeni. Bo Bóg zna swoich. Zostali przecież „opieczętowani” – wyjawił Jan w omawianej w ostatnim odcinku naszego cyklu wizji. On ich chroni. Nie od nieszczęść doczesnych: te muszą znosić. Ale od tego, co znacznie gorsze: od zguby wiecznej. Kiedy odejdą z tego świata, otrzymają za swoja wierność nagrodę. I tę nagrodę właśnie przedstawia kolejna apokaliptyczna wizja Jana. O niej dziś słów parę.
Wielki tłum...
Co widzi Jan? Przytoczmy tekst Apokalipsy.
Potem ujrzałem:
a oto wielki tłum,
którego nie mógł nikt policzyć,
z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków,
stojący przed tronem i przed Barankiem.
Odziani są w białe szaty,
a w ręku ich palmy.
Tu się zatrzymajmy... Poprzednia wizja dotyczyła czegoś, co czytelnicy Apokalipsy – i ci dawniejsi i ci dzisiejsi – już doświadczyli. Wybrania przez Boga. Ta zdaje się dotyczyć przyszłości; tego w czym będą mieli udział. Skąd wiadomo? Świadczy o tym – jak napisał Jan – niezliczona liczba stojących przed „tronem i Barankiem”. W czasie gdy Wizjoner pisał te słowa chrześcijan nie było znów aż tak wielu. A już na pewno nie tych, którzy odeszli z tego świata. To co widzi Jan jest więc przyszłością, ale... To chyba nie tak, że nagroda dla tych, którzy wiernie trwali przy Jezusie – bo z dalszej części wizji jasno wynika, że o takich ludziach tu mowa – nastąpi dopiero kiedyś. Trzeba tę wizję czytać „apokaliptycznie”, pamiętając, że w tym gatunku przeszłość, teraźniejszość i przyszłość trochę się z sobą mieszają. To więc zapowiedź triumfu zarówno tych, którzy umarli w czasach Jana, jak i tych którzy potem, przez wieki wiernie stali przy Chrystusie, ale także i tych, którzy – patrząc na sprawy z dzisiejszej perspektywy - dopiero w przyszłości oddadzą za Niego życie. Wszyscy będą mieli udział w tym triumfie, w tej nagrodzie. Można powiedzieć, że ten tłum w ciągu dziejów stale się powiększa. Ciągle dołączają do niego kolejni wierni Chrystusowi....
Ów wielki tłum stoi w przed tronem i przed Barankiem, czyli w niebie. Bo tron o którym mowa – jak wiemy z poprzednich rozdziałów – to tron na którym zasiada sam Bóg. Baranek zaś to ten, który otwiera kolejne pieczęcie księgi wyjaśniającej sens historii; ten, który „nabył Bogu krwią swoją ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu i uczynił ich Bogu królestwem i kapłanami” (por. Ap 5,9). Ów tłum jest tak wielki, że nikt nie może go policzyć. A ludzie ci pochodzą „z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków”. Dziś powiedzielibyśmy, że to ludzie różnych ras, narodów, plemion, klanów... Bo staje się człowiek członkiem tego zgromadzenia nie przez przynależność do jakiejś grupy, przez jakieś pokrewieństwo czy znajomości, ale przez wierną wiarę w Jezusa Chrystusa. Dlaczego jednak niepoliczalny tłum, a nie jak w poprzedniej wizji, symboliczne czterdzieści cztery tysiące? Pobrzmiewa w tej wizji echo obietnic, jakie dał niegdyś Bóg Abrahamowi, gdy mówił, że jego potomstwo będzie jak gwiazdy na niebie i jak pisanek na brzegu morza; że będzie ojcem wielu narodów i że przez niego otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi. Obietnica się spełnia. Ten tłum to właśnie dzieci Abrahama. Dzieci nie wedle ciała, ale dzieci w wierze – jak powiedziałby święty Paweł. Ciekawe, że widzi to człowiek żyjący w I wieku, gdy chrześcijan nie ma jeszcze zbyt wielu i gdy Ewangelia ledwie zaczęła się rozprzestrzeniać po Imperium Rzymskim i okolicach. On widzi już znacznie dalej... I może my, patrząc pełni obaw na to czy chrześcijaństwo przetrwa nasze czasy też powinniśmy spojrzeć tam razem z Janem?
