publikacja 28.08.2025 10:53
My mamy być świadkami. Reszta zależy od Boga.
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość
Kościół w ruinie
Ale ten zbudowany z żywych kamieni, którymi my jesteśmy, Bóg ciągle odnawia
Nikt nic złego nie może im zrobić; mają ogromną władzę. Mowa o „Dwóch Świadkach”, o których Jan snuje swoją opowieść w 11 rozdziale Apokalipsy. To, nie wykluczając całkiem możliwości, że chodzi o jakieś bardziej konkretne postaci, obraz wiarygodnego świadka Jezusa Chrystusa – Kościoła – wyjaśniałem w poprzednim odcinku tego cyklu. Kościół ma tę ogromną moc i władzę, bo stoi za nim realizujący swój plan Bóg. Gdy taka wola Boga, jest skuteczny, a jego wrogowie nie są w stanie nic zrobić. Ale gdy owi Dwaj Świadkowie „dopełnią swojego świadectwa”, czyli gdy zrealizują ten kawałek Bożego planu... O tym właśnie mowa w dalszej części wizji autora Apokalipsy.
A gdy dopełnią swojego świadectwa,
Bestia, która wychodzi z Czeluści, wyda im wojnę, zwycięży ich i zabije.
A zwłoki ich leżeć będą na placu wielkiego miasta,
które duchowo zwie się: Sodoma i Egipt,
gdzie także ukrzyżowano ich Pana.
I wielu spośród ludów, szczepów, języków i narodów przez trzy i pół dnia ogląda ich zwłoki;
a zwłok ich nie zezwalają złożyć do grobu.
Wobec nich mieszkańcy ziemi cieszą się i radują;
i dary sobie nawzajem będą przesyłali,
bo ci dwaj prorocy mieszkańcom ziemi zadali katuszy.
Już po sprawie?
„Gdy dopełnią swojego świadectwa” wszystko się zmienia. Dziwne? To podobnie jak z Jezusem. Zanim nadeszła „Jego godzina” (np. J 12,23) miał wielką władzę: chodził po wodzie, uciszył burzę, rozmnażał chleb, zamieniał wodę w wino, uzdrawiał, nawet wskrzeszał i wypędzał złe duchy. I choć Jego wrogowie próbowali Go zgładzić, nic z tego nie wychodziło. Ale gdy „nadeszła Jego godzina” zmieniło się wszystko: nadszedł dla Niego czas (pozornej) niemocy. Podobnie jest z Dwoma Świadkami: świadczą z wielką mocą. Do czasu gdy swojego świadectwa dopełnią. A wtedy z Czeluści wychodzi Bestia....
Kim albo czym jest? Fakt, że wychodzi z Czeluści wskazuje na jej charakter demoniczny. Szerzej, o różnych bestiach, mowa będzie w 13 rozdziale Apokalipsy. Teraz tylko wyjaśnijmy, że bibliści (między innymi odwołując się do podobieństwa tej wizji do wizji Daniela z siódmego rozdziału tej księgi) widzą w niej symbol demonicznych mocy zła działających przez ludzi. Także różne ludzkie instytucje. Wydawać się może, że to człowiek walczy z tym, co Boże. Pewnie bywa. W tym jednak wypadku wyraźnie działa już nie człowiek, ale przez człowieka, ludzi, ludzkie instytucje, sam diabeł.
Zwróćmy uwagę: wychodząca z Czeluści Bestia wydaje Dwom Świadkom (ludowi Bożemu, Kościołowi) wojnę, zwycięża ich i zabija. Klęska – wydawało by się. Gdzie się podziały ich wcześniejsza moc i nietykalność? Dlaczego Bóg pozwala na ich porażkę? Niezgłębione są Boże zamysły. Wkrótce jednak ich klęska okaże się chwilowa, stanie się źródłem wielkiego triumfu. Podobnie jak zwycięską okazała się bolesna śmierć Jezusa Chrystusa.
