publikacja 10.06.2025 07:00
Czas na otwarcie siódmej pieczęci.
Andre Furtado /Pexels
Burza
Każda przypomina, jak mali jesteśmy. Czemu człowiek tak się pyszni i wynosi nad Stwórcę?
Od nas zależy, co dzieje się w świecie? Tak, w jakiejś mierze tak. Na pewno jednak nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się Bożym planom. Niczym Go nie zaskoczymy. On wszystkie nasze wolne decyzje, nawet te, które skutkują działaniem na przekór Jego zamysłom, dawno już zna i w swoich planach skalkulował. Może się człowiekowi wydawać, że Boga pokonał, że urządza świat „po swojemu” (choć tak naprawdę „po diabelsku”), ale to tylko złudzenie. On trzyma rękę na pulsie. On wie co robi. To chyba najistotniejsza nauka płynąca z Janowej wizji otwierania przez Baranka kolejnych pieczęci Bożej księgi, zawierającej spisane losy świata.
Otwarciu czterech pierwszych towarzyszyły różnorakie nieszczęścia, jakie odrzucająca Boga ludzkość sama sprowadza na siebie. Otwarcie piątej ujawniło dylematy, jakie mają wierzący w Chrystusa widząc brak kary za nieprawość. Otwarcie szóstej pieczęci ujawniło, że dla opamiętania się ludzkości Bóg może posłużyć się nie tylko owym pozwalaniem, by ludzie siebie nawzajem krzywdzili, ale też różnymi kataklizmami. Są one swoistym daniem ludzkości szansy, by się opamiętała. Ta jednak – jak to odmalował w swojej wizji Jan – woli chować się przed Bogiem i Barankiem, niż się nawrócić...
Czemu Bóg pozwala, by ofiarami tych różnych nieszczęść byli też Jego wybrani? Spokojnie. On tych, którzy są mu wierni nie pozwoli skrzywdzić. O tym z kolei były dwie wizje siódmego rozdziału Apokalipsy. Owszem, być może ucierpią na swoim ciele, ale ocalą to, co najcenniejsze: swoją duszę. Mają zapewnione życie wieczne. I zmartwychwstaną.
Teraz czas na odczytanie sensu pierwszej wizję ósmego rozdziału Apokalipsy. Tej, w której Baranek otwiera ostatnią, siódmą pieczęć.
To nie koniec, ale...
To już koniec? No bo ostatnia pieczęć złamana? Nie. Jej otwarcie uruchomi kolejny proces: rozlegnie się kolejno dźwięk siedmiu trąb. Póki co jednak wizji Jana dzieje się coś zaskakującego.
A gdy otworzył pieczęć siódmą,
zapanowała w niebie cisza jakby na pół godziny.
I ujrzałem siedmiu aniołów,
którzy stoją przed Bogiem, a dano im siedem trąb.
I przyszedł inny anioł,
i stanął przy ołtarzu, mając złote naczynie na żar,
i dano mu wiele kadzideł,
aby dał je w ofierze
jako modlitwy wszystkich świętych,
na złoty ołtarz, który jest przed tronem.
I wzniósł się dym kadzideł,
jako modlitwy świętych,
z ręki anioła przed Bogiem.
Anioł zaś wziął naczynie na żar,
napełnił je ogniem z ołtarza
i zrzucił na ziemię,
a nastąpiły gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi.
Przerwa w uwielbianiu Boga? No bo skoro w niebie zapanowała cisza znaczy, że zaprzestano tam – na jakiś czas – tego, o czym czytaliśmy wcześniej, uwielbiania Boga właśnie. Czemu? Ta przerwa, ta cisza – nie za długa, tylko symboliczne „pół godziny” – ma uświadomić, że teraz ma nastąpić coś ważnego.