Stoją więc owi ludzie w niebie. Biel ich szat to najpewniej symbol świętości; symbol zwycięstwa i zmartwychwstania. Podkreślają to też trzymane przez nich w rękach gałązki palmowe. To znak sprawiedliwości i zwycięstwa. Oczywiście, zgodnie z tym, co już przedstawiono w Apokalipsie wcześniej, zwycięstwa rozumianego jako wytrwanie do końca przy Chrystusie. Owe palmowe gałązki przywodzą też jednak na myśl starotestamentalne Święto Namiotów (Święto Kuczek – Kpł 3,40). Obchodzone jesienią było dla Izraela przypomnieniem czasu, gdy ich przodkowie wychodząc z Egiptu mieszkali w szałasach czy namiotach. Jednocześnie było dziękczynieniem za plony. Jak zauważają komentatorzy, w judaizmie zapowiadało ono koniec czasów i nadejście królestwa Bożego. Jeśli skojarzenie jest słuszne owe palmy są więc też znakiem dziękczynienia, jakie owi ludzie składają Bogu za wszystkie wielkie dzieła, których dla nich dokonał, a zarazem wyrazem oczekiwania na bliski koniec historii.
... razem z całym stworzeniem wielbiących Boga
Dalej zaś czytamy:
I głosem donośnym tak wołają:
„Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie
i u Baranka”.
A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt,
i na oblicza swe padli przed tronem,
i pokłon oddali Bogu, mówiąc:
„Amen.
Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen”.
Tłum owym donośnym wołaniem, wskazującym na dawcę zbawienia, oddaje Bogu i Barankowi cześć. Do tego uwielbienia przyłączają się wszyscy aniołowie, padając na twarz przed Bogiem. Przed Bogiem, bo choć otaczają Boży tron, Starców i czworo Zwierząt (Istot Żyjących), to wyraźnie napisano, że tylko Bogu oddają cześć. Przypomnijmy przy okazji, bo nie trzeba pamiętać rozdziału czwartego Apokalipsy, że owi Starcy, dokładnie dwudziestu czterech Starców, to symbol pełni ludu Bożego. Czworo Zwierząt zaś (Istot Żyjących) to wbrew tradycji najpewniej nie Ewangeliści, ale symbol doskonałych stworzeń duchowych. W rozdziale czwartym oddają Bogu cześć. Tu, choć wyraźnie tego nie napisano, można powiedzieć, że w tym oddawaniu czci uczestniczą.
Aniołowie zaś potwierdzają słowa ludzi: Amen, faktycznie Bóg i Baranek są dawcami zbawienia. Jest za co Ich wielbić. Dodają jednak od siebie: „Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen”.
Dla współczesnych uszu brzmi to dość dziwnie. Po pierwsze to, co aniołowie mówią. Jakby pomieszano w tej aklamacji cechy Boga z tym, co mu się od stworzenia należy. Trzeba czytać to łącznie: aniołowie mówią jednocześnie jaki Bóg jest i za co należy Mu się uwielbienie. Jest błogosławiony, pełen chwały, mądry, godzien dziękczynienia i czci, pełen mocy i potęgi. A jednocześnie błogosławimy Go, uznajemy Jego chwałę i mądrość, dziękujemy Mu uznając, że jest godzien czci, mocny i potężny....
Po drugie zaś umysł dzisiejszego czytelnika może razić to chwalenie Boga; jakby Bóg domagał się pochwał, jakby po to wszystko stworzył, żeby Go chwaliło... Tymczasem trzeba pamiętać, że to nie jest jakaś narzucona stworzeniu „akademia ku czci”. Jak – starsi pamiętają – pierwszomajowe pochody, na których trzeba było być, radować się i świętować, bo jeśli nie, mogły być kłopoty... To nie jest wymuszone uwielbienie. To uwielbienie płynące z głębi serca, szczere, rozumiejące, jak hojnie stworzenie zostało przez Boga obdarowane. Podobne do naszych spontanicznych podziękowań i zachwytów, gdy zostaliśmy hojnie (choć niekoniecznie materialnie) obdarowani. Niebo nie jest i nie będzie zmuszaniem nas do uczestnictwa w jakiejś celebracji uwielbiania Boga. W niebie zrozumiemy, jak bardzo ta cześć się Bogu należy. I choć chyba niekoniecznie (zawsze) w taki sposób, jak to zostało przedstawione w tej wizji, zawsze będziemy Boga za Jego łaskawość wobec nas chwalić. Trochę jak dzieci doceniające już, jak wiele zawdzięczają swoi rodzicom. Choć nie mówią o tym w kółko całym swoim życiem pokazują, że to rozumieją...
