Apokalipsa dziś. Ciekawy tajemnic? Rób swoje

Andrzej Macura

publikacja 28.07.2025 10:34

Nie ma co biadolić. Nie do nieprawości będzie należało ostatnie słowo.

Czytajmy, przyswójmy ją sobie Tima Miroshnichenko /Pexels Czytajmy, przyswójmy ją sobie
Niech stanie się częścią nas samych

Apokalipsa dziś. Spis treści

Powolutku, ale idziemy dalej. W naszej lekturze Apokalipsy. Siedem pieczęci księgi zawierającej wyjaśnienie sensu losów świata. zostało już złamanych. Sześć trąb, zwiastujących zdjęcie przez Boga znad ludzkości ochronnego parasola i wystawienie jej na pastwę powstrzymywanego dotąd, różnorakiego zła – po to, by ludzkość zmądrzała –  już rozbrzmiało. Czas na trąbę siódmą, na dźwięk której „misterium Boga się dokona” (Ap 10,7). Jawnym stanie się, kto jest Panem stworzenia, jawnym głupota tych, którzy Go nie przyjęli. Ale nie, jeszcze nie. Zanim to nastąpi w wizji Jana pojawia się wątek przerywający konsekwentny tok narracji. 

I ujrzałem innego potężnego anioła,
zstępującego z nieba,
obleczonego w obłok,
tęcza była nad jego głową,
a oblicze jego było jak słońce,
a nogi jego jak słupy ogniste,
i w prawej ręce miał otwartą książeczkę.
Nogę prawą postawił na morzu,
a lewą na ziemi.
I zawołał donośnym głosem tak, jak ryczy lew.
A kiedy zawołał,
siedem gromów przemówiło swym głosem.
Skoro przemówiło siedem gromów,
zabrałem się do pisania,
lecz usłyszałem głos mówiący z nieba:
"Zapieczętuj to, co siedem gromów powiedziało,
i nie pisz tego!"

Nie wszystko musisz, człowieku, wiedzieć

Co to za „inny potężny anioł”? Inny od tego, który zadął w szóstą trąbę, to jasne. Czy to jednak ten, wspomniany w pierwszym zdaniu Apokalipsy, a potem trzykrotnie w ostatnim jej rozdziale, za którego pośrednictwem Jan otrzymuje objawienie? Trudno powiedzieć. Wydaje się jednak być kimś niezwykle ważnym. Nie to, że zstępuje z nieba, ale fakt, że obleczony jest w obłok, a nad głową ma tęczę. Pierwsze jest w Biblii często związane z teofaniami czy chrystofaniami: słup obłoku prowadzi Izraela w wędrówce do Ziemi Obiecanej,  w obłoku jest Bóg na Synaju, o „obłocznych” wizjach Ezechiela już nie wspominając. Z obłoku też, podczas przemienienia Jezusa,  odzywa się głos Ojca; obłok zabiera Jezusa przy wniebowstąpieniu i z obłokiem czy obłokami niebieskimi – także w Apokalipsie! (Ap 14) –  ma On kiedyś wrócić na ten świat. Tęcza z kolei, którą teraz ów anioł ma nad głową,  w czwartym rozdziale Apokalipsa otacza Boży tron. Także dalszy opis tego anioła świadczy o tym, że jest kimś niezwykłym. „Jak słońce” wyglądał w pierwszym rozdziale Syn Człowieczy, Jezus Chrystus. Miał On też „stopy podobne do drogocennego metalu, jak gdyby w piecu rozżarzonego”, a ów anioł ma „nogi jak słupy ogniste”. No i „woła donośnym głosem, jak ryczy lew”, a Syn Człowieczy w tej pierwszej wizji Apokalipsy miał „potężny głos, jakby trąby mówiącej” czy „jak głos wielu wód”.  Czy to znaczy, że ów anioł to sam Jezus Chrystus? Raczej nie. Na pewno jednak ktoś ważny, występujący w imieniu samego Boga. A jego autorytet podkreśla to, że stawia jedną nogę na ziemi, drugą na morzu: całe stworzenie ma go słuchać. 