To najpewniej przede wszystkim aluzja do krwawych prześladowań chrześcijan. Zauważmy, że zwłoki Dwóch Świadków „leżeć będą na placu wielkiego miasta”. Czyli ich klęska będzie dla wszystkich widoczna, jasna i oczywista. Więcej, pisze Jan, ich zwłok nie wolno będzie pogrzebać. To symbol jakiegoś wręcz napawania się ich śmiercią. Zwraca też uwagę, że ich zgładzenie, a potem wystawienie na publiczny widok ich zwłok, znajduje wśród ludzi aprobatę i poklask; wielu „spośród różnych ludów, szczepów, języków i narodów” ogląda – z uciechą – ich zwłoki. Cieszy ich to do tego stopnia, że z tej okazji – jak w jakieś święto – przekazują sobie nawzajem podarki. Dlaczego? „bo ci dwaj prorocy mieszkańcom ziemi zadali katuszy” – pisze Jan. Nie chodzi oczywiście o jakieś katusze fizyczne. Raczej o fakt, że zakłócili ludziom ich święty spokój, że byli wyrzutem sumienia. Teraz w końcu ich nie ma. Można żyć nie przejmując się tym, o czym świadczyli; wszystko wróciło do starej, „dobrej” (choć oczywiście złej) normy.
W świecie zepsucia
Pozostaje odpowiedzieć na pytanie: gdzie? Gdzie będą leżeć owe zwłoki Dwóch Świadków (męczenników z powodu Chrystusa)? Jan pisze: „na placu wielkiego miasta, które duchowo zwie się: Sodoma i Egipt, gdzie także ukrzyżowano ich Pana”. Duchowo. Niekonieczne chodzi więc o konkretne miejsca. Co zresztą byłoby mało sensowne, bo Egipt nie jest przecież miastem, a całą krainą. Chodzi o miejsca duchowo spokrewnione z tymi, które wymienia Jan. Komentatorzy widzą tu albo całe zepsute Imperium Rzymskie albo wręcz cały – także zepsuty – świat. I pewnie mają rację. Dlaczego jednak Jan wymienia te akurat, a nie inne trzy miejsca? Może warto pokusić się o zobaczenie, jakie konkretnie „rodzaje zepsucia” akcentuje tu święty Jan?
Sodoma – wiadomo – to miasto znane ze Starego Testamentu, zniszczone wraz z Gomorą przez Boga za nieprawości, które się tam dokonywały. Ich ukonkretnieniem było pragnienie dokonania przez jego mieszkańców homoseksualnego gwałtu na Bożych wysłannikach (Rdz 19). Widzieć więc można tu chyba symbol świata pogrążonego w seksualnym rozpasaniu. Egipt z kolei to państwo, które najpierw gościnnie przyjęło potomków Abrahama (Izraela, czyli Jakuba i jego synów), a potem zrobiło z nich niewolników. Ucisk ten był do tego stopnia bezwzględny, że (w pewnym momencie chyba tylko) posunięto się nawet do mordowania dzieci Izraela. I nie zelżał ów ucisk mimo kolejnych zsyłanych przez Mojżesza na ten kraj plag (Wj 10). Egipt jawi się w tym kontekście jako symbol społecznej niesprawiedliwości, za nic mającej sobie nawet Boże upominanie.
A miasto „gdzie także ukrzyżowano ich – Dwóch Świadków – Pana”? To oczywiście Jerozolima. W kontekście tego, co wydarzyło się tam z Jezusem Chrystusem można chyba powiedzieć, że w tym miejscu Apokalipsy miasto to jest symbolem odrzucenia Boga; sprzeciwu wobec Jego planów, budowania religijności, stosunków społecznych i hierarchii wartości po swojemu.
Rozwiązłość, niesprawiedliwość społeczna, odrzucenie Boga. To bliższa charakterystyka świata, który cieszy się ze śmierci Świadków Jezusa Chrystusa...
A po krótkim czasie....
W dalszej części swojej wizji Jan widzi zwycięstwo zabitych wcześniej Dwóch Świadków. Widzi ich pójście śladem Chrystusa – zmartwychwstanie oraz wstąpienie do nieba. Jawne dla ich wrogów.
A po trzech i pół dniach
duch życia z Boga w nich wstąpił
i stanęli na nogi.
A wielki strach padł na tych, co ich oglądali.
Posłyszeli oni donośny głos z nieba do nich mówiący:
«Wstąpcie tutaj!»
I w obłoku wstąpili do nieba,
a ich wrogowie ich zobaczyli.