Ci z wielkiego ucisku: kim są?
Dalsza część tej wizji to potwierdzenie intuicji dotyczącej tożsamości owego stojącego w niebie tłumu oraz przedstawienie czekającej tych ludzi nagrody.
A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami:
„Ci przyodziani w białe szaty
kim są i skąd przybyli?”
I powiedziałem do niego:
„Panie, ty wiesz”.
I rzekł do mnie:
„To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku
i opłukali swe szaty,
i w krwi Baranka je wybielili.
Dlatego są przed tronem Boga...
i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy.
Czemu Starzec pyta Jana, choć zna odpowiedź? I to na dodatek tego, który najpewniej jej jeszcze nie zna? To zabieg retoryczny, mający doprowadzić do tego, by pytanie w ogóle zostało zadane; swoista zachęta, by Jan pytanie Starca przedstawił jako swoje. Wnikliwy czytelnik może jednak w tym miejscu nieco się zdumieć: czemu Jan Starca, czyli członka ludu Bożego, nazywa Panem? Czy użyte w tym miejscu greckie słowo „Kyrios” nie powinno być używane jedynie w stosunku do Pana, Boga? Widać niekoniecznie. W tym wypadku to tylko zwrot grzecznościowy...
Ważniejsze jednak oczywiście jest w tym wyjaśnienie tożsamości owych „stojących przed tronem i Barankiem”, jakie słyszymy z ust Starca. „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku” – zaczyna swój wywód. O czymś takim mówił Jezus w swojej mowie eschatologicznej. (Mt 24, Mk 13, Łk 21). Tam „wielkim uciskiem” nazwane są wydarzenia związane ze zburzeniem Jerozolimy (co stało się w roku 70 po Chrystusie). Samo zaś zburzenie Jerozolimy jest w niej zapowiedzią końca świata. „Wielki ucisk” – można więc powiedzieć – to wszystkie w dziejach Kościoła fale prześladowań wyznawców Chrystusa.
Czy chodzi tylko o prześladowania krwawe? Starzec mówi, że owi ludzie to ci, którzy „opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili”. To znaczy – najogólniej – ci, którzy zdecydowali się uwierzyć Chrystusowi.... Jan w swojej Ewangelii mocno podkreśla, że gdy po śmierci Jezusa żołnierz włócznią przebił Jego bok, natychmiast wypłynęły z niego krew i woda. Symbole dwóch sakramentów – Eucharystii i chrztu. Czy to nawiązanie do tej samej symboliki? Zostawmy tu jakieś bardziej szczegółowe roztrząsania. Chodzi na pewno o tych, którzy oczyścili się z grzechów i więcej nawet: którzy stali się świętymi (wybielili szaty!) dzięki krwi Baranka. Krew zwierząt, pamiętajmy, bywała w Starym Testamencie ofiarą przebłagalna za grzechy. Krew Jezusa Chrystusa, Bożego Baranka, jest tą jedyna krwią, która faktycznie daje odpuszczenie grzechów (patrz List do Hebrajczyków). Każdy, kto przychodzi do Jezusa zyskuje odpuszczenie grzechów, staje się świętym, staje się, o ile trwa w swoim wyborze do śmierci, zwycięzcą. Podkreślmy to: dzięki Chrystusowi zwycięzcą, bo to On dał człowiekowi możliwość oczyszczenia się i wybielenia w Jego krwi. Ale – zwróćmy też uwagę – dzieje się to nie bez udziału człowieka. To on płucze a potem wybiela swoje szaty. Czyli musi chcieć to zrobić, musi przyjść do Jezusa....