O książeczce, którą trzyma w ręku – za chwilę. Teraz zauważmy, że kiedy ów anioł zawołał (donośnym głosem, jak ryczy lew) odezwało się „siedem gromów”. Czyli? Najpewniej chodzi tu o głos samego Boga. Dlaczego? Po pierwsze siedem w Apokalipsie symbolizuje doskonałość, pełnię, kompletność. Taki jest Bóg. Po drugie – gromy, błyskawice to znak teofanii. Tak było na Synaju, gdy Izrael zawierał przymierze z Bogiem, tak jest też w czwartym rozdziale Apokalipsy, gdzie z tronu – czyli od zasiadającego na nim Boga – wychodzą „błyskawice i głosy, i gromy”. Ale, po trzecie, to chyba też echo Psalmu 29, gdzie mowa o głosie Pana jako o grzmocie (Głos Pański ponad wodami, zagrzmiał Bóg majestatu – Ps 29,3). W Psalmie siedem razy powtarza się zwrot „głos Pana”. „Ponad wodami”, „pełen potęgi”, „pełen dostojeństwa”, „łamie cedry” itd...

Bóg przemówił,  ale gdy Jan zabrał się za spisywanie tego objawienia, usłyszał z nieba głos (pewnie też Boga, tylko bardziej „prywatny”, nie tak oficjalny jak głos siedmiu gromów), by tego nie robił: by „zapieczętował” to, co siedem gromów powiedziało. To nie było dla uszu wszystkich, to było przeznaczone tylko dla Jana. Dlaczego, jak to rozumieć? Najpewniej jako pouczenie, że Bóg nie wszystko chce człowiekowi ujawnić. Wiele wyjaśnia, wiele zrozumieć pozwala, ale niektóre sprawy pozostają Jego tajemnicą. Czy kiedyś ją poznamy? W tym życiu raczej nie. To dla nas ważna lekcja: nawet rozumiejąc przesłanie Apokalipsy nie wszystko co dzieje się na tym świecie będziemy do końca rozumieli. Część Bożych planów jest „zapieczętowana”, jest z jakiegoś powodu Jego tajemnicą. Trzeba Mu zaufać, że wie co robi. I że to, co się dzieje – jak trudne czy wręcz przerażające dla nas by nie było – jest w te Jego plany wpisana. Mowa o tym w dalszej części wizji: 

Anioł zaś, którego ujrzałem stojącego na morzu i na ziemi,
podniósł ku niebu prawą rękę
i przysiągł na Żyjącego na wieki wieków,
który stworzył niebo i to, co w nim jest,
i ziemię, i to, co w niej jest,
i morze, i to, co w nim jest,
że już nie będzie zwłoki,
ale w dniach głosu siódmego anioła,
gdy będzie miał trąbić,
misterium Boga się dokona,
tak jak podał On dobrą nowinę sługom swym prorokom. 

Spokojnie, poczekaj

Anioł przysięga na Boga i całe stworzenie, że „nie będzie zwłoki” (dosłownie: już nie będzie czasu!), że „misterium Boga się dokona”. „Tak jak podał On dobrą nowinę sługom swym prorokom” czyli zgodnie z tym, co zostało nam objawione: że Chrystus powróci, „byśmy i my byli tam, gdzie On jest” (por J 14,1nn); że „przyjdzie sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca”. Bóg na pewno spełni tę obietnicę. Wydarzenia tę chwile poprzedzające już się dzieją, to wszystko już trwa. Czekamy tylko na głos siódmej, ostatniej trąby. Kiedy? Daty nie znamy. Ale możemy powiedzieć: „kiedy misterium (tajemnica) Boga się dokona”; „kiedy skończy się czas”.

Nie będzie chyba przesadą jeśli stwierdzę, że wielu z nas zżyma się na to, co widzi w dzisiejszym świecie. Egoizmy, niesprawiedliwości, uzurpacje, krzywdy, nienawiść, wojny... Łatwiej żyć, kiedy ma się świadomość, że te wszystkie nieprawości wcześnie czy później się skończą. Że to, co się dzieje nie jest znakiem zwycięstwa bezbożności, ale wpisanymi w Boże plany ostatnimi jej podrygami. A my? Co w takim świecie ma robić wspólnota ludu Bożego Kościół? Czytajmy dalej. 

Dobrze sobie przyswój i idź...