Na scenie wizji pojawia się siedmiu aniołów. Z trąbami. Pewnie więc będą trąbić. W Starym Testamencie dźwiękiem trąby informowano się w Izraelu o ważnych wydarzeniach: ogłaszano nimi święta czy początek panowania nowego króla, ostrzegano przed zagrożeniem albo wzywano na wojnę. Będą więc, gdy zatrąbią, działy się rzeczy ważne, wymagające uwagi. Ludzie się przejmą czy zlekceważą? Zobaczymy potem. Póki co jednak dzieje się coś jeszcze: pojawia się kolejny anioł.
Hm. I tu pojawia się też drobny problem. Anioł ma naczynie na żar, staje przy ołtarzu. Ten z kolei stoi przed tronem czyli przed zasiadającym na nim Bogiem. Anioł będzie składał Bogu ofiarę; darem dla Niego będzie dym kadzidła. Nie z tego naczynia rzecz jasna, ale z ołtarza. Bo napisano, że kadzidło ma anioł położyć na ołtarz – to na nim płonie żar. Dotąd wszystko jasne. Czemu jednak – jak mamy w tłumaczeniu, którym tu się posługujemy – to kadzidło ma niejako zastępować modlitwy świętych? Bo przetłumaczono „ i dano mu (aniołowi) wiele kadzideł, aby dał je w ofierze jako modlitwy wszystkich świętych”. Czemu więc?
Nie wchodząc w kwestie krytyki tekstu (chodzi nie o krytykowanie, tylko ustalenie, między innymi na podstawie rękopisów, oryginalnego wariantu tego fragmentu) i gramatyczne zawiłości zauważmy, że nowsze tłumaczenia mają (co do sensu) „aby złożył je w ofierze z modlitwami wszystkich świętych”. Czyli nie zamiast tych modlitw, ale razem z nimi. To jednak różnica, prawda? Pokazuje, jak owe modlitwy są ważne. Stają się częścią dymu kadzidła, którym w niebie czci się Boga. Te modlitwy, to uwielbienie Boga.
Czy modlitwy chrześcijan mają sens? I które?
Jaka konkretnie to modlitwa? Tego opis wizji Jana nie wyjaśnia. Warto jednak chyba w tym miejscu zwrócić uwagę, że każda modlitwa ma chyba swoją wartość. Jak się zastanowić, to czy Bogu dziękujemy, czy Go o coś prosimy, czy za coś przepraszamy, każda z tych modlitw jest uznaniem, że zależymy od Niego. Jest więc – tak, to nie przesada – modlitwą uwielbienia. Warto chyba z tej właśnie perspektywy spojrzeć na to, co czasem nazywa się trudem modlitwy. Nasze słowa bywają małe, nieporadne. Nasze prośby przyziemne i często – jak się nam wydaje – niewysłuchane. Może to rodzić wrażenie, że źle się modlimy, że to nic nie warte i Bogu podobać się nie może. Ostatecznie każda jednak modlitwa, najbardziej nieporadna, żebrząca o najbardziej błahą sprawę, jest przecież uznaniem, że potrzebujemy Boga, że On jest tym, który wszystko może. Nie są więc takie nasze modlitwy bez wartości. Są częścią tego dymu kadzidła, którym w niebie czczony jest Bóg...
Komentatorzy zwracają jednak w tym miejscu Apokalipsy przede wszystkim uwagę na tę modlitwę, o której mowa w szóstym rozdziale tej księgi: „Dokądże, Władco święty i prawdziwy, nie będziesz sądził i wymierzał za krew naszą kary tym, co mieszkają na ziemi?” (Ap 6,10). Także o tę, powtarzaną przez wszystkich chrześcijan modlitwę, której nauczył nas Jezus Chrystus: „przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”. Tymczasem ziemia nie wydaje się być Bożym królestwem, z woli Bożej, szanowanej w niebie, wielu ziemian kpi, wybierając życie po swojemu. Czy te modlitwy, ciągle do Boga zanoszone, nie mają dla Niego żadnego znaczenia? Ano mają. I są – za chwilę powiemy że nie tylko – częścią owej czci, którą niebo oddaje Bogu.