Scena rozpoczyna się po „trzech i pół” dnia. Połowa siódemki, połowa doskonałości. A że nie chodzi o lata czy nawet miesiące, ale tylko dni – mamy symboliczne przedstawienie czasu stosunkowo krótkiego. Zabici zostają na powrót przez Boga ożywieni. Potem w obłoku wstępują do nieba. Co w tych, którzy ich oglądali – gdy jeszcze byli zabici – budzi zrozumiały strach. System pseudowartości, którego dotąd się trzymali i z powodu którego przyklaskiwali zabijaniu tych, którzy świadczyli o Chrystusie, mocno się zachwiał. Okazało się, że jest Bóg; ktoś kto mocen jest swoich wyrwać nawet ze szponów śmierci. I zabrać ich do nieba, istnienie którego szydercy owi dotąd kwestionowali. Mocne zderzenie dotychczasowych przekonań z rzeczywistością.
Czy chodzi tu – znów zapytajmy – o konkretne dwie osoby, które Bóg na oczach niedowiarków wskrzesi i zabierze do nieba? Tak to wygląda. Ale chyba możemy jednak ciągle trzymać się tego, że owi Dwaj Świadkowie to apostolski Kościół. W takim wypadku scena ta jest obrazem triumfującego Kościoła męczenników: on ciągle się odnawia, ciągle żyje. Jak powie później Tertulian, krew męczenników staje się zasiewem coraz to nowych chrześcijan. Właśnie to jest owym zwycięstwem męczenników. Oni ufali; ufali, że choć dla Chrystusa stracą życie, zostaną wskrzeszeni i pójdą do nieba. A patrzący na nich zaczynają dostrzegać, że faktycznie musi tak być, bo przecież niemożliwe, by aż tylu chrześcijan, mimo groźby śmierci, decydowało się trwać przy tym swoim Chrystusie. Ta scena rozgrywa się nie raz, w jakimś jednym miejscu i jednym momencie historii, ale ciągle, w różnych zakątkach świata i różnych okresach ludzkich dziejów. Ciągle świadectwo chrześcijan oddających dla Chrystusa życie staje się zwycięstwem skutkującym rodzenie się nowych chrześcijan.
I tak możemy też rozumieć dalszą część tej wizji. Czytamy:
W owej godzinie nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi
i runęła dziesiąta część miasta,
i skutkiem trzęsienia ziemi zginęło siedem tysięcy osób
A pozostali ulegli przerażeniu
i oddali chwałę Bogu nieba.
Trzęsienie ziemi? Runięcie dziesiątej części miasta? Śmierć siedmiu tysięcy ludzi? Brzmi jak opis konkretnej katastrofy. I można tak właśnie, jako zapowiedź jakichś konkretnych wydarzeń, cały ten ustęp czytać. Ale pamiętajmy: trzęsienie ziemi to w Biblii często znak objawiania się Boga. Tak jest na Synaju, tak jest na Golgocie. Owo oddanie przez Dwóch Świadków życia dla Chrystusa – ciągle nowych Dwóch Świadków, ciągle kolejnych – jest dla tych, którzy dotąd odrzucali autorytet Boga swoistym wstrząsem; momentem, w którym Bóg zaczyna dotykać ich serc, jakoś ich zaczyna przemieniać. Ulega zniszczeniu dziesiąta część miasta? Pamiętajmy, że to miasto ma duchowe imię Sodoma, Egipt i Jerozolima. To ten właśnie świat – dziesiąta jego część – wskutek wstrząsu, jakim jest świadectwo chrześcijan gotowych dla swojej wiary pójść na śmierć, ulega zniszczeniu. Są i tacy – symboliczne siedem tysięcy osób – którzy trwają przy swoim i idą na zagładę. Ale reszta, przerażona, także nieprzejednaną postawą owych symbolicznych siedmiu tysięcy, nawraca się; oddaje chwałę Bogu.
Tak należy ten fragment rozumieć? Przekonany jestem, że tak znacznie lepiej, niż doszukiwać się spełnienia tej zapowiedzi w konkretnym wydarzeniu przeszłości czy teraźniejszości albo i oczekiwać, że spełni się w przyszłości. To dzieje się ciągle...
Tak czy inaczej koniecznie trzeba zauważyć jeszcze jedno: scena ta pokazuje siłę chrześcijańskiego świadectwa; takiego, które dla Chrystusa oddaje życie. Plagi, tak plastycznie przedstawione w poprzednich rozdziałach Apokalipsy, nie powodowały nawróceń. Przynajmniej nie na większą skalę. Śmierć dla Chrystusa, choć początkowo odbierana jest jako klęska, w niedługim czasie staje się tym, przez co Bóg porusza ludzkie serca. I skłania ludzi do oddania Mu chwały. Gdy próbujemy to odnieść do Kościoła dziś...