A głos, który słyszałem z nieba,
znów usłyszałem, jak zwracał się do mnie w słowach:
«Idź,
weź księgę otwartą w ręce anioła stojącego na morzu i na ziemi!».
Poszedłem więc do anioła,
mówiąc mu, by dał mi książeczkę.
I rzecze mi:
«Weź i połknij ją,
a napełni wnętrzności twe goryczą,
lecz w ustach twych będzie słodka jak miód».
I wziąłem książeczkę z ręki anioła
i połknąłem ją,
a w ustach moich stała się słodka jak miód,
a gdy ją spożyłem,
goryczą napełniły się moje wnętrzności.
I mówią mi:
„Trzeba ci znów prorokować o ludach, narodach, językach i o wielu królach”. 

Głos z nieba czyli – jak pisałem – najpewniej głos Boga. Jak w teofanii na Jordanem... Albo głos kogoś działającego w Jego imieniu. Każe Janowi wziąć z ręki anioła księgę (książeczkę) i ją zjeść....

Co to za mały zwój, książeczka? A może księga? Zdania egzegetów są tu podzielone. Jedni uważają, że mimo użytego w oryginalnym tekście zdrobnienia (i tak to też przetłumaczono na polski) to ta sama księga, której pieczęcie otworzył Baranek (Ap 5), że słów tych użyto zamiennie. W takim wypadku sens sceny byłby taki, że Jan ma przyswoiwszy sobie treść tej księgi z jej perspektywy patrzyć na to, co dzieje się w świecie.  Inni z kolei uważają, że to nie przypadkowy dobór słów; że użycie zdrobnienia oznacza, że to księga różna od tej z piątego rozdziału Apokalipsy. Jak więc? Nie ważąc się na autorytatywne rozstrzygniecie tego dylematu skłaniałbym się raczej ku tej drugiej tezie. Co w tej książeczce w takim razie jest, jaką zawiera treść?

Zwróćmy najpierw uwagę, że jest to „książeczka”. Czyli coś mniejszego niż księga, i to – jak czytaliśmy w piątym rozdziale – zwój zapisany nietypowo, z obu stron, czyli zawierający wiele treści. Ta książeczka zawiera zdecydowanie mniej treści. I nie ma podstaw, by przypuszczać, że to „skrócona wersja” tej wielkiej, zawierającej wytłumaczenie losów świata. Dalej, zauważmy też, co się dzieje: głos z nieba każe Janowi podejść i wziąć tę książeczkę z ręki anioła. Ten z kolei każe Janowi ją... zjeść. Dziwaczne?

To wyraźne nawiązanie do sceny z drugiego i trzeciego rozdziału Księgi Ezechiela.  Tam też Bóg każe prorokowi zjeść księgę, zapisaną z obu stron (!), w której opisane były  były „narzekania, wzdychania i biadania” (Ez 2,10). Co ciekawe jednak, gdy prorok ją zjadł, w jego ustach stała się słodka jak miód. Mimo że zawierała gorzkie przecież treści. Paradoks? Chyba nie. Prorok ma wygnańcom w Babilonii głosić Boże słowo (Ez 3,11). Trudne słowo, bolesne orędzie o ich winie. Zjedzenie książeczki to obrazowe przedstawienie tego, że prorok ma sobie to trudne Boże słowo, pełne skargi na jego lud, dobrze przyswoić. Ma stać się ono niejako częścią jego samego. Ale choć to słowo trudne, to jednak ostatecznie niosące też nadzieję. Na naprawę teraz zniszczonego, na nowe, lepsze dni. Stąd ta słodycz: Bóg nie zapomniał, Bóg nie rozgniewał się na zawsze na swój lud. 

W scenie Apokalipsy jest podobnie: Jan ma dobrze przyswoić sobie zawartość tej książeczki; ma stać się ona niejako częścią niego samego. W jego ustach też staje się ona  słodka jak miód. Możemy więc przypuszczać, że to nowe Boże orędzie, jakaś nowa Boża nadzieja. Nietrudno skojarzyć: chodzi o Dobrą Nowinę, o Ewangelię. Dlaczego jednak wnętrzności Jana po jej zjedzeniu napełniają się goryczą? Najpewniej chodzi o fakt, że ta Boża Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie i wysłużonym dla każdego, kto w Niego wierzy  zbawieniu, będzie przez wielu odrzucana i wyśmiewana, a jej głosicieli będą spotykały różnorakie nieprzyjemności, szykany czy wręcz prześladowania. 