Modlitwa ma wpływ na Boże działanie
Przypomnijmy jednak co w wizji Jana dzieje się dalej. Anioł bierze naczynie na żar, napełnia je ogniem z ołtarza i zrzuca na ziemię, po czym następują „gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi”. Co ten gest przedstawia? Ano jest interpretowany jako odpowiedź Boga na ludzkie modlitwy. Na owe prośby, by zapanował także na ziemi, by ludzkość zaczęła szanować Jego wolę. To – jak zauważają komentatorzy – wskazanie, że Bóg słyszy prośby tych, którzy w Niego wierzą i na nie reaguje. Prośby te nie tylko więc nie są bez znaczenia, bo są oddawaniem Bogu czci, ale mają też realny wpływ na to, co z woli Boga dzieje się w świecie. Tak, nasze proszenie o rzeczy zdawałoby się tak niemożliwe, jak przemiana świata, mają sens. Bóg także z ich powodu podejmuje w świecie różnorakie interwencje.
A owe „gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi”? Znaki te przypominają to, co działo się na Synaju, gdy Izrael miał zawrzeć ze swoim Bogiem przymierze.
Trzeciego dnia rano rozległy się grzmoty z błyskawicami, a gęsty obłok rozpostarł się nad górą i rozległ się głos potężnej trąby, tak że cały lud przebywający w obozie drżał ze strachu. Mojżesz wyprowadził lud z obozu naprzeciw Boga i ustawił u stóp góry. Góra zaś Synaj była cała spowita dymem, gdyż Pan zstąpił na nią w ogniu i uniósł się dym z niej jakby z pieca, i cała góra bardzo się trzęsła. Głos trąby się przeciągał i stawał się coraz donośniejszy. Mojżesz mówił, a Bóg odpowiadał mu wśród grzmotów (Wj 19, 16-19)
Owe znaki towarzyszące zrzuceniu przez anioła węgli z ołtarza na ziemię oznaczają więc, że to co zacznie się dziać, będzie działaniem samego Boga, nie dziełem jakieś przypadku, zbiegu okoliczności.
A co się dziać zacznie? Zobaczymy w kolejnych odsłonach wizji Jana. Tutaj tylko zwróćmy jeszcze uwagę, że w Księdze Ezechiela (szczególnie Ez 10,2) mamy podobną scenę. Tam rozrzucenie węgli zapowiada sąd. Tutaj wolno więc chyba się spodziewać, że będzie podobnie. Tyle że nie o sąd w sensie jakiegoś sądowego przewodu, z oskarżeniem obroną i przesłuchaniami tu chodzi. Raczej o sąd polegający na odsłonięciu prawdy, iż człowiek trwa w zatwardziałości i odrzuca kolejne Boże wezwania do nawrócenia. Jak to wyjaśniono trochę dalej:
A pozostali ludzie,
nie zabici przez te plagi,
nie odwrócili się od dzieł swoich rąk,
tak by nie wielbić demonów
ani bożków złotych, srebrnych, spiżowych, kamiennych, drewnianych,
które nie mogą ni widzieć, ni słyszeć, ni chodzić.
Ani się nie odwrócili od swoich zabójstw, swych czarów, swego nierządu i swych kradzieży.
Mamy ogromną moc
Czujemy się tak często bezradni wobec zła, które dzieje się w świecie. I chyba dość często nie bardzo wierzymy, że nasze modlitwy, zwłaszcza gdy nie znamy zbyt wielu modlących się w tej sprawie, mogą cokolwiek zmienić. Szaleństwa świata Zachodu? Wojna na Ukrainie? Cóż my, mali ludzie, możemy? Cóż znaczy nasza cicha modlitwa wobec wszystkich potęg tego świata? Potęg, których istnieniu Bóg dotąd sam z siebie się nie przeciwstawił? Czemu miałby więc zmieniać postawę z powodu naszej modlitwy?
Bóg naszych modlitw naprawdę słucha. Wcześniej czy później będzie interweniował. Nie tylko dlatego, że sam tak zdecyduje. Także dlatego, że te nasze modlitwy o rzeczy po ludzku beznadziejne, nie są Mu obojętne.