Po pierwsze, po drugie i po trzecie: świadectwo
Nie, nie chodzi chyba o to, by szukać dziś męczeństwa. Raczej o to, by być świadkami gotowymi dla Chrystusa na wyrzeczenia, a nawet na śmierć. Bo właśnie takie świadectwo sprawia, że ci, którzy cieszyli się z różnych szykan spotykających chrześcijan, zaczynają się zmieniać. Mocne, prawda? Przecież do dokładna odwrotność tego, co proponują dziś tzw. liberalni chrześcijanie: nie mówmy o wymaganiach, nie straszmy piekłem, to ludzie może przyjdą do Kościoła. I najgorsze w tym niby świadectwie: także sobie samym nie stawiajmy znów takich wysokich wymagań; bądźmy chrześcijanami nowoczesnymi, przecież mamy XXI wiek...
Cała zresztą ta scena wydaje się bardzo aktualna. Zadajemy dziś sobie na przykład pytanie dlaczego, choć wcześniej tak dobrze szło – jak z początku owym Dwom Świadkom – a piekło zdawało się odnosić przegrywać, nagle wszystko się zmieniło: dawna moc gdzieś zniknęła, sukcesy się skończyły, klęska przychodzi za klęską... Co robimy źle? Być może nic takiego, czego źle nie robilibyśmy wcześniej. Ale dziś przyszedł czas, gdy „nasze świadectwo się dopełniło”; teraz czas na chwilowe zwycięstwo mocy zła. By niebawem – za trzy i pół dnia – tym większe okazało się zwycięstwo Boga... Tak, Dwóch Świadków, apostolski Kościół, też czasem przegrywa. Nie dlatego, że popełnia jakieś większe niż zwykle błędy, nie dlatego, że Bóg odrzucił, zapomniał albo jest na moce zła zbyt słaby. Po prostu taka jest na tę czy inną chwilę Jego wola.
A ta Bestia wychodząca z Czeluści? Czyż nie jest przypomnieniem, że nie walczymy dziś – jak to napisał święty Paweł – „przeciw krwi i ciału – czyli przeciw własnej słabej cielesności albo przeciw innym ludziom – lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich”? (Ef 6,12) Czy nie to właśnie zobaczyliśmy, gdy parę lat temu na ulice naszych miast wyszły czarne marsze? Czy tak wielką, a irracjonalną nienawiść wobec życia, wobec wyznawców Chrystusa i wszystkiego, co z nimi się kojarzy, da się wytłumaczyć czysto ludzkim gniewem?
A ta przedstawiona w tej apokaliptycznej scenie charakterystyka miasta, na placu którego leżą zabici Dwaj Świadkowie niczego nie przypomina? Sodoma, Egipt, Jerozolima. Seksualna rozwiązłość, nieczuła na ludzkie krzywdy i niepohamowana w apetycie konsumowania więcej i więcej niesprawiedliwość społeczna, a w końcu to odrzucenie Boga i tworzenie religii wedle własnego pomysłu: czyż to nie nasz świat, świat trzeciej dekady XXI wieku? Dziś świat też cieszy się, gdy chrześcijanie są prześladowani. Uważa, że się nam należy. Bo przecież jesteśmy śmierdzącymi wrzodami na zdrowym ciele światłego, nowoczesnego społeczeństwa. Bo – tego nie przyznają tak łatwo – ciągle przez swoje świadectwo jesteśmy wyrzutem sumienia. Dlatego ten świat się cieszy, gdy chrześcijanom się obrywa. Nie ma znaczenia, czy za grzechy prawdziwe czy wymyślone...
Świadomi tego opisanego przez Jana scenariusza możemy mieć nadzieję, że już wkrótce Bóg sprawi, iż zostaniemy wywyższeni. Tylko dlaczego zamiast wiernie trwać przy Chrystusie – bo to właśnie nasze świadectwo zdaje się być źródłem nawrócenia świata – część ludzi Kościoła uważa, że lekarstwem na niewiarę jest obniżanie wymagań? I to mimo złych w tym względzie doświadczeń innych wspólnot chrześcijańskich?
Naprawdę warto dziś czytać Apokalipsę...