Niekoniecznie w wizji tej chodzi więc tylko i wyłącznie o męczenników. O wszystkich, którzy „płuczą swe szaty i wybielają je we krwi baranka”. Ucisk, o którym tu mowa, to nie tylko prześladowania czy różnorakie szykany ze strony otoczenia, które uczniowie Jezusa muszą dla Niego znieść. To także ucisk związany z walką z samym sobą, by mimo pokus i różnych niesprzyjających okoliczności, pozostać Chrystusowi wiernym.
Ci z wielkiego ucisku: co otrzymują?
Kiedyś, na końcu czasów? Tak. W ostatnich rozdziałach Apokalipsy zobaczymy w wizji Jana nagrodę, jaka czeka na końcu czasów tych, którzy okazali się zwycięzcami, wytrwali przy Jezusie. Wizja, którą teraz czytamy każe nam jednak ufać, że na nagrodę nie trzeba będzie czekać tak długo. Że w jakiejś mierze, raczej sporej, zeka ona wiernego już teraz, zaraz po śmierci. Zanim jeszcze nastąpi koniec historii. Co na nią się składa? Wróćmy do tekstu.
Dlatego są przed tronem Boga
i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy.
A Zasiadający na tronie rozciągnie namiot nad nimi.
Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć,
i nie porazi ich słońce ani żaden upał,
bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu,
i poprowadzi ich do źródeł wód życia:
i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu”.
Są przed tronem Boga... Po pierwsze więc możliwość spotkania Boga „w Jego świątyni” twarzą w twarz. I to stałego – we dnie i w nocy. Nie jak w świątyni jerozolimskiej, gdzie między ofiarą wieczorną a poranną nie odbywały się żadne liturgiczne czynności. Co więcej, owi ludzie są sami blisko Boga, już bez pośredników. Inaczej niż w tej ziemskiej świątyni, gdzie do ołtarza zbliżyć się mogli jedynie kapłani. Sami są blisko Boga i mogą oddawać Mu cześć. Przypomnijmy: nie płynącą z przymusu, ale wypływającą z głębi serca, pełną autentycznej radości i wdzięczności...
Po drugie ludzie ci zyskują stałą opiekę Boga. Tak trzeba najpewniej rozumieć zwrot o rozciągnięciu nad nimi przez Boga namiotu. Dziś powiedzielibyśmy może częściej „parasola”, ale namiot to coś więcej: kto był na biwaku wie, że namiot chroni nie tylko przed deszczem, ale przed zbyt mocnym słońcem; że oddzielając od nocy daje poczucie bezpieczeństwa...
Dalej, ludzie ci nie zaznają już ani głodu ani pragnienia. Niebezpieczne dla człowieka siły przyrody – tu reprezentowane przez gorące słońce i upał – już nie będą im szkodzić. Nadto Baranek poprowadzi ich do źródeł wód życia, czyli da im życie wieczne; w dzień powtórnego przyjścia Jezusa nie będą się już musieli martwić o swój los, na pewno zmartwychwstaną do życia wiecznego. No i w końcu Bóg otrze z ich oczu łzy. Każdą łzę...
Hm... Zastanówmy się. Dlaczego ludzie płaczą? Pomijając płacz wzruszenia czy radości oczywiście. Jakie zło bywa powodem ludzkiego płaczu? W opowieści Księgi Rodzaju o grzechu pierwszych rodziców jest taka znana scena, w której Bóg wydaje wyrok na węża, kobietę i mężczyznę (Rdz 3). Kobiecie Bóg zapowiada bóle rodzenia i panowanie nad nią mężczyzny. Mężczyźnie zaś konieczność ciężkiej pracy dla utrzymania się (ziemia rodzić będzie cierń i oset) i w końcu śmierć. Którą zresztą Adam najpierw doświadczył patrząc na śmierć swojego syna, Abla. Teologowie widzą w tym cztery rodzaje zła: choroby (bóle rodzenia), niesprawiedliwość (panowanie mężczyzny nad kobietą), trud związany z walką z przyrodą o utrzymanie się (ciernie i osty zamiast płodów roli) i w końcu śmierć. W tym, co mówi starzec z Apokalipsy widać usunięcie wszystkich tych czterech rodzajów dotykającego człowieka zła; siły przyrody na powrót staną się człowiekowi przyjazne (nie będzie głodu, pragnienia, a słońce i upał nie będą szkodzić) no i nie będzie powodu do płaczu. Ani z powodu doznawanych krzywd, ani z powodu chorób, ani z powodu śmierci.
„Paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu” – mówi dalej starzec. Czemu „jest pośrodku tronu”? Bez wchodzenia w szczegółowe rozważania, to najpewniej wskazanie na jedność Ojca i Syna - Baranka, na władzę, równą Bogu, jaką Syn ma nad światem. Z kolei stwierdzenie, że będzie ich pasł jest nawiązaniem do bogatej i znanej tradycji zarówno Starego jak i Nowego Testamentu, w którym Bóg, czy Jego Syn, ukazani są jako pasterze swojego ludu. Bóg – Ojciec i Syn – jest tym, który prowadzi i strzeże swoich.
Po życiu zaraz nowe życie
Uważny czytelnik może czytając tę scenę zdziwić się, że występuje w niej zarówno dwudziestu czterech starców – znak pełni ludu Bożego – jak i nieprzeliczony tłum zbawionych. Jakby byli kimś odrębnym. Ale to nie tak. To apokalipsa, gatunek, w którym nie wszystko jest jak w matematycznym równaniu. W scenie tej chodzi o podkreślenie, jaki los czeka tych, którzy, także zabici przez wrogów Chrystusa, odchodzą z tego świata. Bo że kiedyś, w przyszłości – to niby jasne, ale dziś? W wizji tej przedstawiona zostaje nam prawda, że nie będziemy czekać na swoje szczęście do czasu paruzji. Że doświadczymy go zaraz, bezpośrednio po śmierci. W Dniu Ostatecznym, gdy nastaną Nowe Niebiosa i Nowa Ziemia – zmartwychwstaniemy ( o tym mowa będzie pod koniec Apokalipsy), ale już teraz, bezpośrednio po śmierci, ci którzy „opłukali swoje szaty i wybielili je w krwi Baranka” – zaznają wiecznego szczęścia.
Dla nas, żyjących dziś
Proroctwa Apokalipsy uchodzą w obiegowej opinii za zapowiedzi nieszczęść i katastrof, jakie mają spotkać ziemię. Coś w tym jest, tego rodzaju zapowiedzi też można w niej znaleźć. Dla tych jednak, którzy trzymają się Chrystusa, to księga nadziei. Płynącej między innymi z owej wizji nieprzeliczonej liczby ubranych w białe szaty z palmami w rękach. Życie tu, na ziemi, bywa trudne. Naznaczone jest często piętnem wielorakiego cierpienia. Spowodowanego zarówno ludzką podłością, jak i chorobami czy naturalnymi katastrofami. Ostatecznie zaś, nieuchronnie, śmiercią. Ale dla ufających Chrystusowi śmierć to nie koniec życia. Jest jeszcze inne, lepsze. To które Bóg przygotował dla tych, którzy wiernie trzymali się Jego Syna. Dla tych, którzy pokonując to, w nich samych przyziemne i nie ulegając wpływom tego świata, okażą się zwycięzcami. To życie, w którym niczego nie będzie człowiekowi brakowało. I które nigdy się nie skończy.
Ta wizja to też odpowiedź na pytanie, które patrząc na to, co dzieje się w świecie za duszami „zabitych dla słowa Baranka” zadaje chyba dziś wielu chrześcijan: „Dokądże, Władco święty i prawdziwy, nie będziesz sądził i wymierzał za krew naszą kary tym, co mieszkają na ziemi?”. Jak długo, Boże, będziesz nie tylko pozwalał na nieprawość, ale i na to, by triumfowała ona nad uczciwością i sprawiedliwością? Spokojnie – zdaje się mówić nam dziś Bóg. Poczekajcie; widzę wasze utrapienia, widzę wasz ból; nawet jeśli z powodu Mnie stracicie życie, macie zapewnione niebo. Nic tak naprawdę złego was nie spotka.
W czasach, gdy zda się triumfować nieprawość – w wielu wymiarach – arcyważna nadzieja. Mając życie wieczne w najgorszych tarapatach jesteśmy bezpieczni.