Słodko - gorzka jest Ewangelia. Bo daje wielką nadzieję, a jednocześnie przynosi ból. Ból spowodowany nie tylko owymi nieprzyjemnościami, szykanami czy prześladowaniami, ale też świadomością, że tak wielu ludzi to Boże orędzie odrzuca i zdaje się zmierzać ku wiecznemu potępieniu....

Naciągane? Potwierdzeniem, że owa mała książeczka to orędzie Ewangelii, prosta Dobra Nowina sprzed pustego grobu Jezusa, jest ostatnie zdanie tej części wizji Jana. Tylko... 

Na polski tłumaczone jest ono mniej więcej tak (Biblia Tysiąclecia, Poznańska, Paulistów, Warszawsko-Praska, Ekumeniczna), że Jan ma prorokować  „o ludach, narodach, językach i o wielu królach”. Tymczasem w greckim oryginale – przepraszam, nie jestem przecież specjalistą od biblijnej greki – nie ma jednak miejscownika (ten język nie ma takiego przypadku). Jest dativus, celownik. Dosłownie, choć całkiem nie po polsku, byłoby „prorokować nad (!) ludom, językom i wielu królom”. W tłumaczeniu „Biblii pierwszego Kościoła” jest chyba lepiej, zamiast miejscownika użyto narzędnika (którego też w grece nie ma):  „znowu masz zacząć prorokować nad ludami i narodami i językami i wielu królującymi”. Czyli chodzi o prorokowanie, nauczanie, głoszenie Ewangelii całemu światu. Także władcom. Dziś powiedzielibyśmy różnej proweniencji władcom. I demokratycznym i samozwańczym. Głoszenie Dobrej Nowiny, ale przecież zawierającej też tę gorzką prawdę, że odrzucającym Chrystusa grozi surowy sąd...

Otucha na dziś

Świat oszalał, świat zmierza ku zagładzie; gdzie w tym wszystkim jest Chrystus? Gdzie nasze nadzieje na zapanowanie Jego królestwa? Słuchając dziś różnorakich narzekań dotyczących stanu wiary w Chrystusa na naszym kontynencie i w naszym kraju (bo przecież nie w całym świecie) można odnieść wrażenie, że wypowiadający te opinie tracą.... no, może nie wiarę w Chrystusa, ale pokładaną w Nim nadzieję chyba już tak. Tymczasem to nie Chrystus zawodzi: to nasze oczekiwania dotyczące tego, że dzięki naszemu głoszeniu cały świat stanie się chrześcijański, są chyba jednak trochę na wyrost. Chrystus Apokalipsy nie obiecuje, że uda nam się zawojować świat. Zapowiedział, że nieraz będzie nam na tym świecie z naszym chrześcijaństwem trudno. Być może właśnie dziś też jest takie „teraz”; teraz też jest trudno; trudniej niż paręnaście lat temu. Cóż, tak bywa. Nie trzeba załamywać rąk i biadolić. Do znudzenia trzeba chyba powtarzać: Bóg wie co robi, trzyma rękę na pulsie. Nic, co dzieje się dziś w świecie nie przekreśla jego planów. Przeciwnie: wszystkie, nawet największe ludzkie podłości, w te Jego plany są wpisane. On potrafi takie sprawy dobrze rozegrać. 

Dziesiąty rozdział Apokalipsy uczy nas, że nieprawość nie zwycięży. Że kiedy przyjdzie odpowiedni czas zabrzmi siódma trąba. I nadejdzie chwila, w której „misterium Boga się dokona”. Z taką świadomością łatwiej chyba znosić patrzenie na szaleństwa dzisiejszego świata. To się z całą pewnością skończy. Nawet jeśli dziś nie zawsze rozumiemy, czemu Bóg na to czy inne pozwala, czemu zdaje się nie reagować, przymykać oczy na wielkie zło. A nasze zadanie w tym wszystkim? Zjeść Ewangelię. Przyswoić ja sobie tak, by stała się częścią nas samych. I prorokować „nad ludami i narodami i językami i wielu królującymi”. Nauczać, zwłaszcza świadectwem własnego życia, wszystkich; wszystkie narody i każdego pojedynczego człowieka. By Ewangelia, mimo tych wszystkich oporów, przeniknęła wszystko. Nasze rodziny, nasze miejsca pracy, naszą politykę. I nasze codzienne wybory. Że mało sukcesów, a wręcz regresy? W dzień, gdy „misterium Boga się dokona” spojrzymy na to pewnie inaczej.